Emocji z pewnością nie zabraknie. Biało-Zielonych w ostatni weekend czekał teoretycznie jeden z najłatwiejszych meczów wyjazdowych. Piłkarze Lechii pojechali na spotkanie z zespołem z samego końca tabeli i znów, podobnie jak z Łomży, nie przywieźli trzech "oczek", choć na papierze znowu wydawało się to prawie pewne. Kolejny raz jednak potwierdziła się nieprzewidywalność II ligi, a także to, jak szeroką kadrę trzeba posiadać, aby wygrywać na zapleczu ekstraklasy wszystkie mecze grając co trzy dni.
Wróćmy jednak do znacznie przyjemniejszego wydarzenia ostatniego tygodnia - środowego meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Piłkarze uraczyli nas wówczas chyba najlepszym wiosennym meczem przy Traugutta. Goście z samego południa Polski postawili trudne warunki, a także sami próbowali atakować. Na pewno pomagała im w tym także nietypowa gra obronna Biało-Zielonych, której kwintesencją były akcje bielszczan w samej końcówce - od bramki na 4-2 i późniejsze.
Swój udział przy straconym golu miał także przyszły reprezentant Polski - bo w takiej roli już teraz widzi go spora część popadających ze skrajności w skrajność fanów Lechii - Hubert Wołąkiewicz. Defensor, który potrafił zagrać 16 ligowych meczów z trzema żółtymi kartkami na koncie, wiedząc, że każdy kolejny kartonik spowoduje jednomeczową pauzę, w końcu zmuszony został odbyć przymusową absencję. Ta ewidentnie mu zaszkodziła, gdyż Hubert zagrał "elektrycznie" i rozegrał chyba swój najsłabszy mecz w Lechii. Całe szczęście, że tak, jak jesienią Lechię napędzał w głównej mierze Andrzej Rybski, tak teraz rolę tę przejął Paweł Buzała. Zdobywając dwie bramki i zaliczając jedną asystę, walnie przyczynił się do zdobycia przez Biało-Zielonych kompletu punktów w meczu z Podbeskidziem.
Trzy spotkania przed konfrontacją z Pelikanem, Lechia mierzyła się z ŁKS-em Łomża. Kto widział to spotkanie, ten chyba nie ma wątpliwości, że gospodarze wygrali z Biało-Zielonymi zasłużenie. Ale łomżanie nie zostali zwycięzcami dzięki umiejętnościom taktyczno-technicznym, ale dzięki jednemu - wydawałoby się jakże oczywistemu w sporcie czynnikowi - ambicji. Tej ostatniej zabrakło gdańszczanom, którzy zostali za to srogo ukarani. Można było jedynie spierać się czy i jakie wnioski wyciągną z tej lekcji piłkarze lidera II ligi, a także pocieszać się, że taki zimny prysznic może pozytywnie podziałać i obudzić zawodników, którzy po paru zwycięstwach poczuli się zbyt mocni. Czy tak rzeczywiście było, pokazał zremisowany mecz z Pelikanem, po którym czytaliśmy wypowiedzi piłkarzy jak to lider pokazał charakter, bo grał do końca z ostatnim zespołem w tabeli (kolejna oczywista oczywistość - zawsze powinno się grać do końca) czy trenera, który cieszył się, że jego zespół się scala (być może w I lidze okoliczności uzyskania remisu w Łowiczu okażą się zbawienne, ale przecież najpierw trzeba do owej ekstraklasy awansować, a bez masowego zdobywania punktów i przy tylu zespołach mających podobne aspiracje, będzie o to ciężko).
Po ostatnich dwóch spotkaniach Lechii jej fani mają z pewnością mieszane uczucia. Z jednej strony gdańszczanie pewnie ograli jedną z rewelacji rundy wiosennej, a z drugiej - przy pierwszej okazji częściowo zmarnowali swój wysiłek remisując z ostatnim w tabeli Pelikanem. Co jeszcze można powiedzieć po wyczynach Biało-Zielonych z ostatniego tygodnia?
- Na przykładzie meczu z Pelikanem kolejny raz przekonaliśmy się o filozofii polskich ligowców. Między bajki można włożyć zapewnienia piłkarzy Lechii o odpowiedniej motywacji i szanowaniu rywala. Żadnym usprawiedliwieniem remisu nie może być fakt, że mecz rozgrywany był trzy dni po konfrontacji z Podbeskidziem. Pelikan również rozgrywa swoje spotkania w tych samych terminach i ilości, co Lechia.
- Lechia jeszcze nigdy nie była takim faworytem na wyjeździe, jeśli chodzi o kursy u bukmacherów. Na wygraną Biało-Zielonych firma STS wystawiła współczynnik 1.75. Jak widać, nawet bukmacherzy się pomylili.
- Po raz kolejny okazało się, że Biało-Zieloni ciężko radzą sobie na wyjazdach z zespołami z dolnej części tabeli. Z wyjazdów do Łowicza, Turku, Poznania i Łomży, czyli obecnie najsłabszych II-ligowców, gdańszczanie przywieźli tylko 4 punkty na 12 możliwych.
- Na szczęście gdańszczanie wciąż zajmują pierwsza pozycję w tabeli i walka o awans trwa nadal i widząc, jak o odpowiednią dozę emocji dbają nasi piłkarze, potrwa pewnie do samego końca rozgrywek. Pozostaje tylko liczyć, że uczciwej zabawy nie zepsuje PZPN np. odejmując punkty za rzekomy rasizm na Lechii. Tego rozwiązania, przynajmniej na razie, nie biorą pod uwagę piłkarze Lechii. - Nie myślimy o tym, to odległa sprawa. Najlepszym rozwiązaniem będzie o tym zapomnieć i wygrywać mecze. My, piłkarze, nie mamy decydującego głosu w tej sprawie. Na boisku staramy się robić wszystko, aby było dobrze - zapewnia Paweł Buzała.
- Cieszy, że kibice na stadionie też rozumieją powagę sytuacji. Świadczy o tym sytuacja z meczu z Podbeskidziem, podczas którego została rzucona z trybun butelka czy inny przedmiot, a kibice od razu zareagowali i wyprowadzili tego kibica. To jest budujące, bo widać, że fani chcą, aby na stadionie było jak najlepiej, aby nie było rasizmu czy innych tego typu wydarzeń. Nasi kibice zdają sobie sprawę, że z tego typu zachować mogą wyniknąć tylko kłopoty - i dla nas, i dla klubu, bo to fani są głównymi sponsorami klubu, gdyż to oni płacą za bilety. Każdy musi zrobić sobie rachunek sumienia, bo tylko tak możemy osiągnąć cel - nie ukrywa były piłkarz Lecha Poznań, którego...
- ... zabrakło w Łowiczu i Lechia od razu straciła punkty. "Buzi" jest najskuteczniejszym wiosennym strzelcem Biało-Zielonych i pozostaje tylko mieć nadzieje, że wróci już na mecz z Kmitą Zabierzów. Kolejne spotkanie, którym choć na chwilę pozwoli zapomnieć o nieporozumieniu w Łowiczu.
- Drugi mecz z kolei tracimy dwie bramki. Wcześniej w dwóch spotkaniach z rzędu obrona Lechii pomyliła się po jednym razie. Dopiero pięć meczów temu zdarzyło się Biało-Zielonym zagrać na zero z tyłu. Jak widać, obrona Lechii jest dość mało skuteczna, zważywszy na to, ile konfiguracji, zwłaszcza w środku defensywy, ma do wyboru trener Kubicki. Dopiero 8. w tabeli płocka Wisła straciła więcej goli od lidera. Cieszyć może jednak to, że z kolei tylko gdyńska Arka strzeliła w rozgrywkach więcej goli. Szkoda, że Biało-Zielonym nie udaje się za każdym razem zdobyć o tę jedną bramkę więcej od rywala.
- Jedynymi meczami w rundzie wiosennej, w których Lechia wygrywała od początku do końca, były spotkania z Motorem, Jastrzębiem i Wisłą Płock. W pozostałych lider z Gdańska musiał odrabiać straty, bądź starać się znowu wyjść na prowadzenie.
- Uwielbiany przez kibiców Andrzej Rybski przez całą wiosnę nie rozegrał jeszcze żadnego spotkania w pełnym wymiarze czasu. Albo nie ma go w wyjściowym składzie, albo zostaje zmieniony przed końcowym gwizdkiem. Za to pewniakiem jest Maciej Rogalski, który w tej rundzie spisuje się blado, również słabo zagrał przeciwko Podbeskidziu, a na wiosnę gra we wszystkich meczach po 90 minut. Dobrze, że nadrabia to asystami i zdobywanymi bramkami. Z kolei szkoda, że ewidentnie nie ma na swojej pozycji żadnej konkurencji.