Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 152 (17/2008)

20 maja 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

PAWEŁ KAPSA DLA LECHIA.GDA.PL

Zaistnieć na polskiej scenie

"W każdym klubie, w którym grałem, zostawiłem jakąś część siebie, do każdego czuję pewien sentyment. W Gdańsku podpisałem długi kontrakt, który mam nadzieję w pełni zrealizować i swoją postawą na boisku pokazać, że zasługuję na miano piłkarza Lechii. Bo gra w tak renomowanym klubie jest dla mnie dużym wyróżnieniem" - mówi dla lechia.gda.pl Paweł Kapsa, 25-letni golkiper Biało-Zielonych.

KAROL SZELOŻYŃSKI
Gdańsk

Nie będzie powodów do narzekań

Lechia zajmuje pierwszą lokatę w tabeli na 3 kolejki przed końcem rozgrywek (rozmawialiśmy w piątek po treningu Biało-Zielonych - przyp. red.). Czy spodziewałeś się, że osiągniecie taki rezultat, kiedy przygotowywaliście się do rozgrywek, a potem nie najlepiej w nich wystartowaliście?

Paweł Kapsa: Przychodząc do Gdańska wiedziałem, że jest tu niezły zespół, że tworzy się ciekawy klimat do piłki. Miałem kilka innych ofert, które rozpatrywałem pod różnymi kątami i wybrałem tę z Lechii, która naprawdę nie była najlepsza finansowo. Przeważyło m.in. to, że jest tu budowana ciekawa drużyna. Z przebiegu tego sezonu nie żałuję swojej decyzji, bo wybrałem rozsądnie. Źle zaczęliśmy rozgrywki, ale liczy się to jak się kończy, a nie jak się zaczyna. Od paru kolejek zajmujemy pierwszą lokatę w tabeli i myślę, że do końca nikt nam jej nie odbierze. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy.

- Nie ukrywam jednak, że po pierwszych kilku spotkaniach tego sezonu myślałem, że popełniłem błąd przychodząc do Lechii. Zaczynałem mieć wątpliwości, bo nie udawało się nam wygrywać na wyjazdach, co jeszcze nie jest najgorsze, ale traciliśmy głupio punkty u siebie. I atmosfera w szatni nie była najlepsza, i atmosfera wokół klubu i drużyny zaczynała gęstnieć, ale na szczęście udało się wyjść z tego kryzysu i jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Czy masz zagwarantowane w kontrakcie, że po awansie do I ligi twoje zarobki automatycznie wzrosną?

- Nie chciałbym rozmawiać o pieniądzach. Gdyby mi na nich aż tak zależało, to zdecydowałbym się na lepszą finansowo ofertę, a miałem takie. Mówię to szczerze i z pełną odpowiedzialnością. Grałem w I lidze, znam jej smak, ale od kilku lat gram na zapleczu ekstraklasy, a bardzo chciałem wrócić na najwyższy szczebel. Spośród ofert od pierwszoligowców, którzy mieli walczyć o utrzymanie i różnych II-ligowców, wydawało mi się, że Lechia zagwarantuje mi to, że w niedługiej przyszłości będę w stanie wrócić do ekstraklasy. A o pieniądzach nie chcę rozmawiać, bo dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Na pewno na awansie finansowo nie stracę.

Policzyłem, że na 24 występy w Lechii, tylko 6 razy udało ci się nie wpuścić piłki do siatki. To chyba niewiele zważywszy na to, że grasz w zespole lidera II ligi?

- Na zachowanie czystego konta składa się wiele czynników. Z drugiej strony jednak w 1/4 spotkań broniłem "na zero". Dodatkowo nie zdarzały mi się też takie mecze, że "dostawałem" cztery czy trzy gole. Wiadomo, że chciałbym w każdym meczu grać "na zero", ale nie zawsze się to udaje. Czasami komuś wyjdzie strzał, "dostanie" się bramkę, czasami cały mecz jestem bezrobotny, czasami mam trochę więcej pracy. Ale czyste konto nie jest najważniejsze. Liczy się to, abyśmy zawsze zdobywali w meczu o jedną bramkę więcej od rywala, a ja żebym swoją postawą drużynie pomógł, a nie przeszkodził.

Mateusz Bąk wyznaje trochę inną zasadę. "Bączek" powiedział nam kiedyś, że woli, gdy Lechia wygrywa 1-0, a nie np. 3-1, bo jednak woli zachować czyste konto.

- Wiadomo, że każdy bramkarz dąży do tego, aby obronić wszystkie strzały, wszystkie piłki, które lecą w jego kierunku, ale nie zawsze jest to możliwe. Wiem, że dużo pracy jest jeszcze przede mną, wiele elementów wymaga poprawy, wiele jest błędów do wyeliminowania. Ale myślę, że jeśli skończymy sezon na 1. miejscu, to nie będzie powodów do narzekań. Zawsze jest to mistrzostwo, nieważne której ligi.

Czy któreś ze spotkań, które rozegrałeś w Lechii, nazwałbyś wielkim meczem w swoim wykonaniu? Czy za taki mecz można uznać spotkanie pucharowe z Górnikiem, kiedy obroniłeś decydujący o awansie Lechii rzut karny?

- Myślę, że nie miałem jakiegoś wielkiego występu. Kilka razy zdarzyło mi się pomóc kolegom, ale także kilka razy oni pomogli mnie. Tworzymy dobry i zgrany zespół, koledzy z bloku defensywnego także nie śpią i również bardzo dobrze grają w defensywie. I w tym upatrywałbym głównych powodów, że nie miałem takich spotkań, w których przeciwnik oblegałby naszą bramkę non stop. Mam jednak nadzieję, że tych wielkich spotkań, które przyjdzie grać Lechii, nie opuszczę i uda mi się zagrać, i dobrze pobronić w ekstraklasie, w meczach z topowymi drużynami w kraju.

Z kolei opuszczenia któregoś meczu żałujesz najbardziej? Nie zagrałeś choćby w spotkaniu PP w Gdańsku z Legią Warszawa.

- Nie zagrałem, to była decyzja trenera, bo teoretycznie mogłem w tym spotkaniu wystąpić. Jednak miałem pauzować w następnej kolejce ligowej za czerwoną kartkę i szkoleniowiec wolał dać pograć Dominikowi Sobańskiemu. Trochę na pewno żałuję, ale przynajmniej zagrałem w Warszawie.

Nie rozpamiętywać błędów

W bieżącym sezonie zostałeś dwukrotnie ukarany czerwonymi kartonikami. O ile kartka w Gdyni była ewidentna, o tyle ta w Opolu zdecydowanie mniej.

- Ja do tej pory twierdzę, że w Opolu sędzia postąpił trochę pochopnie. Oglądając mecze w telewizji, widziałem wiele innych, gorszych zagrań bramkarzy, ewidentnie faulujących. Tymczasem napastnik Odry wypuścił sobie piłkę za daleko, nie miał żadnych szans do niej dojść i wpadł na mnie. Zresztą na powtórkach było widać, że jeśli jakiś kontakt między nami był, to on zahaczał o moje nogi, a nie ja go faulowałem. Ale sędzia dał czerwoną kartkę, trudno. Najważniejsze, że zespół się podniósł, wygrał, i moje zejście z boiska nie odbiła się w żaden sposób na drużynie. Co innego byłoby, gdybyśmy dziś mieli o trzy punkty mniej. A tak, zapomnieliśmy o tej kartce zupełnie.

- Na pewno nad tym elementem muszę popracować i się poprawić, bo w życiu dostałem łącznie chyba trzy czerwone kartki. Pierwszą kiedyś, ileś lat temu, a w tym sezonie dwie. Nie wiem z czego to wynika, ale mam nadzieję, że więcej czerwonych kartek oglądał nie będę. Wierzę, że swój limit kartek tego koloru wykorzystałem całkowicie do końca swojej przygody z piłką.

Jaką ty sam podjąłbyś decyzję na miejscu sędziego, gdybyś znalazł się w podobnej sytuacji jak w Opolu?

- Na pewno puściłbym grę dalej, ale jeśli bym już karał, to sądzę, że podyktowanie rzutu karnego byłoby wystarczającą karą dla zespołu. A już maksymalną reprymendą mogła być jeszcze dodatkowo żółta kartka dla bramkarza.

Czy występ w Opolu był twoim najkrótszym w karierze?

- Tak. Dziesięciu minut w meczu ligowym jeszcze nie grałem, bo czerwoną kartki dostałem w życiu jeszcze tylko dwie, a na końcówki spotkań nie zdarzało mi się wchodzić.

Czy gdybyś miał po raz drugi znaleźć się dokładnie w takich sytuacjach, w jakich zostałeś ukarany kartkami, zachowałbyś się tak samo?

- W Opolu może nie zdecydowałbym się rzucać tylko bym stał, aby nie dawać sędziemu pretekstu do podjęcia decyzji o faulu.

- Natomiast w Gdyni na pewno mogłem się zachować inaczej, na przykład zostać w bramce. Ale jeśli już zdecydowałem się wyjść to uważam, że postąpiłem słusznie łapiąc futbolówkę poza polem karnym. Gdybym dzisiaj miał do wyboru puścić piłkę, aby zawodnik Arki strzelił do pustej bramki albo złapać futbolówkę, to wybrałbym to drugie. Zresztą ostatnio była podobna sytuacja w meczu Polonia - Śląsk. Uważam, że gdyby wtedy bramkarz wrocławian złapał piłkę poza polem karnym, to dostałby wprawdzie "czerwień", ale jego zespół miał jeszcze w zanadrzu zmianę, a Polonia miałaby tylko rzut wolny. Wtedy Śląsk zapewne zremisowałby 0-0, a nie przegrał 0-1.

- Czas na reakcję bramkarza w takich sytuacjach zawsze jest krótki. Sądzę jednak, że nie ma sensu rozpamiętywać popełnionych przeze mnie błędów, a trzeba się skupić na pozytywnych aspektach mojej gry w Lechii, bo tych jest więcej.

Czy zgodzisz się z tym, że wykonując zawód bramkarza stawiasz przede wszystkim na efektywność, skuteczność interwencji, a nie na ich efektowność, co często czynił choćby Mateusz Bąk? Ten ostatni lubił nieraz wykonać jakąś paradę "pod publiczkę".

- Dużo zależy w tej kwestii od charakteru bramkarza oraz od strzału, jaki leci w światło bramki. Jednak ja rzeczywiście jestem bardziej efektywnym bramkarzem niż efektownym. Staram się przede wszystkim skupić na skutecznej obronie strzału. Trenerzy zawsze uczyli mnie, że jeśli mogę złapać piłkę, to niekoniecznie muszę ją wybijać, a samemu gdzieś "lecieć". Wiadomo, że wtedy często powoduje się rzut rożny, a to kolejne zagrożenie bramki i korzyść dla przeciwnika. Staram się jak najczęściej łapać piłki. Może nie wygląda to efektownie, ale przynosi to wymierną korzyść dla drużyny.

Z którym i czy w ogóle masz taki duet środkowych obrońców, bądź całe ustawienie linii defensywnej, z którymi czujesz się jako bramkarz najpewniej?

- Z każdym z chłopaków, z którym miałem okazję występować, grało mi się dobrze. Widać, że tak rzeczywiście jest, bo grając etatowym środkiem obrony - Hubertem i "Mankiem" - wyglądało to dobrze, a ostatnio wskoczył Tomek Midzierski i na pewno nie pogorszył jakości gry defensywnej. Pamiętajmy też, że i Bartek Jurkowski gdzieś tam wskoczył do składu i również pomógł. Skład jest bardzo wyrównany i obojętnie, który z kolegów gra, to robi to dobrze, a i ja chwalę sobie współpracę z każdym z nich.

Mateusz Bąk prawdopodobnie nie przedłuży kontraktu z Lechią. Co to dla ciebie oznacza?

- Jeśli Mateusz nie przedłuży umowy, to może oznaczać tylko tyle, że przyjdzie inny bramkarz, który będzie z nami rywalizował. Tak mi się wydaje, bo nie jestem w Lechii od polityki kadrowej. Osobiście muszę się skupić na swojej grze, na swoich dobrych występach. Martwię się o siebie, o to, żebym ja "wyglądał" jak najlepiej. Nie interesują mnie sprawy pozaboiskowe i kontraktowe innych kolegów. Decyzja należy do Mateusza, ale jeśli nie podpisze nowego kontraktu, to przyjdzie ktoś inny, z taką samą ochotą do gry, i z nim również trzeba będzie rywalizować. Także nic wielkiego się nie zmieni.

Osobiście wolisz mieć spokojne i pewne miejsce w składzie, jak choćby Mariusz Pawełek w Wiśle, który nie musi się obawiać, że po jednym błędzie siądzie na ławce, czy jednak mocny konkurent pozytywnie wpływa na twoją grę?

- Jedna i druga opcja ma swoje pozytywne aspekty. Mi nie robi to wielkiej różnicy, ale wiadomo, że chciałbym mieć sprawy w swoich rękach. Najważniejsze dla bramkarza jest to, aby zacząć sezon w bramce, żeby od niego zależało czy trener w ogóle zastanowi się nad zmianą na tej pozycji, czy nie. W takiej sytuacji samemu rozdaje się karty.

Czy miałeś kiedyś w jakimś klubie lepszego bądź równego bramkarza, z którym musiałeś konkurować, niż ma to miejsce w Gdańsku? Przynajmniej w okresie, w którym zdrowy był także Mateusz Bąk.

- W Lechii gra trzech bardzo wyrównanych bramkarzy. Cieszę się, że trener postawił na mnie i mam nadzieję, że go nie zawiodłem. Jednak dzisiaj w każdym klubie jest duża rywalizacja. Grając w Płocku walczyłem o miejsce w bramce z Jakubem Wierzchowskim. Myślę, że w Polsce to dość znane nazwisko. W Ostrowcu rywalizowałem z Andrzejem Olszewskim, który grał później w Jagiellonii, a niedawno przeszedł do Śląska. Tam miał na początku niewypał, ale to również jest niezły golkiper. W Widzewie rywalizowałem z Borisem Peskowiciem i Adamem Piekutowskim.

- W każdym klubie był nie jeden, ale czasem dwóch czy nawet trzech bramkarzy, z którymi trzeba było podjąć walkę o miejsce w jedenastce. Rywalizacja nie jest czymś, czego bym się obawiał. Trzeba podejść do niej zdrowo, a wtedy przynosi wymierne efekty.

Naganne zachowanie

W swoim piłkarskim CV masz sukcesy w postaci zdobycia wicemistrzostwa Europy U-16 w 99 r. oraz mistrzostwa Europy U-18 wywalczonego dwa lata później.

- Zdarzyło się coś takiego w mojej przygodzie z piłką. Mam nadzieję, że nie są to ostatnie sukcesy. Kolejne chciałbym osiągać już grając w Lechii, bo mój kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa następne sezony. Mam nadzieję, że będzie mi to dane. Przede wszystkim dorosłem już do tego, aby się skupić i sądzę, że jestem na tyle dojrzałym bramkarzem, żeby spokojnie jakieś sukcesy odniósł nie tylko w kadrze juniorskiej, ale również i w seniorskiej.

Jak wspominasz te imprezy? Co dał tobie, młodemu wówczas chłopakowi, udział w tych turniejach?

- To była fajna przygoda, która jednak nie ukształtowała mnie do piłki seniorskiej. To było tylko świetne przeżycie na etapie juniorskim. Jednak na pewno jest się czym pochwalić i co mile wspominać. Każdy potwierdzi, że juniorski futbol rządzi się swoimi prawami i daleko mu do tego w wykonaniu seniorskim. Jest to po prostu inna piłka.

Czy do kompletu nie brakuje jeszcze przynajmniej jakiegoś sukcesu w kategorii U-21?

- W kadrze U-21 grałem, a dokładniej była to kadra olimpijska, a więc do 23 lat. Odpadliśmy z Białorusią w barażu eliminacji do mistrzostw Europy do olimpiady. Zremisowaliśmy 1-1 na wyjeździe. Wcześniej jednak wyszliśmy z grupy z pierwszego miejsca, a więc jakiś sukces był. Grałem tam, więc nie mogę powiedzieć, że nie miałem w tym zespole żadnych epizodów. Większego sukcesu z pewnością brakuje, ale mam nadzieję, że jakiś osiągnę grając w Lechii.

Czy mając 25 lat uważasz, że w pełni wykorzystałeś swój talent? Czy mogłeś podjąć jakąś inną decyzję, być dzisiaj wyżej?

- Można było być wyżej, ale można było też być niżej. Wiadomo, że można było grać w lepszej lidze, za większe pieniądze, ale gram w tej chwili w Lechii i staram się robić jak najlepiej to, co umiem. Mogłem trafić zdecydowanie gorzej i być dużo bardziej z tyłu. Na dzień dzisiejszy, mając 25 lat, nie jest najgorzej. Sądzę, że jeszcze 10 lat gry przede mną, trochę jeszcze zostało do zrobienia i mam nadzieję, że uda mi się doszusować do sukcesów, które mam nadzieję nie są za mną, a przede mną.

A patrzysz z jakąś zazdrością bądź podziwem na twojego kolegę z kadr juniorskich - Tomasza Kuszczaka, który dziś jest w zupełnie innym miejscu niż ty?

- Tomek doszedł do tego miejsca swoją pracą. Pokierował swoją karierą zupełnie inaczej, bo w wieku 16 lat wyjechał za granicę i tam szukał swojego klubu. Ja starałem się zaistnieć na polskiej scenie. Nie zawsze mi to wychodziło, ale nie ma co Tomkowi zazdrościć, a należy go podziwiać za to, co osiągnął i zrobił. Trzeba samemu zakasać rękawy i starać się w jakimś stopniu dorównać do niego i miejsca, w jakim się znajduje.

Pamiętasz zapewne, że podczas letniej prezentacji zespołu, która była twoją pierwszą prezentacją w nowym klubie, przy wywoływaniu twojej osoby, pojawiły się pojedyncze gwizdy.

- Na pewno nie było to przyjemne, ale wiedziałem, za co są te gwizdy. Spodziewałem się już wcześniej, że nie zostanę przyjęty przez kibiców owacyjnie za to, co zrobiłem grając barwach KSZO. Byłem wówczas dużo młodszy niż teraz. Dziś mam 25 lat, a to stało się jakieś trzy lata temu. Byłem jeszcze nieokrzesany i zareagowałem emocjonalnie na wyzwiska kibiców. Wiem, że tego typu sytuacje w moim wykonaniu nie mogą się już powtórzyć. Mam nadzieję, że swoją grą trochę się zrehabilitowałem oraz, że kibice powoli zapomną o tamtej sytuacji, dlatego nie ma co jej przypominać.

Z kolei podczas zimowej prezentacji zostałeś wywołany w parze z Mateuszem Bąkiem. Czy sądzisz, że była to umyślna decyzja organizatorów, aby zapobiec ewentualnym gwizdom?

- Nie mam pojęcia, nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Możliwe, że tak było biorąc pod uwagę, że Dominik Sobański został wywołany sam.

Według ciebie taka decyzja organizatorów prezentacji była konieczna?

- Nie wiem, sam jestem ciekaw jak zareagowaliby kibice. Dlatego mam nadzieję, że podczas kolejnej prezentacji zostanę już wywołany sam, obojętnie jaka byłaby reakcja fanów. Wtedy przekonam się czy moje naganne zachowanie zostało mi zapomniane. Mam nadzieję, że tak.

Jak układają się twoje relacje z kibicami? Zdarzają bądź zdarzały się jakieś nieprzyjemności?

- Nigdy nie spotkałem się z żadną nieprzyjemnością wobec mnie ze strony kibiców. Wręcz odwrotnie - spotykałem się z wyrazami sympatii z ich strony. Myślę, że odległe czasy nie mają żadnego wpływu na to, co jest teraz między mną a kibicami. Samemu również bardzo pozytywnie reaguję i na doping, i na zachowanie fanów wobec mnie.

Najlepszy prezent urodzinowy

Swego czasu otrzymałeś od kibiców szalik Lechii, którzy pytali czy chcesz go przyjąć i, czy będziesz go nosił oraz wieszał na siatce bramki. Jednak na najbliższym meczu po tym wydarzeniu, nie miałeś ze sobą szalika i zrobił się z tego głośny temat wśród kibiców.

- Temat zrobił się niepotrzebny, bo zawsze staram się wieszać szalik na siatce bramki. Ci, którzy jeżdżą na wyjazdy widzą, że szal, który otrzymałem od kibiców, wisi na właściwym miejscu. Można to też obejrzeć np. na kasetach z meczu. Zabrakło go chyba tylko raz, ale musiało to wynikać z jakiejś nerwowej sytuacji w szatni, może sędzia kazał nam za szybko wychodzić. W takiej sytuacji mogło mi się zdarzyć zapomnieć szalika, ale normalnie, gdy jest spokojnie, zawsze o nim pamiętam.

- Powiem jeszcze kibicom o sytuacji z meczu z Legią w Warszawie. Spotkanie prowadził sędzia pierwszoligowy, który powiedział mi, że wszedł jakiś przepis, który zabrania wieszania czegokolwiek na siatce bramki, żadnych ręczników czy szali. Nie wiem czy jest to prawda, bo później tego nie sprawdzałem. I dlatego mogłem szal tylko położyć w bramce, a nie zawiesić na siatce, gdyż zabronił tego arbiter. Podobnie bidon, który również nie może stać w bramce, a obok niej.

A sama sytuacja, w której otrzymałeś od fanów klubowy szal, była dla ciebie jakimś wyróżnieniem czy odebrałeś to jakoś inaczej?

- Na pewno byłem zadowolony, że kibice w Gdańsku zaczynają mnie akceptować. Przynajmniej tak to postrzegałem, mam nadzieję, że dobrze.

Z jakich powodów przyjąłeś od kibiców szal? Czujesz się już w jakiś sposób związany z Lechią czy miałeś inne powody?

- W każdym klubie, w którym grałem, zostawiłem jakąś część siebie, do każdego czuję pewien sentyment. W Gdańsku podpisałem długi kontrakt, który mam nadzieję w pełni zrealizować i swoją postawą na boisku pokazać, że zasługuję na miano piłkarza Lechii. Bo gra w tak renomowanym klubie jest dla mnie dużym wyróżnieniem.

W poprzednim wywiadzie dla naszego serwisu mówiłeś o tym, że wyznajesz zasadę małych kroków. Pierwszym z nich miało być wywalczenie sobie miejsca w składzie Lechii. To ci się udało. Wobec tego, jaki postawiłeś sobie kolejny cel?

- Po uzyskaniu miejsca w składzie, kolejnym celem było zadomowienie się w bramce na stałe, a nie tylko na kilka spotkań. Następnym jest awans do ekstraklasy, który jest już bardzo blisko. A po awansie? Zobaczymy jak się życie ułoży.

Czy ewentualna gra w barwach Lechii w ekstraklasie jest już spełnieniem ciebie, jako piłkarza? Czy masz jakieś inne cele, niekoniecznie związane z gdańskim klubem?

- Każdy człowiek musi mierzyć wysoko. Wiadomo, że jeśli już wywalczę miejsce w bramce Lechii w ekstraklasie, to nie zadowolę się tym, a będę mierzył jeszcze wyżej. A gdy osiągnę kolejny pułap, to będę celował w jeszcze ambitniejszy. Moja zasada małych kroków zakłada, że cały czas trzeba iść do przodu, nie można stać w miejscu.

Starasz się dostosowywać swoje cele do możliwości klubu czy raczej, jeśli stawiasz sobie wyższy cel, to zmieniasz drużynę na lepszą?

- Jestem bardzo zadowolony z tego, że jestem w Lechii, że jesteśmy na tym miejscu, na którym jesteśmy, bo spełniamy tym samym oczekiwania rzeszy kibiców. Nie jestem taki, że jeśli tylko w klubie coś mi nie pasuje, to zaraz zmieniam go na inny. Jestem naprawdę przywiązany do miejsca, w którym gram. Granie w Lechii nie jest tylko moją pracą, ale zostawiam w Gdańsku i w klubie kawałek siebie.

Myślałeś już nad numerem na bluzie, w jakiej będziesz występował w ekstraklasie? Na tym poziomie rozgrywek wybiera się go przynajmniej na jedną rundę.

- Nie ma dla mnie żadnego znaczenia czy gram z "1", z "25", "78" czy z "97". Kiedy dojdzie do jakiegoś wyboru numerów to założę to, co dostanę. Nie mam żadnej szczęśliwej liczby, ale jeśli kolegom to pomoże, to mogą sobie wziąć jakikolwiek numer. Ja wezmę pierwszy wolny i będę zadowolony.

Swoje 26. urodziny będziesz obchodził 24 lipca, a więc w okolicach inauguracji ekstraklasy, która ma ruszyć w dniach 25-27 tego miesiąca. Jaki chciałbyś otrzymać wówczas prezent urodzinowy?

- Nie można sobie wymarzyć lepszego prezentu niż wyjście w pierwszym składzie Lechii w inauguracyjnym meczu ekstraklasy. A gdyby dodatkowo udało się jeszcze wygrać, to niczego większego i lepszego nie można byłoby sobie wymarzyć.

Opinie (5)
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.241