lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 153 (18/2008)
27 maja 2008


PORAŻKA I ZWYCIĘSTWO, CZYLI DWA SUKCESY WIEŃCZĄCE SEZON

Awans w blasku chwały

Awans i mistrzostwo drugiej ligi wywalczone przez Lechię stały się faktem. Sezon 2007/2008 przechodzi do historii, lecz z pewnością pozostanie kibicom długo w pamięci, jako największy jak dotąd sukces Biało-Zielonych i kolejny przystanek w drodze lechistów na piłkarskie salony zapoczątkowanej w 2001 roku.

MATEUSZ JASZTAL
Wrocław, Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11943/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Lechia zakończyła sezon z dorobkiem 69 punktów, dzięki czemu powtórzyła ubiegłoroczny wyczyn Ruchu Chorzów i uzyskała najlepszy wynik od 2003 roku, kiedy do ekstraklasy awansował Górnik Polkowice, zdobywając 76 "oczek". Nad drugim w tabeli Śląskiem Wrocław Biało-Zieloni uzyskali 5 punktów przewagi i gdyby nawet anulować ujemne punkty klubom zamieszanym w korupcję, to i tak gdańszczanie pozostaliby niekwestionowanym liderem. Ten fakt tylko potwierdza, że awans lechistów nie był szczęśliwy, lecz zwyczajnie zasłużony.

Lechia na mundial!

Do dwóch ostatnich spotkań Lechia podchodziła już jako pierwszoligowiec i mogła sobie pozwolić na wszystko. Trener Dariusz Kubicki miał szansę na sprawdzenie przydatności do zespołu pierwszoligowego graczy, którzy do tej pory nie dostali wystarczającej okazji do zeprezentowania swoich umiejętności na boisku. Kiedy Lechia walczyła o awans i każdy punkt, a nawet każda bramka była na wagę złota, nie było czasu na eksperymenty. Teraz jednak lechiści grali już tylko "o pietruszkę", co stwarzało szanse dla zawodników rezerwowych. Szczególnie dobrym sprawdzianem mógł być mecz we Wrocławiu, gdzie tamtejszy Śląsk jeszcze walczył o awans i postawił trudne warunki Biało-Zielonym.

Trener Kubicki zadecydował, jednak inaczej i w kończących sezon spotkaniach wystawił możliwie najmocniejszy skład Lechii. Sam przyznał, że nie potrzebuje sprawdzać rezerwowych, gdyż każdego piłkarza obserwuje na treningach i swoją drużynę zna bardzo dobrze. Z drugiej strony wyszła też ogromna ambicja i wola zwycięstw, która towarzyszy byłemu szkoleniowcowi Legii Warszawa od pierwszych chwil pracy przy ul. Traugutta. Kubicki jasno określił, że ostatnie mecze też chce wygrać i nawet na moment nie dał piłkarzom pomyśleć o czekających ich spotkaniach inaczej niż myśleli do tej pory, przed wywalczeniem awansu. Jak widać gdańscy działacze stawiając na trenera Kubickiego, jako człowieka, którego domeną jest sukces, nie pomylili się i wraz z kibicami i resztą drużyny mogą świętować kolejny tryumf z udziałem popularnego "Kuby".

Taktyka ex- legionisty sprawdziła się połowicznie. Biało-Zieloni we Wrocławiu przegrali, a Łukasz Trałka strzelił swojego pierwszego gola w barwach Lechii, choć nie dla Lechii. Mecz zakończył się wynikiem 0:2, co z perspektywy poprzednich meczów mogło być odebrane jako katastrofa. Ostatni raz gdańszczanie przegrali tak wysoko trzynaście kolejek temu, dziewiątego marca w Gliwicach, skąd wrócili z balastem trzech bramek. Nawet wicemistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski, Legia Warszawa nie była w stanie pokonać lechistów różnicą większą niż jednobramkową. Jednak kibice Lechii z pewnością z wyniku osiągniętego we Wrocławiu nie robili tragedii, gdyż każdy kibic Biało-Zielonych jest kibicem Śląska Wrocław, a zwycięstwo wrocławian pozwoliło im awansować do ekstraklasy.

Wynik we Wrocławiu był dość łatwy do przewidzenia. Po pierwsze z tego względu, że lechistom, pewnym już awansu, brakowało dodatkowego bodźca do walki o zwycięstwo w postaci celu do zrealizowania, który miał przed sobą Śląsk. Po drugie, historia pokazuje, że Lechia jeszcze nigdy nie wygrała we Wrocławiu w meczu o ligowe punkty. Wreszcie po trzecie zadziałał "syndrom wygranych", którzy w kolejnym meczu, zaraz po osiągniętym sukcesie dają plamę. Jednym z bardziej widowiskowych przykładów tego zjawiska była postawa Polaków w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2002. Biało-Czerwoni najpierw pewnie ograli Norwegów, zapewniając sobie tym samym grę na boiskach Korei i Japonii, a kilka dni później ci sami piłkarze fatalnie przegrali z Białorusinami 1:4.

Lechia ponad wszystko

Biało-Zieloni pożegnanie z drugoligowymi boiskami uczcili zwycięstwem nad Stalą Stalowa Wola. Gościom nie pozostawili żadnych nadziei na skuteczną walkę z nowym ekstraligowcem, już od początku obejmując prowadzenie. Co ciekawe bramka strzelona przez Pawła Buzałę byłą dopiero czwartą strzeloną tej wiosny w pierwszej części gry. Lechiści zerwali tym samym z wizerunkiem zespołu walczącego w drugiej połowie i wydzierającego zwycięstwo w ostatnich minutach spotkania. Tym razem zaczęli z wysokiego "C" i wydawało się, że będą kontrolowali dalszy przebieg gry, wbijając Stalówce kolejne gole. Niestety tak się nie stało, a kibice ujrzeli jeszcze tylko jedno trafienie do siatki rywala.

Ktoś, kto się spodziewał, że rozluźniona Lechia zagra dla kibiców, popisując się efektowną, ofensywną grą, pełną popisów technicznych, srodze się zawiódł. Piłkarze w ostatnim meczu na zapleczu ekstraklasy zaprezentowali formę już wakacyjną i nie zagrali choćby z odrobiną szaleństwa, które mogłoby porwać gdańską publikę. Nie mieli nic do stracenia, jednak widać zadowoliło ich zwycięstwo samo w sobie. W przeciwieństwie do zawodników, efektownie prezentowały się trybuny przy ul. Traugutta. Kibice zaprezentowali ciekawą oprawę i zadbali o świetną atmosferę. Fani skandowali nazwiska piłkarzy, trenerów i działaczy, którzy mieli udział w pierwszym od 20 lat awansie Lechii do ekstraklasy. Brawami został tez przywitany czarnoskóry Uwakwe, co pewnie jest niemałym zaskoczeniem dla ludzi nazywających gdańszczan rasistami.

Pożegnań czas?

Najmocniejszy skład z Pawłem Buzała i Hubertem Wołąkiewiczem na czele, gwarantował pewny poziom widowiska, jednak część kibiców żałowała, że w takich spotkaniach nie ujrzała w pierwszym składzie Lechii młodych wychowanków gdańskiego klubu. Jeszcze bardziej zawiedziono się brakiem na boisku Mateusza Bąka, którego przyszłość w Biało-Zielonych barwach nadal stoi pod dużym znakiem zapytania. Negocjacje działaczy z "Bączkiem", symbolem odradzającej się Lechii i fenomenem na skalę krajową, wciąż trwają i nie wiadomo czy mecz z ŁKS-em Łomża, rozegrany jesienią zeszłego roku, był dla wychowanka Jantara Pruszcz Gdański ostatnim w nadmorskiej drużynie.

Zabrakło Bąka, jednak na boisku w sobotnim meczu pojawił się inny ulubieniec publiczności, wychowanek Biało-Zielonych Maciej Kalkowski. Popularny "Kalka" bardzo ambitnie potraktował spotkanie ze Stalą. Na efekty nie trzeba było długa czekać. Już w pierwszych sekundach meczu popisał się rajdem z prawej strony boiska i dokładnym dośrodkowaniem, po którym problemów z umieszczeniem piłki w siatce nie miał Paweł Buzała. Kalkowski przez całe spotkanie radował się grą i zachęcał kibiców do głośnego dopingu. Po meczu nie krył ogromnej radości z wywalczonego awansu, co jak sam wspominał, było jego marzeniem. Kto wie, czy sobotni mecz nie był jednak pożegnalnym występem "Kalki".

Tu tworzy się historia

Pewnym zwycięstwem nad Stalą Lechia zakończyła pełen sukcesów sezon w drugiej lidze. Pożegnała się z zapleczem ekstraklasy, jak na lidera przystało. Gdańska twierdza wciąż pozostaje niezdobyta i taki stan rzeczy utrzymuje się już od 26 sierpnia 2007 r. Miejmy nadzieję, że dobra passa będzie kontynuowana w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, a Lechia będzie się pięła coraz dalej w marszu zapoczątkowanym w 2001 roku. Tak tworzy się historia.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT