Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 159 (24/2008)

8 lipca 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

PIŁKARZ WIOSNY PAWEŁ BUZAŁA DLA LECHIA.GDA.PL

Nie byłem jakimś wirtuozem

"Nie chcę być popularny. Chcę, aby gazety pisały o mnie, bo strzelam bramki, a nie bo Buzała jest najpopularniejszy" - mówi dla lechia.gda.pl napastnik Lechii, Paweł Buzała. Z najlepszym naszym zdaniem piłkarzem rundy wiosennej rozmawialiśmy po czwartkowym treningu Biało-Zielonych.

KAROL SZELOŻYŃSKI, MARIUSZ KORDEK
Gdańsk

Redakcja lechia.gda.pl uznała cię Piłkarzem Wiosny 2008. Jak ocenisz tę rundę w twoim wykonaniu?

Paweł Buzała: Pozytywnie, grałem od 3. kolejki w pierwszym składzie. Szkoda tylko, że przytrafiła mi się kontuzja, bo była szansa, abym nastrzelał więcej bramek. Wtedy byłbym jeszcze bardziej zadowolony. Cieszę się z tego, co było, ale przed nami nowy sezon.

Chciałeś wyprzedzić Rogalskiego w ilości zdobytych bramek?

- Dobrze mi szło, strzelałem bramki prawie co mecz. Ale nic na siłę. Cieszę się, że awansowaliśmy do ekstraklasy. Mogłem go wyprzedzić, ale cieszę się z tego, co było i co zrobiłem dla drużyny.

Od początku do końca wierzyłeś, że możecie wygrać II ligę?

- Dopiero po przyjściu trenera Kubickiego, kiedy nie przegraliśmy 7 meczów z rzędu, można było robić sobie nadzieje. Wtedy już czuliśmy się pewnie, a druga runda upewniła nas w tym, że to my możemy być w czołówce. Nawet jak dostaliśmy 0:3 z Piastem, to wierzyliśmy dalej. Przełomem był mecz w Opolu, kiedy był taki dar z nieba, że wiedzieliśmy, iż nikt nam nie odbierze tej I ligi.

Przeszedłeś w Lechii prawdziwą metamorfozę, z pewnością słyszałeś to już nie raz. Czy wiara we własne umiejętności jest tą cechą, która pozwala na zrobienie kariery w poważnym klubie, takim gdzie kibice są wymagający?

- Na pewno tak. Kibic przychodzi na mecz i chce oglądać zawodnika, który gra do przodu, gra widowiskową piłkę. Wierzyłem wcześniej w swoje umiejętności, ale nie zawsze grałem tam, gdzie lubię. Często występowałem na prawej pomocy, a to nie jest moja nominalna pozycja. To się z czasem potwierdziło. Trener Kubicki na mnie postawił, była zdrowa rywalizacja, zacząłem w ataku grać, wiedziałem, na co mnie stać. Jak strzeliłem pierwszą bramkę, to wiedziałem, że dalej już pójdzie, wierzyłem w swoje umiejętności. Jak ktoś nie jest pewien swoich umiejętności, to niech zmieni dyscyplinę. W piłce człowiek musi był pewny siebie, bo lekkie potknięcie może zostać od razu wykorzystane.

Jak sam mówisz patrzysz już naprzód. Utrzymasz tytuł najlepszego piłkarza w rundzie jesiennej?

- Obecnie mocno trenujemy i ciężko wyciągnąć jakieś wnioski. Dopiero po sparingach w następnej fazie przygotowań, będziemy mogli wiedzieć coś więcej. Na pewno będę się starał, aby było tak jak w II lidze, a może i lepiej. Na pierwszym miejscu zawsze stawiam drużynę, bo co by to dało, gdybym strzelał po dwie bramki, a byśmy przegrywali. Najważniejsze, aby zespół zwyciężał, potem dopiero moje strzeleckie popisy czy sztuczki piłkarskie.

Interesujące jest twoje zachowanie w kierunku trybun, szczególnie po strzelonej bramce, kiedy starasz się pobudzić publiczność do jeszcze głośniejszego skandowania twego nazwiska.

- Kiedyś było tak, że jak wchodziłem na boisko to na mnie gwizdali. Teraz chcę, aby jak najgłośniej skandowali moje nazwisko. To jest taki mój sposób radości. To wychodzi samo z siebie, nie zastanawiam się nad tym wcześniej.

Jesteś może showmanem?

- Na pewno nie. To jest taka chwila po zdobyciu bramki, chcę wyładować tę energię, nieraz może to tak wyglądać, że chcę poderwać publiczność.

Które bramki lub bramkę najlepiej zapamiętałeś z rundy wiosennej?

- Na pewno dwie bramki w Poznaniu, a szczególnie tę drugą, kiedy wokół mnie było 4-5 zawodników i to dało jeszcze drużynie 3 punkty.

A bramka w meczu ze Stalą, strzelona w 1 minucie? Strzeliłem kiedyś szybciej bramkę?

- Chyba szybciej nie strzeliłem, ale mieliśmy już wtedy I ligę, nie było takiej adrenaliny. A mecz z Wartą to był taki mecz, który musieliśmy wygrać po porażce w Łomży. Potrzebowaliśmy tych punktów.

Czujesz, że przechodzisz do legendy gdańskiej Lechii?

- Nie, to dziennikarze, ludzie kształtują legendy, ja się taką nie czuję. Wielkie granie dopiero teraz się zacznie, jak osiągnę w I lidze taką formę i będę tak skuteczny, to wtedy dopiero można będzie mówić, że chłopak ma papiery na grę. Na razie spokojnie, wierzę w swoje umiejętności, wiem, że stać mnie na grę w ekstraklasie. Najpierw trzeba pokazać swoją grę na boisku, a dopiero potem mogę o tym rozmawiać z dziennikarzami i kibicami.

Masz tremę przed grą w ekstraklasie?

- Na pewno jakiś dreszczyk będzie, ale jak wspomniałem wcześniej, każdy musi być pewny swoich umiejętności. W ekstraklasie nikt nam nie wybaczy takich błędów jak w II lidze. Tu każdy błąd może zakończyć się bramką dla rywala. Ja wierzę jednak w swoje możliwości, myślę, że koledzy podobnie.

Z kim chciałbyś zagrać pierwszy mecz?

- Na pewno tak, aby dobrze zacząć, nie chcemy być od razu puszczeni na głęboką wodę. Najlepiej gdyby ta drużyna była w naszym zasięgu, inaczej się wtedy gra. Najgorzej gdybyśmy zagrali z drużyną z czołówki i nie daj Boże byśmy przegrali. Wtedy zostaje taki uraz w głowie, że pierwszym meczu przegraliśmy. Lepiej by było zagrać ze słabszym rywalem, wygrać i będzie już z górki.

Jakie są twoje oczekiwania co do ekstraklasy?

- Na pewno chcę wywalczyć sobie miejsce w składzie, być podstawowym zawodnikiem. Dopiero teraz zaczniemy o to rywalizować. A jako drużyna to abyśmy się utrzymali w lidze. To będzie podstawowy cel.

Jakie wrażenia po pierwszym obozie w Białej Podlaskiej?

- Ciężko trenowaliśmy, do sparingów nie zależy przywiązywać większej uwagi, bo mieliśmy ciężkie nogi. Zarówno Korona, jak i Motor, trenowały inaczej od nas. Wiem, że trener Kubicki zna się na swoim fachu, i wie co zrobić abyśmy trafili z formą na początek ligi a nie na sparingi. Powinno być dobrze, ciężko trenujemy, i przyniesie to efekt.

- Na jakąś inną rozrywkę nie mieliśmy czasu, gdyż często po treningach kładliśmy się spać. W ten sposób organizmy najlepiej się regenerowały. Chodziło o wypoczynek między treningami, których mieliśmy trzy, a czasem cztery dzienne.

Jak porównasz te pierwsze obozy, gdzie pracujecie nad siłą u trenerów Borkowskiego i Kubickiego? U którego szkoleniowca było ciężej?

- Trener Kubicki bardziej kładzie naciski na gry wytrzymałościowe i dużo zajęć z piłką. U trenera Borkowskiego więcej biegaliśmy bez niej. Teraz mamy więcej gierek na utrzymanie piłki. Ale nie lubię się wdawać w takie porównania, czy było mocniej czy lżej. Nie lubię nikogo oceniać, wolę zacząć od siebie. Obaj trenerzy są różni, każdy ma swoją filozofię prowadzenia drużyny. Trener Kubicki ma na pewno większe doświadczenie, bo grał w lidze angielskiej, a także reprezentacji Polski. Bądźmy pewni, że trener Kubicki wie co robi.

A czwartkowy trening był z tych lżejszych czy mocniejszych?

- Na pewno dzisiejszy był z kategorii cięższych. Może inaczej by to było, gdybyśmy to samo robili jutro, ale wczoraj był dzień przerwy, przedwczoraj jechaliśmy cały dzień autokarem do Gdańska. I tak od razu w ciężki trening nie jest tak łatwo wejść. Ale każdy to wytrzymał, bo wierzymy, że to przyniesie spodziewany efekt.

Jak oceniasz wzmocnienia Lechii i zawodników zapraszanych na testy? Traktujecie ich jako rywali do miejsca w składzie?

- Wszystko zweryfikuje boisko. Trener na pewno by chciał, aby rywalizacja o miejsce była większa. Poczekajmy do sparingów, wtedy będziemy mogli więcej powiedzieć o nowych zawodnikach.

Jak oceniasz te przyjazdy na testy, kiedy zawodnik z zewnątrz ma w ciągu 2-3 dni wykazać się umiejętnościami?

- Ja bym na taki układ nie poszedł. Każdy może przyjechać do Polski, aby zobaczyć mnie w meczu ligowym. Na testy bym się nie wybrał. Najważniejszy jest mecz, jeżeli ktoś chce mnie do swej drużyny to może mnie obejrzeć w meczu ligowym. Obecnie Canal+ pokazuje ligę i nie może to być kłopotem, aby zobaczyć mnie w meczu.

- Chyba, że byłaby to naprawdę silna liga i mocny klub, np. Anglia, Niemcy. Ale do krajów, których liga nie jest na najwyższym poziomie, to nie chciałbym jeździć.

- Być może ci piłkarze, którzy przyjeżdżają do nas mieli kontuzję, bądź nie grali jakiś czas w lidze, i nie można było zobaczyć ich w grze. Tak na przykład było z Frane, który grał w Korei i ciężko na pewno by było go tam obejrzeć.

- Generalnie wszystko i tak weryfikuje mecz, gdyż podczas treningu można zrobić wrażenie, ale przyjdzie gra i można być najsłabszym.

- Rywalizacja jest potrzebna, jak przyjdzie jakiś napastnik podejmę rywalizację, nie będę się nikogo bał.

W zeszłym sezonie lepiej grałeś wiosną, kiedy strzeliłeś 8 bramek w lidze niż jesienią, kiedy były to tylko 2 bramki. To jest ciekawe, bo zwykle piłkarze więcej strzelają jesienią. Tomek Frankowski kiedyś mówił, że jak ktoś zdobędzie wiosną 8 bramek w lidze, to już to jest dobry wynik.

- W pierwszej rundzie grałem mniej, więc może dlatego bramki były tylko dwie. Tą pierwszą strzeliłem dość szybko, bo chyba w czwartym meczu, z Odrą Opole. Później przyszedł trener Kubicki, w międzyczasie zdobyłem bramki w meczu z Jarotą w Pucharze, potem z Wartą i Górnikiem. Potem nastąpił przestój. Graliśmy dobrze, trener nie zmieniał składu, więc nie miałem zbyt wielu okazji do pokazania się, wchodziłem na 10-15 minut. Nie ma co gdybać, cieszę się ze swojego dorobku.

Jak zaczęła się twoja przygodą z piłką?

- Grałem w Złotowie, kolega zaprowadził mnie razem z bratem na trening Sparty. Miałem wtedy ok. 10 lat. Potem grałem w trampkarzach Sparty, gdy osiągnąłem wiek juniora to przeniosłem się do Darzboru Szczecinek, bo w Złotowie nie było grup juniorskich. Po powrocie do Złotowa, znalazłem się w Lechu Poznań. Wtedy mocniej potoczyła się moja kariera. W Poznaniu trenerem był Panik, jemu mogę też zawdzięczać to, gdzie jestem dzisiaj, a nie w Złotowie. Gdyby nie on, to może nigdy bym nie wypłynął na szersze wody.

Czy na to, że wybrałeś Gdańsk, miała wpływ niezbyt duża odległość od twojego rodzimego Złotowa?

- Nie. Miałem też ofertę z Odry Wodzisław. Ale tak jak kiedyś mówiłem, jak zmieniać klub to tylko na taki, który ma dużo kibiców i jest duże miasto. Dyrektor Jenek przedstawił konkretną ofertę i przyjechałem do Gdańska.

Dostałeś podwyżkę po awansie do ekstraklasy? Miałeś mieć prowadzone rozmowy na temat przedłużenia kontraktu?

- Są prowadzone rozmowy, trochę zbyt długo się to przeciąga, chciałbym je mieć już zakończone. Chciałbym jak najszybciej podpisać, ale nie wszystko jest uzależnione ode mnie. Mam umowę jeszcze na rok, a klub chce przedłużyć o kolejne dwa. Wtedy miałbym kontrakt na 3 sezony i byłaby to dla mnie jakaś stabilizacja. Dobrze się czuję tu w Gdańsku, jest ekstraklasa, trener na mnie postawił. Więc czego chcieć więcej.

- Kontrakt negocjuje mój menedżer pan Kiłdanowicz. On wie najlepiej jak idą sprawy, ja jedynie czasem rozmawiam z dyrektorem. W przyszłym tygodniu sprawa ma być zamknięta na 100%, bądźmy dobrej myśli. Nawet jak nie podpiszę nowego kontraktu, to i tak będę wkładał serce w grę, niezależnie od wszystkiego.

Myślisz już, aby kiedyś osiąść się w Gdańsku na stałe? Czy jeszcze jest na to za wcześnie?

- Jeszcze jest zbyt wcześnie. Gdańsk jest fajnym miastem do życia i nie mówię "nie". Dobrze się tu czuję, kibice mnie zaakceptowali, dobrze gram, a więc wszystko jest możliwe. Jeśli zagrałby jeszcze kilka dobrych lat w Lechii to mógłbym mówić o osiedleniu się tutaj na stałe. Póki co mieszkam w Gdańsku sam w wynajętym mieszkaniu.

Jak najbardziej lubisz spędzać czas wolny? Trening zabiera 2-3 godziny w ciągu dnia.

- Odpoczywam, czasami spotkam się z którymś z kolegów, bo w Lechii praktycznie 90% chłopaków to gracze przyjezdni. Zawsze się coś do roboty znajdzie, choć osobiście jestem typem domatora. Najczęściej siedzę w domu i oglądam telewizję, m.in. wiele meczów, żeby się uczyć. Nigdy nie miałem wielkiego talentu do piłki ani nie byłem żadnym wirtuozem piłki nożnej, a wszystko osiągnąłem pracą. Dużo oglądam i podpatruję.

Który piłkarz lub drużyna wywarła na tobie największe wrażenie na ostatnich mistrzostwach Europy?

- Na pewno David Villa. To był taki zawodnik, na którego grę i skuteczność można było naprawdę miło popatrzeć. To bardzo inteligentny piłkarz. A ma on podobne parametry fizyczne do mnie, bo nie jest jakiś strasznie wysoki. A Arshavin? Też jest typem szybkościowca i również mógł się podobać, ale niestety odpali z Hiszpanią w półfinale. Na pewno tych dwóch zawodników można podpatrywać, a potem starać się to przenosić na boisko.

David Villa dobrze uderza również rzuty wolne. Ty w Lechii tego nawet nie próbujesz.

- U nas są inni od tego.

Ale coś im nie idzie, bo rzadko padają bramki dla Lechii z rzutów wolnych.

- Musicie podejść do trenera i powiedzieć, żeby "Buzi" strzelał wolne. (śmiech)

Kiedyś trener Kubicki zażartował, że jak Andrzej Rybski narzekał na naszych łamach, że nie gra, to od razu wystawił go w składzie. Może ty też powinieneś powiedzieć, że chcesz wykonywać wolne?

- Nie, nie, ja nie jestem taki. Są inni od strzelania rzutów wolnych i nie widzę tu kłopotu. Ja wolę strzelać z gry i takie gole bardziej mnie cieszą.

A nie miałbyś czasami ochoty spróbować wykonać stały fragment gry?

- Może kiedyś taka sytuacja zajdzie, że uderzę rzut wolny. Ale nic na siłę. Arek Miklosik dobrze bije, Karol Piątek podobnie. "Cetnar" też ma bardzo dobre i groźne uderzenie z prostego podbicia. Ostatnio jednak nie mieliśmy szczególnie dużo rzutów wolnych z odległości 16-20 metrów. Chyba napastnicy muszą się tam częściej przewracać, aby dać innym okazję do zdobycia gola z rzutu wolnego. (śmiech)

Za 4 lata Euro w Polsce, w Gdańsku. Teraz wracasz do ekstraklasy. Myślisz po cichu o swojej grze w reprezentacji?

- Nie. Na początku chcę grać dobrze w ekstraklasie. Na pewno będzie mi do kadry bliżej niż z II ligi. Każdy ma marzenie, aby grać orzełkiem na piersi. Mi nigdy nie było to dane. Nie grałem w żadnej kadrze, nawet młodzieżowej czy juniorskiej. Jest to jedno z marzeń, ale najpierw trzeba wykonać dobrą robotę, a potem można myśleć dalej. Krok po kroczku, tak jak przebijałem się w składzie Lechii, a sama Lechia przez kolejne ligi. Teraz musimy się utrzymać, a później można bić się o coś więcej.

Czy masz w zespole jakiegoś kolegę, z którym trzymasz się najbliżej?

- Raczej nie. Więcej czasu spędzam z Karolem Piątkiem i Rafałem Kosznikiem, którzy są moimi najbliższymi kolegami w zespole i zawsze możemy na siebie liczyć. Dobrze czuję się także z Arkiem Miklosikiem i Hubertem Wołąkiewiczem, z którymi byłem na wczasach. Z tą czwórką dogaduję się najlepiej, ale z każdym innym w szatni też się dogadam, z każdym pożartuję i z nikim nie mam kłopotów. Wiadomo, że nieraz się z kimś pokłóci, ale na następnym treningu już znowu się śmiejemy i żartujemy.

Szczególnie, że ty masz chyba takie wesołe usposobienie?

- Mam taki charakter, że zawsze walę prosto z mostu o tym, co czuję. Nieraz może to głupio zabrzmieć, ale zaraz wszystko wraca do normy.

Kto jest twoim najwierniejszym kibicem? Ktoś z rodziny czy spośród przyjaciół?

- Każdy z rodziny jest dla mnie ważny, bo każdy: mama, tata, siostra i brat, trzymają za mnie kciuki i interesują się moimi osiągnięciami. Byli parę razy na moich meczach, ale niestety w tym okresie, w którym grałem w Lechii słabiej. Oglądają jednak moje spotkania w telewizji, choć mama do tej pory umyślnie wychodzi z pokoju lub idzie się gdzieś przejść, aby Paweł strzelił bramkę. (śmiech)

- Największym moim kibicem jest mój starszy o 5 lat brat. On sam również grał kiedyś w piłkę, choć nie na tak wysokim poziomie, jak ja. Rozmawiam z nim codziennie i nieraz udziela mi rad, z racji tego, że jest człowiekiem starszym i bardziej zrównoważonym. Nieraz podpowiada mi, abym się uspokoił albo nie myślał o tym, czy o owym. Czasami jest dla mnie bratem, a czasami przyjacielem. Sporo mu zawdzięczam, bo dużo mi pomaga.

Czujesz się najpopularniejszym obecnie piłkarzem Lechii? Odczuwasz jakoś, że jesteś rozpoznawalny na ulicy?

- Nie, nie. Zostawię miano najpopularniejszego piłkarza komuś innemu, zresztą chyba wiecie, kto jest taką osobą w naszym zespole. Ja nie chcę być popularny, bo chcę, aby gazety pisały o mnie, że strzelam bramki, a nie że Buzała jest najpopularniejszy. Nie lubię zgiełku wobec swojej osoby. Ja lubię pogadać z kibicami czy rozdać autografy, których nigdy nie odmawiam. Oczywiście nieraz jak biegniemy po meczu wokół boiska przybić "piątki", a ochroniarze mnie popędzają, to muszę iść, bo nie zostanę do 22 na boisku. (smiech) Nie jestem taki, że odmówię, bo ktoś mi się nie podoba.

A zdarzało ci się wcześniej, przed grą w Lechii, że trybuny skandowały twoje nazwisko?

- Raz w Poznaniu, po strzeleniu bramki Amice w derbach Wielkopolski. A tak to tylko w Lechii. I mam nadzieję, że jeśli będę dobrze grał, to jeszcze nie raz usłyszę skandowanie swojego nazwiska przez 10 tysięcy ludzi. Wtedy aż ciarki przechodzą człowiekowi po plecach. To na pewno miłe, że każdy kibic, który przychodzi na mecz, cię zna.

Czujesz wtedy większą odpowiedzialność? Bo były takie dwa czy trzy mecze, kiedy pauzowałeś, a Lechia wtedy bardziej się męczyła z rywalami.

- Może, ale to nie jest tak, że ja wypadam i od razu zespół nie strzela bramek. Z Pelikanem było 2:2, z Katowicami 1:0. Ja wróciłem na Znicz i wywalczyłem rzut karny. Świadczy to o tym, że mieliśmy wyrównaną kadrę. Naszą siłą było to, że byliśmy drużyną. W końcu rzadko zdarza się, aby aż czterech graczy zdobyło po około 10 bramek w sezonie.

Masz jakieś przesądy albo konkretne zachowania, które powtarzasz przed meczami, bo wcześniej coś robiłeś i np. zagrałeś dobre spotkanie? Lub przedmioty czy jeszcze coś innego, co przynosi ci szczęście?

- Nie mam czegoś takiego. Jak wychodzę na boisko, to zapominam o wszystkim. Wiem, że jeśli ktoś umie grać w piłkę, to sobie poradzi.

Pytam o to, bo przeglądając twoje zdjęcia z meczów w Lechii dopatrzyłem się wielu kolorów obuwia. Grałeś już w czarnych, złotych, białych, granatowych, niebieskich, biało-czarnych i to chyba jeszcze nie wszystkie. Brakuje chyba tylko czerwonych i zielonych.

- Nieraz tak jest, że lubię mieć inne kolory butów. Ostatnio chciałem sobie kupić zielone, bo to by fajnie pasowało do stroju, ale niestety nie było. I teraz będę grał w czarnych korkach z niebieskimi wstawkami.

Czyli to są po prostu twoje wybory, których dokonujesz w sklepie, a nie jakiś sponsor dostarcza ci obuwie?

- Najczęściej jest tak, że kiedy wychodzą nowe kolekcje Nike Vapor, bo najczęściej w tych butach gram, to po prostu je kupuje jeśli pasuje mi rozmiar. Kolor jest mi obojętny. Nie robię nigdy tak, że np. biorę złote, aby fajnie wyglądać na boisku.

Każdy w zespole sam kupuje sobie obuwie?

- Tak. Do tej pory klub nam zwracał jakąś część pieniędzy wydanych na buty do gry. Teraz jednak nie wiadomo czy nam zwrócą, bo mówią, że będziemy mieli większe pensje. (śmiech) Nie wiem jak to będzie, zobaczymy. Osobiście przy wyborze nie kieruję się ceną, a po prostu mam swój ulubiony model, w którym gram najczęściej. W Nike'ach Vapor'ach często grają napastnicy o podobnych cechach do mnie. Po prostu dobrze się w nich czuję.

Ale jest w nich coś szczególnego czy to bardziej kwestia psychiki w stylu: "mam Vapor'y to strzelę dzisiaj dwie bramki"?

- Raczej to pierwsze. Podobają mi się, bo są wąskie, a ja mam w miarę wąską stopę. Dodatkowo są tak leciutkie, że nie czuć ich na nogach. Zawsze dobrze mi się w nich gra.

Wiosną grałeś w kilku spotkaniach w koszulce z numerem "20" na plecach. To nowość w Lechii, bo do tej pory wszyscy zawodnicy grali z numerami od 1 do 18. Jak to się stało, że "zdobyłeś" wyższy numer?

- Strzelałem gole, to "Kiero" mi taką zrobił. (śmiech) A poważnie to było tak, że wkurzyłem się, że nie mam własnego numeru. Przyszedłem do Lechii dwa lata temu, a ciągle miałem koszulkę z innym numerem. Tymczasem ostatnio przyszedł choćby "Szpeja" i miał swój stały numer - "18". I powiedziałem kierownikowi: "Kiero, jestem tu półtora roku, a nie mam swojego numeru". Usłyszał to też trener Kubicki, zapytał czy to prawda i mówił, że tak nie może być. (śmiech) No więc Piotr Żuk zapytał mnie, po namowach trenera, jaki chcę numer. Wybrałem "20" i tak zostało. W ekstraklasie również będę chciał grać z tym numerem, chociaż mam sentyment do "24", z którym to numerem zaczynałem przygodę z ekstraklasą w Lechu. Jeszcze to rozważę.

Z "20" grał ostatnio Roger w kadrze, a wcześniej choćby Boniek.

- Ja nie patrzę szczególnie na to, kto i z jakim numerem gra. Swój wybierałem pomiędzy "19" i "20", powyżej chyba kierownik nie chciał mi dać. A ostatnich spotkań już nie grałem z "20", gdyż nie mieliśmy koszulek, bo rozdaliśmy je kibicom. Grałem z "14" i też strzeliłem bramkę, więc nie mam żadnego przesądu, że jeśli nie gram ze swoim numerem to nie strzelę. Kiedyś numer był dla mnie ważniejszy niż teraz. Ważne, że koszulka jest biało-zielona.

Jak na piłkarzy wpływa cyrk, który urządził PZPN z ligami w Polsce? Nie wiadomo gdzie zagracie, kiedy, z kim, ile zespołów będzie liczyła liga (rozmawialiśmy w czwartek - przyp. red.).

- To nie jest dobre, bo jeśli się okaże, że opóźnią start ligi, to będziemy musieli jeszcze dwa tygodnie dłużej trenować, a nie jest tak łatwo się do tego zmusić, gdyż wiązałoby się to z wydłużeniem okresu cięższych treningów. Na teraz wiemy, że w przyszłym tygodniu ma być już lżej, a jeśli przesuną ligę to pewnie będzie inaczej, aby wytrzymać całą rundę. Śmieszne jest to, że do tej pory nie wiadomo, kto będzie grał w ekstraklasie, kto spadnie, kto się utrzyma, kogo zdegradują, a mimo to będzie grać.

Czy czekasz szczególnie na jakiś mecz w ekstraklasie? Zresztą chyba wiesz, o kogo pytamy?

- (śmiech) Wiadomo, wiadomo. Czekam na ten mecz, zarówno w Gdańsku, jak i na Bułgarskiej, gdzie jest fajna atmosfera, podobnie jak przy Traugutta. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym miał go ominąć, bo np. pauzowałbym za kartki.

Czy zdarzyło ci się ostatnio być na jakimś meczu Lecha?

- Nie, ogólnie rzadko kiedy wyjeżdżam z Gdańska kiedy gramy i trenujemy. Nawet do domu przyjeżdżam raz na trzy miesiące. Teraz pojadę i będę na meczu, ale jako piłkarz i się przekonamy. Nie muszę jeździć na trybuny.

A ktoś inny z ekstraklasy też tak cię elektryzuje?

- Na pewno cała czołówka - Legia, Wisła czy Dyskobolia. To będą fajne mecze i piłkarsko, i kibicowsko. Kiedy kibice się nie lubią to nam piłkarzom też podnosi się adrenalina, bo wiemy że kibice z obu stron wymagają zwycięstwa. Oczywiście jako zawodnicy szanujemy się wzajemnie. A jeszcze nie wiadomo czy zagramy derby z Arką.

Nie uważasz, że poprzednie derby Lechia zagrała w złym momencie? Gdyby odbyły się na wiosnę, to mielibyście chyba większe szanse na wygraną? Bo chyba jednak lekko obawialiście się Arki?

- Trzeba pamiętać, że w Gdyni zabrakło nam szczęścia. "Kapsior" dostał czerwoną kartkę i tak się potoczyło. Ale jeśli Arka wejdzie do ekstraklasy to będzie okazja do rewanżu i miejmy nadzieję, że tym razem to my będziemy górą.

Znasz jakichś znanych wychowanków swojego pierwszego klubu Sparty Złotów?

- Dużo jest takich osób. Chociażby 2 lata starszy ode mnie Jakub Wawrzyniak, który już jest w reprezentacji, gra w Legii. Grałem z nim kiedyś w trampkarzach Sparty. Ale jakiegoś kontaktu nie utrzymuję, bo kiedy było się mniejszym, to dwa lata różnicy to było sporo. Teraz to już nie tak dużo. Przy okazji meczów z Legią czy kiedy jesteśmy w Złotowie, to sobie rozmawiamy. Ale tak, żeby utrzymywać kontakt co tydzień to nie. Zobaczymy, może jak wygramy z Legią, to Kuba zacznie się do mnie odzywać i będzie bardziej szanował Lechię. (śmiech) Ogólnie teraz otwiera się przed nami świat, bo mamy ekstraklasę, a tu wszyscy szanują się bardziej niż w I lidze.

Twoim zdaniem łatwiej jest się utrzymać w ekstraklasie czy awansować?

- Ciężko mi powiedzieć, bo nigdy nie spadłem, a jedynie awansowałem. Ale chyba jednak łatwiej jest się utrzymać w ekstraklasie niż awansować. Wystarczy spojrzeć na kluby, które spadają i nie mogą wrócić do ekstraklasy.

Opinie (1)
Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.259