Czy możesz o sobie powiedzieć, że wychowałeś się we Wronkach, mimo iż urodziłeś się, według informacji zamieszczonych w sieci, w Skarżysku-Kamiennej?
Hubert Wołąkiewicz: Do Amiki Wronki trafiłem w wieku 17 lat. Spędziłem tam kolejne 5, a więc sporo. Można powiedzieć, że to we Wronkach się wychowałem, bo to tu nauczyłem się piłkarskiego rzemiosła. Ale ogólnie to pochodzę z Mazowsza, dokładniej w Płońska.
Czy to, że zgrupowanie Lechii odbywa się we Wronkach, a nie w jakimś innym miejscu ma dla ciebie jakieś znaczenie? Czy nie masz jakichś szczególnych wspomnień związanych z tym regionem?
- Na pewno jakieś wspomnienia są. Zawsze to miło wrócić na stare śmieci. Sami mogliście się przekonać, że mamy we Wronkach świetne warunki do treningów, do mieszkania i w ogóle, ale dla mnie nie ma różnicy czy na obóz udajemy się do Wronek czy zupełnie gdzie indziej.
Coś się zmieniło we Wronkach przez te 6 lat? Bo oprócz 5 lat spędzonych w Amice, teraz jesteś tu po raz drugi z Lechią.
- Zmieniło się tylko to, że wszystko powoli pustoszeje i po ekstraklasie, potem III lidze, teraz zanikają grupy młodzieżowe. Reszta jest tak, jak była.
W większości sparingów, które rozegraliście do tej pory (rozmawialiśmy w sobotę przed grą z Worskłą Połtawą - przyp. red.) grałeś jako jedyny w zespole od 1 do 90 minuty. Co to według ciebie oznacza?
- To od trenera zależy, kto gra, bo to on ustala skład. A że akurat padło na mnie, że udaje mi się i gram w pierwszej jedenastce po 90 minut, to bardzo się z tego cieszę. Po to się ciężko trenuje i po to przyszedłem do Lechii, aby grać w pierwszym składzie.
Jesteś zawodnikiem ambitnym, a do tego dokładasz jeszcze solidne podstawy w postaci odpowiedniego poziomu sportowego. Nie dopuszczasz więc chyba do siebie myśli, że miałbyś nie wybiec w pierwszym składzie w meczu z Legią?
- Różnie to bywa. To, czy zagram, zależy również od zdrowia, od dyspozycji w danym dniu, mogą też wystąpić inne kwestie losowe. Dlatego mówię: jeśli będę zdrowy, będę w dobrej dyspozycji, to na pewno trener będzie miał ból głowy, bo ma do dyspozycji 3-4 zawodników na środek obrony.
- Zobaczymy, kto wybiegnie w pierwszej jedenastce na mecz z Legią, choć osobiście bardzo bym chciał znaleźć się w tym gronie i zagrać po raz drugi na Łazienkowskiej, bo to bardzo fajne przeżycie. Choć swój pierwszy mecz tam, w zeszłym sezonie w ramach Pucharu Polski, wspominam niemiło, bo musiałem opuścić boisko w 70 minucie z powodu bólu barku, a chwilę potem padła bramka. Chciałbym się teraz zrehabilitować i wywieźć cenny punkt.
To byłby twój drugi mecz w ekstraklasie.
- Tak, debiutowałem w barwach Amiki Wronki w kwietniu 2006 roku, ale nie wspominam tego zbyt dobrze. Wszedłem w 20 minucie w miejsce kontuzjowanego Grzegorza Wojtkowiaka, a już kiedy stałem na linii gotowy do wejścia straciliśmy gola, chwilę później jeszcze czerwoną kartkę obejrzał Jaroslav Šimr. Przegraliśmy wówczas u siebie 0-3, m.in. po dwóch trafieniach Grzegorza Piechny, który wówczas przełamał swoją strzelecką niemoc, i to był jak dotąd mój jedyny epizod w ekstraklasie. Niezbyt miły debiut, ale jednak debiut.
Czy przenosiny po 5 latach spędzonych we Wronkach do Lechii miały też inne podstawy niż sportowe? Na przykład takie, że chciałeś zamieszkać w większym mieście?
- Raczej nie chodziło mi o większe miasto. Chciałem po prostu poznać smak piłki na wyższym poziomie i ogólnie spróbować czegoś innego, bo jednak spędzić 5 lat w jednym klubie, w jednym miejscu, to zbyt długo. Przyszedłem tam w wieku juniora, w juniorskim futbolu zaliczyłem każdy szczebelek, później grałem w III lidze, a potem zaliczyłem jeszcze krótki epizod w I.
I nadal masz zamiar trzymać się tej zasady, że 5 lat w jednym klubie to maksimum?
- (śmiech) Zobaczymy, czas pokaże. Póki co chciałbym wywiązać się z kontraktu, który mnie obowiązuje i wtedy okaże się, co będzie dalej.
No właśnie. Jak wygląda obecnie kwestia twojej umowy z Lechią?
- W kontrakcie, który podpisywałem rok temu, mam klauzulę, która mówi, że w przypadku awansu mam renegocjacje umowy. Obecnie trwają rozmowy prezesów z moim menedżerem. Kierownictwo klubu było zadowolone z mojej postawy, chciało mi złożyć nową ofertę i teraz się dogadują.
Na jak długo wiąże cię z Lechią obecny kontrakt?
- Obowiązuje mnie jeszcze przez dwa lata. Jeżeli zgodziłbym się na nowe warunki, to automatycznie przedłużyłbym ten okres jeszcze o rok.
Orientujesz się jak wyglądają rozmowy z klubem w tej kwestii? Czy bardziej prowadzi je twój menedżer?
- Znam mniej więcej warunki, jakie proponuje mi klub, a resztą zajmuje się mój menedżer. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest duża szansa, że się dogadamy.
Czy mógłbyś nazwać swoją karierę modelową? Bo zaliczałeś już praktycznie każdy szczebel w piłce i krok po kroku grałeś na coraz wyższym poziomie, a nie decydowałeś się od razu na skok na głęboką wodę, który niekoniecznie zakończyłby się powodzeniem. Tak sobie zakładałeś swoją drogę w piłce?
- Różnie to bywa. Ja osobiście pokonywałem każdy szczebelek po kolei, aby zajść jak najwyżej. Do szybszego debiutu w ekstraklasie, np. w wieku 18-19 lat tak jak niektórzy, zabrakło mi szczęścia lub umiejętności. Będąc w Amice, przez dwa sezony byłem w szerokiej kadrze I zespołu. A więc wszystkie obozy, wszystkie sparingi i wszystkie treningi odbywałem z zawodnikami ekstraklasy. Także cieszę się, że w dość młodym wieku doszedłem do poziomu ekstraklasy i będę miał okazję grać na tym szczeblu.
Czy masz osobę, której ufasz i która doradza ci w sprawach kariery?
- Powiem szczerze, że od kwietnia mam swojego pierwszego menedżera Przemysława Erdmana. Teraz on się zajmuje moimi sprawami, jednak wszystkie decyzje podejmujemy wspólnie, ale i tak ostateczna decyzja należy do mnie. Pomaga mi, bo zawsze jest łatwiej i raźniej. Różnie bywa z menedżerami w Polsce, bo są tacy, którzy próbują pozyskać pieniądze od klubów, od zawodników. Na pewno Przemek taki nie jest. To bardzo fajny facet i dużo mi pomaga. Mam do niego pełne zaufanie.
Jak w takim razie rozpoczęła się twoja kariera? Ktoś cię namówił do uprawiania akurat piłki nożnej?
- Nikt nie musiał mnie specjalnie namawiać, bo zawsze miałem zamiłowanie do piłki, którą od małego kopało się na boisku. Zacząłem bodajże w wieku 12 lat, czyli dość szybko. Tzn. niektórzy zaczynają już w wieku 7 lat, ale różnie bywa z możliwościami. Na przykład w danym mieście nie ma akurat takich możliwości, aby odbywać treningi. Mnie na pierwszy trening zaprowadziła mama. Pamiętam, że to był miły moment i wszystko się od tego zaczęło.
Pamiętasz, jakie były dalsze kroki?
- Także przechodziłem kolejne szczebelki - orliki, trampkarze itd. Wszystkie grupy przechodziłem po kolei. Co jednak jest w tym wszystkim najśmieszniejsze to to, że nie zadebiutowałem w drużynie seniorów, która obecnie istnieje. To było najlepsze. A potem, w wieku 17 lat, odszedłem do Amiki.
Czym było spowodowane odejście do Amiki? Ktoś cię zaprosił, znalazł, wypatrzył czy może sam próbowałeś się dostać?
- Jeszcze w barwach Tęczy Płońsk grałem w kadrze Mazowsza, do tego dochodziły jeszcze makroregiony. I któregoś razu trener przekazał mi, że jestem zaproszony na kilkudniowe testy Amiki Wronki i Wisły Płock. Miałem do wyboru te dwie drużyny. Wybrałem Amikę, a do Płocka nawet nie pojechałem. We Wronkach spędziłem 3-4 dni, a po tygodniu mieli dać mi odpowiedź. Zadzwonili bodajże po dwóch i powiedzieli, że są zainteresowani i żebym przyjeżdżał.
Oni od razu wiedzieli, że ściągają cię niekoniecznie do kadry pierwszego zespołu, a raczej do tego, abyś w dalszej perspektywie dołączył do drużyny z ekstraklasy?
- Ciężko powiedzieć, bo już kiedy byłem na testach, trener opowiadał po pierwszym sparingu, że mają szeroką i wyrównaną kadrę, ale jest ze mnie zadowolony i takie różne rzeczy. Z jednej strony chcieli mnie w I zespole, z drugiej nie chcieli. Nie byli w stu procentach zdecydowani. Ale o ile dobrze pamiętam, to w ostatniej chwili ktoś im wypadł ze składu przez kontuzję i dzięki temu się zdecydowali na mnie. Tak trafiłem do pierwszego zespołu.
- Oczywiście to, że zmieściłem się w kadrze I drużyny miało miejsce dopiero po trzech latach mojego pobytu w Amice, bo przez ten pierwszy okres grałem w zespołach juniorskich. Mając możliwość grania w juniorach młodszych i starszych, to grałem w starszych w ramach jakiegoś wyróżnienia mojej osoby.
Z kolei później Amica Wronki łączyła się z Lechem Poznań. Czy była w ogóle szansa, aby załapać się do nowego Lecha? Bo kiedyś była chyba sytuacja, że trener Franciszek Smuda wybierał między tobą, a jeszcze jednym zawodnikiem i zdecydował się na tego drugiego.
- Szczerze mówiąc to nawet nie wiem, czy wybierał między mną a kimś. Przede wszystkim trener Smuda nie był na żadnym meczu, nie oglądał drużyny rezerw. W związku z tym nie widział zawodników, których mógł sobie wybrać. Po prostu miał swoją koncepcję i dlatego tak wyszło.
- A jeśli chodzi o dalszy okres, to później, dzięki naciskowi kogoś z prezesów czy kogoś z Amiki, pojechałem pokazać się w Poznaniu na paru treningach i sparingach. No i byłem na paru grach kontrolnych, niby byli zadowoleni, ale stwierdzili, że jestem jeszcze za młody i za mało doświadczony. Trener Smuda stwierdził, że szuka zawodnika, który od razu wskoczy do pierwszego składu i będzie wzmocnieniem. Czy zrobił błąd? Trzeba by jego o to spytać.
W którymś z mediów słyszeliśmy kiedyś wypowiedź Franciszka Smudy, który stwierdził, że teraz od ciebie rozpoczynałby ustalanie składu.
- Jeżeli tak mówi, to jest mi bardzo miło. Sam też dowiedziałem się po rozmowach z kolegami, że w Lechu był mały ekscesik z mojego powodu. Podobno trener Smuda powiedział, że ma na oku jednego bardzo dobrego młodego środkowego obrońcę na Pomorzu. I okazało się, że to byłem ja. Wszyscy się śmiali, że mieli mnie za darmo, a teraz niby ktoś mnie wynalazł. I później był żal, że Smuda miał młodych zawodników do dyspozycji i nie zwracał na nich uwagi. Cudze chwalicie, swego nie znacie.
Podobnie przecież kiedyś Łukasz Fabiański był w Lechu.
- Tak, tak, to mój dobry kolega. Wielu tu było, on też swoje przeżył. Jeździł po trzecich i drugich ligach, męczył się. A teraz Lech znowu szuka bramkarza. Różnie to bywa.
Jesteś obecnie środkowym obrońcą. Zawsze tak było, czy grałeś też na innych pozycjach?
- Grałem, grałem. Zaczynałem grać w piłkę na środku pomocy, bo tak ustawił mnie trener, który potrzebował zawodnika na te pozycję. I tak się przyjęło, że przez 2-3 sezony grałem w środku pomocy. Dopiero potem, z biegiem czasu i potrzeb na pozycji środkowego obrońcy, zostałem tam przesunięty i gram tam do dzisiaj.
A na bokach obrony nigdy nie grałeś?
- Tam także grałem. Swój debiut w barwach Amiki w ekstraklasie miałem właśnie na lewej stronie obrony. I co ciekawe, nie był to jedyny mecz, a ogólnie będąc w pierwszym zespole Amiki Wronki, bardziej byłem przymierzany do gry na boku obrony niż na środku, gdzie była duża rywalizacja i grali m.in. Bieniuk, Dziewicki, Kucharski. Tak bywa, trzeba sobie radzić na każdej pozycji.
Jak to się stało, że w końcu zacząłeś grać na stałe na środku obrony?
- Po prostu przypasowała mi ta pozycja, lubię tam grać i dobrze się tam czuję. Jeżeli jednak miałbym zamienić ją na grę w środku pomocy, to może nawet bym się zastanawiał.
Często tak jest, że środkowi obrońcy są wystawiani przez trenerów także na środku pomocy.
- Tak, tak. Środkowy pomocnik ma więcej atutów, częściej może się podłączyć do akcji ofensywnej, zawsze może strzelić jakąś bramkę. Czy ciągnie mnie czasami do przodu? Ciągnie, ciągnie, jasne. (śmiech)
Jeśli mowa o strzelaniu bramek, to po sobotnim treningu wykonywaliście rzuty wolne i, co nas zaskoczyło, tobie szło to całkiem nieźle. Czy to oznacza, że w lidze także będziesz je wykonywał?
- Raczej nie, to po prostu taka zabawa, jaką sobie nieraz urządzamy po treningu. Cieszę się, że miałem wtedy dobrą skuteczność. Ale ogólnie kilka bramek w barwach Amiki, z wolnych i z karnych.
Ale w Lechii jakoś nigdy nikt nie próbował tego wykorzystać, choć w ostatnim sezonie zbyt dużej skuteczności z wolnych zespół nie prezentował.
- Może po prostu nie wiedzieli, że mam takie możliwości. Różnie bywa. Jest Arek Miklosik i kilku innych chłopaków, a ja jako młody zawodnik nie miałem co się wychylać. A co będzie teraz, to zobaczymy. Trener zauważył, że jakieś tam możliwości mam.
Grasz na pozycji środkowego obrońcy, gdzie przeważnie grają zawodnicy wysocy, często tzw. wieżowcy. Miałeś z tego powodu jakieś problemy?
- Były. Były problemy w przypadku powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski, bo powiedzieli, że jestem za niski. Nie powiedziano mi tego wprost, ale dowiedziałem się tego od trenerów, że wszystko fajnie, ale oni potrzebują wieżowców. To było jak grałem jeszcze w swoim macierzystym klubie w Płońsku w wieku 15 czy 16 lat.
Teraz twój wzrost nie jest dla ciebie żadną przeszkodą, bo nauczyłeś się wykorzystywać go jako swoją zaletę?
- Na pewno i bardzo się z tego cieszę. Jedni mają bardzo wysoki wzrost, a czegoś innego im brakuje. Mi akurat brakuję troszeczkę wzrostu, ale uzupełniam to i nadrabiam innymi walorami. I to chyba wychodzi mi na dobre. Przede wszystkim w nauczeniu się wykorzystywania swojego wzrostu jako zalety, pomogły mi dwa sezony, które spędziłem w I zespole we Wronkach, gdzie się uczyłem od najlepszych, którzy grają w ekstraklasie.
Podpatrywałeś kogoś konkretnego?
- Nie. Od każdego uczyłem się tego, co najlepsze, jak się zachowuje i porusza na boisku. Trzeba się uczyć od najlepszych.
Czy planujesz jakoś dalszy przebieg kariery?
- Najlepiej żyć tym, co jest teraz. Na pewno mam marzenia żeby grać wyżej: reprezentacja, puchary, nie puchary. Ale takie marzenia ma każdy młody zawodnik. Na razie mamy teraźniejszość i zobaczymy, co czas przyniesie.
Arkadiusz Głowacki podpisał nową umowę z Wisłą i raczej nie wyjedzie za granicę. Czy też byś tak wybrał czy jednak wyjechałbyś sprawdzić się w silniejszej lidze?
- Nie wiem, ciężko powiedzieć. Najpierw chciałem zaistnieć w polskiej lidze i wyrobić sobie nazwisko. Dopiero później, jak nadarzy się okazja, spróbuję piłki zachodniej lub wschodniej, bo i tam są przecież silne ligi, a zespoły grają w pucharach. Zobaczymy.
Masz swoją ulubioną ligę?
- Moje ulubione ligi to liga hiszpańska i angielska. Najbardziej jednak podoba mi się hiszpańska, bo jest bardziej techniczna. Bo angielska to taka atletyczna, ci wieżowcy itd. (śmiech)
Jak myślisz, która droga dla zawodników jest lepsza: wyjechać za granicę za młodu czy jednak ograć się najpierw w lidze?
- Różnie bywa. Jedni wyjeżdżają w wieku 15 lat i wracają do domu, a drudzy wyjadą i im się uda coś osiągnąć. Także naprawdę nigdy nie jest tak, że z góry wiadomo, że się uda.
Niektórzy chcą wyjeżdżać na siłę, tak jak ostatnio Adam Kokoszka.
- No tak, ale nie będę się wypowiadał na temat Adama Kokoszki, z którym notabene miałem przyjemność zagrać w reprezentacji Polski. Ale był to bodajże jeden sparing z Malezją, miałem wówczas 19 czy 20 lat. Ogólnie z młodzieżowymi reprezentacjami zaliczałem tylko malutkie epizody, po jeden dwa mecze. Tak jak np. ten dwumecz z Malezją, który odbył się podczas zgrupowania we Włocławku. I to był chyba mój ostatni epizod. Teraz czekam na pierwszą kadrę. (śmiech)
No właśnie, jak zapatrujesz się na kadrę seniorską? Czy sądzisz, że jesteś w jakimś kręgu zainteresowań?
- Na dzień dzisiejszy na pewno jestem daleko. Wiadomo, w II lidze nie ma takiej możliwości jak w pierwszej, że można się pokazać, bo tam jest telewizja itd. Także zobaczymy.
Czy twoim celem jest gra w reprezentacji, czy może to być dla ciebie taki dodatek do piłki klubowej?
- Zobaczymy. Na pewno nie jest to mój cel numer jeden. W tej chwili chciałbym zagrać w Lechii kilka fajnych sezonów i zostać dostrzeżonym przez selekcjonera, dostać szansę i zobaczyć, co się wydarzy.
Nowy sezon zaczynacie w ekstraklasie. Czy czujesz jakiś stres przed występami w tej klasie rozgrywkowej?
- Na pewno mały stres i trochę nerwów będzie, ale sobie z tym poradzę.
Po tym sezonie byłeś jednym z zawodników, o których pytały kluby z ekstraklasy. Ogólnie wielu ludzi i trenerów pracujących w piłce pluło sobie w brodę, że przepuściło taki talent. Jak ty to odczuwasz?
- Jestem z tego zadowolony. To dzięki trenerowi Borkowskiemu, bo to on dał mi szansę, sprowadził do Lechii i dzięki niemu mogłem pokazać się na boiskach w II lidze. Wcześniej nikt mi nie dał szansy. Dużo mu zawdzięczam. Rok wcześniej chcieli mnie w Lechii, ale kluby nie dogadały się. Byłem zaskoczony, że rok później ponownie przyszła oferta i zdziwiłem się, że działacze z Gdańska nadal są zainteresowani moją osobą. Nie wahałem się ani chwili i skorzystałem z tej możliwości. Czy to był dobry wybór? Chyba tak. (śmiech) A poważnie to na pewno tak.
"Wyrwano" cię z III ligi, a z miejsca zostałeś podstawowym zawodnikiem w drugoligowej Lechii i grałeś bardzo dobrze, windowałeś w górę poziom całej ligi. Czy twój przykład pokazuje, że jest w Polsce sens prowadzenia skautingu?
- Bardzo mnie cieszy, że padają takie opinie. W Polsce skauting jest z pewnością zaniedbywany. Moim zdaniem najważniejsze jest, żeby dawać szansę młodym zawodnikom i wyszukiwać takich graczy, bo w nich jest przyszłość tak, jak jest na Zachodzie i Wschodzie, za którymi jesteśmy obecnie daleko.
Nie uważasz, że zostałeś późno wypatrzony przez skautów czy raczej przez ich brak?
- Nie, bo trafiłem do Amiki Wronki, a kiedyś rzadko kto trafiał do tej szkółki. Teraz jednak już jej nie ma. To było duże wyróżnienie, że mogłem się rozwinąć i pójść do przodu. I chyba tak się stało.
Co według ciebie jest przyczyną tego, iż wychowankowie danego klubu nie grają w seniorach swoich macierzystych zespołów? Bo taka tendencja panuje na całym świecie.
- Jeśli chodzi o mnie i brak debiutu w Tęczy Płońsk, to nie zadebiutowałem w seniorach, ale nie przez to, że byłem za słaby. Po prostu trener uważał, że nie ma sensu grać w tej IV lidze, bo tam się tylko pokopię, a byłem młodym zawodnikiem i różnie wtedy bywa. Nie byłem ani za słaby, ani nie miał do mnie niechęci trener. Bo szkoleniowca miałem bardzo fajnego. Dobrze mnie prowadził i dzięki niemu miałem szansę trafić do Amiki. Byłem przymierzany do pierwszego zespołu i niektórzy wręcz domagali się, żebym grał, ale trenerzy zadecydowali inaczej.
Kuba Błaszczykowski, kiedy przychodził do Wisły mówił, że w IV lidze jest wiele talentów, nawet większych niż on sam. Czy ty też to potwierdzasz?
- Tak, też to potwierdzam. Na pewno by się znalazło trzech, czterech solidnych zawodników, ale brakuje im tego, aby trafić do mocnego klubu, oszlifować ich i mieć z tego zawodnika duży pożytek. We wszystkich III ligach w Polsce znalazłoby się pewnie i kilkunastu takich graczy.
Jak oceniasz terminarz ekstraklasy? Dobrze się dla was ułożył?
- Ułożył się bardzo ciekawie. Pierwsze spotkanie będzie bardzo ważne, mam ciche marzenie, że Legia nie trafi z formą na pierwszy mecz, a my trafimy i wywieziemy cenny punkt. Potem gramy z ŁKS-em Łódź u siebie i mam nadzieję, iż wynik będzie dla nas korzystny. Następnie czekają nas ciężkie mecze wyjazdowe. To nie jest druga liga, że gra się tylko siłą. Trzeba będzie grać również i głową. Na pewno będzie więcej miejsca na boisku i zobaczymy ja to się ułoży.
Jednak zawodnicy Legii pracują z Janem Urbanem głównie z piłkami i już na pierwszy mecz będą świeżsi niż pozostałe drużyny, z których np. dopiero po trzeciej kolejce zejdą obciążenia treningowe.
- Na pewno każdy trener ma swój warsztat, metody szkoleniowe i na czym innym się opiera. My mieliśmy ciężki obóz w Białej Podlaskiej, gdzie pracowaliśmy nad wytrzymałością i siłą. Teraz we Wronkach schodzimy z obciążeń, jest więcej taktyki, i mam nadzieję, że zdążymy z formą na pierwszy mecz.
Czy miało dla was jakiekolwiek znaczenie, że Legia przegrała 1-6 sparing z FC Basel?
- Nawet o tym nie wiedziałem i szczerze powiem: nie interesowałem się tym. Raczej nic to nie znaczy, ponieważ są to tylko sparingi. Zostały jeszcze dwa tygodnie do ligi i na pewno wyciągną wnioski i będą gotowi na ligę.
Jesteś zadowolony, że gracie z Legią na początek czy wolałeś zacząć ze słabszym przeciwnikiem?
- Ciężko powiedzieć, bo i tak w którymś momencie musielibyśmy zagrać z Legią czy Wisłą. Każdy mecz będzie trudny.
Trzy z czterech pierwszych meczów gracie na wyjeździe. Nie jest to chyba zbyt korzystne?
- Na pewno będzie ciężko, ale jestem dobrej myśli i uciułamy parę punktów. Słyszałem, że prezes mówił o pięciu, ale to liga wszystko zweryfikuje i zobaczymy, kto w jakiej jest dyspozycji.
Żałujecie, że pierwszego meczu nie gracie w Gdańsku?
- Na pewno tak, ale drugie spotkanie gramy u siebie i myślę, że przyjdzie dużo kibiców, którzy będą nas dopingować, a my wzniesiemy się na swoje wyżyny i uda się wygrać to spotkanie.
Dwa mecze rundy rewanżowej będą rozegrane jeszcze jesienią, ale za to wiosnę rozpoczniecie u siebie ze Śląskiem i Ruchem. Na pewno jest to korzystne.
- Na pewno. Często jest tak, że dla niektórych zespołów wiosna jest dużo lepsza niż jesień.