Choć wielu kibicom zdarza się narzekać na niekorzystny, szczególnie na początku rozgrywek terminarz spotkań, wydaje się, że lepszego scenariusza na początek ligi gdańszczanie nie mogli otrzymać od losu. Spotkanie z warszawską Legią, na jej stadionie od razu wprowadza drużynę Lechii w samo centrum dużej, ligowej piłki. Stolica, utytułowany przeciwnik, bezpośrednia transmisja w Canal+, nadają potyczce z legionistami niezbędny smaczek. Szkoda tylko, iż z uwagi na wciąż przedłużający się konflikt warszawskich kibiców z właścicielami klubu, widowisko sportowe będzie pozbawione należnej temu spotkaniu atmosfery. Choć z drugiej strony, nasi piłkarze będą posiadać pewien handicap w postaci dopingu swoich kibiców, czego być może zabraknie właśnie gospodarzom.
Czy Warszawa w najbliższą sobotę da się polubić? Jeżeli weźmiemy pod lupę kilkanaście spotkań, jakie lechiści rozegrali w stolicy na przestrzeni ostatnich dwudziestu kilku lat, raczej nie można być optymistą. Ostatnie zwycięstwo w Warszawie Biało-Zieloni odnieśli wiosną 1984 roku, gdy triumfalnie maszerując ku ekstraklasie pokonali na boisku przy Racławickiej drużynę Gwardii 3:0 po golach Ryszarda Polaka, Jerzego Kruszczyńskiego i Dariusza Wójtowicza. Od tego czasu, w jedenastu rozegranych spotkaniach w stolicy, gdańszczanie aż dziewięciokrotnie schodzili z boiska pokonani, zaledwie dwukrotnie remisując, niezależnie od tego czy przyszło im się potykać z zespołem Legii, Polonii, Gwardii czy nawet ze słabiutkim warszawskim Hutnikiem.
Obecna forma warszawskich piłkarzy pozostaje zagadką nawet dla ich trenera, Jana Urbana, który w jednym z udzielonych wywiadów wprost przyznał, iż na obecnym etapie przygotowań do ligi nie jest w stanie ocenić, na co stać jego podopiecznych. Częściową odpowiedź na to pytanie mogliśmy uzyskać oglądając środowe spotkanie Pucharu UEFA legionistów z białoruskim FK Homel. Bezbramkowy remis wskazuje nie tylko na słabe przygotowanie warszawskiej drużyny, ale także na coraz niższy poziom polskich klubów odpadających z europejskich pucharów na coraz niższych szczeblach rywalizacji. Natomiast z uwagi na niekompletny skład krakowskiej Wisły w meczu o Superpuchar, trudno racjonalnie ocenić wartość niedzielnego zwycięstwa warszawiaków nad aktualnym mistrzem kraju.
Czy Lechia będzie w stanie udźwignąć tremę i w inauguracyjnym spotkaniu nowego sezonu ekstraklasy uszczknie faworytowi jakieś punkciki? Wzmocnienia, jakie w trakcie letniej przerwy poczynili działacze Biało-Zielonych pozwalają na ostrożny optymizm. Przecież już wiosną w spotkaniu pucharowym niewiele brakowało, aby lechiści przywieźli ze stadionu przy ulicy Łazienkowskiej bezbramkowy remis. Dlaczego więc teraz Biało-Zieloni mieliby być skazani na porażkę? Tak więc bądźmy optymistami i dopingujmy gorąco naszych ulubieńców w tym debiutanckim sezonie w gronie najlepszych polskich zespołów.