Paweł "Budzik" Budziwojski o sobie:
Nazywam się Paweł Budziwojski, urodziłem się 15 października 1975 roku. Moje dzieciństwo spędziłem na stadionie przy ul. Traugutta w pięknym okresie dla tego klubu w latach osiemdziesiątych. Mój tata, śp. Edward, był trenerem grup młodzieżowych Lechii, a także prowadził drugą drużynę. Ponieważ skazany byłem na futbol wraz ze starszym o 3 lata bratem Piotrem, byliśmy zabierani przez ojca na treningi i podglądaliśmy całą historię tego klubu od podszewki.
Brat został zapisany do rocznika trenera Globisza, który później przekazał tę grupę trenerowi Kaczmarkowi. Piotr występował z takimi piłkarzami jak: Kaczmarczyk, Matuk, Pawlak, Giruć, Pawelec, Kozak, Wojciechowski, Borkowski, bracia Motyka, i wielu innych utalentowanych zawodników. Był nawet kapitanem tej drużyny i występował też w kadrze województwa. Tak się składało, że mojego rocznika jeszcze nie tworzyli, więc uczyłem się abecadła piłkarskiego kopać na Lechii o mur lub o ścianę. Pamiętam, że w czasie meczów tata pozwalał mi podawać piłki i oglądałem te wydarzenia praktycznie z boiska.
W meczu z Widzewem w Pucharze Polski w czasie rzutów karnych stałem tuż za bramką. Do dzisiaj mam przed oczami niestrzelony rzut karny przez Wójcickiego i mecz życia Marka Woźniaka w bramce. No i ta euforia, aż schowałem się ze strachu, bo miałem wtedy 7 lat. Na treningi drugiej drużyny do mojego taty przychodzili naprawdę wybitni piłkarze. Odsunięci do rezerw bądź rekonwalescenci. Pamiętam jak Jacek Bąk czy Janusz Kupcewicz trenowali w zespole rezerw to mieli niesamowity szacunek reszty z reguły młodych zawodników i wpatrzeni byli w nich jak w obrazek. Treningi odbywały się na "saharze'', a jednak nie przeszkadzało to im perfekcyjnie wykonywać ćwiczenia. Jak patrzę teraz to młodzi chłopcy trenują w kolorowych butach i na sztucznej trawce to chyba uśmialiby się na widok trampkokorków, w których na piachu trenowali reprezentanci kraju!
Nie dane mi było grać w Lechii, jestem wychowankiem Polonii Gdańsk. Miałem jednak przyjemność grać pod okiem trenera Globisza w reprezentacji szkoły słynnej "15". Wraz ze mną grali jeszcze Grzegorz Szamotulski, Marek Widzicki, Tomek Broner czy Artur Chrzonowski, więc drużyna była niezła. W gdańskiej Polonii treningi mieliśmy tuż przy hali Olivia. Z mojego rocznika '95 wyszło trzech w miarę znanych zawodników: Robert Kugiel, Robert Sierpiński (doszedł później z Gedanii) no i ja. Dwóch pierwszych występowało nawet na poziomie ekstraklasy. W juniorach obowiązywał przepis tzw. "po lipcu", czyli zawodnicy, którzy urodzili się po 31 lipca grali rok dłużej w juniorach. Ponieważ ja jestem z października to miałem okazję występować w mistrzostwach Polski juniorów wygrywając makroregion (był to ostatni sukces młodzieżowy Polonii).
W mojej drużynie, której trenerem by mój ojciec, grali ze mną między innymi: Jacek Paszulewicz, Ariel Jakubowski, Bartosz Skierka, Tomasz Broner, Dariusz Patalan. Pewni ,,fachowcy'' mówili, że ta grupa jest mało perspektywiczna. Jednak powiem tylko tyle, że z jednego zespołu wyszło trzech pierwszoligowców i czterech drugoligowych piłkarzy, w tym dwóch młodzieżowych reprezentantów kraju i trzykrotny mistrz Polski. Życzę sobie, by chociaż z jednego rocznika wyszedł jeden ligowy piłkarz, a tam wtedy była to praktycznie prawie cała jedenastka.
Gdy skończyłem wiek juniora to nie dla każdego było miejsce w drugoligowej drużynie Polonii. Dałem się ojcu namówić do przenosin do nieznanego wtedy Gniewina. Zespól ten po dwóch latach był na ustach całej Polski, a w meczu na szczycie w trzeciej lidze w Gdyni na meczu z Arką było 15 tysięcy widzów. Pan sędzia jako jedyny na tym meczu nie dostrzegł, że wpadła dla nas bramka i ulegliśmy 0:1. W meczu na wiosnę nasz skromny klub ograł zespól Arki na Ejsmonda w Gdyni aż 3:0, więc nie dziwię się, że po sezonie mieliśmy ciekawe oferty.
Bartek Skierka poszedł do Lechii-Polonii wraz z Jackiem Paszulewiczem. Robert Sierpiński do pierwszoligowego Stomilu, a mnie wypatrzyli działacze drugoligowej Elany Toruń. Byłem jedynym gotówkowym transferem, bo jako jedyny z tej ekipy byłem piłkarzem Stolema. W Toruniu, w zespole, który walczył o ekstraklasę byłem sezon, rozegrałem dziesięć spotkań. Przez prawie rok dzieliłem mieszkanie z legendą Lechii Jackiem Grembockim, który znał mnie jako dzieciaka podającego piłki na Traugutta. Następnie przeszedłem z Torunia do Pomezanii Malbork, gdzie spędziłem trzy lata. Był to jednak okres, w którym w klubie nie było sponsora i oprócz fajnej atmosfery i dobrych zawodników nie było pieniędzy.
Miło wspominam trenerów "Bola" Oblewskiego i Andrzeja Binkiewicza. Pamiętam, że ogrywaliśmy u siebie wysoko dobre zespoły typu Gwardię Warszawa czy Świt Nowy Dwór Mazowiecki, ale organizacyjnie było słabiutko. Na mecz do Suwałk jechaliśmy w dniu meczu ruszając autokarem o 5 rano! Po sezonie zadzwonił do nas Andrzej Szarmach i zaproponował bym z bratem przyjechał do Francji i spróbował sił w jednych z klubów. Zostałem tam dwa lata i wróciłem, ponieważ nie było awansu sportowego i zwolnili trenera, który mnie ściągnął. Po powrocie dałem się namówić do Cartusii Kartuzy, gdzie grali znani w Lechii Olek Cybulski i Jacek Grembocki. Zespół mieliśmy ekstra, ale zmarnotrawiliśmy 10-punktową przewagę, więc odszedłem do Kaszubili gdzie propozycję grania złożył mi Tomasz Kafarski.
Mam z Kościerzyny wspaniałe wspomnienia. Brałem udział w budowaniu świetnej drużyny i patrząc z perspektywy czasu mając za kolegów dobrych piłkarzy. Jakub Biskup, Rafał Kosznik, Piotr Wiśniewski, Robert Sierpiński, Wojtek Sekuła, Robert Kugiel to zawodnicy, którzy grali, bądź grają w Lechii. A trener Kafarski to człowiek, który jako jeden z pierwszych na Pomorzu preferował 1-4-4-2 grając w linii. Nieskromnie powiem, że byłem podporą drużyny strzelając ładne gole, zdobyłem uznanie kibiców i trenera. Jednak moje głupie zachowanie pod koniec sezonu zamazało dobry obraz mojej osoby.
Wtedy zgłosił się do mnie Piotr Benke człowiek, który był w klubie kibica Bałtyku Gdynia i zapytał czy pomogę w odbudowie klubu. Zgodziłem się. Jako jeden z nielicznych zawodników podjąłem ryzyko i razem z juniorami z Gdyni zakończyliśmy rozgrywki na drugim miejscu. Przypomnieć chciałem, że sezon wcześniej Bałtyk uratował ligę dopiero w barażach. Zaangażowałem się w pomoc, rozmawiałem z zawodnikami, namawiałem chłopaków by przyszli do klubu. Nie robiłem tego dla pieniędzy (bo starczało na dojazdy autem), ale miałem wielka satysfakcję, że biorę udział w czymś wyjątkowym. Teraz widzę, że klub jest na prostej, prowadzi go trener Jastrzębowski (jedna z legend Lechii) Bałtyk wraca do gry! Kibice Bałtyku dali mi piękny puchar i docenili mój skromny wkład. Jednak pozostał żal, gdyż dyrektor klubu nie zgodził się bym dostał go oficjalnie przed meczem, tylko wręczyli mi go na trybunie. Widać, że ten pan bał się chyba, że ktoś przez moment będzie ważniejszy od niego.
Obecnie jestem trenerem. Prowadzę klub młodzieżowy Olimpic Gdańsk oraz pierwszy zespół GKS Sierakowice. Kocham piłkę, mam wspaniałą żonę Anię i cudowną córeczkę Emilię. Należę do tych osób, które przez 24 godziny myślą i mówią o piłce. Kopię w lidze Red Box razem z "Sierpieniem", "Borkiem", Radkiem Michalskim, czy Jenkiem. Nawet zostałem królem strzelców. Bo ja bez piłki jak ryba bez wody. Tak, jestem człowiekiem futbolu!