Gdańsk: wtorek, 16 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 162 (27/2008)

29 lipca 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

O LETNICH TRANSFEROWYCH WYCZYNACH LECHII

Transferowa amatorka

Polska ekstraklasa miała ruszyć w ubiegły weekend. Dziś powinniśmy zajmować się dyskusjami pt. dlaczego mecz z Legią skończył się takim, a nie innym wynikiem. Tymczasem wciąż najaktualniejszym tematem dla gdańskiego klubu są wzmocnienia, a raczej ich brak. Gdyby bowiem liga ruszyła dziś, to Lechia wybiegłaby na boisko bez żadnego nowego zawodnika w pierwszym składzie.

KAROL SZELOŻYŃSKI

Lechia szybko zapewniła sobie awans do ekstraklasy. Od tamtego czasu, tj. od 18 maja 2008 roku, minęło już 65 dni. Podczas tak długiego okresu działaczom nie udało się znacząco wzmocnić gdańskiego zespołu. Ściągnięto póki co jedynie wielką niewiadomą w postaci Chorwata Frane Čačicia i dogadanego już w kwietniu Arkadiusza Mysonę (pauzuje w pierwszych dwóch kolejkach).

O żadnego z nich Lechia nie musiała szczególnie bić się z innym klubem. Gdyby było inaczej, to można domniemać, że ani Čačicia ani Mysony dziś w drużynie Biało-Zielonych by nie było. Lechia przegrywa bowiem walkę o piłkarzy z praktycznie każdym zespołem ekstraklasy. I tylko dzięki finansowej przepaści między ekstraklasą a pierwszą ligą gdański beniaminek nie musi się obawiać, że wypatrzonych piłkarzy podbiorą mu zespoły z drugiego końca Polski: choćby GKS Katowice, Podbeskidzie Bielsko-Biała czy Górnik Łęczna.

Lato 2008 to prawdziwy czas próby dla osób odpowiedzialnych za ściąganie do Lechii nowych piłkarzy. Teraz nie można już liczyć, że wzmocnieniami okażą się zawodnicy, którzy w ostatniej chwili nie załapią się do kadr zespołów z ekstraklasy. Teraz Biało-Zieloni sami są w tej klasie rozgrywkowej i nikt nie będzie chciał specjalnie wzmacniać ligowego rywala. Przy obecnej transferowej indolencji możemy jedynie stawiać sobie pytanie, czy samo utrzymanie kadry, która wygrała drugą ligę, należy traktować w kategoriach sukcesu?

Po tym jak Lechię "wyrolował" Krzysztof Gajtkowski (notabene piłkarsko jest to zawodnik jak najbardziej na ekstraklasę, ale poza boiskiem to w skrócie nieco łagodniejsza wersja Grzegorza Króla) w klubie wciąż łudzą się, że uda się "wyciągnąć" z Korony Marcina Kaczmarka i Macieja Kowalczyka. Fani jednak z pewnością czują pismo nosem i zdają sobie sprawę, że jeśli w czwartek Korona zostanie przywrócona do ekstraklasy, to "odda" Lechii co najwyżej tego drugiego, czyli przeciętnego jak na warunki ligowe napastnika.

Jednak dziś już za późno na wybrzydzanie, bo przez opieszałość Lechii, na rynku nie został już prawie nikt, kto mógłby przejść do gdańskiego beniaminka ekstraklasy. Z kolei Kaczmarek jest jednym z czołowych lewoskrzydłowych w Polsce i trudno się spodziewać, aby przy deficycie lewonożnych zawodników w naszym kraju, kielczanie sprzedali go za mniej niż milion złotych. A do mediów już przedostała się kwota 700 tys. zł za obu powyższych graczy, którą ponoć Korona wstępnie zaakceptowała, aby potem wstrzymać się z podjęciem decyzji, bo pojawiła się szansa na grę tego klubu w ekstraklasie. Widać także, jak długo Lechia musi czekać na decyzję kielczan i jak bardzo jest od niej uzależniona.

Należy też pamiętać, że ani Kaczmarek, ani Kowalczyk, nie są piłkarzami tej klasy, aby za wszelką cenę ściągać ich do klubu na "dzień" przed startem rozgrywek, bo tak może działać Chelsea próbując kupić Brazylijczyka Kakę. Temu ostatniemu wystarczy jednak podać piłkę, aby sam wygrał mecz. I nie potrzebuje do tego zgrania z zespołem, co jest niezbędne w przypadku polskich zawodników, nawet ligowych gwiazdeczek.

Wracając jeszcze do dziecinnego sposobu, w jaki Gajtkowski podziękował Lechii, to przecież nie tak dawno (3 lata temu, gdy gdański klub kompletował zespół jako beniaminek II ligi) w podobnym stylu kontraktu z Biało-Zielonymi nie podpisał... Radosław Michalski, dziś dyrektor sportowy Lechii, który był bliski gry Gdańsku. Został on nawet przedstawiony jako "być może wkrótce przyszły piłkarz Biało-Zielonych" podczas trenerskiego jubileuszu Bogusława Kaczmarka, który odbył się na stadionie przy Traugutta 29. Kiedy wydawało się, że podpisze kontrakt z Lechią, wyjechał na weekend na Cypr zapewniając, że ów wyjazd nie powinien nic zmienić w kwestii jego gry w Gdańsku. Z Wyspy Afrodyty wrócił, jednak dopiero po dwóch latach, a nie dwóch dniach, i to już jako piłkarski emeryt. Na Cyprze podpisał bowiem kontrakt z Apollonem FC, gdzie zakończył też swoją karierę zawodniczą.

I choć wtedy ponoć Michalskiego nie chciał ówczesny trener Marcin Kaczmarek, to jednak sytuacja do tej pory nie została publicznie wyjaśniona. Czy w tej sytuacji powinniśmy obawiać się o to, czy w Lechii zagra Boris Radovanović, który także wyjechał z Polski - po wizę pracowniczą - bez podpisu na kontrakcie? Niebawem okaże się, czy chwalonemu przez Michalskiego zawodnikowi będzie chciało się czekać aż Lechia łaskawie określi się w stosunku do niego.

Co jeszcze może niepokoić kibiców Lechii?

- Podobno ŁKS przebił ofertę Lechii w kwestii wypożyczenia Dawida Jarki. Bardzo chciałbym wierzyć, że gdańszczanie rzeczywiście nie chcieli tego piłkarza, albo nie dogadali się z Górnikiem jedynie dlatego, iż chcieli zapewnić sobie prawo pierwokupu, aby wypożyczenie nie było wyłącznie ograniem zawodnika w ekstraklasie i oddaniem go po roku z powrotem do Zabrza.

- Kolejny związek z ŁKS-em: do zespołu z Łodzi dołączył były piłkarz Lechii, Jakub Biskup. Według Gazety Wyborczej "pracę zaoferowały mu Lechia Gdańsk i właśnie ŁKS, a oferta łodzian była bardziej konkretna". Znów chciałbym wierzyć, że nikt w Gdańsku nie wpadł na pomysł, aby ściągać z powrotem zawodnika, który co najmniej raz potraktował Lechię - delikatnie mówiąc - niepoważnie. Pamiętamy, że niegdyś Biskup ot tak wyjechał sobie na testy do GKS-u Bełchatów, oblał je i wrócił z prośbą o umożliwienie mu dalszej gry w Gdańsku. Później tak odwdzięczył się klubowi za wyciągnięcie do niego ręki, że odszedł za darmo jak tylko skończył mu się kontrakt. Jeśli dziś Biskup nawet sam zgłosiłby się do Lechii, to nie zasługuje na nic innego, jak na "kopa w d..." z życzeniami dalszej gry w klubach walczących o "najwyższe" cele.

- Już dawno żaden transfer w Lechii (może poza pomyłką z Ronaldem Sikliciem) nie odbył się tak, że informacja o nim została podana do prasy po złożeniu podpisu na kontrakcie z klubem. Każde nazwisko "wypływa" do prasy. W tej sytuacji wystarczy tylko postawić się w sytuacji np. Jagiellonii, która przez dwa tygodnie mogła czytać w prasie, że Lechia dogadała się z np. Arifoviciem. Nietrudno było się domyśleć, że jeśli tylko białostoczanie będą chcieli mieć tego piłkarza u siebie, to po prostu go kupią i bez problemów przebiją ofertę z Gdańska. A to nie pierwsza i pewnie nie ostatnia tego typu sytuacja w Lechii, a jednak jak dotąd nasi działacze nie uczą się na własnych błędach. Wcześniej choćby Biało-Zieloni stracili, również kosztem Jagiellonii, obrońcę Pavola Stano, który podobno zażądał pewnej kwoty pieniędzy od razu po podpisaniu kontaktu, a prośby tej nie mogła spełnić Lechia, bo tych pieniędzy... nie miała.

- Patrząc na bezsilność Lechii w ściąganiu nowych graczy można tylko wspominać transfery Tomasza Borkowskiego, który niewielkim kosztem ściągnął zawodników, dzięki którym Lechia awansowała do ekstraklasy. Były to najlepsze transfery od lat, ale to również nie dało do myślenia działaczom gdańskiego klubu, którzy zmienili swoją politykę transferową - ściągania "młodych, gniewnych i zdolnych" - na... bliżej nieokreśloną, w której każdy transfer, nawet jeśli ostatecznie dojdzie do skutku, ciągnie się tygodniami. A choćby tacy działacze Piasta Gliwice potrafią spotkać się w przedstawicielami Cracovii i w kilka godzin dogadać się w kwestii sumy odstępnego za Marcina Bojarskiego (ok. 350 tys. zł).

- Kompletne odpuszczenie walki o Krzywickiego (kosztował gorsze, a w poniedziałek dostał już swoje pierwsze powołanie do reprezentacji Polski), Koczona (ściągnął go wspomniany wyżej Piast), czy Drozdowicza (poszedł do nowej I ligi). Zgadzam się, że być może są to zawodnicy z umiejętnościami wystarczającymi jedynie na grę na zapleczu ekstraklasy. Jednak z drugiej strony, przy kreatywnej linii pomocy, często wystarczy, aby napastnik miał snajperski nos i już może być przydatny. Pisząc o kreatywnej drugiej linii zakładam, że w nowym sezonie Lechia zacznie grać w piłkę i porzuci stosowany ostatniej wiosny styl "rzuć na Cetnara".

- Gdzie jest "około milion złotych" na transfery, który zapowiadał zaraz po zakończeniu drugoligowego sezonu prezes Turnowiecki? Czy odnajdzie się on (a dokładniej jego pozostała część po zakupie Mysony) jeszcze przed końcem okna transferowego? W sierpniu Canal+ miał wypłacić pierwszą transzę medialnego kontraktu z ekstraklasą i zapewne z tych funduszy sfinansowane miały zostać wzmocnienia Lechii. Teraz jednak nie wiadomo czy i kiedy telewizja wypłaci jakiekolwiek pieniądze, bo nie wiadomo kiedy i w jakim składzie ruszy liga. W skrajnym przypadku może dojść nawet do zerwania kontraktu z komercyjną stacją.

- Jeśli na rynku nie ma zawodników, którzy chcą grać w Lechii, to czemu by nie zaryzykować i zamiast szukać zawodników z Chorwacji czy Serbii, którzy mało kiedy sprawdzają się w Polsce, nie postawić mocniej na piłkarzy, którzy już są w klubie? Juniorzy Młodsi właśnie zdobyli wicemistrzostwo Polski, a trenujący z seniorami Jakub Kawa czy Robert Hirsz na pewno nie odstają od większości kolegów, a wydają się lepsi choćby od niespełniającego oczekiwań Marcina Szałęgi, zakupionego swego czasu za ponad 100 tys. zł, a grającego dotychczas praktycznie wyłącznie w IV-ligowych rezerwach.

- Lechia i tak ma więcej szczęścia niż mogła przypuszczać. Start ligi już został opóźniony, więc czasu na wzmocnienie zespołu i poznanie go przez nowego trenera jest nieco więcej, a dodatkowo ekstraklasa może zostać powiększona do 18 drużyn, co może ułatwić walkę o utrzymanie w niej. Wracając do sytuacji ze zwolnieniem Dariusza Kubickiego, który według narzekań klubowych działaczy, zwodził ich trzy tygodnie i odwlekał podpisanie nowego kontraktu i oświadczenia antykorupcyjnego. OK, zrobił źle, ale czy jego nowej umowy nie można było załatwić najpóźniej w tydzień po zakończeniu rozgrywek i ewentualnie wtedy zmienić szkoleniowca, gdy na rynku wolnych było więcej trenerów?

- Po awansie nie tylko zmieniono trenera, ale także pożegnano choćby Roberta Sierpińskiego, którego chciał mieć w swoim sztabie Dariusz Kubicki. Formalnie "Sierpień" pełnił rolę skauta, a przy okazji miał bardzo duży udział przy transferach m.in. Pawła Kapsy i Arkadiusza Miklosika. Swego czasu miał nawet znaleźć sobie 2-3 współpracowników i wspólnie stworzyć siatkę skautów, dzięki której do Lechii ściągani byliby utalentowani zawodnicy z regionu, a następnie z Polski. Sam pomysł minął się jednak z celem, gdyż Lechia nie miała zamiaru przeznaczać na skauting ok. 3 mln zł rocznie, a tylko wtedy miałby on w polskich warunkach sens. W końcu jeśli skaut ściągnie do klubu 10 piłkarzy i jeden z nich okaże się wzmocnieniem pierwszego zespołu, to jest już uznawany za dobrego w swoim fachu. Na razie Sierpińskiego zastąpił Rafał Kaczmarczyk.

- Kibice wręcz żądają wzmocnień, ale ciężko o takich myśleć, gdyż jak dotąd Lechia nie podpisała nawet nowych umów ze swoimi najlepszymi zawodnikami: Hubertem Wołąkiewiczem i Pawłem Buzałą. Patrząc na to, że około rok trwały - zakończone ostatecznie sukcesem - negocjacje z Mateuszem Bąkiem, należy się cieszyć, że Hubert i "Buzi" mają jeszcze - odpowiednio przez 2 lata i rok - ważne umowy z Lechią.

Opinie (12)
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.293