Gdańsk: czwartek, 18 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 170 (35/2008)

23 września 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

BEŁCHATÓW KOLEJNYM NIEZDOBYTYM TERENERM

Hiszpańscy spadkobiercy

"Gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze" - jeszcze do niedawna to stwierdzenie kojarzyło się nieodłącznie z grą reprezentacji Hiszpanii. Ostatnio coraz bardziej pasuje do wyjazdowej postawy Lechii w rozgrywkach ekstraklasy. Czy kibice Biało-Zielonych doczekają się w końcu swojego finału Euro?

MATEUSZ JASZTAL

Lechia w Bełchatowie miała świetną okazję, aby się przełamać i w końcu odnieść zwycięstwo na wyjeździe. Tamtejszy GKS przed meczem z gdańszczanami wygrał tylko jedno spotkanie – bardzo szczęśliwie ograł w Poznaniu Lecha. W pozostałych spotkaniach nie imponował. Bardzo nieudolny był w potyczkach na własnym stadionie: nie dał rady strzelić bramki beniaminkowi z Gliwic, a Łódzkiemu KS-owi, przez wielu skazywanemu na nieuchronną degradację, pozwolił wbić sobie dwa gole. Zarówno od Piasta, jak i ŁKS-u Lechia wydaje się być zespołem silniejszym, toteż apetyty wśród gdańskich kibiców mogły być rozbudzone.

Większa część spotkania właściwie potwierdzała przedmeczowe oczekiwania. Lechia grała mądrze i rozważnie. Sprawiała lepsze wrażenie od gospodarzy i miała więcej klarownych sytuacji. Zbyt wiele dobrego nie można powiedzieć o bełchatowianach, którzy do momentu strzelenia bramki, poza nielicznymi wyjątkami, nie imponowali. Niestety nie po raz pierwszy w tym sezonie Biało-Zieloni dobrej postawy nie potrafią udokumentować bramką i po kolejnym wyjeździe muszą się zadowolić pozostawionym niezłym wrażeniem.

Lechistów dosięgnęła dziwna przypadłość – niezdolność wygrywania wygranych meczów. Gdańszczanie wyglądają zupełnie inaczej niż w poprzednim sezonie, kiedy nie zawsze prezentowali się najlepiej, jednak regularnie zdobywali komplet punktów. Przy przejściu na wyższy szczebel gdzieś zatracili mentalność zwycięzców. Ciężko tutaj wszystko zwalać na wyższy poziom piłkarski ekstraklasy, gdyż przebiegi spotkań pokazują, że lechiści nie odstają od bardziej doświadczonych rywali, a często jest wręcz odwrotnie. Szczęśliwie, ta przypadłość ujawnia się tylko w spotkaniach na obcym terenie. Stadion przy ul. Traugutta wciąż pozostaje nieskażony smakiem porażki.

Straconych punktów na wyjazdach można oczywiście żałować, lecz nie ma co popadać w depresję. Lechia jako beniaminek walczący o zachowanie statusy ekstraligowca musi przede wszystkim regularnie punktować „u siebie”, a „oczka” zdobyte na wyjazdach traktować jako ewentualny bonus. Na razie najważniejsze jest to, że lechiści potrafią odnaleźć się w najwyższej klasie rozgrywkowej i grać z każdym zespołem, jak równy z równym. Jedynym wyjątkiem był blamaż w Bytomiu, ale ten należy traktować jako wypadek przy pracy, czy tez wyjątek potwierdzający regułę. Z taką grą, jaką zaprezentowali gdańszczanie w Bełchatowie kolejne punkty wydają się być kwestią czasu.

GKS obnażył dwa największe braki gdańskiej „jedenastki” – brak skuteczności i grę podczas stałych fragmentów gry. Podczas ofensywnych rzutów wolnych, czy rożnych Lechia nie imponuje od dłuższego czasu. Trener Jacek Zieliński jest kolejnym szkoleniowcem, który nie potrafi nauczyć swoich podopiecznych, jak powinni ustawiać się do tych elementów meczu. Nieco nowszym problemem jest to, że lechiści nie tylko nie wykorzystują swoich stałych fragmentów, ale tracą bramki po tych wykonywanych przez rywali. Przed bełchatowianami ta sztuka udała się piłkarzom Odry Wodzisław, a jeszcze wcześniej Ruchu Chorzów.

W tym aspekcie gry nie pomogła nawet zmiana w gdańskiej bramce. Pawła Kapsę zastąpił debiutujący w rozgrywkach ekstraklasy Mateusz Bąk. Nie uchronił on gdańszczan od straty bramki, jednak należy przyznać, ze przy sytuacji Jarzębowskiego był bezradny. Ogólnie „Bączek” rozegrał bardzo dobre spotkanie, kilkakrotnie zatrzymują groźne strzał gospodarzy. Przede wszystkim był bardzo pewny nie tylko na linii, ale również na przedpolu, czego ostatnimi czasy brakowało Kapsie. Bąk powoli przypomina piłkarza sprzed kontuzji, kiedy był najlepszym graczem w biało-zielonej koszulce. Zapowiada się, więc ostra rywalizacja o koszulkę z numerem pierwszym.

O ile przedmeczowa decyzja Jacka Zielińskiego o zmianie bramkarza była trafiona, o tyle decyzje gdańskiego szkoleniowca podczas spotkania już nie. Dwie zmiany, które mogły odmienić ofensywne oblicze Biało-Zielonych zostały dokonane dopiero w 84 minucie. Andrzej Rybski wraz z ustawionym w drugiej linii Jackiem Manuszewskim nie zdołali już zmienić losów pojedynku. Szkoda, bo wspomniana dwójka to gracze kreatywni i gdyby mieli więcej czasu mogliby nieco bardziej postraszyć obrońców GKS-u. Wcześniej, jeszcze przy stanie 0-0, powracający po kontuzji Piotr Wiśniewski zastąpił słabo spisującego się Macieja Rogalskiego.

Okazję do rehabilitacji trener Zieliński i jego podopieczni będą mieli już w piątek, kiedy na Traugutta zawitają byli piłkarze Dyskobolii, tym razem w barwach warszawskiej Polonii, którzy liderują tabeli ekstraklasy. Miejmy nadzieję, że po pojedynku dwóch Jacków Zielińskich o Lechii znów będzie głośno, lecz tym razem nie za sprawą sędziego nieprzepadającego za beniaminkami.

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.040