W 64 minucie spotkania napastnik Lechii Paweł Buzała wykorzystał błąd gdyńskich defensorów, przedarł się z piłką w pole karne i oddał potężny strzał nie dając najmniejszych szans bramkarzowi Arki, Norbertowi Witkowskiemu. Chwilę później uradowany strzelec gola utonął w objęciach kolegów z drużyny. Niestety, swoją radością nie mógł podzielić się z kibicami Lechii, gdyż tych w piątkowy wieczór na stadionie przy ul. Olimpijskiej po prostu nie było.
Przypomnijmy, iż pusty sektor gości na obiekcie GOSiR-u to efekt protestu sympatyków Biało-Zielonych wobec nieprofesjonalnego zachowania organizatorów meczu, którzy, na tak ważne dla kibiców obu ekip spotkanie, przygotowali zaledwie 300 wejściówek dla fanów Lechii. Działacze Arki złamali tym samym porozumienie zawarte między oboma klubami, w myśl którego podczas derbów na trybunach miało zasiąść 600 kibiców drużyny przyjezdnej. W zaistniałych okolicznościach Stowarzyszenie Kibiców Lechii Gdańsk – „Lwy Północy” –, działając przy poparciu innych grup kibicowskich, podjęło decyzję o zbojkotowaniu meczu derbowego i nieskorzystaniu z przydzielonej puli biletów. Wręcz śmiesznie wyglądają przy tym próby usprawiedliwienia się organizatorów, tłumaczących zmniejszeniem pojemności sektora dla kibiców z Gdańska koniecznością… remontu przystadionowego chodnika. Czy rzeczywiście jest to tak paląca inwestycja, że jej przeprowadzenia nie można było przesunąć choćby o kilka dni, chociażby na 9 października, po meczu Arki z poznańskim Lechem w Pucharze Ekstraklasy? W jaki sposób rozkopany chodnik wpływa na pojemność sektora na stadionie? Odpowiedź na te pytania znają chyba tylko przedstawiciele organizatora.
Wątpliwości budzi także zasłanianie się gdyńskich działaczy opinią Policji, która zakwalifikowała spotkanie Arka - Lechia jako mecz tzw. „wysokiego ryzyka” i ograniczyła pojemność obiektu przy Olimpijskiej do zaledwie 6000 miejsc. W takim przypadku sektor dla kibiców gości, stanowiący 5% całkowitej pojemności stadionu, skurczył się do wspomnianych już 300 miejsc. Tymczasem, zgodnie z zapisami w „Podręczniku Licencyjnym PZPN” co najmniej 5% (pięć procent) łącznej liczby miejsc na stadionie(…) musi być udostępnione kibicom drużyny gości w oddzielnej strefie. Jak wynika z powyższego zapisu, owe 5% jest więc absolutnym minimum dla sektora fanów drużyny przyjezdnej. Nic zatem nie przeszkadzało, by odpowiednio oddzieleni od sympatyków Arki, kibice z Gdańska w większej ilości zawitali na stadionie GOSiR-u. Tłumaczenia gospodarzy obiektu z Redłowa, iż zwiększenie przestrzeni dla Lechistów skutkowałoby zmniejszeniem ilości miejsc dla fanów Arki, wydają się równie nieprzekonywujące jak argument o remoncie chodnika. Kibice oglądający mecz w telewizji doskonale widzieli, iż trybuny stadionu wypełnione były po brzegi, oficjalna strona internetowa Stowarzyszenia Kibiców Arki Gdynia arkowcy.pl informuje o nadkomplecie publiczności, a w relacji „Dziennika Bałtyckiego” można znaleźć informację, iż mecz obserwowało 7000 widzów. Jak ma się ta liczba do zadeklarowanych 6000 miejsc, skoro według organizatorów sprzedano wszystkie możliwe do rozprowadzenia wśród kibiców wejściówki, zanim podana została oficjalna informacja o proteście fanów Lechii? Czy zlekceważono zatem zalecenia Policji i sprzedano większą ilość kart wstępu? A może miejsca na stadionie było znacznie więcej, lecz bano się wpuścić Biało-Zielonych? Skąd wynika tak asekuracyjna postawa? Wszak wrześniowe derby Trójmiasta w PE odbyły się bez chuligańskich incydentów, nie było więc podstaw do obaw o to, iż większa liczba przyjezdnych stworzy poważniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa meczu.
Wygląda więc na to, iż zwyciężył zwykły minimalizm i kunktatorstwo działaczy. Przecież mała ilość, lub wręcz całkowity brak kibiców gości, to oszczędność dla klubu, który nie musi ponosić dodatkowych kosztów, choćby w postaci zwiększonej obsady pracowników ochrony. W tym bałaganie organizacyjnym działaczom, samorządowcom i Policji umknął najwyraźniej fakt, iż mecz piłkarski to impreza przede wszystkim dla kibiców, którzy jako wierni sympatycy, nie szczędzący pieniędzy na i tak coraz droższe bilety, są najważniejszym sponsorem klubów, a przez działaczy są co najwyżej tolerowani jako zło konieczne.
Ten niepokojący incydent nie jest niestety odosobnionym przypadkiem. Nie tak dawno na mecz z Polonią w Warszawie nie wpuszczono fanów chorzowskiego Ruchu. Również w Gdańsku dochodziło do podobnych zgrzytów. Wystarczy wspomnieć marcowy pojedynek jeszcze drugoligowej Lechii z Wisłą Płock, kiedy to płoccy kibice, mimo zakupionych biletów zmuszeni byli oglądać kilkanaście pierwszych minut spotkania… zza płotu stadionu przy Traugutta. Czy zatem odważna, bezkompromisowa postawa Lechistów, którzy wzorem trzystu Spartan walczyli o godność i poważne traktowanie kibicowskiej braci odniesie pożądany skutek? Historia uczy, że szlachetni Spartanie wrócili z boju na tarczy. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie „Lwów Północy” "żywimy nadzieję, że nasza radykalna postawa w tej sprawie zmusi działaczy i władze samorządowe do zastanowienia się nad istotą piłkarskiego święta, a rozegrane bez gdańskiej publiczności derby uzmysłowią, że piłka nożna, szczególnie w meczu derbowym, jest dla kibiców i nie ma bez nich sensu". Oby w tym przypadku protest sympatyków futbolu nie był głosem wołającego na puszczy.
Wobec braku profesjonalizmu, nieprzychylności i najzwyklejszej złej woli tzw. „działaczy” z Gdyni, powodem do dumy jest honorowa postawa piłkarzy Lechii, którzy przed derbowym pojedynkiem założyli czarne koszulki z wiele mówiącym napisem „Trzystu”. Tym gestem najdobitniej pokazali dla kogo walczą na boisku. Pozostaje więc mieć nadzieję, że włodarze Lechii wzniosą się ponad międzyklubowe animozje dotrzymując dżentelmeńskiej umowy i kibice Żółto-Niebieskich, w największej możliwej liczbie będą mogli na stadionie przy Traugutta obejrzeć swoich pupili w rewanżowych „Gran Derbi” Trójmiasta.