Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 179 (44/2008)

25 listopada 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

RAFAŁ KACZMARCZYK DLA LECHIA.GDA.PL

Skautingowa pajęczyna

Rafał Kaczmarczyk to obok Jacka Zielińskiego i Radosława Michalskiego jedna z najbardziej znanych w polskiej piłce osób pracujących w Lechii. W gdańskim klubie pełni funkcję szefa skautingu. Stanowisko to objął 1 lipca tego roku w spadku po Robercie Sierpińskim.

MICHAŁ KORNIAHO
Gdańsk

Czego udało się panu dokonać przez te niespełna pięć miesięcy pracy w Lechii?

- Praca w Lechii to z pewnością nie to samo co praca w Legii Warszawa, czy Wiśle Kraków, gdzie na pewno budżet przeznaczony na skauting jest znacznie wyższy. Tutaj odbywa się to na mniejszą skalę i póki co muszę skupiać się na obserwowaniu piłkarzy z czwartych, trzecich, góra drugich lig. Jeśli jakiś zawodnik wpadnie mi w oko i widzę, że ma predyspozycje do tego, by w przyszłości nadawał się do gry w ekstraklasie, wówczas przekazuję swoje sugestie do swoich przełożonych i to oni decydują o ruchach transferowych. Oczywiście zasięgają mojej opinii, ale monitorują też danego zawodnika osobiście.

Wspomniał pan, że poszukuje piłkarzy z zadatkami do gry w ekstraklasie. Czy mowa tylko o tych, którzy już teraz mieliby wzmocnić pierwszy zespół, czy śledzi pan też poczynania juniorów, którzy mogliby póki co zasilić szeregi zespołów młodzieżowych Lechii?

- Juniorów również staram się wyszukiwać. Moja praca ma być jednak ukierunkowana głównie pod kątem wzmocnień zespołu Młodej Ekstraklasy i pierwszego zespołu. Ale osiemnastolatkom, czy szesnastolatkom również przy okazji się przyglądam i mogę podsunąć władzom ich kandydatury do gry w zespołach juniorskich.

Jak organizuje pan sobie pracę w terenie? Osobiście jeździ pan na wszystkie interesujące pana mecze, czy ma pan swoich współpracowników, którzy obserwują wskazanych przez pana piłkarzy?

- Nie byłbym w stanie przez weekend jeździć i oglądać wszystkie interesujące mnie mecze. Mam wielu kolegów z lat gry w piłkę, którzy obecnie są trenerami. Poprosiłem ich więc, by przy okazji meczów swoich drużyn podpatrywali wyróżniających się piłkarzy innych zespołów i podsuwali mi ich nazwiska. Rozwijam już powoli taką pajęczynę i sądzę, że z każdym miesiącem będzie ona przynosiła coraz lepsze efekty. Póki co jestem całkiem zadowolony.

Pan jako skaut zajmuje się tylko początkowym etapem pozyskiwania nowych, perspektywicznych zawodników. Pan ma ich szukać, oceniać i podsuwać ich kandydatury dyrektorowi sportowemu, od którego tak naprawdę zależy końcowy efekt tych starań. Czy nie jest to dla pana w jakimś stopniu dyskomfortowe?

- Ale nie ukrywajmy, to właśnie ludzie z tzw. „góry” decydują o finansach i oni odpowiadają za dokonane transfery. Przecież nawet sprowadzenie juniora do każdej grupy wiekowej wiąże się z tym, że trzeba zapewnić mu jakiś nocleg, szkołę, a to już nie należy do moich kompetencji. Cały system wygląda tak, że najpierw moi znajomi z terenu podsuwają mi nazwisko piłkarza, który od dwóch – trzech kolejek wyróżnia się w lidze. Wtedy ja przez kolejne dwa – trzy mecze obserwuję takiego chłopaka, po czym, jeśli również stwierdzę, że jest wart zainteresowania, informuję o tym Radka Michalskiego. Wówczas to do Radka należy ostateczna ocena, czy ten zawodnik nadaje się do Lechii, czy nie.

Nie obawia się pan, że taki system sprawia zagrożenie, że pańska praca może okazać się syzyfową? Bo albo Radosław Michalski uzna, że proponowany przez pana gracz nie spełnia wymogów, albo że nie jest wart żądanych za niego pieniędzy i wówczas pana wielotygodniowa praca pójdzie na marne?

- Myślę, że nie chodziłoby tu o zbyt wysoką cenę. Przecież Lechia ma swoje szkółki piłkarskie i wychowuje wiele zdolnej młodzieży. W tej sytuacji głównym tematem do rozpatrzenia są umiejętności piłkarza, który miałby tu przyjść z zewnątrz. Powoli musimy zacząć stosować system, jaki panuje na zachodzie polegający na tym, że aby pozyskać gracza z zewnątrz, to musi on być wyraźnie lepszy od tych, których klub ma już w posiadaniu. Najistotniejsze jest więc to, że piłkarz, którym się interesujemy przyjechał do Gdańska, potrenował trochę, zagrał w paru sparingach i udowodnił, że zasługuje, by móc tutaj się dalej rozwijać.

Czy są już jacyś piłkarze wypatrzeni przez pana, którzy w najbliższych dniach przejdą testy w Lechii?

- Tak, zdecydowanie. Teraz właśnie zaczyna się powoli okres, kiedy tacy piłkarze przyjeżdżają, by móc się pokazać. Nie ukrywam, że jednym z pierwszych owoców mojej pracy był właśnie przyjazd Piotrka Trafarskiego, który mam nadzieję, że zostanie w Lechii. To z pewnością ciekawy zawodnik, który strzelił w tym sezonie 20 goli. Co prawda tylko w trzeciej lidze, ale jednak żeby w jakiejkolwiek klasie rozgrywkowej strzelić tyle bramek, to trzeba mieć trochę ten nos snajpera. Jeśli zostanie sprowadzony do nas, to z pewnością zwiększy rywalizację wśród napastników.

Od kilku lat w trakcie każdej przerwy zimowej Lechia organizowała specjalne mecze towarzyskie pomiędzy zespołami złożonymi z zawodników testowanych, lub mogących wrócić z wypożyczeń do innych klubów. Czy pan, jako nowy szef skautingu podtrzyma tradycję inicjowania takich test-meczów?

- Nie, ja nie jestem przekonany co do skuteczności takich meczów. Ja uważam, że lepiej będzie, jeśli jeden – dwóch zawodników przyjedzie na kilka dni i potrenuje z zespołem. Wówczas trener ma większą szansę przyjrzenia się takiemu zawodnikowi, niż kiedy przywozi się „na sztuki” 10, 12, czy 15 graczy i organizuje się jakiś test-mecz. Ja uprawiałem zawodowo sport i wiem jak to wygląda. Ktoś może przyjechać zmęczony, czy źle się czuć i gra może mu zupełnie tego dnia nie iść. A w rzeczywistości jest dobrym zawodnikiem, tylko nie był w stanie tego pokazać w tym danym momencie. W normalnym trybie meczowym, taki zawodnik ma możliwość zrehabilitowania się za tydzień, a po takim test-meczu podobnej możliwości już nie ma.

Często widać pana na Lechii w towarzystwie pana poprzednika, Roberta Sierpińskiego. Przekazał panu jakieś wskazówki dotyczące pracy na stanowisku skauta?

- Roberta znam już dłuższy czas. Jeszcze kiedy grałem w Stomilu Olsztyn, to przyjechał i grał tam pół roku bodajże. I tutaj pokazał mi jak to wszystko funkcjonuje, wprowadził mnie do klubu. A teraz spotykamy się towarzysko, rozmawiamy, troszeczkę plotkujemy (śmiech) i jest OK.

Właśnie, pański poprzednik nie krył rozgoryczenia sposobem, w jaki działacze Lechii pożegnali go ze stanowiska skauta. Rozmawiając często z Sierpińskim i zapewne o tym wiedząc, nie miał pan obaw, że podejmuje się trudnej, być może niewdzięcznej roli?

- Jeśli chodzi o formę zakończenia tej pracy, to rzeczywiście nie było mu chyba do śmiechu. Ale jeśli chodzi o samą pracę, to nawet nie pytałem go, czy był z niej zadowolony, czy nie. Ale sądzę, że nie narzekał specjalnie. Z pewnością miał tu możliwość wprowadzić się w takie życie menadżerskie, poznać ludzi i zwyczaje panujące w tym zawodzie. Ja w każdym razie nie obawiałem się niczego, obejmując stanowisko szefa skautingu.

Pan z nie jednego pieca jadł już chleb, grał w kilku klubach polskiej ekstraklasy. Jak porównałby pan stan organizacji gdańskiej Lechii z innymi klubami, które od lat grają w tej klasie rozgrywkowej?

- Ja mogę powiedzieć jak prezentuje się obecna Lechia w porównaniu z czasami, które tutaj pamiętam. To są lata świetlne różnicy na korzyść obecnego klubu. To widać, że tu już jest ekstraklasa, inna bajka. Ale porównując do innych klubów, to z pewnością jeszcze nie jesteśmy na szczycie. Są kluby, które mają inwestorów strategicznych, potężnych sponsorów. Te kluby funkcjonują już zawodowo. Ja miałem przyjemność grać w takich klubach w Grodzisku Wielkopolskim, czy w Łęcznej. Tam nie trzeba myśleć już o niczym innym, tylko o grze.

- Ja uważam, że w Gdańsku już naprawdę niewiele brakuje do tego, by klub już w stu procentach funkcjonował zawodowo. Na tą chwilę funkcjonuje i tak nieźle, więc trzeba to wciąż udoskonalać. Ale naprawdę to można powiedzieć, że nigdzie nie jest idealnie. Myślę, że niebawem wiele się tu zmieni jeszcze na lepsze. W styczniu ma powstać spółka akcyjna i sądzę, że za tym pójdzie również pozyskanie jakichś nowych sponsorów, którzy podwyższą budżet klubu. Wtedy klub będzie jeszcze sprawniej funkcjonował.

Wróćmy jeszcze do pańskiej osoby. Kiedy postanowił pan, że zostanie skautem? Czy to była planowana od jakiegoś czasu decyzja, czy ten pomysł urodził się w chwili, gdy zaproponowano panu to stanowisko w Lechii?

- Muszę przyznać, że była to decyzja chwili. Nie ukrywam, że była ona związana z osobą Radka Michalskiego, mojego dobrego kolegi jeszcze z czasów Widzewa. Kiedy Lechia awansowała do ekstraklasy, Radek zadzwonił do mnie z propozycją pracy. Wiedział, że mam sporo znajomych w piłkarskim światku, wiedział, że sam grałem w piłkę i wiem na co zwracać uwagę obserwując piłkarski narybek. A że mieszkam w Trójmieście i uznałem, że może to być fajna praca, to podjąłem to wyzwanie.

Na jak długi czas związał się pan z gdańskim klubem?

- Na razie nasza umowa obowiązuje do grudnia tego roku, z możliwością przedłużenia.

Jeśli zostałby pan skautem w Lechii na dłużej, to planuje pan przyszłość związaną z tym zawodem? Czy może jest to krok to objęcia innego, może bardziej prestiżowego stanowiska w hierarchii klubowej?

- Ja w życiu nigdy nie planowałem czegoś w perspektywie dalekiej przyszłości. Może nie żyłem z dnia na dzień, bo to bywa niebezpieczne, ale nie układałem też sobie dalekosiężnych planów. Prawdę mówiąc w życiu nie przypuszczałem, że będę się zajmował skautingiem. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Póki co, jeśli otrzymałbym propozycję przedłożenia umowy z Lechią jako skaut, to chętnie to uczynię. A co będzie dalej, zobaczymy.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.028