Początek ligowej jesieni niespodziewanie okazał się bardzo gorący dla klubu z Wrzeszcza. Gdy piłkarze szykowali się do inauguracyjnej kolejki w Ekstraklasie, niespodziewanie dokonano zmiany na stanowisku szkoleniowca gdańskiego beniaminka. Twórca sukcesów biało-zielonych w poprzednim sezonie, Dariusz Kubicki został zastąpiony przez nowego opiekuna drużyny Jacka Zielińskiego. Decyzja zarządu została przyjęta z mieszanymi odczuciami wśród fanów jedenastki z Traugutta. Obawiano się, że dokonanie tak ważnego kroku tuż przed inauguracyjnym spotkaniem może wybić drużynę z rytmu. Na szczęście pesymistyczne prognozy nie spełniły się. Już dwa pierwsze wyjazdowe pojedynki gdańszczan – we Wrocławiu i Chorzowie – pomimo tylko jednopunktowej zdobyczy, pokazały, że biało-zieloni potrafią grać jak równy z równym i nie straszni im bardziej doświadczeni i ograni rywale. Upalne lato przyniosło też pierwsze po latach zwycięstwo na szczeblu ekstraklasy. Rywalem był klub, przeciwko któremu Lechia rozegrała także swój pierwszy pojedynek w historii występów na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce. Klub o olbrzymich tradycjach, pierwszy mistrz Polski – Cracovia. Mecz oglądał komplet kibiców, a na stadion we Wrzeszczu znów powróciła wspaniała atmosfera. Pewne zwycięstwo 2:0 dopełniło szczęścia zgromadzonym na obiekcie kibicom gdańskiej drużyny.
Kolejne pojedynki lechiści przeplatali zwycięstwami u siebie z drużynami z dolnych rejonów tabeli oraz przeważnie słabszymi meczami na boiskach rywali. Jedyny wyjątek to derby Trójmiasta. W najważniejszym dla kibiców gdańskich spotkaniu rundy, lechiści wznieśli się na szczyty ambicji i umiejętności, pokonując gdyńską Arkę 1:0 i uszczęśliwiając swoich wiernych kibiców. Zarówno media, jak i fachowcy chwalili Lechię w trakcie jesiennej rundy za kombinacyjną i odważną grę, jednak indywidualne błędy zbyt często kosztowały biało-zielonych utratę ważnych goli i w konsekwencji punktów. Szczególnie pojedynki w Chorzowie i Bełchatowie mogły zakończyć się zdobyczami punktowymi, gdyż gdańszczanie nie ustępowali gospodarzom tych spotkań. Niestety, lechiści zapłacili przysłowiowe frycowe. Tak samo można ocenić wyraźnie przegrane spotkania w Bytomiu z Polonią i w Białymstoku z Jagiellonią. Rywale, chodź nie pokazywali niczego nadzwyczajnego pewnie zwyciężali, a gdańszczanie mogli tylko pluć sobie w brodę, żałując straconych punktów z zespołami bezpośrednio sąsiadującymi w tabeli.
Tej jesieni, lechiści ukazywali kibicom jak gdyby dwa oblicza. Z jednej strony pewne wygrane z drużynami z dołu tabeli, wyjazdowe zwycięstwo w derbach Trójmiasta, czy nawet wyrównane fragmenty w pojedynkach z Lechem Poznań czy Wisłą Kraków. Z drugiej tragiczne w skutkach błędy, takie jak choćby niedawno w Krakowie. Można powiedzieć, że postawa w tym meczu bramkarza Lechii, Mateusza Bąka obrazuje w pełni grę całego zespołu. Z jednej strony wspaniałe, odważne, brawurowe interwencje, z drugiej bezmyślne błędy po których ciężko podnieść się drużynie, a tym bardziej odwrócić losy przegrywanego już pojedynku. Co nie powinno ujść uwadze, to fakt, iż lechiści po utracie gola często jakby się załamują, schodzi z nich powietrze i brakuje sportowej złości. Tak było w Krakowie, tak było również w Warszawie, gdzie do momentu utraty pierwszego gola biało-zieloni przynajmniej próbowali zagrażać bramce rywala. Gdy tylko piłka wpadała po raz pierwszy do gdańskiej bramki, lechiści jakby przestawali wierzyć w siebie, a dalsze bramki były zazwyczaj tylko kwestią czasu.
Niewątpliwie zespołowi potrzebne są wzmocnienia. I to najlepiej zawodnikami doświadczonymi, ogranymi w lidze. Przydałby się z pewnością środkowy obrońca, aby wzmocnić rywalizację na tej pozycji i wyeliminować zbyt częste jesienią błędy oraz skuteczny napastnik. Zarówno Paweł Buzała, Maciej Kowalczyk, jak i Piotr Wiśniewski lepiej czują się jako tzw. napastnicy cofnięci, częstokroć konstruujący akcje ofensywne. Wydaje się, że brakuje drużynie typowego egzekutora, zawodnika czychającego na sytuacje pod bramką rywali, typowego łowcy goli. I choć celem drużyny jest tylko bezpieczne utrzymanie się w lidze, przewaga nad strefą spadkową może stopnieć bardzo szybko. Niech ostatnie, niezbyt udane mecze gdańszczan będą ostrzeżeniem dla wszystkich, którym los biało-zielonych leży głęboko na sercu.