Ostatnimi czasy możemy zaobserwować bowiem rozprzestrzeniającą się dziwną tendencję w polityce klubów i ich trenerów polegającą na... karaniu zawodników za chęć odejścia do innego zespołu. I choć może nie jest ona zupełnie nowa, to obejmuje coraz więcej drużyn piłkarskich, a co gorsze, powoli staje się standardem w relacjach między klubem a odchodzącym z niego piłkarzem.
Zawirowania na rynku transferowym spowodowane są głównie dwoma czynnikami. Pierwszym z nich jest pojawienie się wielu nowych zawodników w Ekstraklasie. W końcu w tym sezonie awansowały aż cztery drużyny, a ponadto Groclin dokonał fuzji z Polonią Warszawa, zyskując kilku piłkarzy grających poprzednio w niższej klasie rozgrywkowej.
Z tego wynika też pośrednio drugi powód sporego zamieszania. W klubach występujących w zeszłym sezonie w ówczesnej drugiej lidze zawodnicy stanowiący o sile zespołu podpisywali kontrakty na warunkach, na jakie stać było drugoligowców. Teraz, po awansie, gdy sprawdzili się w ekstraklasie, inne kluby są w stanie zaproponować im warunki o niebo lepsze. Oprócz tego, wszyscy gracze, którym umowy kończą się latem, właśnie teraz mają prawo podpisać nowe i coraz częściej z tego prawa korzystają, bowiem pracodawcom bardzo zależy na pozyskaniu wartościowych piłkarzy bez płacenia za nich i są w stanie zrobić to nawet za cenę wysokich kontraktów indywidualnych. Nieraz prowadzi to do tego, że władze drużyn, które nie otrzymają pieniędzy za swoich zawodników próbują zrobić wszystko, aby na tych transferach nikt nie zyskał.
O tego typu praktykach stało się głośno, gdy znany z niekonwencjonalnego stylu bycia trener Śląska Wrocław, Ryszard Tarasiewicz, zapowiedział wykluczenie z pierwszej drużyny pomocnika Krzysztofa Ostrowskiego, bowiem ten podpisał obowiązujący od lipca tego roku kontrakt z warszawską Legią. Mało tego, Tarasiewicz zadecydował, że nawet w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy piłkarz ten nie zagra w żadnym meczu, a ma prawo jedynie do uczestniczenia w treningach. Nie wiadomo też jak wiosną będzie wyglądała sytuacja Krzysztofa Bąka w Polonii Warszawa. Od lipca będzie grał on w Lechii Gdańsk, a trener stołecznej drużyny zapowiedział, że z powodu niesubordynacji całą rundę może spędzić na ławce rezerwowych.
Nieco odmiennie rysuje się przyszłość dwóch innych piłkarzy, reprezentantów Polski – Łukasza Garguły z PGE GKS Bełchatów i Łukasza Trałki z Lechii Gdańsk. I choć nie można na sto procent powiedzieć, że piłkarze ci będą grali wiosną w podstawowych składach swoich obecnych drużyn, to jednak wiele na to wskazuje. Mimo, że pierwszy z nich podpisał już rekordowy kontrakt z Wisłą Kraków, a drugi przynajmniej potroi swoje zarobki grając w Polonii Warszawa, to władze klubów, w których przyjdzie im spędzić jeszcze pół roku, nie zapowiadają publicznie „zemsty” za „zdradę”, używając wielkich i nieprzystających tu słów. Wydaje się, że decydują tu względy ekonomiczne i racjonalny, trzeźwy osąd. Dla drużyn z Bełchatowa i Gdańska zawodnicy ci są niezbędni i zdają sobie one sprawę, że represje wobec nich będą tak naprawdę działaniem na własną szkodę. W dodatku mogłyby doprowadzić nie tylko do osłabienia przyszłych pracodawców, ale także kadry narodowej. Dodatkowo Lechia Gdańsk i Polonia Warszawa mogą niejako trzymać się wzajemnie w szachu, bowiem umyślna próba pozbawienia formy meczowej Krzysztofa Bąka prawdopodobnie mogłaby oznaczać takie samo działanie wobec Łukasza Trałki.
Paradoksalnie, absurdalna sytuacja w Śląsku Wrocław może mieć także swoje podstawy w myśleniu ekonomicznym. Po ogłoszeniu decyzji Tarasiewicza dotyczącej Ostrowskiego Legia zaproponowała wykupienie zawodnika na rundę wiosenną. Tu jednak Śląsk podyktował zaporową cenę 100 tys. euro, która za piłkarza nawet dobrej klasy w perspektywie półrocznego wypożyczenia wydaje się naprawdę przesadzona. Zatem władze wrocławskiego klubu kierowały się tu zasadą, że jeśli nie mogą zatrzymać zawodnika, to nikt nie może już mieć z niego pożytku, w związku z czym dojść mogłoby do zatracenia piłkarskiego talentu. Warto by przypomnieć działaczom ze Śląska zasadę, że z niewolnika nie ma pracownika i chyba tego typu zachowania sprawiają, że polska piłka klubowa niezbyt szybko porusza się naprzód i nadal nie jest zarządzana w profesjonalny sposób. Młodzi utalentowani piłkarze gasną nie dostając szans w swoich klubach i niewiele pożytku ma z nich potem reprezentacja.
Wystarczy przypomnieć niedawną sprawę Adam Kokoszki, który podpisał kontrakt z włoskim Empoli będąc jeszcze zawodnikiem Wisły Kraków, w reakcji na co Jacek Bednarz momentalnie obiecał mu, że w Wiśle już nie zagra.
Z drugiej strony tego typu zawiść cechuje dużą część piłkarskiego świata. Trener Wolfsburga, Felix Magath uznawał Jacka Krzynówka za niedostatecznie dobrego na grę w pierwszym składzie, jednak nie chciał puścić go do innego klubu Bundesligi w obawie przed jego dobrą grą przeciw Wolfsburgowi. Ostatecznie jednak zgodził się na transfer Polaka do Hannoveru, więc może i trener Tarasiewicz okaże się profesjonalistą i zezwoli na wypożyczenie Ostrowskiego do któregoś z klubów ekstraklasy a nie pierwszej ligi, choć pewnie jak zawsze zdecydują o tym pieniądze.