Początek wiosny dla Biało-Zielonych nie był zbyt łaskawy. Drużyny z dołu tabeli z lepszym, bądź z gorszym skutkiem, ale jednak punktowały i lechiści przed meczem z Ruchem znaleźli się niemal pod ścianą. Jakakolwiek strata punktów mogłaby, w perspektywie wyjazdowej potyczki z Cracovią, przybliżyć widmo spadku. Na szczęście gdańszczanie pokazali klasę i ograni gości z Chorzowa. Udowodnili, że nie są już tą samą chaotyczną, leniwą i pełną braków drużyną z końcówki poprzedniej rundy.
Niezwyciężeni. Dopiero po raz drugi w tym sezonie Biało-Zieloni zapunktowali w dwóch następujących po sobie kolejkach (poprzednia seria miała miejsce od 7 do 9 kolejki i obejmowała trzy spotkania: z Cracovią, Arką i Górnikiem). Co więcej, w obu meczach zaprezentowali się korzystnie, a cztery punkty i status niepokonanych uzyskali w pełni zasłużenie. Passa może trwać dalej, gdyż w następnej kolejce lechiści jadą do Krakowa, gdzie zmierzą się z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie – Cracovią.
Udane transfery. Dla niektórych osób może brzmieć to dość dziwnie, jednak pierwsze spotkania pokazały, że na nowe nabytki Biało-Zielonych narzekać nie można. Niemal wszyscy wywalczyli sobie miejsca w pierwszej „jedenastce”. Wyjątkiem jest jedynie Piotr Trafarski, zaś Jakubowi Zabłockiemu i Marko Bajicowi przeszkodziły kontuzje. Lekarstwem na słabą defensywę z poprzedniej rundy okazali się Peter Ćvirik i Krzysztof Bąk. Łukasz Surma prezentuje się lepiej niż jesienią pewniak w obsadzie środka pola – Karol Piątek. Do tego grona można też zaliczyć Pawła Pęczaka, który w końcu rozwiązał problemy Lechii z pozycją prawego obrońcy, niestety tylko na chwilę.
Waleczność i determinacja. Coś, czego bardzo brakowało jesienią. Często winą za ten stan rzeczy obarczano trenera Zielińskiego, który rzekomo miał mieć problemy z motywacją zawodników. Jak się okazuje to nie do końca prawda. Szkoleniowiec się nie zmienił, a po lechistach w końcu widać, że naprawdę zależy im na zwycięstwie. Przypominają się kluczowe spotkania z czasów trenera Kubickiego, kiedy Biało-Zieloni wola zwycięstwa i zaangażowaniem sięgali po zwycięstwo, zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja nie dawała im innego wyjścia, a tak było w meczu z Ruchem.
Przygotowanie fizyczne. Co prawda na ocenę tego element zdecydowanie za wcześnie, jednak już widać pewną różnicę w porównaniu z jesienią. Piłkarze Lechii przez 90 minut grają na pełnych obrotach i lepiej znoszą trudy spotkania od przeciwników. O ile w poprzedniej rundzie ostatni kwadrans meczów był dla kibiców prawdziwą próbą nerwów, o tyle teraz jest zupełnie odwrotnie. To Biało-Zieloni mają inicjatywę i są bliżsi zmiany rezultatu na tablicy wyników niż rywale. Po części pewnie to jest przyczyna większego zaangażowania i determinacji i w grze gdańszczan.
Stałe fragmenty gry. Akurat poprawa tego elementu zaczęła się od falstartu, bo w meczu ze Śląskiem stracona bramka padła po rzucie wolnym. Na szczęście w spotkaniu z Ruchem karta się odwróciła i to Lechia zdobyła gola po stałym fragmencie gry. Poza tym, nie można nie odnieść wrażenia, że ten element w końcu wygląda groźnie i znów daje nadzieje na bramkę dla Biało-Zielonych oraz ulgę kibicom, którzy do tej pory przy rzucie rożnym, bądź wolnym dla Lechii drżeli w obawie przed kontratakiem przeciwników. Złośliwi dodadzą, że kontuzjowany jest etatowy specjalista od stałych fragmentów gry.
Rybka, Kowal i Buzi. Przerwa zimowa zmieniła również trójkę „napastników” Biało-Zielonych. Andrzej Rybski w końcu przestał być osłabieniem drużyny i obiektem niespełnionych nadziei kibiców. Co prawda, nie wyróżnia się tak bardzo, jak to miało miejsce w drugiej lidze, jednak udowadnia, że może być przydatnym członkiem drużyny. Na lepsze również zmienił się Kowalczyk, który zaczął grać przebojowo, odważnie i co najważniejsze skutecznie. Nadal za dużo w jego grze aktorstwa i czasem egoizmu, lecz tak czy inaczej obecnie jest najgroźniejszym zawodnikiem gdańszczan. Tego samego nie można powiedzieć o Buzale. Forma byłego napastnika Lecha Poznań, już od wygranych derbów, kiedy był na świeczniku, spada po równi pochyłej. Można dopuścić się nawet stwierdzenia, że zamienił się rolami z Rybskim. Pytanie: czy również skończy w Młodej Ekstraklasie?
Wychowankowie Lechii na ustach całej Polski. Już dawno o żadnym z wychowanków Biało-Zielonych nie było tak głośno jak o Jakubie Kawie. Przepiękna bramka 20-letniego obrońcy zgodnie przez ekspertów i kibiców była wybierana golem kolejki niemal we wszystkich możliwych plebiscytach. Po 40 minutach przetarcia w meczu z Ruchem przed Kawą prawdziwy sprawdzian i niezwykła szansa, gdyż wygląda na to, że wobec naciągnięcia mięśnia dwugłowego przez Pawła Pęczaka to właśnie Kawa zajmie miejsce na prawej flance obrony w spotkaniu z Cracovią. Zawodnik, który w poprzedniej rundzie, mimo nie najlepszej postawy Bena Starosty i Artura Andruszczaka, musiał obejść się smakiem w końcu będzie mógł szerzej zaprezentować swoje możliwości.
Arkadiusz Mysona. Piłkarz, który w Lechii jest od początku sezonu, tak naprawdę dopiero teraz może pokazać swoje umiejętności. W poprzedniej rundzie dość zdecydowanie przegrał rywalizację z Rafałem Kosznikiem, zaś obecnie jest właściwie bez konkurencji. Trzeba przyznać, że szybko wkupił się w łaski kibiców. Gra odważnie, walecznie i często włącza się do akcji ofensywnych. Niestety za dużo w jego grze jest nonszalancji. Zbyt często zapomina o swoich obowiązkach w defensywie. Nie poradził sobie z upilnowaniem Wojciecha Grzyba, który raz po raz nękał gdańską obronę akcjami lewą stroną Biało-Zielonych. Mimo wszystko, wydaje się, że brak Kosznika zostanie szerzej niezauważony, jeśli chodzi o poziom sportowy, w przeciwieństwie do stanu finansowego klubowej kasy.
Stróż bramki. Wraz z początkiem wiosny nastąpiła zmiana na pozycji pierwszego golkipera. Rewelację poprzedniej rundy – Mateusz Bąka zastąpił Paweł Kapsa. Na szczęście, jak pokazały dwa pierwsze spotkania, zmiana miała charakter czysto personalny, nie zaś sportowy. Bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o pozycję bramkarza Lechii został zachowany. W spotkaniu z Ruchem popularny „Kapsik” był cichym bohaterem kilkakrotnie ratując gdańszczan przed utratą bramki. Udowodnił, że jest tym samym golkiperem, który udanymi interwencjami wprowadził Biało-Zielonych do ekstraklasy. Pozycja bramkarze jest właściwie jedyną, której trener Zieliński może być pewnym przed niemal każdym kolejnym spotkaniem.
Prawdziwą wartość lechistów i różnice w porównaniu z jesienią wyjawią dopiero mecze wyjazdowe. Pierwszy sprawdzian już w kolejnym spotkaniu w Krakowie. Jak ważne będzie to spotkanie zarówno dla Lechii, jak i Cracovii, niech świadczy fakt, że na trybunach stadionu przy ul. Traugutta podczas meczu z Ruchem obecny był szkoleniowiec „Pasów” Artur Płatek.