Oprócz zatrudnienia profesjonalnego sztabu szkoleniowego dołożono wszelkich starań, by drużyna została należycie przygotowana do rozgrywek ligowych. Biało-Zieloni uczestniczyli w trzech obozach przygotowawczych (w tym w jednym zagranicznym), gdzie w optymalnych warunkach mogli zadbać o kondycję fizyczną i wyeliminować błędy taktyczne. Drużyna miała również możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w meczach kontrolnych z atrakcyjnymi i wymagającymi sparingpartnerami. Pod względem logistycznym Lechia jest zatem jednym z najlepiej zorganizowanych zespołów w naszej ekstraklasie.
Lechiści mogą także być spokojni o kwestie materialne. Jeśli wierzyć zapewnieniom zarządu, klub zachowuje płynność finansową, co przekłada się na terminowość wypłat wynagrodzeń dla piłkarzy i trenerów. Od 28 stycznia Lechia Gdańsk funkcjonuje już jako Sportowa Spółka Akcyjna, posiada poważnego inwestora w osobie Andrzeja Kuchara, który, w myśl podpisanej umowy, gwarantuje finansowanie Biało-Zielonych przez 10 kolejnych lat. Zapewni to, jakże potrzebną w czasach kryzysu gospodarczego, finansową stabilizację dla klubu i otworzy dla Lechii i jej piłkarzy szerokie perspektywy na przyszłość.
Sprawą oczywistą jest, iż za wyniki drużyny w głównej mierze odpowiadają swoją postawą na boisku sami zawodnicy. Kadra Lechii, w porównaniu z innymi zespołami ekstraklasy, nie prezentuje się co prawda zbyt okazale, ale nie jest też pozbawiona sporego potencjału. Mimo odejścia w zimowym oknie transferowym dwóch wyróżniających się piłkarzy – Łukasza Trałki i Rafała Kosznika, można bez cienia wątpliwości stwierdzić, iż dokonane zakupy nie tylko wyrównały doznane straty, ale i znacznie wzmocniły siłę ognia gdańszczan. Lechia to dziś prawdziwy konglomerat - jest w niej miejsce dla ligowych rutyniarzy (Marcin Kaczmarek, Maciej Kowalczyk, Łukasz Surma czy Paweł Pęczak), piłkarzy wyróżniających się w rozgrywkach dawnej II ligi (Hubert Wołąkiewicz, Andrzej Rybski, Paweł Buzała) oraz głodnych sukcesów „młodych wilczków” (Jakub Kawa, Piotr Kasperkiewicz, Damian Szuprytowski). Te piłkarskie „puzzle”, odpowiednio ułożone, mogą być prawdziwą „mieszanką wybuchową”, która ma szansę równorzędnie rywalizować z ligowymi potentatami.
Kolejny element, na który Biało-Zieloni nie mają prawa narzekać to wsparcie wiernych kibiców, którzy przy okazji każdego spotkania wypełniają stadion przy Traugutta po brzegi i nie szczędzą gardeł dla swoich pupili. Również podczas meczów wyjazdowych, o ile pozwalają na to przedstawiciele gospodarzy, Lechiści mogą liczyć na obecność sporej grupy sympatyków z Gdańska.
Doświadczony zespół trenerski, poukładane sprawy finansowe i logistyczne, niezła kadra zawodnicza, a także olbrzymie wsparcie fanów dają Biało-Zielonym komfort pracy, o jakim inne zespoły mogą najwyżej pomarzyć. „Papierowy” potencjał Lechii stawia drużynę w gronie solidnych ligowych średniaków. Tymczasem w tej teoretycznie dobrze naoliwionej maszynie nie wszystkie tryby zdają się pracować w odpowiedni sposób. Gdańszczanie nie osiągają takich wyników, na jakie ich stać, mają problemy ze skutecznością, tracą głupie bramki ze stałych fragmentów gry, koszmarnie wręcz spisują się w potyczkach rozgrywanych poza Trójmiastem, a i w meczach przed własną publicznością, delikatnie mówiąc, nie błyszczą.
Skoro powód obniżonych lotów Lechistów nie tkwi w złym przygotowaniu kondycyjnym, piłkarskim i taktycznym poszczególnych piłkarzy, winą nie są również braki w sprawach finansowych i organizacyjnych klubu, rodzi się uzasadnione pytanie o przyczynę słabej dyspozycji Biało-Zielonych. Wszystko wskazuje na to, iż klucz do rozwiązania tej zagadki kryje się w głowach piłkarzy. Wydaje się, że pod względem mentalnym w zespole nie dzieje się najlepiej, o czym dobitnie przekonała niedzielna porażka z bytomską Polonią.
Widać wyraźnie, iż gdańszczanie znaleźli się w ślepym zaułku i nie za bardzo potrafią się z niego wydostać. Niskie miejsce tabeli i coraz bardziej realna perspektywa spadku z ekstraklasy sprawiają, iż dla zawodników każde spotkanie staje się „meczem o 6 punktów, meczem o życie”. Strach przed porażką potęguje, i tak już wysoki, bo związany z występowaniem przed wielotysięczną publicznością, poziom stresu. To sprawia, iż piłkarz, mając w podświadomości konieczność odniesienia zwycięstwa, nie jest w stanie skoncentrować się na spokojnym i skutecznym wykonywaniu założeń taktycznych. Atakuje często bez pomysłu wikłając się w dryblingi i oddając strzały z nieprzygotowanych sytuacji, byle tylko zdobyć bramkę. Takie akcje kończą się w większości przypadków niepowodzeniem, co wzmaga dodatkowo frustrację graczy, którzy dochodzą do wniosku, że obrona przeciwnika jest nie do pokonania. Upływający nieubłagalnie czas wzmaga niecierpliwość, a jak wiadomo, pośpiech jest złym doradcą. Wzrastające napięcie nerwowe powoduje spadek koncentracji, co zawsze owocuje popełnianiem błędów, a te w piłce nożnej oznaczają najczęściej utratę bramki. Konieczność odrabiania strat przypominać zaczyna bezsensowne bicie głową w mur, najprostsze zagrania przeradzają się w kiksy, szwankuje komunikacja w zespole, mnożą się boiskowe kłótnie i próby zrzucenia z siebie odpowiedzialności za niepowodzenia. Zawodnicy nie są w stanie pokazać w pełni swoich umiejętności, ich wiara w sukces dramatycznie spada, a miejsce ambicji zastępuje zniechęcenie i rozgoryczenie. Ujawnia się również brak w zespole lidera z prawdziwego zdarzenia, który w krytycznym momencie nie bałby się wziąć odpowiedzialności na własne barki i natchnąć kolegów pozytywną energią. Przegrana w meczu utrwala ten niekorzystny stereotyp w psychice piłkarza, który do następnego spotkania przystępuje często „ze związanymi nogami” lub potrafi najzwyczajniej „przejść obok meczu” nie mogąc wyzwolić w sobie odpowiednio dużo zaangażowania. Tej niekończącej się negatywnej spirali nie widać w Lechii końca.
Czy Biało-Zielonym potrzebna jest zatem pomoc psychologiczna? Nie ulega wątpliwości, że w sytuacji w jakiej znajduje się dziś gdańska drużyna, odpowiedź na to pytanie jest jak najbardziej twierdząca. Idealnym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie w klubie psychologa sportowego. – Psycholog sportu ma pomóc zawodnikowi w pokazaniu pełni jego możliwości. Jego zadaniem jest też pomoc sportowcom w radzeniu sobie ze stresem czy innymi obciążeniami, wynikającymi choćby z wysokich oczekiwań społecznych, nacisku mediów itp. Niezwykle istotna jest rola psychologa sportu w przypadku załamania formy zawodnika, wypadnięcia ze składu, wypalenia czy kontuzji – mówi dr Jan Blecharz, psycholog sportu, współtwórca sukcesów Adama Małysza. W Lechii mamy obecnie do czynienia z „sytuacją podbramkową”, z której nie potrafią wydobyć się ani zawodnicy, ani trenerzy. A właśnie w osobie trenera dr Blecharz widzi najważniejszą postać konstruującą mentalny kręgosłup drużyny. – Twórcą zespołu jest trener, bo to według jego koncepcji buduje się zespół. Dobrzy trenerzy potrafią tak dobierać zawodników, żeby współpraca układała się jak najlepiej. Mówi się o tzw. chemii zespołu, duchu zespołu, co oznacza, że jego członkowie mają wspólne cele i filozofię. A to tworzy właśnie trener. Trener jest przywódcą, strategiem, powinien być charyzmatyczny, przekonujący, umieć narzucić swój styl, zarazić zawodników swoją filozofią. Zawodnicy muszą być pewni, że jego warsztat zapewni im rozwój i sukces – podsumowuje dr Blecharz.
Czy Jacek Zieliński jest osobą, która posiada cechy, umożliwiające mu odpowiednie przygotowanie zawodników pod względem mentalnym i ich skuteczne zmotywowanie? Z obserwacji jego poczynań na ławce trenerskiej trudno o odpowiedź twierdzącą. To kolejny czynnik przemawiający za zatrudnieniem w Lechii opiekuna psychologicznego. Jak słusznie zauważa dr Blecharz: - oddziaływanie psychologa może być dwukierunkowe: z jednej strony skierowane na zawodnika czy zespół, z drugiej na pracę z trenerem, który musi nabyć umiejętności motywowania, komunikacji, kierowania zespołem czy kontroli własnych emocji, które przecież często udzielają się drużynie.
Jak skwitował porażkę z Polonią Bytom opiekun Lechistów: - Sytuacja jest, lekko mówiąc, mało ciekawa, ale nie beznadziejna. Warto zatem podjąć odpowiednie działania, by do beznadziei, o którą obecnie Biało-Zieloni się ocierają, nie dopuścić. Poszerzenie sztabu szkoleniowego jest co prawda kosztowne, ale jest to inwestycja, która szybko się spłaci. Zachowanie ligowego bytu jest przecież priorytetowe. Wszak nie po to ogromnym nakładem sił i środków wywalczono w Gdańsku ekstraklasę, by spaść z niej po zaledwie rocznej przygodzie i to w dość kiepskim stylu. Pod rozwagę zarządu poddajemy więc nawiązanie współpracy z psychologiem, rozwiązanie które Lechii na pewno nie zaszkodzi, a może zdziałać wiele pożytku. W dzisiejszym futbolu tak się buduje profesjonalne i silne drużyny. W sytuacji, gdy większość piłkarzy i zespołów ligowych prezentuje zbliżony poziom, czynnik psychologiczny może okazać się decydujący i może przechylić szalę zwycięstwa na jedną ze stron. Oby zwycięską stroną byli Biało-Zieloni. Czas nagli.
Wypowiedzi dr. Jana Blecharza zaczerpnięto z miesięcznika „Charaktery” 07/2008.