Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 193 (10/2009)

31 marca 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

GŁOSEM SPIKERA

W marcu jak w garncu

W marcu jak w garncu - mówi staropolskie przysłowie. Cóż zatem zgotowali nam podopieczni trenera Jacka Zielińskiego? Kusząca, początkowo aromatycznym zapachem, zupa okazał się być ostatecznie ciężkostrawną cieczą. Z powszechnie trapiących kibiców Lechii skurczów żołądka uleczyć mogą jedynie „kucharze” – piłkarze Biało –Zielonych…

MARCIN GAŁEK

SMAK GORYCZY

Po inauguracyjnym spotkaniu rundy wiosennej pisałem: „Dopiero po pierwszych pięciu kolejkach, będzie można oceniać wynik meczu ze Śląskiem, w kategoriach, czy to jeden punkt zdobyty, czy dwa stracone.”. Nie trzeba czekać aż tak długo aby jednoznacznie stwierdzić, że wówczas lechiści stracili dwa punkty! Wniosek ten oparty jest na rezultacie zaledwie jednego, albo aż jednego meczu: przegranego w Gdańsku z Polonią Bytom 0:1! Broniący się przed spadkiem zespół, którego dorobek w ponad 80% opiera się na punktach zdobytych przed własna publicznością, nie może pozwolić sobie na straty w meczach z drużynami walczącymi o ligowy byt. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że ten zimny prysznic traktować należy jak wypadek przy pracy. Oznaki, mówiąc delikatnie, fatalnej dyspozycji gdańszczan widać było już w poprzednich meczach. Zwycięstwo z beznadziejnym Ruchem tylko na chwilę uspokoiło kibiców. Jednak chłodno oceniając ten mecz, a zwłaszcza jego pierwsza połowę, już wtedy zauważyć można było, że gdyby wśród chorzowian ktokolwiek miał jakiekolwiek pojęcie o zdobywaniu bramek – zwłaszcza Wojciech Grzyb bądź Krzysztof Nykiel – to już po 45 minutach goście winni rozstrzygnąć ten pojedynek na swoją korzyść. Na szczęście w drugiej połowie lechiści zagrali „na tak” i wbili beznadziejnie, co jeszcze raz warto podkreślić, prezentującym się „Niebieskim” dwa gole.

Podbudowani takim obrotem sprawy zawodnicy deklarowali wolę pierwszej punktowej zdobyczy na wyjeździe od ponad 5 miesięcy. Rywal – mająca dziurawą jak sito defensywę (9 straconych bramek w 3 ostatnich meczach) - Cracovia wydawał się jak najbardziej w zasięgu Biało – Zielonych. Tymczasem w pamięci z tego meczu pozostał jedynie obraz zawodników „Pasów” rozklepujących nasz blok defensywny, jak gdyby był to mecz podwórkowy. Nawiasem mówiąc poziom, zwłaszcza pierwszej połowy, rzeczywiście z podwórka!

Okazją do rehabilitacji miał być mecz z Polonią Bytom – zespołem osłabionym zimą kadrowo, którego możliwości zaczęto powszechnie oceniać na „gładkie 0:3”. Mam wrażenie, że piłkarze Lechii „wygrali” to spotkanie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Od rozpoczęcia gry grali nadzwyczaj spokojnie, jakby prowadzili minimum 2:0. Nie prowadziłem dokładnych statystyk, ale myślę, że ilość podań w poprzek boiska, w wykonaniu gospodarzy, przewyższyła w ostatecznym rozrachunku zagrania w kierunku bramki przeciwnika. Dość powiedzieć, że bramka broniona przez najsłabszą formację defensywną ligi zagrożona była jedynie 3 razy, w tym raz przypadkowo (dośrodkowanie – strzał Macieja Rogalskiego). Co na to goście? „Aż” 3 razy zaatakowali bramkę Lechii, z czego niestety raz skutecznie. Coś, czego nikt nie brał pod uwagę – porażka z Polonia Bytom – stało się faktem. Pomyśleć, że przed meczem remis uznano by za klęskę…

PRZEPIS NA SUKCES

Po tak fatalnych występach zaczęło się szukanie środków zaradczych. Na pierwszy ogień, poniekąd tradycyjnie, poszedł temat zmiany trenera. Rozwiązanie z pozoru proste! Jednak murem za szkoleniowcem stanął zarząd Lechii. Czy była to decyzja słuszna? Nie wiem. Jednak tą decyzją osoby zarządzające klubem wzięły na siebie pełną odpowiedzialność za powodzenie lub jego brak operacji „utrzymanie w ekstraklasie”. Mam nadzieję, że rozwiązanie obrane przez włodarzy klubu okaże się trafnym. Na poparcie tej tezy przypomnę, że do tej pory rzadko się mylili. Oby podobnie było tym razem.

Sam trener ochoczo wyznał z kolei, iż konieczne będą zmiany nie tylko w składzie, ale także w ustawieniu. Nigdy nie śmiałbym oceniać metod warsztatowych jakiegokolwiek szkoleniowca, gdyż zwyczajnie się na tym nie znam. Jednak najlepszym momentem na wyuczenie zespołu określonych zachowań na boisku była zimowa przerwa w rozgrywkach i rozgrywane w tym czasie sparingi. Tymczasem okazuje się, że tej wiosny poligonem doświadczalnym będą dla piłkarzy Lechii mecze ligowe! Szykuje się nam swoista ruletka! Pozostaje wierzyć, że drużyna w nowym ustawieniu zacznie wreszcie odważnie atakować bramkę kolejnych rywali. Do tej pory czyniła to dość skromnymi środkami. Cóż jednak się dziwić, skoro na boisku zazwyczaj przebywa 4 graczy ofensywnych, z czego partnerujący Maciejowi Kowalczykowi w linii ataku zawodnik, zwyczajnie przechodzi obok meczu. Pozostali, z różnym zresztą skutkiem, skupiają się na obronie własnej bramki, czyniąc to zresztą niezmiennie nawet przy wyniku 0:3, gdy bronić nie ma już specjalnie czego!

Wszem i wobec piłkarze Lechii podkreślają też wpływ kibiców na swoja grę. Fani Biało –Zielonych znani są ze swoich prawicowych przekonań politycznych. Nie wiem, czy opierać na tym należy fakt, iż ich ulubieńcy wiosną preferują grę głównie prawą stroną. Akcje prowadzone lewym skrzydłem to wyjątkowa rzadkość. A jeśli już są to kilkakrotnie częściej w okolicach pola karnego naszego zespołu, gdzie dziura w defensywie wyjątkowo razi. Zresztą porównanie tego jak współpracują ze sobą prawy obrońca z pomocnikiem oraz ich odpowiednicy na lewym skrzydle jest miażdżąco niekorzystne dla tego drugiego duetu. Podobnie słabo wypada środek pomocy, który notorycznie oddaje bez walki rywalom środkową część placu gry. W tej sytuacji nie dziwi fakt, iż gra ofensywna gdańszczan tak dalece odbiega od oczekiwań.

Niezależnie jednak od zestawienia personalnego oraz ustawienia w jakich przyjdzie walczyć lechistom w kolejnych meczach, jednego nie może im zabraknąć: ambicji i woli zwycięstwa! Podopieczni Jacka Zielińskiego muszą zacząć walczyć o każda piłkę, tak jak czynili to w drodze do ekstraklasy. Wówczas potrafili wyjść obronna ręką z nawet najcięższych opresji. Swoją grą, przynajmniej mnie, nie oczarowali, ale potrafili wydrzeć niezbędne punkty przeciwnikom, nawet gdy tamci grali w liczebnej przewadze i prowadzili dwoma golami. Do tego potrzeba jednak kolektywu, grupy ludzi, którzy gotowi są razem walczyć, którzy mentalnie są zwycięzcami. Czy ten zespół stać na taką postawę? Wierzę, że tak!

JADŁOSPIS

Optymizmem nie nastrajają także docierające zewsząd opinie, że terminarz jest dla Lechii wyjątkowo niekorzystny! Jeżeli, znajdujący się w psychicznym dołku, piłkarze w to uwierzą to rzeczywiście można uznać tę tezę za prawdziwą. Jednak mam nadzieję, że spojrzą na przeciwników chłodnym okiem zawodowców, którzy w ciągu 90 minut mają na boisku do wykonania konkretną pracę polegającą na strzeleniu większej ilości bramek niż uczyni to rywal. A kim są Ci straszni „herosi” piłki, z którymi przyjdzie mierzyć się lechistom?

Na pierwszy ogień idzie wodzisławska Odra. Czternasty zespół ekstraklasy ostatnio „zasłynął” z tego, że zdobył pierwszego wiosennego gola! Po 321 minutach strzeleckiej niemocy. Ale przecież gramy na wyjeździe, a to nie jest zdecydowanie mocna strona Lechii! Tak – tyle, że wodzisławianie ostatnią bramkę w roli gospodarza zdobyli 17 października 2008 r.! Od tego czasu w okazali się strzeleckimi impotentami w 6 kolejnych meczach! Mało? Dodam, że ostatnie zwycięstwo Odry oglądano w Wodzisławiu 21 września ubiegłego roku. Ponad pół roku temu! To ma być trudny rywal?

Tydzień później do Gdańska przyjadą piłkarze GKS Bełchatów. Rywal wprawdzie plasuje się zdecydowanie wyżej w tabeli od naszego zespołu, ale wiosną legitymuje się identycznym dorobkiem punktowym co Lechia. O tym, że można go pokonać przekonał w marcu chociażby gliwicki Piast, najrzadziej trafiająca w ekstraklasie drużyna. Zakładając, że lechśici w Wielka Sobotę, bo wtedy podejmą właśnie bełchatowian, wzniosą się na wyżyny swoich możliwości, mogą sprawić, że Wielkanoc spędzimy w dobrych nastrojach.

W przypadku kolejnego wyjazdu, niemal wszyscy wieszczą porażkę Lechii w stolicy, przy Konwiktorskiej. Fakt, że teren to niełatwy, ale punkty zdobywali tam w tym sezonie, między innymi: Cracovia, Jagiellonia, Arka, czy ostatnio ŁKS. Czyli zakładając walkę o cenne „oczka” nie jest to zadanie z gatunku „mission imposible”… Warunkiem jest jednak maksymalna koncentracja oraz ambicja. To zresztą odnosi się do wszystkich meczów.

Jeśli chodzi o mecz derbowy z Arką to o mobilizacje wśród gdańskich piłkarzy jestem spokojny. Rywal to wprawdzie mistrz bezbramkowych remisów w meczach wyjazdowych, ale nie jest to obrona nie do przejścia. Tym bardziej, że gdynianie stracili wiosną więcej bramek niż Lechia, a zdobywanie punktów też niespecjalnie im wychodzi, gdyż w tabeli wiosny są na samym dnie zestawienia.

APETYT

Powyższe zestawienie obejmuje jedynie słabe strony najbliższych rywali Lechii. Pokazuje jednak, że nie są to drużyny nie do pokonania. Taka jest specyfika ligi, w tym sezonie bardzo wyrównanej, gdzie niemal każdy może wygrać z każdym. Także nasz zespół stać na pokonanie wyżej notowanych rywali. Konieczne są jednak przeogromna ambicja i zaangażowanie, umiejętności na miarę najwyższej klasy rozgrywkowej oraz… szczęście. To przepis na skuteczna walkę o pozostanie w ekstraklasie. Nie można ponownie pozwolić sobie na dodawanie punktów już przed meczem, bądź na oddanie punktów niemal walkowerem, bo rywal wydawał się silniejszy. Można ulec, ale po ambitnej walce. Braku boiskowego charakteru i zaangażowania nie wybaczy nikt! Zatem zapomnijmy o „zupie” jaką przyrządzili nam w marcu Jacek Zieliński i jego podopieczni. Oczekujmy, że w kwietniu lechiści uraczą nas kucharskim…, pardon, piłkarskim kunsztem i apetyty gdańskich kibiców zostaną zaspokojone… Smacznego, Panie i Panowie!

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.029