lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 194 (11/2009)
7 kwietnia 2009


TRANSFEROWE REFLEKSJE

Kadrowe pustki

Źle się dzieje w państwie gdańskim – ta niezgrabna parafraza hamletowskiej maksymy treściwie oddaje obecną sytuację w drużynie biało-zielonych. Sobotnia kompromitacja w meczu już nie o sześć, ale o dziewięć punktów i to w wręcz żenującym stylu, stała się przysłowiową kroplą, która przelała czarę goryczy kończąc tym samym okres pracy Jacka Zielińskiego przy Traugutta.

KONRAD MARCIŃSKI
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/12177/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Określenie „praca” jest tu i tak dość mocno naciągane, zważywszy na fakt, iż od momentu wygranych derbów w Gdyni w październiku ubiegłego roku, lechiści nie poczynili de facto żadnego postępu. Co gorsza, zespół z meczu na mecz obniżał swoje loty notując przegrane w lidze, czy odpadając we wczesnych fazach rozgrywek o Puchar Polski i Ekstraklasy. Porażki, szczególnie w meczach wyjazdowych zrzucano na karb braku doświadczenia, tremy, czy konieczności zapłacenia należnej każdemu beniaminkowi kary frycowego. Czekano na moment, w którym gdańszczanie wreszcie „zaskoczą” i swoją dobrą grę przekują na efekty punktowe. Na próżno. Marazm, który dopadł biało-zielonych trwa do dziś, owocując koszącym lotem lechistów w dolne rejestry ligowej tabeli. Rozpaczliwe poszukiwania odpowiedniego składu personalnego i ustawień taktycznych nie na wiele się zdały. W postawie zawodników widać coraz większe zdenerwowanie i frustrację, co przekłada się na chaotyczną grę pozbawioną jakiejkolwiek koncepcji. Zdymisjonowanie szkoleniowca wydaje się ruchem tonącego chwytającego się brzytwy, lecz jest w tej sytuacji chyba jedyną sensowną próbą ratowania Lechii przed coraz bardziej zaglądającym w oczy widmem spadku.

Osoba nowego trenera może z pewnością ożywczo podziałać na atmosferę w drużynie oraz zmotywować piłkarzy do lepszej gry, wszak „nowa miotła” zawsze zamiata lepiej niż stara wysłużona. Czy na tej fali optymizmu uda się nowemu opiekunowi utrzymać biało-zielonych w ekstraklasie?

Jak wiadomo wiara potrafi czynić cuda, choć sama wiara to jednak zbyt mało, by poważnie myśleć o korzystnych rezultatach. Podstawą musi być ambitna i poparta umiejętnościami postawa gdańszczan na boisku oraz żelazna konsekwencja w realizacji taktyki nakreślonej przez trenera. Sęk w tym, iż nawet najlepszy motywator czy mistrz futbolowej strategii nie osiągnie pożądanego wyniku bez odpowiednich wykonawców jego założeń, czyli piłkarzy. Czy w zespole Lechii znajdują się właściwi ludzie, by podołać temu zadaniu? Patrząc na stan kadrowy biało-zielonych trudno oprzeć się wrażeniu, iż z pustego to i Salomon nie naleje. Nie ujmując żadnemu z zawodników ambicji oraz umiejętności, należy stwierdzić bez ogródek, iż są to w większości piłkarze przeciętni, solidni ligowi rzemieślnicy, którym ciężko aspirować do roli wirtuozów futbolu. Wprost rzucającym się w oczy jest fakt, iż gdańska drużyna pozbawiona jest lidera – piłkarza, który wyróżnia się na tle zespołu, jest prawdziwym reżyserem gry, nie boi się wziąć odpowiedzialności za wynik na swoje barki i potrafi „pociągnąć” za sobą kolegów.

Takim graczem był w Lechii niewątpliwie Łukasz Trałka, w opinii kibiców bezsprzecznie najlepszy piłkarz biało-zielonych w rundzie jesiennej. Trałka, mimo braku ekstraligowego doświadczenia okazał się kluczowym zawodnikiem środkowej formacji gdańszczan. Choć to piłkarz usposobiony do gry obronnej, często okazywał się motorem napędowym większości akcji ofensywnych Lechii. Drybler, asystent i niezły strzelec, dodatkowo łatał spore dziury w gdańskiej defensywie. Dość powiedzieć, iż z grona kilkudziesięciu piłkarzy zebranych przez Leo Beenhakkera jako tzw. kadra „B”, tylko Trałka i Rafał Boguski z krakowskiej Wisły zasłużyli na kolejne powołania i to na mecze eliminacji MŚ 2010. Zatem pochlebne opinie na temat tego piłkarza nie są wyrażane na wyrost. Dziś Trałka przywdziewa „czarną koszulę” ciesząc swoją grą kibiców stołecznej Polonii, a w Lechii, mimo rozmaitych prób byłego już trenera Jacka Zielińskiego, nie udało się znaleźć piłkarza, który byłby w stanie wypełnić lukę po Trałce.

W obecnej sytuacji nasuwa się zatem pytanie, czy słusznym posunięciem było pozbycie się z walczącego o utrzymanie zespołu kluczowego zawodników rundy jesiennej? Z perspektywy ostatnich spotkań można wysnuć wniosek, że taki ruch raczej zaszkodził Lechii. Na dzień dzisiejszy, żaden ze środkowych pomocników biało-zielonych nie daje zespołowi tyle co Trałka. Ani Karol Piątek, ani Łukasz Surma, ani Piotr Kasperkiewicz czy Robert Hirsz, tym bardziej przekwalifikowani naprędce na graczy środka pola Hubert Wołąkiewicz i Jacek Manuszewski, nie wspominając o kolejnym „wiecznym kontuzjowanym” Marko Bajiču nie są predestynowani do pełnienia roli rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, trudno jednoznacznie stwierdzić, iż odejście Trałki to wyłącznie efekt złej woli zarządu klubu. Wszak z niewolnika nie ma pracownika, a sam zawodnik grający z musu to żaden zawodnik. Kolejny aspekt to koszta związane z utrzymaniem piłkarza tej klasy w drużynie. Czy oszczędności na kontrakcie Trałki, który, co prawda musiałby być o wiele wyższy niż dotychczasowy, są warte pozbywania się piłkarza mogącego zapewnić ligowy byt i niewspółmiernie większe zyski, choćby z dotacji Canal +? Być może warto było myśleć o przedłożeniu umowy z Trałką tuż po awansie do ekstraklasy? Przecież jeszcze w dawnej drugiej lidze Łukasz był wyróżniającą się postacią Lechii i już wtedy należało poważnie zastanowić się nad możliwością zatrzymania pomocnika w Gdańsku jak najdłużej. Te pytania są tymi z kategorii retorycznych. Odpowiedzi nie usłyszymy, a gdybanie w obecnej sytuacji lechistów na niewiele się zda.

Warto skupić się na faktach. Za Trałkę Lechia otrzymała ekwiwalent finansowy oraz zielone światło na transfer Krzysztofa Bąka. Bąk powędrował szlakiem Trałki, jednak w dokładnie przeciwnym kierunku i czarną koszulę zamienił na biało-zielony pasiak. Jak deklarował sam zawodnik, może on grać zarówno w pomocy jak i w obronie, w dotychczasowych meczach gdańszczan występował jednak wyłącznie na pozycji stopera. Choć specyfika obu piłkarzy, jak i pozycje które zajmują na boisku sprawiają, iż porównywanie tych graczy jest utrudnione, jednak od takich porównań ciężko uciec. Tym czym Trałka był dla Lechii w środkowej strefie boiska, miał być Krzysztof Bąk w linii defensywy. Wespół z Peterem Cvirikiem miał solidnie wzmocnić dziurawą obronę Lechii. Jego atut to przede wszystkim dobre warunki fizyczne i walka w powietrzu (co podkreślił zdobyciem gola przeciwko Ruchowi Chorzów). Jednak defensywa Lechii wciąż pozostawia wiele do życzenia. Bramki stracone przez Lechię w meczu z bytomską Polonią i w Wodzisławiu z Odrą obciążają konto Bąka. Kardynalne błędy pary obrońców nie mogących upilnować napastnika wychodzącego na sytuację sam na sam z bramkarzem nie mogą znaleźć usprawiedliwienia. Czy zatem między Trałką a Bąkiem możemy postawić znak równości? Z powierzonego zadania nowy nabytek gdańszczan wywiązuje się średnio. Nie popełnia zbyt wielu błędów, ale jeśli już je popełni, to są to pomyłki ciężkiego kalibru skutkujące stratą gola. Trudno zatem o zweryfikowanie porównania z Trałką na korzyść Bąka.

Mówiąc o defensywie biało-zielonych nie wypada nie wspomnieć o kolejnym osłabieniu jakiego doznała Lechia zimą. Drużynę opuścił Rafał Kosznik, który przeniósł się na Cypr i zasilił kadrę Omonii Nikozja. W przypadku „Kosy” wydawało się, że jego odejście nie będzie dotkliwą stratą. W odwodzie był przecież Arkadiusz Mysona, równorzędny, jeśli nie lepszy, bo przecież doświadczony, lewy obrońca. Z perspektywy wiosennej gry gdańszczan również transfer Kosznika okazuje się być osłabieniem Lechii. Mysona nie jest niestety graczem na miarę Kosznika i nie stanowi skutecznej bariery dla napastników rywali. Włącza się co prawda w akcje zaczepne, jednak jego rajdy i dośrodkowania nie sieją wielkiego zagrożenia dla przeciwników. Co gorsza zdarza mu się zapomnieć o powrocie do defensywy, co skutkuje groźnymi kontrami. Nie układa mu się współpraca z lewoskrzydłowym, notuje także częste straty. Nie jeden z kibiców chętnie widziałby ponownie na lewej obronie „Kosę”. Mamy tu jednak do czynienia z analogiczną sytuacją w jakiej znalazł się Łukasz Trałka. Również na kontrakt dla Kosznika nie znalazło się odpowiednio dużo środków w budżecie Lechii. Został on co prawda zasilony niemałymi kwotami za transfer obu wspomnianych zawodników, jednak zastanawiającym pozostaje fakt, iż nie wykorzystano tych pieniędzy na pozyskanie naprawdę wartościowych zmienników. Zamiast błyskotliwego rozgrywającego mamy wątpliwej klasy pomocnika Marko Bajiča, który i tak nie pomaga zespołowi ze względu na kontuzję. Wygląda więc na to, iż z dotkliwej lekcji jaką otrzymaliśmy w postaci problemów z Frane Cacičem nie wyciągnięto odpowiednich wniosków.

Jaka zatem perspektywa czeka biało-zielonych w nadchodzących miesiącach? Lechia nie ma zbyt wielu piłkarskich atutów. Pozbawiona liderów, sfrustrowana drużyna z nożem na gardle i niezwykle trudnym terminarzem ma przed sobą wyboistą drogę do utrzymania się w ekstraklasie. Czy istnieje jeszcze nadzieja dla biało-zielonych? Na pewno tak. Choć nie ma wśród lechistów wybitnych zawodników, siłą tej drużyny może okazać się jej zespołowość i heroiczna walka na 120% od pierwszego do ostatniego gwizdka. Wiele razy futbolowe kopciuszki dzielnie i skutecznie przeciwstawiały się ligowym potentatom, swoje braki wypełniając ambicją i zaangażowaniem. Warto też wierzyć, że zawodnicy, którzy do tej pory nie spełniają oczekiwań ,zmotywowani przez nowego szkoleniowca i wsparci przez wierną gdańską publiczność, wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności i udowodnią swoją wartość. Wszak jak uczy baśniowa mądrość, Kopciuszek okazał się być piękną księżniczką. Oby taką księżniczką okazała się również gdańska Lechia. My wierzymy!!!




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT