Choć zawodnicy i trenerzy często podkreślają, iż cała derbowa otoczka, różnej maści prognozy i spekulacje to w większości domena dziennikarzy i kibiców, wątpimy jednak, by tak długo oczekiwany pojedynek nie wywoływał w piłkarzach dodatkowej motywacji. Ranga spotkania, a także nie najciekawsza pozycja w tabeli obu zespołów gwarantują, że każda z drużyn ma chęć sięgnięcia po pełną pulę. Czy mecz będzie obfitował w finezyjne akcje, a obie ekipy pokażą otwarty futbol, czy raczej zwycięży taktyka kunktatorstwa, murowania bramki i liczenia na kontrataki?
Poniżej przedstawiamy krótką charakterystykę Arki, obnażając słabe punkty rywali i wskazując na ich atuty. Z drugiej strony ocenimy również Lechię sugerując jak wykorzystać mankamenty żółto-niebieskich i zneutralizować zagrożenie pod własną bramką.
Obserwując wiosenne spotkania gdynian, trudno o inne określenie gry Arki niż chaos. Nieporadność żółto-niebieskich zarówno w obronie jak i w ataku to efekt trenerskich eksperymentów zwolnionego już Czesława Michniewicza. Częste rotacje w składzie, sadzanie najlepszych zawodników na ławce rezerwowych (np. Marcina Wachowicza), czy ustawianie graczy na boisku nie na swoich pozycjach (napastnicy w roli skrzydłowych oraz obrońcy jako środkowi pomocnicy) przyczyniły się do tego, iż Arka gra obecnie futbol pozbawiony jakiejkolwiek koncepcji. Gołym okiem widać, że gdynianom brakuje zgrania. Wpływ na to ma również fakt, iż późno do zespołu dołączyli nowi piłkarze, w związku z czym nie są do końca wkomponowani w drużynę. Dotyczy to szczególnie lewego obrońcy Błażeja Telichowskiego, do którego kibice z Olimpijskiej mają sporo pretensji. Zresztą cała formacja defensywna żółto-niebieskich prezentuje się fatalnie. Widać to było w spotkaniu z Jagiellonią, poznańskim Lechem, gdzie tylko kuriozalnej nieskuteczności lechitów gdynianie zawdzięczają jeden punkt, czy w meczu z ŁKS-em, w którym Łodzianie wręcz „rozklepali” dziurawą obronę Arki. Arkowcy w siedmiu wiosennych spotkaniach stracili aż jedenaście bramek, głównie po kardynalnych błędach defensywy. Jest to o tyle zastanawiające, że żółto-niebiescy mają w swoich szeregach tak doświadczonych piłkarzy jak Dariusz Żuraw, Michał Łabędzki czy Łukasz Kowalski. Nie błyszczy także formacja pomocy, a zwłaszcza skrzydłowi. Brak kontuzjowanego Bartosza Karwana daje się gdynianom mocno we znaki. Tu upatrywać swoje szanse powinna Lechia. Arka, grając defensywnym systemem 4-5-1, zagęszcza środek pola, w związku z czym łatwiej przeprowadzać będzie akcje oskrzydlające, do których podłączać powinni się boczni obrońcy. Na flankach Lechia ma zdecydowanie większą siłę ognia. Maciej Rogalski czy Piotr Wiśniewski (najprawdopodobniej oni wybiegną w pierwszej jedenastce przeciwko Arce) prezentują się korzystniej niż znajdujący się w przeciętnej dyspozycję Bartosz Ława czy Tomasz Sokołowski.
Choć wygląda to paradoksalnie, największe atuty żółto-niebiescy posiadają w ofensywie. Sęk w tym, iż gdynianie nie potrafią tych walorów wykorzystać. Drużyna posiada w składzie dwóch bardzo dobrych napastników jakimi są Marcin Wachowicz i Zbigniew Zakrzewski. W lidze i Pucharze Ekstraklasy strzelili łącznie 11 goli. Jednak potrafią oni stwarzać zagrożenie pod bramką rywali jedynie wówczas, gdy grają blisko siebie. Idealnym ustawieniem dla wspomnianej dwójki byłby klasyczny system 4-4-2. Tymczasem zarówno trener Michniewicz jak i Chojnacki skupiają się na zabezpieczaniu tyłów, ustawiając Wachowicza w lewej pomocy. Osamotniony Zakrzewski, pozbawiony dokładnych, prostopadłych podań, nie jest w stanie w pojedynkę „rozmontować” defensywy przeciwników. Lechia powinna mieć się jednak na baczności. Wobec dramatycznej pogoni za punktami szkoleniowiec Arki może zagrać va banque i desygnować do gry dwóch napastników, co dla wciąż popełniającej błędy gdańskiej defensywy może okazać się bardzo niebezpieczne.
Właśnie gra obronna lechistów w dalszym ciągu pozostaje jej piętą achillesową. W szczególności szwankuje asekuracja przy stałych fragmentach gry. Gdańszczanie często gubią krycie pozostawiając przeciwników w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Gdy dodamy do tego bardzo niepewne zachowanie Pawła Kapsy przy wyjściach do dośrodkowań, zagrożenie dla gdańskiej bramki staje się bardzo realne, zwłaszcza przy bardzo dobrze grających w powietrzu arkowcach, chociażby Błażeju Telichowskim. Z tego też względu biało-zieloni winni wystrzegać się popełniania fauli w okolicach 25 metra przed bramką i w bocznych sektorach boiska. Kolejny czynnik negatywny w postawie lechistów to słaba skuteczność napastników. Na sześć zdobytych wiosną przez Lechię bramek, tylko dwie są autorstwa nominalnych atakujących: Macieja Kowalczyka i Jakuba Zabłockiego. Co gorsza Zabłockiego nie ujrzymy w derbach za przekroczony limit żółtych kartek. Przymusowo pauzować będzie musiał również Marcin Kaczmarek. Absencja tych dwóch kluczowych zawodników jest poważnym osłabieniem siła ofensywnej Lechii. Należy wszakże wierzyć, że ich zmiennicy godnie zastąpią nieobecnych kolegów.
W sytuacji gdy szwankuje obrona i kuleje skuteczność w ataku, to formacja pomocy stanowi o sile gdańskiej drużyny. W środku pola biało-zieloni prezentują się najrówniej, choć także bez fajerwerków. Cieszyć może postawa Łukasza Surmy, który chyba wziął sobie na poważnie do serca krytykę jaka spadła na niego po meczu z Polonią Bytom i wyraźnie podniósł jakość swojej gry. W meczach z Bełchatowem i Czarnymi Koszulami przyjął na siebie rolę rozgrywającego i nie posyłał piłek wyłącznie do boku lub do tyłu. Asysta przy bramce Jakuba Zabłockiego w Warszawie, czy piękny gol strzelony GKS-owi Bełchatów świadczą o sporych możliwościach Surmy w ofensywie. Łukaszowi wtóruje na środku Karol Piątek, który zupełnie nie przypomina bezbarwnego zawodnika z jesieni. „Carlos” uspokaja grę w defensywie i coraz dokładniej rozdziela piłki kolegom z przodu. Poprawił także dośrodkowania, po których gdańszczanie dochodzą do sytuacji strzeleckich (vide: mecz z Bełchatowem). Po Piątku widać jednak nie w pełni przepracowany okres przygotowawczy (leczył kontuzjowane kolano), co skutkuje problemami kondycyjnymi. Sił starcza mu na ok. 70 minut, a przygotowanie fizyczne może odgrywać dużą rolę podczas derbów. Dodatkowo doznał urazu stopy podczas spotkania w stolicy, co stawia jego występ w sobotnie popołudnie pod znakiem zapytania. Siła gdańskiej pomocy opiera się również na skrzydłach. Nową jakość wniósł Piotr Wiśniewski, schodzący często do środka i uzupełniający napastników. Jego vis-à-vis to Maciej Rogalski, który mimo sporych mankamentów, potrafi stworzyć sobie sytuację strzelecką i uderzyć na bramkę zarówno prawą, jak i lewą nogą. Na papierze, to gdańszczanie powinni zatem zdominować środek pola. Przejęcie inicjatywy w tej strefie boiska daje zawsze szersze możliwości w ataku, ale także stanowi pierwszą linię obrony. Oby lechiści umieli ten fakt odpowiednio wykorzystać.
Szczegółowe analizy i dopasowanie taktyki przed arcyważnym spotkaniem to „zadanie numer jeden” w sztabach szkoleniowych obu ekip. Zarówno Tomasz Kafarski, jak i Marek Chojnacki łamią sobie zapewne głowy, jak zaskoczyć rywala, by móc przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Pole manewru obu szkoleniowców jest co prawda ograniczone, jednak nie całkowicie niemożliwe. Jednym z wariantów jest wstawienie do składu (być może nie od pierwszej minuty) młodych zawodników, którzy mogą stanowić swoisty „element zaskoczenia”. Zwłaszcza w drużynie z Gdyni jest kilku takich graczy. Mowa o Marcinie Pietroniu, Marcinie Budzińskim, czy Przemysławie Trytce. Pietroń jest, obok Dariusza Żurawia, jedynym piłkarzem Arki, który trafił wiosną do siatki rywali. Także Trytko, mający za sobą przygodę w Energie Cottbus, pokazał, że drzemią w nim spore możliwości. W Lechii nie zanosi się na to, by to młodzież mogła wziąć na siebie ciężar meczowej walki. Być może swoją szansę otrzyma Piotr Kasperkiewicz (o ile pozwoli mu na to kontuzjowana stopa), nikłe szanse na występ ma również Robert Hirsz. W związku z przemeblowaniem linii obrony miejsce w składzie stracił chyba na dobre Jakub Kawa. Szkoda, bo ten piłkarz dużo już potrafi, co udowodnił w spotkaniu z chorzowskim Ruchem zdobywając wyjątkowej urody bramkę. Czy zatem derby będą czasem eksperymentów? Wielce wątpliwe. Także nasze dywagacje mogą okazać się funta kłaków warte, bo, jak mawiał futbolowy klasyk, wszystko zweryfikuje boisko.