Dni poprzedzające mecz z Jagiellonią Białystok to czekanie na werdykt Związkowego Trybunału Piłkarskiego PZPN w sprawie zamknięcia stadionu. Trybunał oddalił wniosek gdańskiego klubu o zniesienie natychmiastowej wykonalności rozegrania spotkania bez udziału widzów. Tak, więc kibice, chcący oglądać bezpośrednio mecz, musieli wybrać się na tzw. sektor leśny, z którego można było obserwować poczynania obu drużyn.
Nie była to pierwszyzna dla sympatyków Lechii, gdyż podobna sytuacja miała miejsce jesienią 2006 r., kiedy to PZPN zamknął stadion w Gdańsku dla publiczności po meczu z Pogonią Szczecin. Wtedy kibice na meczach wyrażali swoje niezadowolenie pod adresem Michała Listkiewicza, w piątek natomiast „dostało się” obecnemu prezesowi, Grzegorzowi Lacie.
Pusty, nie do końca stadion (obecni byli przedstawiciele mediów oraz Prezydent Paweł Adamowicz), udekorowany był nie tylko flagami, ale także okazjonalnymi transparentami. Hasła "Rozwój spółdzielni szansą socjalistycznego sportu" oraz "1988 rok, Prezes Czarnych: Spółdzielnia to pierwszy krok do uzdrowienia polskiej piłki", były wspomnieniem czasów sprzed 1989 roku, mające jednak odzwierciedlenie w bieżącej rzeczywistości.
Lechia wyszła na mecz z Jagiellonia tylko z jedną zmianą w składzie w porównaniu do spotkania z Górnikiem. Kowalczyka zastąpił Bajić, który i tak nie przekonał do siebie szkoleniowca i został po przerwie zmieniony przez „Kowala”. Obie drużyny zdawały sobie sprawę jak ważne jest to spotkanie i każdy punkt zdobyty przybliża do utrzymania. Biało-Zieloni zaczęli trochę niemrawo i już w 11 minucie po akcji Kamila Grosickiego mogli stracić bramkę. Lechia złapała odrobinę pewności, kiedy to swoją pierwszą bramkę dla gospodarzy zdobył po rzucie rożnym Peter Cvirik. Radość piłkarzy i kibiców nie trwała zbyt długo. Po rzucie wolnym egzekwowanym przez Tomasza Frankowskiego, gola zdobył Thiago Cionek. I w tym momencie głównym bohaterem został nie strzelec bramki, lecz sędzia meczu Piotr Wasielewski. Ukarał Cionka, za nałożenie koszulki na głowę, drugą żółtą kartkę i w konsekwencji „Jaga” musiała grać w dziesięciu.
Arbiter, który wrócił do sędziowania w ekstraklasie po kilkutygodniowej przerwie (wynik nadmiernego karania kartkami w meczu Cracovia – Ruch w 22. kolejce) dał o sobie znać ponownie w 70 minucie. Po raz kolejny wyjął czerwony kartonik karząc w ten sposób Pawła Buzałę. Trener Kafarski po meczu był zbulwersowany postawą „Buziego”, jednak z pewnością oglądając powtórkę meczu, widział, że napastnikowi Biało-Zielonych taka kara się nie należała. Stąd też odwołanie klubu do Komisji Ligi, która może jednak jak w przypadku Ruchu po meczu z Cracovią, odrzucić protest, i jedynie ponownie zawiesić sędziego Wasielewskiego.
Wracając do meczu, czerwona kartka oraz druga bramka strzelona na kilka minut przed końce pierwszej połowy sprawiły, że dyskusja w szatni gości była gorąca. Rozbici białostoczanie na początku drugie połowy, popełnili błąd zostawiając na 20 metrze samotnego Łukasza Surmy, który dobiegł do odbitej piłki i nie namyślając się długą celnie strzelił pokonują słabo dysponowanego w piątek bramkarza „Jagi” Piotra Lecha. Dla Surmy był to szczególny mecz, gdyż zagrał po raz trzechsetny w ekstraklasie. Dla środkowego pomocnik to już trzecia bramka strzelona dla Lechii i wyrasta w drużynie do miana najskuteczniejszego gracza. Jeśli zdobędzie jeszcze jednego gola wyrówna swój rekord pod względem ilości zdobytych bramek w jednym sezonie. Po raz ostatni tak skuteczny był przed pięcioma laty, kiedy to w barwach Legii trafił czterokrotnie.
Gdy w 48 minucie Lechia prowadziła już 3:1, trener Kafarski myślami był nie tylko przy utrzymaniu wyniku, ale także chciał, aby jego podopieczni strzelili podwyższyli wynik, który w dwumeczu z Jagiellonią dałby lepszy bilans. Sytuację popsuła czerwona kartka Buzały, w konsekwencji której lechiści mocno ograniczyli się do działań ofensywnych.
Przed Lechią kolejne mecze, równie ważne jak ten ostatni. Co prawda Biało-Zielonym nie wiedzie się w tym sezonie na wyjazdach, ale najbliższy stadion to dla nich szczęśliwe miejsce. Przed rokiem pokonali przy Bułgarskiej Wartę Poznań, a w 2004 r. w rozgrywkach III ligi wygrali z rezerwami Lecha. W tym spotkaniu, w drużynie Kolejorza grał Paweł Buzałą, który przez błąd arbitra, został pozbawiony gry przeciwko swej byłej drużynie.
Jagiellonia natomiast, która znakomicie rozpoczęła rundę wiosenną, przegrała trzy ostatnie spotkania i w drużynie zrobiło się nerwowo. Szkoleniowiec gości, Michał Probierz, nie czekając na rozmowę ze swoim przełożonymi, oddał się honorowo, za raz po meczu do dyspozycji zarządu. Jak powiedział drużynie potrzebny jest wstrząs i chyba ta publiczna deklaracja była tym wstrząsem, gdyż władze białostockiego klubu nie zamierzają zatrudniać nowego szkoleniowca.
Bohaterem Gdańska określił się natomiast Piotr Lech, który miał swój udział przy dwóch bramkach Lechii. Co ciekawe 40-letni bramkarz z Białegostoku, był w kadrze Ruchu Chorzów w sezonie 1986/87, kiedy to lechiści po barażach spuścili z ligi chorzowską drużynę. Nazwisko „Lech” być może dobrze wróży przed kolejnym meczem, wszak Lechia jedzie do Lecha.
Liczenie punktów trwa dalej, zarówno na górze jak i na dole tabeli. To sprawia, że polska liga emocjonować będzie do samego końca. Dla kibiców Lechii to nie pierwszyzna, wszak ostatnie lata Biało-Zieloni grali o „coś” niemal do samego końca. Z tym, że przeważnie była to górna półka, ale dziś jesteśmy za to w ekstraklasie. I oby tak był także w kolejnym sezonie.