Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 200 (17/2009)

19 maja 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

I TAK TO SIĘ ZACZĘŁO... CZ. 10

Więzienie

Od redakcji: Kontynuacja wspomnień Grzegorza Oprządka, piłkarza Lechii w latach 60-tych.

GRZEGORZ OPRZĄDEK

Wiosenna połówka sezonu zakończyła się. Było trochę luzu wakacyjnego, może tydzień albo półtora.Przygotowania do rundy jesiennej ruszyły pełną parą i rozpoczęliśmy je zgrupowaniem w Iławie. Obóz był fantastyczny. Można było tam złapać wszystko, tylko nie sportową formę. Codziennie kajaczki, opalanko, czasami, ale zaznaczam niezbyt często, dla ochłody można było strzelić sobie piwko. Wysoko ceniony był wtedy "Radeberger". Co tu gadać, było fajnie.

A co z treningami? Były i treningi, trzy razy dziennie. Lato było upalne. Treningi były mordercze. Rano rozruch, delikatny marszobieg w samo południe, jak w westernie, wieczorem jakieś gierki. Któregoś popołudnia, w czasie treningu na boisku pojawiły się trzy młode dziewoje. Przez chwilę rozmawiały z trenerem Serafinem, po czym ten ruchem głowy przywołał mnie do linii bocznej. Jedna z dziewczyn podała mi mały skrawek papieru, zwinięty w wąski rulonik Był to zwyczajny więzienny gryps.

Rozwinąłem go i przeczytałem na tyle głośno, by trener usłyszał: "Cześć Grzesiek, Przyjdź do mnie w niedziele na widzenie. Wiktor". Wiedziałem, że w Iławie znajduje się więzienie dla młodocianych przestępców, ale nie znałem nikogo z tego szacownego grona. Kto to jest Wiktor? Zdziwiłem się mocno, bo jedynym Wiktorem, którego znałem, był kolega z trzeciej klasy szkoły podstawowej.

Spojrzałem na trenera z nadzieją, że coś mi doradzi. Przeczytał gryps i mruknął pod nosem:
- Człowiek siedzi w pierdlu....Idź, odwiedzisz go to będzie miał jakąś chwilową atrakcję.
Staszek Groszewski, kolega z drużyny zaoferował mi swoją asystę:
- Pójdę z tobą, bo jeszcze i ciebie tam zapuszkują.

Rano udaliśmy się pod mury więzienia. Zebrał się tam już spory tłumek chętnych do odwiedzin pensjonariuszy. W biurze podawczym złożyliśmy pisemną prośbę o widzenie z Wiktorem i czekaliśmy na swoją kolejkę. Kolejno wyczytywano nazwiska pensjonariuszy i wpuszczano do środka członków rodzin. Nas nikt nie wołał. Kiedy weszli już wszyscy i w pomieszczeniu zostaliśmy my dwaj, podszedł do nas postawny klawisz i patrząc w sufit, zawołał gromkim głosem:
- Kto do Wiktora X?
Dziwnie nam się zrobiło, bo oprócz nas nie było tam nikogo. Po co więc pytać? Stanęliśmy na baczność i zdecydowanym tonem odpowiedzieliśmy:
- To my.
- A wy kim jesteście dla Wiktora X - pytał z głosem pełnym ironii klawisz.
- Kolegami - odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Ha,ha,ha, kolegami, tu często rodziny nie mają wstępu...
- Koledzy, spie..... mi stąd, ale już - zakończył dyplomatycznie rozmowę.

Powiedzieliśmy grzecznie, że nie wiedzieliśmy, i że przepraszamy. Wracaliśmy wzdłuż więziennego muru nie odzywając się do siebie. Przecież, w zasadzie nic się nie stało, ale zawsze to jakoś głupio. W pewnym momencie, bodajże z drugiego piętra, z zakratowanego okna, usłyszeliśmy okrzyk:
- Grzesiek, wróćcie i chwilę poczekajcie...
Wróciliśmy i faktycznie po chwili w drzwiach zjawił się znajomy nam klawisz:
- Panowie do Wiktora, zapraszam do środka...- szarmanckim ruchem ręki wskazał nam wejście.
Przez chwilę pomyśleliśmy, że to jakieś kpiny, ale weszliśmy.

Po jednej stronie długiego stołu, przedzielonego niezbyt wysoką szybą siedzieli odwiedzani, z drugiej odwiedzający. Mimo, że minęło naście lat Wiktora poznałem od razu. Oczywiście nieco się zmienił, ale mocno przymrużone, choć rozbiegane oczy i niespokojne ręce były takie same jak dawniej. To był ten Wiktor z trzeciej klasy.

>Wiktor przez dwie godziny opowiadał nam o swoim życiu, jak to grał w nogę w innym wybrzeżowym klubie, i jak trafił do więzienia za włam i jeszcze za coś tam innego. Z niemałym zapałem i optymizmem mówił, że ma dwa wyroki: dwa i sześć lat, ale zapewne dostanie wyrok łączny, a jak wyjdzie to naprawdę weźmie się za piłkę. Na pytanie, jak załatwił nam to widzenie, odpowiedź była prosta. Był najlepszym piłkarzem w więzieniu, a jego drużyna z wydziału złodziei, w mistrzostwach więzienia pokonała nawet reprezentację morderców. Wielki sukces.

Na zakończenie tej sympatycznej wizyty, Wiktor zaproponował rozegranie meczu między reprezentacją więzienia a Lechią. Mecz się odbył i zakończył naszym bardzo wysokim zwycięstwem. Chłopcy z pensjonatu walczyli dzielnie, przegrali, ale co ciekawe, kondycji im nie brakowało. Jeśli chodzi o Wiktora, to po latach pokazał się, z dużym powodzeniem, na wybrzeżowych boiskach, ale później słuch o nim zaginął. Może kolejny raz trafił do pensjonatu w Iławie.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.029