Finisz rozgrywek piłkarskich nieodmiennie – od kiedy kojarzę – fascynuje kibiców magią liczb. Nawet znajomych – których pamiętam jako wagarowiczów z lekcji matematyki – zauroczenie domeną Archimedesa i Pitagorasa przekracza wszelkie wyobrażenie. Szczególną popularnością cieszy się w tym względzie rachunek prawdopodobieństwa. Ileż twórczej energii wkładają oni w przeróżne kombinacje cyfrowe, gdzie dodawanie i odejmowanie nie sprawia im problemu takiego jak chociażby odczytanie paragonu po zakupach w „Biedronce”.
Wspomniani przeze mnie Archimedes czy Pitagoras czerwienili by się ze wstydu, patrząc na ludzi, którzy cały wolny czas poświęcają na rozwiązywanie równań, gdzie x bądź y jest tą lub inną drużyną. Fenomen tego zjawiska niezmiennie powtarzający się przed ostatnią lub przedostatnią kolejką ligową, to jeden z kolorytów kibicowskiej subkultury. Karkołomność rozpatrywanych wariantów mogłaby sprawić niemały kłopot nawet geniuszowi liczb niejakiemu Johnowi Forbes Nash (juniorowi) – laureatowi nagrody Nobla z 1994 r. Ten wybitny umysł ścisły był również schizofrenikiem paranoidalnym, co w sposób jednoznaczny świadczy o tym, że geniusz niekoniecznie musi mieć w głowie wszystkie „klepki” poukładane. Może więc fascynacja kibiców matematyką ma również zabarwienie paranoidalne – zapytałby psychiatra. Czy aby na pewno...? Odpowiedzi na to pytanie nie znam nawet ja, a przecież jestem bezwzględnie inteligentnym specjalistą od zagadnień! A propos – czy może pamięta ktoś z was mój pin-kod do karty bankomatowej...?
zzbyszek
(Napoleon)
P.S. Geniusz ludzki, to niekonwencjonalność. Geniusz to również pęd za wiedzą. I niekoniecznie musi to iść w parze z jedzeniem sztućcami – tym bardziej, że kurczak z rożna najbardziej smakuje, gdy wkładamy go do ust rękoma. Na marginesie – stare piłkarskie porzekadło mówi: „bramka jest okrągła a piłki są dwie”. Chyba się nie pomyliłem...?