lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 201 (18/2009)
26 maja 2009


I TAK TO SIĘ ZACZĘŁO... CZ. 11

Prezydent

Od redakcji: Kontynuacja wspomnień Grzegorza Oprządka, piłkarza Lechii w latach 60-tych.

GRZEGORZ OPRZĄDEK
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/12217/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

W dawnych, bardzo dawnych czasach, piłkarz i chyba każdy inny sportowiec, nie amator, aby przeżyć, czy przetrwać, musiał pracować zawodowo. Podzieliłem sportowców na „amatorów” i „nie amatorów”, dlatego, że pojęcie „zawodowca” nie istniało. Zawodowcy byli, ale byli wymysłem strasznego, kapitalistycznego świata. Pamiętam jak to podawano z ironią, w naszych mediach, w komunikatach sportowe, że w zawodach objazdowego, tenisowego cyrku zwyciężył np. Rod Lever i zgarnął ileś tam tysięcy brudnych dolców.

My w socjalistycznej ojczyźnie nie potrzebowaliśmy szmalu.Wystarczyła radość z samego uprawiania sportu. Ile to satysfakcji miałem po powrocie z zimowego obozu, kiedy to wszem i wobec, mogłem oznajmić, że obóz by wspaniały, bo codziennie, do obiadu, każdy z nas dostawał po tabliczce czekolady. Było się z czego cieszyć. Naprawdę warto było przestrzegać olimpijskich zasad Pierra de Coubertina. Zdarzały się przypadki, kiedy to sportowiec zatrudniony na lewym i cichym, kopalnianym etacie nie musiał pracować, ale ile miał z tego powodu stresów i wyrzutów sumienia. Lepiej nie pytać.

W moim podziale "amatorem" był szary człowieczek, który często brał udział w spartakiadach zakładowych lub uwielbiał niedziele zimowe, by z dziećmi pozjeżdżać sobie na saneczkach. Ponieważ ja byłem „nie amatorem” oprócz przyjemności trenowania powinienem podjąć uczciwą pracę, z której się utrzymam, ale i ludowa ojczyzna będzie miała z mojej pracy jakieś wymierne korzyści. Tak też się stało. Jak przystało na gdańszczanina, podjąłem pracę w renomowanej firmie związanej z przemysłem okrętowym.

Kiedyś zadzwonił do mnie Naczelny i przekazał mi ważną wiadomość.
- Panie kolego, zaraz będziemy mieli w zakładzie Prezydenta. Żeby mi tam wszystko grało. Nie chodził o żadną głowę państwa, bo były to czasy sekretarzy. Chodziło o Prezydenta Gdańska Jerzego Młynarczyka. Pan Prezydent był kiedyś postacią wyjątkową w świecie sportowym. Grał w koszykówkę w drużynie „Gdańskich Korsarzy” czyli w GKS-ie Wybrzeże, a była to drużyna z pierwszoligowej czołówki. Zawodnik Młynarczyk, ponad stukrotny reprezentant Polski, słynął naprawdę z wielkiej elegancji w grze i doskonale wyrobionego oka. Bez pudła trafiał do kosza, z dystansu. My chłopacy z Lechii, o ile czas pozwalał, chodziliśmy na wszystkie mecze „Korsarzy”, rozgrywane w małej salce gdańskiego „Startu”. Z wąskiego i zatłoczonego balkoniku przyjemnie było oglądać, pełne fantazji akcje gdańskiej piątki. Dreger, Majewski, Młynarczyk, ”Szafa” Wysocki i Jurkiewicz. Stanowili oni wyjątkowo zgrany i efektowny zespół. Było na co popatrzeć.

Zjawił się więc Prezydent Młynarczyk z wizytą w zakładzie przy ul. Św. Barbary, w otoczeniu dyrektorów, przewodniczących i sekretarzy. Ponieważ całą tą świtę miałem oprowadzić po zakładzie, podszedłem by się przywitać. Wyciągając do uścisku rękę, powiedziałem:
- Cieszę się naprawdę, że mogę uścisnąć "miękką kiść" Pana Prezydenta.

Nie muszę opisywać, jaka zapanowała konsternacja. Jeden dyrektor schował się za drugiego. Sekretarz tak zbladł, że aż się zrobił czerwony. Innym gały wylazły na zewnątrz. W języku potocznym określenie „miękka kiść”, mogło oznaczać niezbyt męski uścisk dłoni. Prezydent doskonale wiedział, co znaczy określenie "miękka kiść". W języku koszykarskim to doskonale wytrenowany nadgarstek, umożliwiający celne oddawanie rzutów, głównie z dystansu.

Prezydent, wysokie chłopisko, rzekł swoim tubalnym głosem:
- O, widzę, że świetnie zna się pan na koszykówce...
- Trochę się znam, sam gram w piłkę, w Lechii - szybko wykorzystałem sytuację, by się pochwalić.
- A nazwisko?- zapytał prezydent, a gdy je podałem, powiedział:
- No jasne, znam, znam... chodzę na wszystkie mecze. Po takim dialogu napięcie opadło, nagle zrobiło się wesoło i sympatycznie.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT