Gdańsk: czwartek, 18 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 207 (24/2009)

7 lipca 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

JESZCZE O PLANACH NA PRZYSZŁOŚĆ

Wielka Lechia naszych marzeń?

Z dniem 1 lipca oficjalnie swoje rządy na Traugutta rozpoczął nowy właściciel – „Sportowa Spółka Akcyjna Lechia Gdańsk” a wraz z nią jej główny udziałowiec Andrzej Kuchar. Wraz z tą datą położono również kamień węgielny pod nową inwestycję – Wielką Lechię, która swoje mocarstwowe oblicze ma ujawnić w ciągu najbliższych lat.

KONRAD MARCIŃSKI

Wyobraźmy sobie spełnienie tej na razie fantasmagorycznej wizji. Parny majowy wieczór roku 2015. Sobota, godzina 18.40. Odważnie i pewnie krocząca po tytuł Mistrza Polski drużyna gdańskiej Lechii podejmuje walczącą o przepustkę do gry w europejskich pucharach Odrę Wodzisław. Korki na ulicach dojazdowych do skrzącego się bursztynową poświatą stadionu Baltic Arena i coraz szybciej zapełniający się podziemny parking zwiastują dobrą frekwencję. I tak rzeczywiście jest. Na grubo ponad godzinę do pierwszego gwizdka arbitra trybuny gdańskiego obiektu są już szczelnie wypełnione. Pracownicy sklepiku z klubowymi pamiątkami uwijają się w pocie czoła przy sprzedaży ubrań z najnowszej kolekcji dla fanek i fanów. Wychodząca z mody kratka ustępuje miejsca biało-zielonym groszkom. Kolejki ustawiają się również przy stoiskach gastronomicznych. Oferta jest przebogata: jest kebab, są potrawy orientalne serwowane z nieodłącznymi pałeczkami, dla klientów z grubszym portfelem mamy owoce morza, są również dania wegańskie. Na spragnionych czekają gotowe beczki z kilkoma gatunkami piwa. „Gdzie te siermiężne czasy, gdzie na Lechii można było dostać jedynie kiełbasę z bułką i mineralną w butelce bez zakrętki?” – drwiąco podsumowuje jeden z kibiców. Dla każdego kupującego gratisowa chorągiewka do umieszczenia na samochodzie w barwach klubu z logo sponsorów na odwrocie.

Idźmy na trybuny. Wygodnie siedząc w plastikowym foteliku można rozkoszować się meczem. Z głośników sączy się muzyka, trwa atmosfera pikniku. W sektorze rodzinnym biało-zielony klaun zabawia najmłodszych. Starsi kibice z niepokojem zerkają na przeszkloną lożę dla VIP-ów. Gazety od tygodnia informowały przecież o tajemniczym arabskim szejku, który planuje poważne inwestycje w Trójmieście, jest także zainteresowany wsparciem tutejszego klubu i ma pojawić się na dzisiejszym spotkaniu. Warto by nasi pokazali się z dobrej strony. Być może znajdą się środki na spektakularne transfery? Wszak cel numer jeden Lechii w przyszłym sezonie to faza grupowa Ligi Mistrzów, a może nawet ćwierćfinał… Głośno również o wizycie prezydenta UEFA będącego pod wrażeniem gdańskiego „bursztynka”, który skłania się ku zorganizowaniu w Polsce finału którejś z europejskich rozgrywek. By dopełnić tę cukierkową wizję dodajmy tylko, że Lechiści odnoszą przekonujące zwycięstwo 3:0…

Czy ta wizja doczeka swojego spełnienia w ciągu najbliższych lat? Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie, z drugiej zaś strony nie istnieją przesłanki, by móc jej w stu procentach zaprzeczyć. Rodzi się zatem pytanie: Czy wdrażany w życie projekt uczynienia z Lechii piłkarskiej potęgi jest tym, czego oczekują kibice Biało-Zielonych? Czy „Wielka Lechia”, o której tak często wspomina się w kontekście osoby Andrzeja Kuchara będzie tożsama z „Wielką Lechią”, o której marzył śp. Tadeusz Duffek?

Wrodzona nieufność wobec wszystkich „ojców dobrodziejów” kreślących przed klubem świetlaną przyszłość każe nam spojrzeć na te obietnice z pewną dozą ostrożności. Iluż to domorosłych krezusów zna historia klubowej piłki, którzy w kryzysowych momentach „zabierali swoje zabawki” pozostawiając naiwnych działaczy klubowych samym sobie? Z autopsji znamy przypadki panów Romanowskiego, Krzyżostaniaka czy Ptaka, ostatnio przekonała się o tym także gdyńska Arka, z której wycofał się Ryszard Krauze.

Nie ma oczywiście podstaw, by stawiać znak równości między wspomnianymi osobami a panem Andrzejem Kucharem. Jego dotychczasowe biznesowe przedsięwzięcia przekonują, że jest on wytrawnym graczem na polu interesów, mającym zmysł do przyszłościowych inwestycji . Jednak nawet Andrzej Kuchar nie ma dotyku Midasa i zawsze istnieje ryzyko, że misternie ułożony biznesplan napotka w fazie realizacji na nieprzewidziane trudności. Co wtedy stanie się z Lechią? Co będzie, gdy lechiści nie osiągną zakładanych rezultatów lub co gorsza opuszczą grono ekstraklasy? Gdy wyłożone sumy na transfery nie zwrócą się? Jaka będzie przyszłość drużyny, gdy „moda na Biało-Zielonych” minie, a trybuny będą świecić pustkami? Choć deklaracje Andrzeja Kuchara, są w tej materii jednoznaczne, niepokój w sercach kibiców, pomnych wcześniejszych doświadczeń, daje o sobie znać.

Niepokoi również zatarg, jaki powstał między nowym właścicielem a władzami Gdańska. Rozumiemy racje pana Kuchara, który „wyręczając” niejako włodarzy miasta został głównym udziałowcem spółki i z tego tytułu chciałby uzyskać proporcjonalne profity. Akceptujemy również stanowisko urzędników z prezydentem Adamowiczem na czele, którzy, budując stadion w Letnicy z publicznych pieniędzy, nie chcą przekazać później gotowy obiekt, bądź co bądź w prywatne ręce, całkowicie bezpłatnie. W środku tego zatargu znalazł się klub, z jednej strony przekształcony w prywatny podmiot, z drugiej mający wiele do zawdzięczania gdańskiemu magistratowi. Chcemy wierzyć, by opisany spór, w dodatku rodzący się już na początku istnienia spółki, został szybko załagodzony, bo tego typu konflikty, potrafią odbijać się czkawką na długie lata. Nie wyobrażamy sobie, aby Lechia musiała rozgrywać mecze na mocno wyeksploatowanym już stadionie przy Traugutta mając w pobliżu nowoczesną Baltic Arenę. Do czego prowadzą tego typu nieporozumienia przekonują perypetie sopocko/gdyńskich koszykarzy, czy kuriozalna sytuacja gdańskich siatkarek występujących pod szyldem Gedanii Żukowo.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze – wyjaśnia porzekadło. Wszak sport, a przede wszystkim piłka nożna, to dziś jedna z gałęzi przemysłu i handlu. Tak powszechna komercjalizacja nie dziwi już nikogo, naiwnym byłby zatem ten, kto sądzi, iż udziałowcom nowej spółki leży na sercu inny interes, niż czysto finansowy. Nie jest też niczym złym, by Lechia Gdańsk jako przedsięwzięcie komercyjne, w ramach swojej działalności sportowej, przynosiła zyski swoim właścicielom. Sęk w tym, by klub nie stał się piłeczką pingpongową odbijaną podczas biznesowych negocjacji. Sympatycy Biało-Zielonych nie chcą też, żeby gdańska drużyna stała się tylko ładnie opakowanym produktem, maszynką do zarabiania pieniędzy, której wartość rynkowa spółki stanie się celem samym w sobie. Dla kibiców Lechia jest czymś więcej niż klubem piłkarskim. To część życia, czasami ważniejsza niż rodzina, z którą jest się na dobre i na złe, dla której przemierza się setki kilometrów, zdziera gardło czy nawet obrywa policyjną pałką. Lechia Gdańsk to element historii Gdańska i Polski, jeden z symboli walki z komunistycznym reżimem PRL. Lechia to zatem nie tylko klub, organizacja sportowa, to przede wszystkim ludzie, kibice, piłkarze, przyjaciele.

To kibice zjednoczeni pod Biało-Zielonym sztandarem odbudowywali z popiołów ukochany klub, choć wszyscy wokół pukali się w czoło, a i próżno było szukać sponsorów. Dlatego nie godzi się traktować kibiców – nierozerwalnej części Lechii – jako bezosobowych „czynników generujących przychód w dniu meczu” czy „frustratów” ośmielających się głośno wyrażać swoje niezadowolenie wobec nieudolnych decyzji jednego z działaczy. Nie o taką „Wielką Lechii” chodzi, dla której kibic znaczy tyle, ile zawartość jego portfela. Nie chcemy takiej sytuacji jak w Legii Warszawa, gdzie właściciele walczą z kibicami własnego klubu. Wierzymy w roztropność działaczy, w ich kibicowski rodowód, który nie da zapomnieć o tych, którzy dla Lechii uczynili najwięcej – jej sympatyków.

„Wielka Lechia” kibicowskich marzeń. to klub, niekoniecznie należący do krezusów, z galaktycznymi gwiazdami. Ważne oczywiście, by drużyna odnosiła sukcesy, by zdobywała tytuły mistrzowskie i grała na nowoczesnym stadionie. Pomysłom, które przekształcić mają Lechię w profesjonalnie zarządzane i stabilne finansowo przedsięwzięcie, prezentującą nie tylko wysoki poziom organizacyjny, ale także sportowy, należy tylko przyklasnąć. Nie chcemy jednak, by Lechia po raz kolejny stała się zabawką w rękach ludzi żądnych zysku za wszelką cenę, mających kibiców za piąte koło u wozu. Prosimy zatem działaczy, by w dążeniu do swojego celu, jakim jest budowa europejskiego klubu sportowego wielkiego formatu nie zgubili sprzed oczu tych wartości, o których zwykło się mówić jako nieprzeliczalnych na pieniądze. By mając przed oczami wspomnianą wizję przyszłości umieli pogodzić interes własny, jak i ogólny – kibiców Biało-Zielonych. By startując z nowym projektem nie odcinali korzeni, dzięki którym tożsamość Lechii nie ulegnie zdezawuowaniu.

Niech „Wielka Lechia” będzie klubem, gdzie na równi z sukcesami sportowymi i marketingowymi stawiać się będzie integrację z jej sympatykami, szacunek dla jej historii, pamięć o byłych piłkarzach. Bo Lechia to klub związany z Gdańskiem – naszą małą ojczyzną.

Opinie (3)
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.274