W Polsce wynaleziono wiele elementów, które sprawiają, że co jak co, ale na nudę w żadnym wypadku nie mogą narzekać kibice klubowej piłki w kraju nad Wisłą. Co tak wyjątkowego jest w naszej rodzimej rywalizacji? Już dotrzymanie terminu inauguracji sezonu stanowi wielkie wydarzenie. Nie omieszkał pochwalić się tym prezes piłkarskiej Centrali, który w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” stwierdził, że „…już dawno obiecałem, że termin inauguracji jest nie do ruszenia i słowa dotrzymałem.”.
O wiele większa burzę wywołuje jednak skład elitarnej „16”. Zgodnie z regulaminem obowiązującym w poprzednim sezonie ekstraklasę opuścić miały zespoły z miejsc 15 i 16 (odpowiednio: Cracovia i Górnik Zabrze), a trzeci od końca zespół (Arka Gdynia) winien bronić ligowego bytu w meczach barażowych z trzecim zespołem I ligi (Korona Kielce). Awans uzyskać miały drużyny, które zakończyły rozgrywki na dwóch pierwszych miejscach (Widzew Łódź i Zagłębie Lubin). Niby proste, ale… w polskich warunkach niewykonalne!
Ostatecznie ekstraklasę opuściły: Górnik Zabrze i… siódmy na mecie rozgrywek ŁKS Łódź. Łodzianie nie uzyskali licencji na występy w ekstraklasie. Uczynili to jednak na własne życzenie lekceważąc wcześniej wszelkie terminy wyznaczane przez Komisje Licencyjną. Kiedy okazało się, że zostali pierwszą w historii ekstraklasy drużyną, której nie dopuszczono do rozgrywek ze względów organizacyjnych „Rycerze Wiosny” stanęli, z otwartą przyłbicą, na polu walki o licencję. Nie skupili się jednak specjalnie na porządkowaniu własnego bałaganu, ale na podważaniu ważności licencji innych klubów. Po ich stronie stanęły różnej maści „autorytety”, ze znawcą ekonomii i spraw ulotnych - Janem Tomaszewskim włącznie. Okazało się, że były bramkarz „posiada” większa wiedzę na temat finansów Lechii, niż osoby pracujące w gdańskim klubie. W pocie czoła poinformował o tym wszystkie chcące go wysłuchać redakcje. „Przypadkiem” były to głównie łódzkie media. „Wie” też wszystko o niedociągnięciach w organizacji spotkań w klubach krakowskich. Nie przeszkadza mu także karkołomny plan ratowania finansów ŁKS, oparty na sprzedaży piwa i wody mineralnej. Czemu karkołomny? Bo zakłada milionowe zyski ze sprzedaży napojów. Nie przewiduje tylko, kto to wszystko kupi i wypije? No chyba, że „Tomek” jest aż takim piwoszem!
Również kwestie awansu do ekstraklasy zrobiłyby wrażenie chociażby na Alfredzie Hitchcocku. Do ekstraklasy awansowały bezpośrednio drugi i trzeci zespół I ligi (Zagłębie Lubin i Korona Kielce). Promocji nie uzyskał za to triumfator rozgrywek – Widzew Łódź, który „już” teraz, co najmniej o rok za późno, został ukarany za handlowanie meczami. Dziwne? Skądże! Przynajmniej nie dla osób sympatyzujących łódzkim klubem, które karę uważają za skandal. W ten oto sposób określenie „widzewski charakter”, kojarzone niegdyś z walecznością, zmienia znaczenie i bliżej jest mu do kręgów znanych z powiedzenia: „jeśli złapią cię za rękę – mów, że nie twoja”.
Największym wygranym opisanych, poza boiskowych, rozstrzygnięć jest zdegradowana w sportowej rywalizacji Cracovia (15 miejsce). Nie dość, że dzięki nie przyznaniu licencji na grę w ekstraklasie ŁKS-owi uniknęła bezpośredniego spadku, to nie musi nawet rozgrywać, jako sklasyfikowany na 14 miejscu uczestnik ligi, meczów barażowych. Nie siląc się na specjalne uzasadnienia baraże odwołano!
Na nieszczęściu ŁKS zyskały Arka – uniknęła konieczności rozgrywania baraży oraz wspomniana już Cracovia. Cała trójka klubów, w czasie ostatnich dwóch miesięcy przechodziła prawdziwa huśtawkę nastrojów. Decyzje o nie dopuszczeniu łodzian do rozgrywek, przeplatane newsami o możliwości przyznania im licencji, każdorazowo powodowały przetasowania w końcowej tabeli sezonu 2008/09. Kluby zyskujące na niedoli „Rycerzy Wiosny” sprzymierzyły siły informując nawet na piśmie PZPN o (to nie żart!) konieczności przestrzegania prawa. Dla Arki kilkukrotne zmienianie klasy rozgrywkowej w okresie między starym a nowym sezonem to sprawa znana już wcześniej. Dla dwóch pozostałych klubów to już zupełnie nowe doświadczenie. Wokół ŁKS, a przy okazji przy „czystym jak łza” Widzewie, zebrała się grupa ludzi lobbująca za uznaniem racji łódzkich klubów. Sprawa oparła się już o rząd, parlament, władze samorządowe, a nawet kilku clownów polskiego życia publicznego! Ciekawe, kto jeszcze zabierze głos w tej farsie?
Kolejnym wkładem Polski w dziedzictwo światowego futbolu jest odpadnięcie mistrza kraju z rozgrywek międzynarodowych przed poznaniem składu ekstraklasy na rok kolejny. Nawet kopciuszkowie kontynentalnych rozgrywek pucharowych, odpadający zazwyczaj w jednej z przedwstępnych rund, zawsze wiedzieli z kim przyjdzie im potykać się na krajowym podwórku. To dowodzi jak nisko w europejskiej hierarchii upadła nasza ekstraklasa. Ale co tam, jest przecież naj… bardziej nieprzewidywalna. Zawsze to jakieś „naj”!
Po ogłoszeniu kilkunastu absolutnie ostatecznych, zdaniem PZPN, decyzji o składzie ligi ekstraklasa ruszyła wreszcie w ostatni weekend. Po pokaźnej porcji emocji zaserwowanych nam w trakcie ostatnich dwóch miesięcy na nikim nie zrobiła już wrażenia rozprawa mediacyjna przed Wojewódzkim Sadem Administracyjnym, której uczestnikami byli przedstawiciele PZPN i ŁKS. Odbyła się ona na niewiele ponad 8 godzin przed planowanym startem rozgrywek! Jak na polskie standardy, nie ustalony do końca skład najwyższej klasy rozgrywkowej – na 9 godzin przed jej startem, nie jest już niczym nadzwyczajnym.
Po skompletowaniu 16 zespołów, odrębna kwestią pozostaje miejsce, gdzie miałyby one rozgrywać spotkania. Gdyby pół roku temu, manager jednego z zachodnich klubów, odwiedził stadiony trzech najlepszych polskich klubów (Wisła, Legia. Lech) znalazł by na nich w sumie 6 trybun zdatnych do użytku (1 – Warszawa, 2 – Kraków, 3 – Poznań). Tak po krótce wygląda infrastruktura stadionowa polskiej ekstraklasy – to jeden wielki plac budowy. Z tego też powodu mecze na swoim stadionie, w wymiarze pełnego sezonu rozgrywać będzie zaledwie 11 z 16 zespołów. Dodać należy, że w tej „11” jeszcze 3 obiekty są w trakcie przebudowy, co oznacza, że dokładnie połowa ligi nie ma stadionów, w pełnym tego słowa rozumieniu! Ciekawostką jest fakt, że w najbliższym sezonie najwięcej spotkań o mistrzostwo ekstraklasy zostanie rozegranych w Warszawie i… Sosnowcu, który ma swoją drużynę w II lidze!
Jeszcze inną kwestią jest sprawa przyjmowania kibiców gości. Zgodnie z przyjętymi zasadami każdy klub obowiązany jest do przyjęcia kibiców gości, w ilości odpowiadającej 5% pojemności widowni. Tymczasem z obowiązku tego wywiązuje się jedynie kilka klubów. Pozostali tłumacza się remontami stadionu, sektorów gości, remontem chodnika w okolicach stadionu bądź… drzewostanem na terenie stadionu.
Najprostszym i najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby pomniejszenie ilości miejsc dla kibiców gospodarzy i danie możliwości dopingowania swojego zespołu kibicom gości. Tak uczyniono by w kraju, gdzie kibic stanowi dla futbolowych włodarzy wartość samą w sobie. Nie jest tak jednak w Polsce, kraju, gdzie najchętniej stosowana sankcja jest zamknięcie stadionu. „Przynajmniej jest spokój”.
Nie chcąc kompletnie psuć Czytelnikom humoru nie będę kontynuował już analizy dziwactw i wynalazków polskiej piłki klubowej. Wszyscy przecież doskonale wiedzą, że w gronie klubów ekstraklasy są takie, które nie zaznały smaku kary za ustawianie meczów. Po boiskach biegają, jak gdyby nigdy nic, zwykli oszuści, którzy organizowali proceder ustawiania meczów. W uczciwość środowiska sędziowskiego wierzą tylko ci, którzy dopatrują się prawdy w stwierdzeniu, że pierwszy zatrzymany w aferze korupcyjnej był jedną jedyną czarną owcą piłkarskiej społeczności.
Zatem co, wobec tylu niedociągnięć, przyciąga kibiców na trybuny ligowych stadionów? Co sprawia, że kibice tak tęsknią za ekstraklasą? Nie wiem jak w innych miastach, ale w Gdańsku odpowiedź jest oczywista: LECHIA.