Jest pan nową postacią we władzach Lechii. Jaki jest pana zakres obowiązków w klubie, czym będzie się pan zajmował?
- Jestem jednym z trzech członków zarządu Lechii. Oprócz mnie są Maciej Turnowiecki i Błażej Jenek, którzy dotychczas byli w zarządzie OSP, a dziś pełnią podobne funkcje w spółce akcyjnej Lechia. Będąc w strukturach zarządu klubu, pełnię funkcję dyrektora do spraw finansowych.
Mieszka pan już w Gdańsku na stałe, czy będzie pan dojeżdżał na Wybrzeże z Wrocławia co jakiś czas?
- Mieszkam już w wynajętym mieszkaniu w Gdańsku wraz z żoną i dzieckiem. Niemożliwością by było pracować w Lechii, dojeżdżając co jakiś czas do Gdańska z Wrocławia. To byłoby męczące i dla mnie, i dla klubu. Będąc we Wrocławiu, myślałbym o Lechii, a będąc w Gdańsku, myślałbym o rodzinie we Wrocławiu. A tak mogę skupić już na pracy i wszyscy są zadowoleni.
Czy pracę w Lechii łączy pan z działalnością w jakiejś innej firmie?
- Nie, pracuję tylko dla Lechii. Owszem, jestem związany z innymi spółkami należącymi do Andrzeja Kuchara i pełnię w nich funkcje doradcze, ale jest to już poboczna rola. Teraz całą energię koncentruję na pracy w Lechii, bo budowę silnego klubu traktujemy wszyscy jako priorytet.
Proszę się przedstawić kibicom Lechii. Wiadomo, że działalność w klubie sportowym to nie nowość dla pana.
- Moja działalność w profesjonalnym sporcie zaczęła się na początku ubiegłego roku w Śląsku Wrocław. Zostałem poproszony przez władze miasta Wrocławia o to, bym objął funkcję Prezesa Zarządu. Pamiętajmy, że gmina Wrocław była wtedy większościowym udziałowcem w Śląsku. Miałem za zadanie zorganizować spółkę pod względem finansowym i organizacyjnym. Wszystko było robione pod kątem pozyskania przez spółkę strategicznego inwestora. Muszę przyznać, że praca w Śląsku była ciekawym wyzwaniem i doświadczeniem. Awansowaliśmy po kilku latach oczekiwań do ekstraklasy i mimo zawirowań związanych z fuzją z Groclinem, w krótkim czasie zbudowaliśmy mocny zespół, który - jak się później okazało - odgrywał w lidze czołowe role (szóste miejsce na mecie rozgrywek i zdobycie Pucharu Ekstraklasy).
Skoro był pan prezesem Śląska, to zapewne może pan porównać poziom organizacyjny tego klubu i Lechii.
- Wiele spraw wygląda podobnie. Gdy objąłem funkcję prezesa Śląska, klub poszukiwał inwestora. Był temat pana Drzymały, później się okazało, że będzie nim pan Solorz. Były przekształcenia własnościowe, podobnie jak w Lechii, szukano inwestora. Kibice obu klubów są wspaniali, mocno wspierają swoje drużyny. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że w Gdańsku jest większa tożsamość z klubem, większe umiłowanie go przez kibiców. Może to wynika z przeszłości Lechii, doświadczeń związanych z odbudową klubu od A-klasy.
- W Śląsku inaczej wyglądały relacje z miastem. Tam było łatwiej o niektóre decyzje, gdyż gmina była akcjonariuszem spółki. Tutaj spółka dopiero wypracowuje relacje z władzami Gdańska, choć wiadomo, że prezydent Adamowicz ma wielki udział w odbudowie Lechii. Bez jego pomocy klub nie byłby w tym miejscu, w którym jest dzisiaj.
A struktury wewnętrzne obu klubów też są porównywalne? Wiadomo, że Lechia się rozwija, jednak jeszcze nie tak dawno pracowników klubu można było policzyć na palcach jednej ręki.
- W Śląsku było podobnie. Choć trzeba pamiętać, że Śląsk grał też w drugiej lidze. Dziś Śląsk też się rozrasta. Naprawdę, oba kluby łączy nie tylko przyjaźń, ale i spore podobieństwo w funkcjonowaniu.
Również nazwiska kilku poważnych osób łączy się w różny sposób z oboma klubami. Andrzej Kuchar mieszka we Wrocławiu, dziś inwestuje w Lechię. Pan był prezesem Śląska, dziś jest w zarządzie gdańskiego klubu. Z kolei Zygmunt Solorz miał zainwestować w Lechię, a zainwestował w Śląsk. Czy Andrzej Kuchar możne ambicjonalnie rywalizować ze Śląskiem jako klubem pana Solorza?
- Uważam, że obaj panowie na tyle biznesowo i profesjonalnie myślą o swoich klubach, że trudno dopatrywać się w tych działaniach jakiejś rywalizacji. Chociaż pan Kuchar, będąc sportowcem i trenerem w przeszłości, musi mieć gdzieś ten ząb walki, rywalizacji. Być może przełoży się ona na aspekty sportowe i organizacyjne klubu. A to będzie z pożytkiem dla wszystkich. Ale żeby miałaby to być jakaś konfrontacja? Nie sądzę. Tym bardziej że ani pan Kuchar, ani pan Solorz nie są inwestorami, którzy bezpośrednio wtrącają się w bieżącą działalność swoich klubów.
Jeszcze wróćmy do pana funkcji w Lechii. Reprezentuje pan w klubie interesy Andrzeja Kuchara, jest pan w pewnym sensie jego człowiekiem. Czy nie obawia się pan, że będzie postrzegany jedynie jako pośrednik między Kucharem a klubem? Czy będzie pan miał jednak autonomię w swoich poczynaniach?
- Cały zarząd ma autonomię. To zarząd jest rozliczany ze swoich poczynań, nikt mu nic nie narzuca. Rada nadzorcza oraz większościowy akcjonariusz powtarzają, że zarząd prowadzi politykę klubu i za nią odpowiada. Owszem, jest z tego rozliczany, ale ma autonomię w podejmowaniu decyzji.
- A że ja jestem człowiekiem pana Kuchara? Jest przecież rzeczą zrozumiałą, że skoro on inwestuje, to musi mieć w strukturach klubu swojego przedstawiciela. Byłoby przecież niepoważne, gdyby tu nie było nikogo z ramienia większościowego właściciela. Chcę przede wszystkim dobrze wykonywać swoją pracę, by ona służyła klubowi. Chcę, by Lechia była najlepsza organizacyjnie i sportowo.
Czy zarząd, a w szczególności pan, musicie mieć każdą swoją decyzję uzgodnioną z Andrzejem Kucharem?
- Nie. Pan Kuchar w ogóle nie bierze udziału w doraźnych decyzjach. W strategicznych decyzjach już tak, mowa tu m.in. o transferach. Owszem, był komitet transferowy, w którym główną rolę odgrywał trener, ale decyzje zapadały w porozumieniu z właścicielem.
- Natomiast sprawy bieżące dotyczące funkcjonowania klubu podejmowane są przez zarząd w porozumieniu z radą nadzorczą. Nie jesteśmy ciągle na telefonie z panem Kucharem. Bo ani my nie moglibyśmy sprawnie pracować, ani on nie miałby spokoju.
Jedną z pierwszych trudnych spraw, jakiej musiał stawić czoło nowy inwestor, była sprawa Radosława Michalskiego. Czy jego dymisja była spowodowana decyzjami podjętymi właśnie przez Andrzeja Kuchara?
- Ja bym w ogóle nie mieszał w to pana Kuchara, bo on w tej sprawie nie brał udziału. Owszem, czytał list napisany do niego przez kibiców, rozmawialiśmy o tym, ale pan Kuchar stwierdził, że sprawa jest w gestii zarządu. Mówił: to wy macie prowadzić i kreować politykę, a ja mogę jedynie powiedzieć, czy według mnie ktoś dobrze wykonał swoją pracę, czy nie. A oceniając dotychczasową pracę Radka tutaj, postawiliśmy na inny model polityki sportowej i zobaczymy, czy się sprawdzi.
Czy nie obawiacie się, że Tomasz Kafarski jest jeszcze zbyt mało doświadczonym trenerem, by powierzyć mu odpowiedzialność za politykę transferową?
- Istnieje takie ryzyko. Będziemy go jednak wspierać jak tylko możemy. Trener Kafarski podjął się zadania. Ale przecież mamy też skauting, który chcemy rozbudować, żeby przeprowadzanie transferów nie odbywało się na zasadzie: o, przychodzi lipiec, robimy zakupy. To muszą być tematy zapoczątkowane już dużo wcześniej. Liczymy też na naszych wychowanków.
- Wierzę, że trener Kafarski podoła zadaniu. Przy współpracy asystenta, zarządu, skautingu, trenera Borkowskiego da sobie radę. A później będzie mu już coraz łatwiej. Wszyscy będziemy pracować nad tym, by odnieść sukces. To nie jest tak, że powiedzieliśmy, iż Kafarski będzie robił transfery i zostawiamy go samego z tymi wszystkimi sprawami.
Spytam teraz pana jako dyrektora do spraw finansowych, a jednocześnie człowieka Andrzeja Kuchara. Ile pieniędzy wyłożył już na Lechię nowy inwestor, od kiedy jest w tym klubie?
- Kilka milionów złotych. To są jednak już głęboko biznesowe sprawy, które są tajemnicą handlową spółki.
Niedawno prezes ŁKS Łódź w wypowiedzi w jednym z mediów stwierdził, że Lechia ma duże zadłużenia wobec piłkarzy i PZPN. Ile w tym prawdy?
- Czytałem wypowiedź prezesa ŁKS-u i byłem nią zbulwersowany. Wszyscy piłkarze mają uregulowane pensje. To jest priorytet. Pensja dla zawodnika to jest bardzo silny czynnik motywujący. Lechia zatem nie ma żadnego zadłużenia wobec zawodników. Do tych spraw przygotowaliśmy się bardzo dokładnie. Gdybyśmy byli zadłużeni wobec PZPN, nie dostalibyśmy przecież licencji na grę w ekstraklasie.
Przygotowujecie klub do wejścia na nowy stadion. Jednak podczas niedawnej konferencji prasowej z udziałem Andrzeja Kuchara okazało się, że stanowiska klubu i miasta w sprawie korzystania z obiektu przez Lechię są rozbieżne. Czy od tej pory coś się zmieniło w tej kwestii?
- Przedstawiliśmy szczegółowe wyliczenia. Lechia wykazała w nich, na jakich zasadach chciałaby korzystać z obiektu. Uzgadniamy z władzami miasta koncepcję najlepszą dla obu stron. Mam nadzieję, że szybko uda się osiągnąć porozumienie.
- Nie ma się co dziwić, że te rozmowy mogą trochę potrwać. Korzystanie przez klub z takiego stadionu to sprawa, jakiej jeszcze nikt w Polsce nie przerabiał. My, tak samo jak Wrocław, dopiero będziemy się uczyć jak współpracować z miastem nad wykorzystaniem tych nowoczesnych obiektów.
Czy klub szykuje dla kibiców jakieś nowinki marketingowe, czy transferowe w najbliższych miesiącach? Czy może sympatycy biało-zielonych będą się emocjonować już tylko meczami w ekstraklasie w tym roku?
- Przede wszystkim chcemy rozbudować dział marketingu. Jeśli chodzi już o same działania marketingowe, to chcemy stworzyć gazetę klubową. Będziemy starali się również usprawnić oficjalną stronę internetową, pracujemy też nad telewizją klubową.
- Jeśli chodzi o transfery, to na ten rok wszelkie tematy są już raczej pozamykane. Chyba, że jeszcze jakaś perełka pojawiłaby się w ostatniej chwili przed zamknięciem okienka transferowego.
Czy fakt zainwestowania w Lechię Andrzeja Kuchara zamyka drogę innym potencjalnym sponsorom wejścia do klubu?
- Nie ma żadnego ograniczenia. Jeśli ktoś chce wspierać Lechię, to świetnie. Sponsoring, partnerstwo - na wszelkie formy jesteśmy otwarci. Pracujemy, by przyciągnąć tu kolejne firmy, bo przecież, chcąc budować dobry zespół z budżetem sięgającym 50-70 milionów złotych, to oprócz przychodów generowanych przez klub, sponsorzy są niezbędni.
O co w tym sezonie będzie walczyć Lechia? Czy o 8. miejsce, o czym wspomniał prezes Turnowiecki podczas prezentacji zespołu?
- Maciej Turnowiecki przed poprzednim sezonem zapowiedział walkę o 12. miejsce i te słowa okazały się prorocze. Teraz zapowiedział ósmą pozycję. Liczymy, że te słowa też się sprawdzą. Na pewno chcemy walczyć o jak najwyższą pozycję. Celem jest środek tabeli i utrzymanie się w lidze bez obawy o to do samego końca, jak to było w poprzednich rozgrywkach.
Czy w perspektywie przerwy zimowej planujecie kolejne wzmocnienia kadry, czy utrzymanie takiej, jaką teraz dysponujecie?
- Wszystko zweryfikuje pierwsza runda rozgrywek. Podstawowy zarys budowania zespołu na kolejne lata mamy, ale dość ogólny. Chcemy stawiać na młodych piłkarzy, którzy pociągną tą drużynę za 2, 3, 4 lata. Chyba że okaże się, że ci młodzi nie mają takiego potencjału, przyjdzie trener i powie, że potrzebuje piłkarzy od zaraz na tą, tą i tą pozycję. Wtedy pewnie dokonamy transferów adekwatnych do potrzeb.
Jakie są plany rozwoju organizacyjnego klubu na najbliższe miesiące?
- Dla mnie problemem jest fakt, że struktury organizacyjne klubu są osobno. Tu, przy Traugutta 109 jest zarząd i marketing, a przy stadionie jest reszta. Chciałbym, żebyśmy byli wszyscy razem. Ale nie da się zrobić tego przy Traugutta 29, a nie ma też większego sensu szukać nowej, większej siedziby klubu gdzieś indziej, skoro za dwa lata mamy być już na nowym stadionie.
- Jak już wspomniałem, chcemy rozbudować dział marketingu i promocji. Wiadomo, że to się wiąże z kosztami, ale jesteśmy na to przygotowani. Bez tych pieniędzy nic się nie da zrobić.
- Widać, że w Lechii pracują ludzie, którym leży na sercu dobro klubu, którzy go kochają. Teraz trzeba to jeszcze dobrze obudować organizacyjnie i będzie to bardzo silny klub.
A jakie są pana prywatne plany po przeprowadzce do Gdańska i rozpoczęcia pracy w Lechii?
- Praktycznie każde wakacje spędzałem nad morzem. Teraz mieszkam i pracuję nad morzem. Chciałbym się tu zaaklimatyzować i dobrze wykonywać swoją pracę, by wszyscy byli zadowoleni. Marzę też, by w przyszłości Lechia mogła powalczyć na nowym stadionie w Lidze Mistrzów.