Pisanie o egzekwiach odprawianych przez szamanów polskiego futbolu przed rozpoczęciem każdego nowego sezonu staje się już tradycją. Komisje do spraw nagłych, pilnych i pilniejszych przypominają mi jak żywo logistykę w zakładach pracy (niekoniecznie twórczej) PRL-u za miłościwie panującego nam wtedy Edwarda Gierka. Zasada funkcjonowania kombinatu była prosta – to co na dzisiaj, lądowało na najniższej półce, to co pilne, odkładane było na później. Najważniejsza była robota tzw. na wczoraj – ją realizowano w trybie normalnym. I tak to się toczyło... Po prostu tradycja, która mimo przemian nadal odgrywa wiodącą rolę w naszej codzienności Anno Domini 2009.
Tak sobie myślę, że niektóre postacie dziś brylujące nowatorskimi pomysłami, to istoty, które ostatnie dwadzieścia kilka lat przeleżały pod lodem. Postęp nauki umożliwił im wyjście ze stanu hibernacji i odkucie spod lodu, a dzisiaj z viagrą (przepraszam z wigorem) uszczęśliwiają kibiców jak Polska długa od Bałtyku do Tatr i szeroka od Bugu do Odry. W całym tym zagadnieniu fascynuje mnie kreatywność tego gatunku. Gdy już wydaje się, że limit zaskoczeń został wyczerpany, serwuje się nam kolejny pasjonujący odcinek serialu pt. „Futbol nad Wisłą”. Przyznam się szczerze, że gdyby (oczywiście w przyszłości) jakiś młody junak ujrzał początek rozgrywek z terminem znanym przynajmniej rok wcześniej, gdyby jakimś trafem zdarzyło się, że znane by były zespoły, które mają w tych rozgrywkach zagrać... byłbym w głębokim szoku. A gdzie tradycja?! Dzięki Bogu to tylko...
zzbyszek
(beton)
P.S. Nie wiem czy pielęgnowanie tradycji ma jakiś sens, tym bardziej, że jak zginie nam samochód, to muszą oddać nam furmankę?! Podobno to taka stara tradycja – ekstradycja...