Jego kaprysów doświadczyło wielu sportowców, m.in. Adam Małysz, Robert Kubica, siatkarskie „złotka”, czy z piłkarskiego podwórka Artur Boruc. Łąką, na której pstry rumak może niepohamowanie nasycić swój głód jest dzisiaj Internet, a szczególnie wszelkiej maści fora internetowe. Stworzone do wymiany myśli i poglądów, miast inspirować do kreatywnego działania, stały się rynsztokiem, do którego co rusz dolewa się coraz większych porcji jadu i pomyj.
Jak bolesną potrafi być internetowa „krytyka”, ujęta w cudzysłów, gdyż z prawdziwą i konstruktywną krytyką ma niewiele wspólnego, przekonała się niedawno Dorota Świeniewicz, której historię głośno komentowano w mediach nie tylko sportowych. Po przegranym meczu z Odrą Wodzisław fali ślepej nienawiści sprostać musieli piłkarze Lechii. Aby zobrazować skalę zjawiska, przytaczamy kilka wyselekcjonowanych wpisów z forum naszego serwisu:
„W głowach się popier… widzę od meczu ze sraxą. (…) Nie wiem po kiego Piątek grał, który tak na prawdę nic nie grał i po kiego ch… Baijcia wystawił za Piątka zamiast Rogala. Łotysz to już na bank nie zagra w pierwszej 11 z Polonią. Nie wiem na ch… go na siłę wystawia Kafarski. (…)”
„Skrzydła nie istnieją, już wolę Rogaldinhio na skrzydle niż Kaczmarka, który po takiej grze chyba więcej czasu spędza na solarze niż na treningach. (…)”
„Marko Bajić myśli chyba, że gra w teatrze a nie w Lechii... Bo jak można po przegranym meczu w słabym stylu przybijać piątki z uśmiechem na twarzy niczym w reklamie pasty Colgate? (…) Bajić won z Lechii!!
„A moim zdaniem najsłabszy jest ten pajacyk w bramce. Z Arką mu wyszło, z Craxą gdyby nie zawodnicy z pola to pewnie byłby remis. A teraz wszyscy razem podziękujmy mu za mecz z Odrą. Pajac. Kapsa wróć!!!”
Wpisów tego typu było więcej, jednak nie chodzi o to, by wyliczać kolejne, równie obraźliwe komentarze. Należy poważnie zastanowić się nad pytaniem: Czy komuś, kto otwarcie nazywa siebie kibicem Lechii przystoi w tak jawnie chamski i brutalny sposób gnoić piłkarzy po przegranym meczu? Czy znieważanie zawodników w Biało-Zielonych barwach jest odpowiednim sposobem dla zaspokojenia potrzeby wyrażenia swojego niezadowolenia z wyniku i stylu gry lechistów? Rozumiemy rozbuchane emocje, podlane niekiedy sporą ilością piwa, oraz frustrację po przegranym spotkaniu, ale nic nie usprawiedliwia formy w jakiej niektórzy z komentujących oddali się czynności wylewania swoich żali do zawodników, trenerów czy nawet innych kibiców.
Owszem, należy to powiedzieć głośno i dobitnie, że postawa piłkarzy w ubiegłotygodniowej potyczce z Odrą była najzwyczajniej w świecie słabiuteńka. Lechiści sromotnie zawiedli, a ich liczne błędy skrzętnie wykorzystał dobrze dysponowany tego dnia zespół gości. Nikt zatem nie wymaga, by sypać pochwałami jak z rękawa, zwłaszcza w kontekście marnej jakości widowiska jakie zafundowali w niedzielę Biało-Zieloni. Można, a nawet trzeba spierać się na temat ustawienia taktycznego całej drużyny czy nieskuteczności pojedynczych zawodników, ale niech taka dyskusja odbywa się z poszanowaniem godności dla każdego krytykowanego. Opluwanie i obrzucanie inwektywami ludzi, którzy razem ze wspólnotą kibicowską są ważną częścią wybrzeżowego fenomenu o nazwie Lechia Gdańsk nie przystoi komuś, kto pragnie z dumą nosić Biało-Zielony szalik. Jednoczesne deklarowanie szacunku dla historii gdańskiego klubu, identyfikowanie się z jego barwami i tradycją, a zarazem bezpardonowe „ścinanie równo z trawą” tych, którym przydarzyło się sportowe niepowodzenie jest niczym innym jak czystą hipokryzją.
Mieszanie z błotem zawodników i szkoleniowców, których po spotkaniach z Arką i Cracovią wynoszono pod niebiosa nie jest skuteczną metodą mobilizacji do lepszej gry. Co więcej, takie zachowanie potrafi podkopać zaufanie piłkarzy do swoich kibiców. Wiedząc, że ma się za sobą grono wiernych sympatyków, którzy nie odwrócą się plecami po przegranym meczu (a takie w obecnym sezonie zdarzą się zapewne nie raz) i nie zaczną „kopać leżącego” skrywając się pod anonimowym nickiem, z pewnością o wiele bardziej zmotywuje lechistów do wzmożonej pracy. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by miast kolejny raz ścigać się na inwektywy okazać zawodnikom tak potrzebne wsparcie.
Choć jest to myślenie idealistyczne, warto zacząć pielęgnować w sobie te pozytywne wartości, by móc z czystym sumieniem nazwać siebie „kibicem Lechii”. Jako sympatycy Biało-Zielonych wymagamy od piłkarzy by „grali na całego i walczyli do upadłego” oczekując stuprocentowego zaangażowania oraz walki od pierwszego do ostatniego gwizdka w każdym spotkaniu, za co skrupulatnie ich rozliczamy. Warto jednak zastanowić się również nad drugą stroną medalu: Czy my, nazywający siebie prawdziwymi kibicami Lechii nie mamy sobie nic do zarzucenia? Czy przychodzimy na Traugutta dla Lechii , czy dla towarzyskiego spotkania ze znajomymi przy bułce i kiełbasie? Czy uczestniczymy w zorganizowanym dopingu? Czy zostajemy, by podziękować piłkarzom za grę, czy w te pędy znikamy ze stadionu, „bo przecież będzie tłok na parkingu”? Sporządzenie takiego kibicowskiego „rachunku sumienia” zalecamy wszystkim domorosłym internetowym krytykantom przed wskoczeniem na pstrego rumaka i spłodzeniem kolejnego jadowitego komentarza. Bo gdy oplujemy to co mamy najdroższego, cóż więcej nam pozostanie?
A wszystkim prawdziwym lechistom dedykujemy myśl Stanisława Lema: „Dopóki nie miałem Internetu, nie wiedziałem, że na świecie żyje tylu idiotów”.