Mógłbyś przybliżyć swoją sylwetkę młodszym kibicom Lechii?
Dawid Ditrich: Swoją przygodę z Lechią zacząłem w wieku 11 lat w momencie, gdy Lechia łączyła się z Olimpią Poznań. Podjąłem treningi u trenera Krzysztofa Słabika, który później również trenował kadrę Polski mojego rocznika. Ze względu na dobre warunki fizyczne od początku grałem na pozycji bramkarza. Drużyna mojego rocznika-84 była jedną z najlepszych w Polsce, co potwierdzaliśmy na licznych turniejach krajowych i międzynarodowych. Następnie przyszły powołania do kadry Polski oraz wyjazd do Niemiec. Po dwóch latach nastąpił powrót do Lechii, gdzie pełniłem rolę rezerwowego w kadrze seniorów oraz także byłem wypożyczany do innych klubów z niższych lig. Nie widząc większych szans na grę w Lechii, zdecydowałem się na wyjazd do USA i grę w jednym z tutejszych Uniwersytetów.
Co Cię skłoniło do przeprowadzki do Stanów Zjednoczonych i czym się obecnie zajmujesz?
- Na pewno brak możliwości regularnej gry oraz fakt, iż otrzymałem stypendium na bardzo dobrej Amerykańskiej Uczelni jednocześnie trenując i grając w tutejszej lidze, która poziomem i charakterem przypomina nasza Młodą Ekstraklasę. Poza tym w Nowym Jorku mam liczną rodzinę, której nie widziałem przez lata, także mogłem liczyć na ich wsparcie. Obecnie pracuję w firmie konsultingowej, gdzie prowadzę szkolenia dla pracowników budowlanych w Nowym Jorku wizytując przeróżne projekty.
Ukończyłeś renomowany Stony Brook College, którego to barwy reprezentowałeś na arenie mistrzostw akademickich NCAA w USA. Powiedz jak Ci się studiowało na zagranicznej uczelni oraz jaki poziom sportowy oraz organizacyjny reprezentowały tamtejsze zespoły w porównaniu do polskich realiów?
- Stony Brook University, na którym przyszło mi dokończyć studia (od red. pierwsze dwa lata Ditrich uczęszczał na Gdański AWFiS) liczy 25,000 studentów, więc jest to naprawdę duża instytucja. Z angielskim jakoś nigdy nie miałem problemów i łatwo się zaaklimatyzowałem. Drużyna, w której grałem występowała w rozgrywkach NCAA, najwyższej ligi Uniwersyteckiej w USA. Poziom ligi jest naprawdę zróżnicowany ze względu na dużą ilość drużyn z całego kraju. Bardzo duży nacisk kładzie się na przygotowanie fizyczne, względem technicznego. Nawet bramkarze muszą biegać po kilka mil dziennie podczas okresu przygotowawczego. Jeśli chodzi o organizacje to każda szkoła ma swoje boiska ze sztuczną nawierzchnią lub trawiaste, o jakich kiedyś można było w Polsce tylko pomarzyć. Dziś na szczęście wszystko sie wyrównuje. Oczywiście gracze nie otrzymują nagród pieniężnych, tylko sprzęt oraz opiekę medyczną.
Ponoć NCAA są swoistą przepustką do MLS (Major League Soccer), brałeś udział w testach, bądź drafcie do zespołów z MLS?
- Teoretycznie najprostszą drogą do MLS jest liga NCAA. Problem polega na tym, że tutejsze kluby wolą zatrudniać wiekowych graczy z Europy, niż młodych „miejscowych”. Osobiście trenowałem parę dni z drużyną Columbus Crew, gdzie trenerem jest Robert Warzycha, ale problemem był limit obcokrajowców, jaki może być zatrudniony w każdej drużynie. Zawodników do draftu wybierają trenerzy, więc jeśli nie grasz w jednej z najlepszych drużyn w USA twoje szanse są znikome. Osobiście nigdy w drafcie się nie znalazłem.
Bawisz się jeszcze w tzw. zawodową piłkę?
- Po ukończeniu studiów miałem propozycje testów w zawodowej drużynie grającej w lidze USL - PR Islanders, ale zdecydowałem się pozostać w Nowym Jorku, gdzie czekała na mnie bardzo dobra praca. Staram sie utrzymywać formę grając w Polonijnej drużynie Polonia New York, z którą wywalczyłem tego lata tytuł najlepszej Polonijnej drużyny Ameryki Północnej. Wielu naszych zawodników występowało w Polsce w różnych klasach rozgrywkowych, od Ekstraklasy do 4 ligi, także myślę, że prezentujemy poziom Polskiej drugiej ligi.
Wracając do twojej kariery w Lechii, powiedz czego zabrakło tak utalentowanemu bramkarzowi w przebiciu się do seniorskiej piłki? Były przecież powołania do juniorskiej kadry Polski, interesowały się Tobą zagraniczne kluby, a w końcu miałeś okazje trenować u boku najlepszych piłkarzy Bundesligi.
- Przede wszystkim cierpliwości, mimo faktu, że Lechia zawsze była jedynym klubem w moim sercu nie mogłem się oprzeć możliwościom wyjazdu i zamiany popularnej Sahary na piękne trawiaste boiska w Niemczech, gdzie miałem się piłkarsko rozwinąć. Gdybym został w Lechii, tak jak to zrobił Mateusz Bak, na pewno moja kariera potoczyłaby się inaczej, gdyż ze szkoleniem brakarzy nigdy nie było w Lechii problemów. Po powrocie z Niemiec przez 6 miesięcy nie grałem w piłkę co sprawiło, iż już po powrocie do Lechii nigdy nie doszedłem do dawnej dyspozycji.
Gdybyś mógł cofnąć czas wyjechałbyś znowu w takim wczesnej fazie rozwoju piłkarskiego do Energii Cottbus?
- Wyjazd dużo może nauczyć, ale musi on być nadzorowany przez odpowiednie osoby. Przede wszystkim rodziców i trenera. Jeśli miałbym jeszcze raz wyjechać na pewno chciałbym, żebym nie tylko ja na tym zyskał, ale przed wszystkim Lechia, której najwięcej zawdzięczam. Okoliczności mojego wyjazdu nie były zbyt przyjemne i na pewno odbiły sie czkawką. Jednakże widzimy także pozytywne przykłady, jak np. Krzysztof Król czy Kamil Glik, którzy wyjechali, jako młodzi zawodnicy za granice i wrócili by z powodzeniem grać w Ekstraklasie.
Wielu juniorów, także w Lechii, pali się do wyjazdów na testy do zagranicznych klubów, co poradziłbyś takim kandydatom na piłkarza przed wyjazdem?
- Na testy zawsze pojechać można, jeśli jest to uzgodnione z macierzystym klubem. Każdy powinien mieć szanse zobaczenia, jak to wszystko funkcjonuje za granicą i nad czym musimy pracować, aby dorównać czołówce. Nie należy się za to podpalać i jechać za wszelka cenę. Cieszę się, że mogłem zobaczyć wszystko od podszewki i jeśli dane mi będzie pracować z piłkarzami w przyszłości będę sie starał przekazywać moją wiedzę.
Jesteś wychowankiem Krzysztofa Słabika z rocznika 1984. W składzie drużyny mieliście wielu dobrze rokujących piłkarzy, jak Marek Wasicki, Paweł Chylak, Zbigniew Czajka, Jakub Wiszniewski, Paweł Żuk czy chociażby z rocznika 1985 Janusz Melaniuk. Potrafisz odpowiedzieć na pytanie co było powodem braku płynnego przejścia z juniora do dorosłej piłki?
- Myślę, że najistotniejszy był fakt braku możliwości trenowania z drużyną seniorów Lechii, która na tamten czas była oddzielną instytucją. Juniorzy nawet, jeśli grali w kadrze Polski praktycznie nie mieli żadnych szans spróbowania swoich sił ze starszymi kolegami. Jedynym wyjściem był transfer juniora z Lechii S.A. do Lechii-Polonii wykluczający jego dalsze występy w lidze juniorów. Przez to piłkarze zniechęcali się i często stawiali inne sprawy ponad piłkę, co stopowało ich rozwój. Marek Wasicki był najbliżej z nas wszystkich, lecz i jemu się nie udało.
Śledzisz na bieżąco wyniki Lechii? Z Twoich czasów w drużynie Lechii został tylko Mateusz Bąk, Jakub Kawa, Piotr Wiśniewski i Marcin Pietrowski, natomiast dawni koledzy z boiska Tomasz Borkowski, Maciej Kalkowski oraz Marek Wasicki pełnią różne funkcje w klubie. Jak oceniasz ostatnie poczynania Lechii i gdybyś zdecydował się na powrót do Polski to czy chciałbyś się ponownie związać się z Lechią, np. trenując młodych adeptów piłki nożnej?
- Z informacjami jestem na bieżąco dzięki Internetowi. Staram się również oglądać mecze online, ale nie zawsze jest to możliwe. Wciąż utrzymuje kontakt z chłopakami z Gdańska, którzy również są dla mnie źródłem informacji. Jeśli chodzi o drużynę to postawa w tym sezonie jest naprawdę budująca i mam nadzieję, że piłkarze utrzymają formę, a Mateusz Bąk wkrótce doprowadzi Lechię do Europejskich Pucharów. Wiem, że byli zawodnicy są wciąż związani z klubem i bardzo podoba mi się tego rodzaju praktyka, gdyż uważam, że tylko ludzie blisko związani z Lechia powinni być w zatrudnieni w klubie. Jeśli byłaby możliwość pracy w Lechii w przyszłości to na pewno bym się długo nie zastanawiał. Póki co skupiam się na ukończeniu szkoleń w tutejszej akademii dla trenerów, aby zostać licencjonowanym trenerem bramkarzy, co otworzy mi furtkę do dalszych działań.