Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 219 (36/2009)

29 września 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

ROMAN JÓZEFOWICZ DLA LECHIA.GDA.PL

Telefony po 26 latach

Nawet 26 lat po meczu z Juventusem otrzymałem parę telefonów od kibiców z podziękowaniami za tamte chwile - mówi dla lechia.gda.pl Roman Józefowicz.

JAKUB NOWAKOWSKI

Jak podobał się Panu piątkowy mecz Lechii z Zagłębiem oraz gra Biało-Zielonych?

Roman Józefowicz: Nie podobał mi się wcale. Mecz stał na poziomie 3-ligowym. Kopanina bez skutecznych akcji oskrzydlających. A w pierwszej połowie zabrakło nawet strzału na bramkę. W ustawieniu widać postęp, gdyż w końcu zagraliśmy dwoma napastnikami, jednak widoczny był przede wszystkim brak Nowaka, a także nie w pełni sił był Łukasz Surma.

Jest Pan wychowankiem Lechii, brał Pan udział w jednym z najpiękniejszych momentów w historii klubu, zdobył Pan Puchar Polski oraz grał przeciwko słynnemu Juventusowi. Jak wspomina Pan ten okres?

- Warto w tym miejscu przypomnieć, iż dzisiaj (od red. 28 wrzesień) przypada 26-ta rocznica meczu z Juventusem przy Traugutta. Nawet 26 lat po tym meczu otrzymałem parę telefonów od kibiców z podziękowaniami za tamte chwile. Puchar Polski… wiadomo, że nic lepszego piłkarsko w życiu nie mogłem osiągnąć. To był chyba mój największy sukces. A sam finał Pucharu Polski wspominam bardzo miło. W Piotrkowie towarzyszyły nam rzesze kibiców z Gdańska (od red. oficjalnie sprzedano 5 tysięcy biletów sympatykom Biało-Zielonych z 16 tysięcy kibiców obecnych na stadionie). Wracając jeszcze do meczu z Juventusem, wylosowaliśmy najlepiej, jak mogliśmy, gdyż Juventus nie przegrał żadnego meczu, aż do finału. A 15 min przed końcem jeszcze wygrywaliśmy z Juventusem i gdyby nie Platini i Boniek to pewnie byśmy ten mecz wygrali. Dla kibiców, jak i dla mnie, było i wciąż jest to ogromne święto.

Co zmusiło Pana do wcześniejszego zakończenia kariery?

- Po roku 1980 odniosłem poważną kontuzje łękotki, przez co przez dłuższy okres poruszałem się o kulach. I tylko dzięki pomocy trenera Mariana Maksymiuka, który dawał mi szansę gry, mimo kontuzji, miałem możliwość wrócić do formy. Później zostałem wypożyczony do Wisły Tczew, gdzie dzięki super atmosferze odżyłem piłkarsko, by wrócić do Lechii na najważniejsze mecze.

Rozbrat Pana z piłką nożną nie trwał długo. Na czym polegała Pana współpraca z Lechią po zakończeniu piłkarskiej kariery?

- W pierwszej lidze zdążyłem rozegrać jeden mecz i od roku 1984, dzięki namowom kolegów, zostałem kierownikiem pierwszoligowej Lechii. Stanowisko to pełniłem przez 7 lat i współpracowałem z takimi trenerami, jak Jerzy Jastrzębowski czy Wojciech Łazarek.

Jak narodził się pomysł stworzenia drużyny Lechia Gdańsk Oldboys?

- We wcześniejszych latach, jak jeszcze grał Dzidek Puszkarz, Makowski, Kulwicki, mieliśmy zespół na ul. Zielonogórskiej. W tamtych latach mieliśmy bardzo dobre wyniki w Pucharze w okręgu Gdańskim, gdzie raz nawet skończyliśmy rundę w półfinałach, a może nawet w finale. Przegraliśmy wtedy z trzecioligowym Bałtykiem Gdynia, gdzie grała bardzo dobra ekipa, młodsza od nas średnio o 15-20 lat. Jeszcze uczestniczyliśmy na różnego rodzaju turniejach. Jednakże później ciężko było nam, weteranom po 50-tce, się zebrać do wspólnego grania. Później Zbigniew Zalewski zaproponował utworzenie Lechia Oldboys, ale z udziałem młodszych zawodników. I tak dołączyło do nas liczne grono, jak np.: Tomasz Unton, Tomek Borkowski, Rafał Kaczmarczyk czy Sławek Wojciechowski. Połączyliśmy to, nasza piątka starszych (Lech Kulwicki, bracia Janusz i Andrzej Wydrowscy oraz Janusz Duda) plus młodsza ekipa pod wodzą Jerzego Jastrzębowskiego i poszło jakoś. W sumie trzeba dodać jeszcze, że mamy dobrych bramkarzy. Zarówno Maciej Kozak, jak i Piotrek Opuszewicz niezłe bronią i mam nadzieję, że trochę jeszcze powalczymy w tych rozgrywkach.

W Pucharze Polski przechodzicie, jak burza kolejnych rywali. Drużyna wyznaczyła sobie jakiś cel w tegorocznych rozgrywkach?

- Grają koledzy i gramy dla przyjemności. Wyszło fajnie, gdyż po meczu spotykamy się i spędzamy miło czas. Do tego klub o nas nie zapomniał, wręcz przeciwnie sami zaproponowali, iż będą nas utrzymywać, chociażby ostatnio dostaliśmy stroje. Parę pokoleń gra w tym zespole, jest całkiem spory przegląd, fajna sprawa. Do tego raz w tygodniu spotykamy się na treningu na boiskach udostępnianych przez klub.

Jak zapatruje się Pan na pomysł stworzenia corocznego turnieju drużyn oldboy-ów na chociażby stadionie Lechii?

- W przeszłości jeździliśmy na mistrzostwa polski oldboy-ów w Byczynie. Prawie wszyscy występowali w tych drużynach. Świetne spotkania po latach, do tego fajna organizacja. W ciągu dnia graliśmy w piłkę z m.in. Szarmachem czy Piechniczkiem, a później siadaliśmy przy ognisku przy dziku i wspominaliśmy stare dzieje, jak to się grało między sobą. Niestety już tych mistrzostw nie ma. Uważam, że jeżeli byłaby tutaj taka możliwość to jestem w stanie coś podobnego zorganizować. Jeździliśmy jeszcze na turnieje halowe w Zawierciu oraz także do tej pory spotykamy się z chociażby z Gdynią i organizujemy mecze Gdańsk – Gdynia.

W ostatnim czasie władze Lechii wypowiedziały wojnę chamstwu na trybunach. Co Pan myśli na ten temat?

- Każdy chciałby pójść z rodziną na mecz. Jest sektor rodzinny i myślę, że tego typu pomysły są potrzebne. Tak, jak ma to miejsce w Anglii, gdzie nie ma płotu i nie ma żadnych problemów. Może kiedyś w końcu w Polsce też tak będzie. Boisko powinno być rzeczą świętą, a gdy na nie wkroczysz dostaniesz olbrzymią karę finansową. Musimy też do tego doprowadzić, jeżeli chcemy zapełnić nowo budowane stadiony, bo jeżeli nie przyjdą rodziny to nic z tego nie będzie.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.033