lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 223 (40/2009)
27 października 2009


EKSTRAKLASA OKIEM SCEPTYKA

Hity i kity

W tym tygodniu większość europejskich klubów walczyła o punkty w europejskich pucharach. Polskie zespoły już dawno oceniły, że taka zabawa jest zbyt męcząca i ich nie interesuje. Dlatego też, nie trapione zbędną rywalizacją, mogły się spokojnie przygotowywać do 11. kolejki polskiej ekstraklasy.

ŁUKASZ BARTOSIEWICZ
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/12325/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Efekty tych przygotowań mogliśmy ujrzeć w ten weekend. Kilka spotkań zapowiadało się ciekawie, zasłużyło nawet na miano hitów. Resztę można by ocenić słowem podobnym, acz o innym zabarwieniu znaczeniowym – piłkarskich kitów. Ale po kolei...

Najciekawiej w tym tygodniu zapowiadało się na Śląsku. Gdyby jeszcze niedawno ktoś powiedział, że spotkaniem na szczycie będzie pojedynek Polonii Bytom z Ruchem Chorzów, uznano by go za szaleńca i odpowiedziano: „tak, pewnie, a Gabon i Burkina Faso wyprzedzą nas w rankingu FIFA”. No cóż, doczekaliśmy i takich czasów. Obie drużyny starały się jednak pokazać, iż nieprzypadkowo zajmują tak wysokie pozycje. I udało się im to całkiem dobrze, bo mecz mógł się nawet podobać. Wygrał go Ruch i umocnił się na pozycji wicelidera, ale i Bytomianie pozostają w czołówce. Trzeba przyznać, iż oglądanie śląskich zespołów jest ostatnio przyjemniejsze od meczów naszych etatowych potentatów.

Od podziwiania na przykład Polonii Warszawa aż zęby bolą. Tym razem Czarne Koszule zostały rozbite przez GKS Bełchatów 0:3. Taktyka trenera Radolskiego aby nie stracić za szybko gola, poległa w ok. 38 … sekundzie, kiedy to padła pierwsza bramka dla gospodarzy. Właściciel Polonii, Janusz Wojciechowski chyba akurat wyjechał gdzieś na wakacje biorąc pod uwagę, że nie nastąpiła jeszcze zmiana trenera. Nie żeby to kogoś specjalnie interesowało (biorąc pod uwagę tłumy na trybunach), ale Bełchatów wygrał czwarty mecz z rzędu bez straty gola i po cichu goni czołówkę.

W derbach Dolnego Śląska, wrocławski Śląsk ograł Zagłębie Lubin. Mówi się, że Franek Smuda czyni cuda. Chyba niedługo będzie trzeba dodać: „Z cieniasami nikomu się nie uda”. Tak jak Napoleon miał swoje Waterloo, a Maciej Skorża Levadię, czarną kreską na CV Smudy może być praca w drużynie z Lubina. Należy brać to pod uwagę wybierając nowego selekcjonera kadry. Bo zespół z Lubina jest w polskiej lidze tam gdzie polska reprezentacja w Europie – na dnie.

Skoro o dnie mowa, w Gdyni Arka grała z Jagiellonią Białystok. Ponieważ gospodarze nie potrafią wygrywać u siebie, a o zwycięstwach „Jagi” poza Białymstokiem można poczytać jedynie w mitach, wynik remisowy można było obstawiać w ciemno. Dodajmy to tego słabość naszej wspaniałej ligi, a rezultat 0:0 można było bez ryzyka wpisać na kuponie u bukmachera.

Jeśli chodzi o mecze czołówki, zaskoczyła warszawska Legia, która wbiła aż 5 bramek Koronie Kielce. Obrona gości nie sprawiała jednak szczególnych problemów. Zespół Korony punktów za ten mecz co prawda sobie nie zapisał, ale za to zapisał się w kronikach. Stracić 2 gole w minutę - to się zdarza. Stracić dwóch zawodników po czerwonych kartkach w minute, to już osiągnięcie. Dzięki tej wygranej Legia awansowała na trzecią pozycję. Liderem pozostała krakowska Wisła, choć wcale nie musiało tak być. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Wiślacy mieli wpaść na piknik do Sosnowca (stadion i tak nie nadaje si do gry, na piknik ewentualnie), zrelaksować się i pomiędzy partyjką kanasty a kiełbaską z grilla, przejechać się po zespole Piasta Gliwice, jak każdy choć trochę szanujący się zespół europejski po dowolnej polskiej drużynie. A tu niespodzianka, bo choć Wisła wygrała, to z dużymi problemami. Jednak, jeśliby stwierdzić, że słabo gra drużyna, która na 11 meczy wygrała 9 i jest liderem tabeli, to brakowałoby słów na resztę ekstraklasowej ferajny.

Tak było w piątek i sobotę. A w niedzielę - pojedynek gigantów, emocje nie z tej ziemi, niespotykany poziom – chyba nawet takie zapowiedzi nie mogłyby przyciągnąć widzów na mecz dwóch najsłabszych zespołów polskiej ekstraklasy – Odry Wodzisław i Cracovii Kraków. Taki mecz może co najwyżej spowodować rozstrój żołądka, a poziom faktycznie niespotykany – tak słabo w Europie nie często się grywa. Nieliczni kibice, którzy mieli wystarczająco samozaparcia i środków znieczulających, żeby pofatygować się na stadion w Wodzisławiu, przecierpieli mecz i obejrzeli przynajmniej pierwsze od dawna zwycięstwo Odry. Drużyna ta przerwała więc świetnie zapowiadającą się passę 6 porażek z rzędu. Ale w sumie francuskie Grenoble przegrało właśnie 10 (!) mecz z rzędu (na 10 możliwych) więc rywalizacja w tej konkurencji i tak nie miała przyszłości.

Wreszcie, kolejka ta miała przynieść odpowiedź na pytanie, czy na tory wróciła poznańska lokomotywa. No cóż, w Gdańsku zobaczyliśmy rozklekotaną drezynę, która co prawda jakoś jedzie do przodu, ale zupełnie bez mocy. Trener Zieliński najwyraźniej taktykę na ten mecz ogłosił taką: „Panowie, dziś gramy nic!”. Zawodnicy Lecha posłuchali trenera i naprawdę zagrali wielkie nic i mogli nawet przegrać. Biorąc pod uwagę jednak nieuznaną bramkę dla Poznaniaków (chyba niesłusznie), remis 0:0 z Lechią wydaje się być sprawiedliwy.

Fajerwerków w tej kolejce specjalnie nie oglądaliśmy (nie to żeby w naszej lidze kiedykolwiek ostatnio je widywano). Sensacyjnych rezultatów tym razem nie było. Ale zawsze jest kolejny tydzień. Coś ciekawego na pewno się wkrótce wydarzy. A może już we wtorek i środę, czeka nas przecież jakże poważany przez polskie kluby Puchar Polski…




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT