Gdańsk: piątek, 13 czerwca 2025

Tygodnik lechia.gda.pl nr 225 (42/2009)

10 listopada 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

LECHIA GDAŃSK - KORONA KIELCE 1:1

Łatwo stracone dwa punkty

Kolejny mecz, w którym napastnicy Lechii razili brakiem zimnej krwi pod bramką rywali. Lechiści rozegrali dobry mecz w ultra ofensywnym ustawieniu. Było to bodaj najbardziej ofensywne ustawienie od niepamiętnych czasów przy Traugutta, o czym może świadczyć nie tylko gra 3 napastników, ale przede wszystkim gra na bokach obrony dwóch nominalnych pomocników, czyli Kaczmarka i Rogalskiego.

JAKUB NOWAKOWSKI

Obie drużyny przystępowały do meczu w okrojonym składzie. Trener Korony Marek Motyka nie mógł brać pod uwagę przy ustalaniu składu pauzujących za czerwone kartki Serbów Aleksandra Vukovicia oraz Nikoli Mijailovicia. Natomiast Biało-Zieloni musieli sobie radzić bez podstawowych zawodników boków obrony, strzelca najładniejszej bramki w poprzedniej kolejce, Krzysztofa Bąka oraz Arkadiusza Mysony. Co więcej, nie w pełni sił byli powracający po przerwie spowodowaną chorobą Peter Ćvirik oraz kontuzją Karol Piątek.

Co można było powiedzieć o Koronie Kielce przed meczem z Lechią? Na pewno tyle, iż na wyjeździe w obecnym sezonie wygrała tylko raz i to z ostatnią w tabeli Odrą Wodzisław. Korona po 12 kolejce zajmowała także drugie miejsce… od końca w klasyfikacji fair play ekstraklasy. W 12 kolejkach piłkarze Korony zostali ukarani 5-ma czerwonymi kartonikami i aż 30-stoma żółtymi kartonikami.

-Czasami lepiej zagrać brzydko, zamurować się i nie przegrać, ale moi zawodnicy chcą zagrać agresywnie i ofensywnie. Dlatego biją się z myślami, jak to wszystko pogodzić i zdobyć z Lechią punkty - mówił przed meczem trener kielczan Marek Motyka.

Zawodnicy Korony, tak jak zapowiadał trener, zagrali przez dłuższy czas murując wręcz bramke, czego jednakże efektem stała się dla nich upragniona zdobycz punktowa. Do tego można doliczyć także kolejne punkty w klasyfikacji fair play, gdyż po tej kolejce kielczanie mają duże szanse, aby zostać liderem ekstraklasy w ilości otrzymanych kartek. W meczu z Lechią zdobyli aż 5 żółtych kartoników, skutecznie, ale niezgodnie z przepisami przerywając akcje lechistów. Abstrahując jednakże od zdobyczy kartkowych, warto zwrócić uwagę na dobrą mimo wszystko grę kielczan. Co prawda w dwóch ostatnich meczach nie dopisali na swym koncie punktów (porażki z Legią i Wisłą), jednak styl, który zaprezentowali na boisku mógł napawać sympatyków klubu optymizmem.

- Kibice też nie mieli do nas większych pretensji za ostatnie porażki, bo ponieśliśmy je w godnym stylu. Nie przechodzę jednak wobec ostatnich wyników obojętnie i w Gdańsku nadejdzie najwyższy czas, by złą passę odmienić - zapowiadał Marek Motyka.

Jak się później okazało, słowa kieleckiego szkoleniowca były prorocze. Korona mimo, iż swą grą nie zachwyciła, zdobyła pierwsze, po serii pięciu porażek, ligowe punkty. Postacią, którą zdecydowanie należy wyróżnić, jest napastnik Korony Edi. Po raz kolejny udowodnił on, że jest niekwestionowanym liderem zespołu i to właśnie jemu reszta drużyny winna podziękować za wykreowanie, co prawda nielicznych, aczkolwiek najgroźniejszych sytuacji.

Wracając do Lechii jedyną niepewną przed piątkowym meczem była obsada prawej obrony.

- Decyzji nie podjąłem. Piątek, gdyby był w pełni sił i formy, byłby mocną kandydaturą na prawą obronę. Jest też Pietrowski, który dobrze spisał się w Gliwicach. Mam jeszcze dwa inne warianty, ale ich nie ujawnię - mówił tajemniczo przed meczem Tomasz Kafarski.

Lubiący zaskakiwać swoimi decyzjami trener Lechii, także i tym razem podjął bardzo odważna decyzję wstawiając do składu na prawą obronę dotychczas grającego ofensywnie Macieja Rogalskiego. W przekroju całego meczu można powiedzieć, że zaprezentował się poprawnie, jednakże do poziomu, który prezentują nominalni ligowi obrońcy sporo mu jeszcze brakuje. Co prawda nie ponosi on winy za utraconego gola, ale kilkukrotnie, w niegroźnych sytuacjach "obciął się" z futbolówką, czego skutkiem mogły być poważne konsekwencje dla całego zespołu. Stratę bramki można po części wpisać na konto Piotra Wiśniewskiego. Z niewiadomych przyczyn popularny "Wiśnia" odpuścił pogoń za zawodnikiem Korony, który wyśmienicie odsłużył Cezarego Wilka wrzucając piłkę idealnie na jego głowę.

Spotkanie przebiegało w dobrym, szybkim tempie. Lechia, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, zaczęła mecz z wysokiego ”C” i już w pierwszych paru minutach mogła strzelić bramkę. Zabrakło tego, do czego również już zdążyliśmy się przyzwyczaić, czyli skuteczności. Lechia swoje szanse upatrywała przede wszystkim w grze skrzydłami. Na lewej flance dzielił i rządził Marcin Kaczmarek, który coraz głośniej puka do drzwi reprezentacji.

- Dziwi mnie, że ciągle jestem pytany o grę na lewej obronie Marcina Kaczmarka. Powołajmy go do reprezentacji, może wtedy dziennikarze uwierzą, że to jest zawodnik, który spokojnie może grać na tej pozycji. W każdym meczu to udowadnia i w momencie, kiedy w Lechii nie będzie lepszej alternatywy na tę pozycję, to Marcin tam będzie grał. Nawet, kiedy do zdrowia wróci Mysona, to nie oznacza, że "Kaka" przestanie grać na lewej stronie defensywy - chwalił swojego zawodnika po meczu trener Biało-Zielonych.

Warto także dodać, iż Kaczmarek był podwójnie zmobilizowany na piątkowy mecz, z uwagi na okres 3 sezonów spędzonych w kieleckim klubie. Mobilizacja musiała dodać mu skrzydeł, bo wygrywał większość pojedynków główkowych. Niemalże każda akcja przechodziła właśnie przez niego, biegał, krzyczał na kolegów, a wisienką na torcie dla jego gry była bramka strzelona bezpośrednio z rzutu wolnego.

Kolejnym piłkarzem, który zasłużył na pochwały po piątkowym meczu jest niewątpliwie Ivans Lukjanovs, który z dziecinną łatwością ogrywał obronę Korony, do tego robiąc to w ładnym dla oka stylu. Niestety tradycyjnie zabrakło bramki na koncie utalentowanego Łotysza. Lukjanovs dwoił się i troił, aby tylko piłka znalazła drogę do bramki kielczan, ale w kolejnym meczu nie miał poparcia w partnerach z ataku. Dryblował, przechodził kolejnych rywali i następnie podawał do lepiej ustawionych kolegów, ale niemoc strzelecka w piątkowy wieczór przede wszystkim duetu Zabłocki-Buzała była wręcz rażąca. Niewiele pomógł także duet zmienników Kowalczyk-Wiśniewski. Meczu z Koroną Paweł Buzała i Jakub Zabłocki raczej nie zaliczą do udanych, gdyż sytuacji wydawać by się mogło 100% oboje mieli od groma i chyba tylko oni sami wiedzą, jak piłka nie wpadła do bramki. To tylko utwierdza kibiców w przekonaniu, jak bardzo potrzebny jest nam bramkostrzelny napastnik od zaraz.

Z nadzieją można patrzeć na powrót na boiska ekstraklasy, trenującego pod okiem trenera Kafarskiego, Tomasza Dawidowskiego, który z pewnością byłby dobrym konkurentem dla obecnych napastników.

Po ładnym początku meczu w wykonaniu piłkarzy Lechii do głosu doszli jednak kielczanie, którzy bliscy byli objęcia prowadzenia już w 10 minucie, kiedy to piłka, po ładnej, składnej akcji Ediego z Buśkiewiczem trafiła w słupek bramki strzeżonej przez gdańskiego golkipera. W 26 minucie na 18-stym metrze sfaulowany został Jakub Zabłocki. Rzut wolny z zimną krwią wykonał Kaczmarek i silnym uderzeniem po ziemi obok muru zaskoczył Cierzniaka. Lechia pałała chęcią zdobycia drugiej bramki, ale na przeszkodzie stawały albo błędy techniczne gdańskich napastników albo nieprzepisowe zagrania defensywy Korony. Kolejna groźna akcja godna uwagi , która wprawiła w lekkie poirytowanie fanów Lechii, miała miejsce w 40 minucie, kiedy to Jakub Zabłocki po ładnej indywidualnej akcji zamiast samemu spróbować uderzyć na bramkę rywali, będąc w dobrej sytuacji, wycofał piłkę przed pole karne do Buzały, który uderzył piłkę odrobinę ponad poprzeczką. Niestety tego wieczoru oglądaliśmy jeszcze parę innych zagrań tego typu zakończonych z podobnym rezultatem.

Na początku drugiej połowy zobaczyliśmy kilka składnych akcji z obu stron. W 59 minucie piłka nieomal wpadła do bramki Korony, jednakże ex-wiślak Kamil Kuzera wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Jakuba Zabłockiego. W tym okresie meczu Lechia niemalże nie schodziła z połowy Korony. Kilka minut później ponownie Zabłocki w dobrej sytuacji z ostrego kąta trafił w boczną siatkę. W okolicach 70 minuty Kaczmarek próbował zaskoczyć bramkarza rywali strzałem z rzutu wolnego. A dosłownie parę sekund później bliski szczęścia był Lukjanovs. Na nieszczęście gdańszczan w 79 minucie Korona po ładnej akcji wyrównała stan meczu. Z lewej strony silnie dośrodkował Paweł Kal, a Cezary Wilk uwolnił się spod opieki obrońcy i bez większych problemów wpakował piłkę do bramki Pawła Kapsy. Lechia próbowała jeszcze zagrozić Koronie, ale niezwykle mocne strzały, wprowadzonego zbyt późno na plac gry za Pawła Nowaka, Marko Bajicia nie znalazły drogi do bramki. W 88 minucie Korona nie wykorzystała swojej meczowej akcji i nie strzeliła zwycięskiej bramki, będąc w sytuacji 3 na 2 z gdańskimi defensorami.

Ostatecznie po mogącym się podobać meczu Lechia tylko zremisowała z Koroną. Niestety jest to kolejny mecz, w którym Lechia stosunkowo łatwo traci punkty. Pociechą dla sympatyków Biało-Zielonych może być ich coraz lepsza gra. Jeżeli zaskoczy ciągle szwankujące ogniowo, a mianowicie skuteczność - o wynik w kolejnych konfrontacjach powinniśmy być spokojni.

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2025. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.014