Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 225 (42/2009)

10 listopada 2009

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

INDOLENCJA STRZELECKA NAPASTNIKÓW LECHII

Wojsko bez armat

1216 minut – tyle czasu gry już minęło, od kiedy gola dla Lechii w meczu ligowym po raz ostatni zdobył jej nominalny napastnik.

MICHAŁ KORNIAHO

Ostatnim piłkarzem, grającym w linii ataku Biało-Zielonych, któremu udała się sztuka zdobycia bramki w ekstraklasie jest Jakub Zabłocki. Były gracz Polonii Bytom celnym strzałem podwyższył prowadzenie Lechii Gdańsk w wyjazdowym spotkaniu z Piastem Gliwice na 2:0. Tyle tylko, że nie jest tu mowa o meczu 12. kolejki obecnego sezonu, kiedy to gdańszczanie również wygrali na stadionie przy ul. Okrzei 2:0, lecz o ostatnim spotkaniu sezonu 2008/2009. Zostało ono rozegrane 30 maja tego roku. Wtedy to podopieczni trenera Kafarskiego swoim pewnym zwycięstwem zapewnili sobie utrzymanie w ekstraklasie.

Wspomniany gol Zabłockiego nie oznacza jednak, że miniony sezon był dużo lepszy pod względem skuteczności napastników Lechii od obecnego. W minionych rozgrywkach, ówczesny beniaminek ekstraklasy również miał z tym problem. W trakcie całego sezonu 2008/2009 gdańskim snajperom udało się strzelić łącznie zaledwie 11 bramek. Najlepszym z nich był Paweł Buzała, który w 24 występach w spotkaniach ligowych zanotował 5 trafień. Te statystyki z pewnością nie mogły zadowalać ani kibiców, ani trenera, ani działaczy Lechii. Dlatego też w przerwie letniej między sezonami włodarze klubu wraz ze szkoleniowcem za jeden z priorytetów postawili sobie pozyskanie skutecznego napastnika.

Poszukiwania odpowiedniej alternatywy dla Kowalczyka, Buzały, Zabłockiego i Rybskiego trwały dość długo. Podczas sparingów przed obecnym sezonem w ataku Lechii próbowanych było trzech graczy linii ataku: Maciej Korzępa, Silas oraz Ivans Lukjanovs. Sztab szkoleniowy Biało-Zielonych w zasadzie nie zastanawiał się długo, na którego piłkarza postawić. Praktycznie od pierwszego spojrzenia trenerzy „zakochali się” w Łotyszu, rezygnując jednocześnie z możliwości przetestowania jeszcze Słowaka Rolanda Stevko. Lukjanovs w test-meczach był szybki, przebojowy, grał „z głową”, a co najważniejsze – strzelił kilka goli. Wydawało się, że „Wania” będzie skutecznym lekarstwem na nienajlepszą postawę linii ataku Lechii. Wszystko zweryfikować miała jednak liga…

W tym momencie piękny sen o skutecznym napastniku występującym w biało-zielonym stroju przy Traugutta się skończył. Od kiedy gdańszczanie zakończyli okres przygotowawczy, a wznowili występy w rozgrywkach ekstraklasy, Ivans zaciął się, jak gdyby w tryby maszynki do zdobywania goli ktoś wcisnął solidny drąg. Lukjanovs co prawda w każdym meczu jest bardzo aktywny, skupia na sobie uwagę obrońców drużyny przeciwnej i często dogrywa niezłe piłki swoim kolegom z zespołu, jednak jego największą bolączką od samego początku sezonu jest… a jakże – skuteczność! Łotysz nie zdobył jak dotąd w swoich 13 występach w polskiej lidze prawie żadnej bramki. „Prawie”, bo trudno jednoznacznie ocenić, czy to właśnie on, czy też Michał Łabędzki z Zagłębia Lubin jako ostatni dotknął pikę, zanim ta wpadła do bramki strzeżonej przez Aleksandra Ptaka. Pewne jest jednak, że ten gol nie został strzelony przez Lechię prawidłowo. Nie dość bowiem, że Lukjanovs wskakując Łabędzkiemu na plecy popełnił faul, to na dodatek prawdopodobnie wepchnął futbolówkę do bramki ręką. Wszyscy zatem wciąż czekają na premierowe, prawidłowe już trafienie Ivansa w brawach Lechii Gdańsk.

Ewenementem chyba na skalę światową jest w przypadku Lukjanovsa fakt, że napastnik, który w 13 kolejnych meczach nie zdobył gola, nieustannie wystawiany jest przez trenera zespołu w pierwszym składzie. Mało tego, wielu kibiców Lechii podziela zaufanie Kafarskiego wobec Łotysza i również nie wyobraża sobie ataku gdańskiego zespołu bez niego. Ta niespotykanie ufna postawa trenera i fanów klubu wobec Ivansa wiąże się jednak z jeszcze większym paradoksem. Otóż ten piłkarz, który w 13 meczach zdobył pół gola, jest w obecnych rozgrywkach najlepszym napastnikiem klubu z Traugutta. A to dlatego, że pozostali piłkarze Lechii grający na tej pozycji nie dość, że nie strzelili w sezonie 2009/2010 nawet pół gola, to na dodatek są na boisku dużo mniej efektowni i efektywni niż ex-zawodnik Skonto Ryga. Najbliżej dorównania do poziomu Łotysza spośród pozostałych napastników jest dziś chyba Jakub Zabłocki. Zawodnik pozyskany przez Lechię przed niespełna rokiem z meczu na mecz jest coraz bardziej widoczny, potrafi dojść do sytuacji strzeleckiej i wydaje się, że jest coraz bliżej przełamania czarnej serii atakujących gdańskiej drużyny.

Na trzecim miejscu w klasyfikacji napastników Lechii znajduje się Paweł Buzała. Bohater derbów Trójmiasta z 3 października zeszłego roku, po przebytej kontuzji na początku sezonu nie może wrócić do wysokiej formy. „Buzi” jest mało widoczny, a w ostatnich spotkaniach wyraźnie było widać, że piłka go po prostu „nie słucha”. Paweł w meczu z Koroną Kielce, kiedy mógł już znaleźć się w dogodnej sytuacji strzeleckiej, przyjmował piłkę na kilka metrów, po czym ta stawała się łupem piłkarzy drużyny przeciwnej.

Najdalej w klasyfikacji lechijnych snajperów plasuje się Maciej Kowalczyk. Były piłkarz Korony nie zachwyca formą już od dłuższego czasu. W zasadzie od kiedy przyszedł do Lechii, ani razu nie olśnił swoją grą. W ciągu ponadrocznego pobytu w klubie z Gdańska, w 37 występach w barwach Lechii „Kowal” strzelił zaledwie 3 bramki – wszystkie w poprzednim sezonie. Kibice komentują jego grę jako „jeźdźca bez głowy”. Drażni ich fakt, że zawodnik mając przed sobą kilku obrońców drużyny przeciwnej, zamiast odegrać piłkę partnerom z drużyny, lub efektownie kiwnąć rywala, próbuje go najczęściej minąć „na szybkość”, co zwykle kończy się stratą piłki. Słabej dyspozycji nie udało się Maciejowi ukryć przed Tomaszem Kafarskim, toteż szkoleniowiec Lechii rzadko korzysta w tym sezonie z jego usług.

Końcowy rezultat opisanych wyżej przypadków gdańskich napastników daje sumę 0,5. Ta „połówka”, to łączna ilość goli strzelonych przez snajperów Lechii w tym sezonie w ekstraklasie i jest wynikiem sposobu, w jaki Biało-Zieloni zdobyli gola w meczu z Zagłębiem. W początkowej fazie sezonu, wielu uważało, że przyczyną nieskuteczności ataku gdańskiej ekipy jest system gry jednym nominalnym napastnikiem, czyli osamotnionym z przodu Lukjanovsem. Tymczasem trener Kafarski z biegiem czasu zaczął wystawiać w wyjściowym składzie Lechii dwóch, a ostatnio nawet trzech atakujących, jednak nawet tak mocny akcent położony na napad, nie przełożył się na poprawę jego skuteczności.

Co zatem musi się stać, by napastnicy z Traugutta wreszcie zaczęli strzelać gole? Rozwiązań jest kilka. Albo obecni piłkarze tej formacji wreszcie się odblokują, albo zostaną zastąpieni przez innych – lepszych graczy. Najbardziej prawdopodobna wydaje się jednak opcja pośrednia. Najbliższą zimę przetrwają tylko piłkarze stosunkowo młodzi, rokujący jeszcze nadzieje na przyszłość, zaś najsłabsze ogniwa (Kowalczyk?) odpadną, by ustąpić miejsca nowo sprowadzonym w najbliższym okienku transferowym piłkarzom. Dopływ świeżej krwi jest chyba nieunikniony.

Opinie (2)
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.252