Do tego spotkania gdański team przystąpił z rozbudzonymi ambicjami – wygrana w Pucharze Polski z Odrą Wodzisław pozwalała uwierzyć, że obiekt przy Traugutta zostanie w końcu odczarowany, a gospodarze wywalczą jakże upragnione 3 oczka. Niestety, rzeczywistość dla gdańszczan po raz kolejny okazała się brutalna.
Do spotkania drużyna z Bełchatowa przystąpiła pełna optymizmu. Sześć kolejnych wygranych z pewnością pozwoliło GKS-owi uwierzyć ze własne siły. Niewątpliwie jedną z najjaśniejszych gwiazd zespołu jest jej bramkarz Łukasz Sapela, który do spotkania z gdańską drużyną nie wpuścił gola od 579min! Ciekawa jest tutaj przedmeczowa wypowiedź trenera Ulatowskiego, który mimo doskonałych ostatnio wyników jego zespołu zachował powściągliwość w ocenie szans swojej drużyny.
- Myślę, że ta seria ma większy wpływ na przeciwnika niż na nas. To rywale są bardzo zmobilizowani, by przerwać dobrą passę naszego zespołu. A nie udało się to sześciu kolejnym przeciwnikom. Passa oczywiście jest bardzo ważną rzeczą, ale istotniejszą jest to, w jaki sposób my będziemy grać w Gdańsku i na tym się skupiamy.
Lechia do spotkania przystąpiła w ofensywnym składzie. Mimo braku w kadrze meczowej Pawła Nowaka (grypa), na papierze wyjściowa jednostka prezentowała się naprawdę dobrze. Z przodu wysuniętym napastnikiem był Jakub Zabłocki, a na skrzydłach wspierać go mieli Lukjanovs z Buzałą. W środku pola dzielić i rządzić miała trójka Pietrowski – Surma - Piątek. Dodając do tego fakt, iż na pozycji bocznych obrońców wystąpili dwaj nominalni pomocnicy, a mianowicie Kaczmarek z Rogalskim, jak zwykle tłumnie zebrani kibice, z założenia o gole nie powinni się martwic. Jednakże jak wielka jest różnica pomiędzy teoria, a przełożeniem na realny wynik, po raz kolejny przekonaliśmy się w zeszłą sobotę.
Mecz zaczął się dość obiecująco. Przez początkowe 30 min żadna ze stron nie wypracowała sobie widocznej przewagi. Lechiści oddali kilka groźnych strzałów, spośród których najbliższe powodzenia było uderzenie Ivensa Lukjanovsa. Po jego sprytnym strzale zza pola karnego piłka o centymetry minęła słupek bramki strzeżonej przez Łukasza Sapelę.
Przełomową stała się akcja z 31 min. Do szczęśliwego, crossowego podania ze środka boiska dopadł Maciej Małkowski. Na pełnym biegu minął on jeszcze starającego się uratować sytuacje wślizgiem, Sergieja Kożansa, po czym technicznym, mierzonym strzałem pokonał Pawła Kapsę. Od tego momentu gra Lechii załamała się. Bełchatów wypracował jeszcze kilka ciekawych akcji, jednakże na posterunku stał dobrze, mimo straconego gola, dysponowany tego dnia goalkeeper biało-zielonych.
Druga połowa to ponownie wymiana uderzeń z obu stron. W dogodnych do zdobycia bramki sytuacjach znaleźli się m.in.: Paweł Buzała ze strony Lechii czy też Mate Lacić z zespołu przyjezdnych. Najlepsza okazja na wyrównanie wyniku, pojawiła się w 83 minucie, kiedy to po zagraniu ręką w polu karnym przez jednego z Bełchatowian, sędzia wskazał na „jedenastkę”. Niestety wykonujący rzut karny Hubert Wołąkiewicz uderzył dokładnie tak, jak… strzelać karnych się nie powinno. Uderzenie nie dość, że słabe, to jeszcze w sam środek bramki, nie sprawiło najmniejszych problemów bramkarzowi przyjezdnych.
Po zmarnowanym rzucie karnym Lechia już się nie podniosła. Mało tego, wpuszczony po raz kolejny w roli jokera Dawid Nowak, na 4 minuty przed końcem spotkania ustalił wynik meczu. Po ładnym rajdzie i pewnym uderzeniu, ulokował futbolówkę w lewym górnym okienku gdańskiej drużyny. Ostateczny wynik 0:2. GKS Bełchatów powiększył swą chlubną serię do 7 wygranych z rzędu spotkań, a Łukasz Spela pozostaje niepokonany od 669 minut! Przy takiej dyspozycji całego zespołu, być może pokusi się o pobicie rekordu Piotra Czaji z 1970 roku, który to w ligowych spotkaniach nie wpuścił bramki przez 1005 minut.
W zespole Lechii pierwszy raz w tym sezonie, w meczu ligowym wystąpił Tomasz Dawidowski. Mimo wielkich chęci i nawet dobrej grze w pierwszych kilku minutach, nie zdołał on wpłynąć na końcowy rezultat. Po meczu, co naturalne ponownie pojawiły się głosy komentujące indolencję strzelecką gdańskich napastników, jednakże w sobotnim spotkaniu zawiedli również pomocnicy. Najsłabszy występ w sezonie zaliczył Pietrowski, a brak Nowaka był aż nadto widoczny. Miejmy nadzieję, że do najbliższego derbowego spotkania powróci on do pełni sił i swoja grą przyczyni się do wywiezienia korzystnego rezultatu z Olimpiskiej.