Przypomnijmy, iż Rogalski dał się we znaki gdańskim kibicom, o wiele wcześniej zanim stał się piłkarzem klubu z Traugutta. Już w 2005 Rogal niejako „nadepnął na odcisk” sympatykom Lechii, kiedy to w barwach KSZO Ostrowiec trafił trzy razy do siatki, walnie przyczyniając się do zwycięstwa pomarańczowo-czarnych 3:1. W pamięć szczególnie wryła się trzecia bramka strzelona przez „Rogala”, który, niczym Diego Maradona w 1986 przeciwko Anglii, sam przebiegł z piłką niemal całe boisko, przedryblował gdańskich obrońców i pięknym mierzonym strzałem z 20 metrów przelobował bezradnego Mateusza Bąka (Tę akcję można zobaczyć tutaj). Warto dodać, że Lechia nie była wówczas dostarczycielem punktów (o czym świadczy późniejsza passa meczów bez porażki na własnym stadionie), tym bardziej popis Rogalskiego zasługuje na uznanie.
Maciej przychodził zatem do Gdańska nie tylko jako symboliczny „kat” Lechii z 2005 roku, ale przede wszystkim jako ambitny, skuteczny zawodnik, którego atutem była przede wszystkim gra w ofensywie. W trzech sezonach ówczesnej II. ligi zdobył 17 goli i, choć nie był to dorobek imponujący, również w Lechii oczekiwano od „Rogala” strzelania bramek. - Rogalski skusił mnie wszechstronnością. Może grać w drugiej linii i w ataku. Ten piłkarz z pewnością będzie dla nas wzmocnieniem – mówił w 2007 roku ówczesny trener gdańszczan Tomasz Borkowski. O klasie wychowanka MKS-u Mława świadczył fakt, że Lechia zdecydowała się wyłożyć za Rogalskiego 100 tysięcy złotych, pokonując w boju o tego piłkarza m.in. wyżej notowane zespoły Zagłębia Sosnowiec i Zawiszy Bydgoszcz.
Początek przygody „Rogala” w Lechii był wręcz wyśmienity. Bramka w debiutanckim występie przeciwko Unii Janikowo wyostrzyła apetyty kibiców, liczących że w przypadku Macieja nie powtórzy się sytuacja z Marcinem Szałęgą, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Sam Rogalski podkreślał, że pragnie korzystnie zaprezentować się w Lechii: - Chciałbym, aby wszyscy byli zadowoleni i aby nie było później rozmów typu: „A tego po co ściągnęli, dlaczego?”. Życzę sobie, aby kibice, działacze, trenerzy i koledzy mogli powiedzieć: „Tak. Warto było tego zawodnika pozyskać”. Wydawało się, że rzeczywiście Maciej dobrze zaaklimatyzował się w Lechii i będzie jednym liderów zespołu. Niestety, licznik trafień „Rogala” zatrzymał się już po pierwszym spotkaniu, a sami biało-zieloni po początkowym rozpędzie wyraźnie spuścili z tonu. Wpływ na tę sytuację miała niewątpliwie postawa Rogalskiego. Przede wszystkim zawodnik chyba zbyt mocno do serca wziął sobie chęć bycia najlepszym strzelcem zespołu, co jednak nie przełożyło się na ilość zdobytych goli. Rogalski grał indywidualnie, nie dogrywał do partnerów będących w lepszej niż on sytuacji i strzelał z nie zawsze przygotowanych pozycji. Zyskał tym samym łatkę samolubnego „sępa”. Co gorsza, „Rogal” nie wykańczał też dogodnych sytuacji strzeleckich. W efekcie drugą bramkę strzelił dopiero w ostatnim meczu sezonu, w przegranym 2:1 spotkaniu ze Stalą Stalowa Wola. Lechia zajęła w tabeli 5. pozycję – pierwszą która nie dawała awansu do ekstraklasy. Za jednego z głównych winowajców przegranej batalii o awans kibice jednym głosem wskazali Macieja, choć tak naprawdę po trosze zawiedli wszyscy.
Do następnego sezonu biało-zieloni przystąpili z jeszcze większą determinacją i postanowieniem wywalczenia upragnionego awansu. Presja ze strony mediów i kibiców była jednak zbyt duża. Rogalski trafił co prawda w potyczce z Wisłą Płock, jednak zespół tracił punkty, a kroplą, która przelała czarę goryczy, była porażka na własnym boisku z Odrą Opole 1:2. Po tym meczu pracę stracił trener Tomasz Borkowski, a na konferencji po spotkaniu swój żal do kibiców wyraził Paweł Buzała: - W Lechii jest tak duża presja na wynik, że zawsze znajdzie się winowajcę. Jestem nim ja i Maciej Rogalski i tak cały czas będzie. Nawet gdybyśmy strzelali bramki i wygrywali, zawsze tymi złymi będą Buzała i Rogalski.
Rzeczywiście tak było. Po przejęciu drużyny przez Dariusza Kubickiego w piłkarzy wstąpił nowy duch. Również w „Rogala”, który wreszcie zaczął strzelać bramki. Do kanonu wszedł już cytat trenera Kubickiego, który komplementował występy Rogalskiego mówiąc, iż terroryzuje on rywali na lewym skrzydle. Gole Macieja przesądziły o zwycięstwach Lechii w meczach przeciwko Kmicie Zabierzów, Śląskowi Wrocław, czy Odrze Opole. Myliłby się jednak ten, kto uwierzyłby, że bramki Rogalskiego zmieniły stosunek kibiców do jego osoby. Idolem fanów biało-zielonych stał się Andrzej Rybski, którego pojawienie się na boisku wywoływało pozytywne reakcje widowni. Choć „Ryba” nie grał lepiej od „Rogala”, to właśnie na piłkarzu rodem z Mławy skupiały się gromy za nieudane akcje, a jego kiksy były okazją do szyderczych śmiechów.
Miał jednak Rogalski moment swojej chwały, gdy każdy ściskał za niego kciuki i życzył mu jak najlepiej. To rzut karny w meczu ze Zniczem Pruszków, który miał zadecydować o awansie Lechii do ekstraklasy. Rogalski wziął na siebie ciężar odpowiedzialności i pewnym strzałem zdobył bramkę. Ten gol to historyczne trafienie, dzięki któremu po 20 latach gdańszczanie wrócili do piłkarskiej elity. Głównym autorem sukcesu był właśnie Maciej. Nie tylko rzut karny w spotkaniu ze Zniczem, ale i pozostałe 10 bramek sprawiło, że Lechia wygrała II. ligę. „Rogal” okazał się tym samym najlepszym strzelcem zespołu, choć jego nazwiska nie wymieniano wśród kibiców jako ojca awansu. Na ustach fanów był przede wszystkim Dariusz Kubicki.
Ekstraklasa to dla Rogalskiego momenty lepsze i gorsze. O ile w pierwszym sezonie był pewniakiem w składzie, o tyle w obecnym musi pogodzić się z rolą rezerwowego. Nie terroryzuje już defensorów rywali, bo i jemu samemu zdarza się być terroryzowanym jako bocznym obrońcy. Na tej bowiem pozycji ostatnimi czasy gra Rogalski – niejako z musu stał się „zapchajdziurą” po kontuzji Krzysztofa Bąka. I znów pod swoim adresem słyszy niepochlebne opinie, nierzadko słuszne, ale i często nieprawdziwe. Nie jest bowiem Rogalski ani lepszy, ani gorszy od pozostałych lechistów. Nie wiadomo zatem dlaczego to właśnie Maciej jest zawsze na cenzurowanym. Jednym z głównych powodów krytyki jest brak zaangażowania i nieskuteczność. Mówi się też, że „Rogal” sam jest sobie winien, bo nie zawsze wykazuje dobrą wolę w kontaktach z kibicami. Gdański pomocnik nie zgadza się jednak z tą opinią: - Każdy ma prawo do swojego zdania i czasami zdarzało się, że kibicom coś mogło się nie podobać. To są tylko ludzie, także mają prawo wyrażać swoje zdanie czy niezadowolenie. Nie wiem dlaczego uważają, że ja jestem wobec nich źle nastawiony.
Wydaje się, że między kibicami Lechii a „Rogalem” po prostu nie zaiskrzyło i nie ma w tych relacjach „chemii”. Jednak w życiu bywa często, że gorące uczucie, które nagle eksploduje, może się szybko zakończyć. Przykładem jest tu Andrzej Rybski – wczorajszy idol powoli odchodzący w zapomnienie. Być może w przypadku „Rogala” obie strony związku muszą się jeszcze „dotrzeć”, a taka relacja, budowana nie na chwilowym zauroczeniu, a dojrzałym świadomym uczuciu, pokonująca przy tym przeciwności losu, zaowocuje w przyszłości zharmonizowanym związkiem partnerskim.
Maciejowi życzymy zatem w Nowym Roku więcej okazji do wykazania się przed kibicami swoimi umiejętnościami i talentem, a sympatykom biało-zielonych większej wyrozumiałości w stosunku do „Rogala”.