Spotkanie poprzedzone zostało minutą ciszy, która zadedykowana była ofiarom tragicznej katastrofy rządowego samolotu pod Smoleńskiem. Kibiców gdańskiej drużyny szczególnie zasmuciło odejście Macieja Płażyńskiego oraz Arkadiusza Rybickiego. Od wielu lat regularnie zasiadali oni na stadionie przy Traugutta, otwarcie utożsamiali się z zespołem, wspierali Lechię w najtrudniejszych momentach, a ich brak jest ogromna stratą dla całej kibicowskiej społeczności. W spotkaniu z bytomianami „zasiedli” na stadionie po raz ostatni. Symboliczne biało-zielone pasiaki - „Aram” z nr 2, oraz „Maciej” z nr 5 – umieszczone na dwóch krzesełkach trybuny honorowej z pełną barwą oddawały szacunek i miejsce jaką wyżej wymienieni zajmowali i będą zajmować w sercach trójmiejskich sympatyków Lechii.
Szanse na otwarcie bramkowego worka Lechia miała już w pierwszej minucie meczu. Po ładnej, indywidualnej akcji w polu karnym Nowak zdecydował się na strzał z około 12 metrów. Strzał mierzony i kąśliwy, jednakże nieznacznie chybiony. Gdyby udało mu się pokonać bramkarza Polonii to powtórzyłby swój wyczyn ze spotkania z Legia i uzyskał trafienie jeszcze przed upływem 60 sekundy gry.
Najlepszą okazję na gola lechiści zmarnowali w siódmej minucie, kiedy to prowadzący spotkanie Daniel Stefański z Bydgoszczy podyktował jedenastkę dla gospodarzy. Nowak dokładnym podaniem uruchomił Lukjanovsa, a ten w ewidentny sposób został powalony w polu karnym przez jednego z obrońców rywala. Piłkę na wapnie ustawił Wołakiewicz po czym uderzył dokładnie tak, jak uderzać się nie powinno. Strzał nie dosyć, że lekki, to na dodatek niecelny. To już drugi zmarnowany przez kapitana Lechii karny w tym sezonie. Poprzednio pomylił się w spotkaniu przeciwko GKS-owi Bełchatów.
W pierwszej połowie dogodnych sytuacji nie wykorzystali jeszcze Kožans (przestrzelił z metra!), a także dwukrotnie Wiśniewski. Za każdym razem po strzałach gdańskiego pomocnika, na drodze uderzonej przez niego piłki stawał dobrze dysponowany tego dnia Wojciech Skaba. Wiśniewskiemu nie wyszło zarówno przy uderzeniu z rzutu wolnego, jak i przy strzale głową po bardzo poprawnie wykonanym dośrodkowaniu przez aktywnego Pawła Nowaka.
Druga połowa to dalsza dominacja Lechii. Swoje szanse ponownie miał Wiśniewski – szczególnie godny odnotowania jest jego rajd zakończony celnym strzałem z 52 minuty spotkania - a także Mysona, który dobrze uderzył z rzutu wolnego.
Przebieg spotkania najlepiej oddają statystyki. Strzały bytomian można by policzyć na palcach jednej ręki, natomiast Gdańszczanie aż dwadzieścia jeden razy próbowali pokonać Skabę. Oczywiście nie umniejszając nic bramkarzowi Polonii, to przy takim ogromie sytuacji snajperom Lechii należy się co najmniej nagana. Ciekawa jest tu pomeczowa wypowiedź Łukasza Surmy, który na pytanie jednego z dziennikarzy o skuteczność z widocznym rozżaleniem odparł, że „w takim razie zespół musi sobie stworzyć jeszcze więcej okazji”.
Podsumowując Lechia rozegrała, co zresztą podkreśla trener Kafarski, prawdopodobnie najlepsze swoje spotkanie przed własną publicznością w tym sezonie. Bardzo dobrze realizowała założenia taktyczne, skutecznie przerywała akcje przeciwnika, dochodziła do pozycji bramkowych, jednakże po raz kolejny zabrakło szczęścia. Kolejne spotkanie przy T29 już w najbliższą niedziele, a rywalem będzie chorzowski Ruch. Miejmy nadzieję, że tym razem gdańskim piłkarzom nie zabraknie zimnej krwi, a Lechia zakończy spotkanie z przynajmniej jednym golem więcej na koncie niż przeciwnik.