Dla każdego człowieka dobrej roboty (a takimi przecież jesteśmy) kąpiel w wannie pełnej pachnącej piany to moment relaksu i odprężenia, a łyk małego (lub jeszcze lepiej dużego) jasnego z pianką to rozkosz dla podniebienia.
Jak możemy zauważyć piana, lub raczej pianka kojarzy się nam raczej pozytywnie. Tak jednak do końca nie jest, gdyż zdarza się bardzo często, że zamiast delektować się walorami smakowymi złocistego trunku z pianką, niektórzy biorą się za produkcję - nie piwa oczywiście, lecz wspomnianej piany.
Ni mniej ni więcej produkcja piany polega na tym, że wyszukuję się odpowiedni temat i dobiera do niego emocjonalny poziom zaangażowania w dane zagadnienie. Wzór jest prosty temat + emocje. Gdyby chodziło o matematykę wynikiem byłaby suma… Tutaj mamy jednak pewien problem, gdyż piano -bicie nie mieści się we wzorach królowej nauk, lecz w nurcie wydarzeń, nie koniecznie epokowych.
Jako sympatyka futbolu interesuje mnie tylko wątek piany związany z tą dziedzina sportu. W Gdańsku osiąga on czasami rozmiary apokaliptyczne. Jakikolwiek wynik, jakikolwiek mecz zawsze u niektórych pozostawia niedosyt. Aż strach pomyśleć o tym, co to by było, gdyby w naszym pięknym grodzie zaistniały „Himalaje” Ligi Mistrzów. Na pewno padłoby pytanie: dlaczego ten Mount Everest jest taki mały? Szukajmy czegoś większego! Dobrze że prawdziwe Himalaje są w Nepalu (na razie oczywiście) inaczej poziom piany podniósłby się tutaj niczym poziom wody na Bugu we Włodawie (przybyło 10) wczesną wiosną. Producenci wysokopiennych środków chemicznych zatarliby ręce z radości, zyskaliby przecież darmową reklamę.
zzbyszek
(vizir)
P.S. Być może szósta pozycja w tabeli to mało. Być może półfinał PP (jak na razie) to jeszcze nie sukces. Być może... Jednak gdy wspominam, jak ubiegłej wiosny prosiłem Boga o punkty dające utrzymanie Lechii w lidze, myślę sobie, że nie jest najgorzej. Oczywiście niektóre mecze w tej rundzie pozostawiły niedosyt. Pobudził on jednak u mnie apetyt, dlatego pójdę ubić pianę na sernik, który piecze właśnie żona. Smacznego.