Cezarowie Rzymu mieli swoich pretorian. Sułtanowie w chwilach trudnych posyłali do boju janczarów. Bolesław Chrobry zawsze mógł liczyć na hufiec swoich wojów. W epoce napoleońskiej sławą najdzielniejszych z dzielnych cieszyła się gwardia cesarska. Elitarna formacja skupiała w swoich szeregach wszystko to, co najlepsze miał w swojej armii Bonaparte. Zaszczytu bycia w niej, można było dostąpić po wieloletniej służbie, wyróżniającej się męstwem. Napoleon doceniał ich wierność i osobiście po bitwie „łatał” dziurawe od kul mundury gwardzistów Legią honorową, potrafił awansować szeregowca na oficera w piętnaście minut! Z pełnymi honorami – przy werblach. Byli oni ukochanymi dziećmi „Małego Kaprala”, zresztą ten tytuł sami nadali mu po bitwie pod Lodi podczas kampanii włoskiej. Napoleon cenił go bardziej, niż cesarską tiarę, gdyż podarowali mu go najwierniejsi z wiernych. To gwardia wygrywała dla niego pod Austerlitz i Jeną. To szaleńcza szarża polskich szwoleżerów 3 szwadronu 1 Pułku Cesarskiej Gwardii pod Somosierrą, w osiem minut otworzyła Bonapartemu drogę na Madryt. Gwardziści, byli ze swoim cesarzem do końca, osłaniając odwrót niedobitków Wielkiej Armii spod Moskwy. Złożyli też największą daninę, gdy pod Waterloo kończyła się epoka empiru. Otoczeni przez anglików, na wezwanie do poddania się odrzekli krótko: „Gówno! Gwardia umiera, lecz się nie poddaje!” Legenda mówi, że zginęli wszyscy, historia być może temu przeczy… Lecz nie podważa jednej rzeczy: znaczenia słowa honor, które im przyświecało. W dzisiejszych czasach, gdy słowo honor zostało sprostytuowane, gdy media w przeróżnych programach typu Talk Show kreują nam miernoty jako gwiazdy, wart wybrać się na mecz… oldbojów. Tam jeszcze zobaczycie co znaczy koleżeńskość, ambicja i wola zwycięstwa, czyli te cechy, które ostały się w legendach. Ot, choćby takich, jak ta napoleońska…
zzbyszek
(rekrut)
P.S. Ten felieton dedykuję wszystkim zawodnikom Lechii Oldboys Gdańsk i trenerowi Jerzemu Jastrzębowskiemu. Szacunek…