lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 253 (4/2011)
1 października 2011


NASTROJE PO OSTATNICH MECZACH I REAKCJI WŁADZ KLUBU

Rewolucja październikowa?

"Powstać z kolan" - krzyczy z okładki klubowe czasopismo Lechista. Aż chciałoby się dodać: "i wytrzeć usta", co idealnie odwzorowywałoby odczucia kibiców po poniedziałkowym spotkaniu zarządu klubu z trenerem i kapitanem, które było swoistym pokazem wzajemnego nie robienia sobie krzywdy. A brak reakcji spowodował brak akcji - Lechia kolejny raz pokazała, że w piłkę może grać jeszcze słabiej.

KAROL SZELOŻYŃSKI
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/12484/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Niedziela, około godziny 17. Dzień przed mającym nastąpić w poniedziałek sądem nad losem zawodników Lechii, którzy w piątek oddali bez walki trzeci kolejny mecz. Tymczasem na sopockim Monciaku spotkać można grupę kilku roześmianych od ucha do ucha, będących w szampańskich nastrojach graczy Biało-Zielonych. Zupełnie jakby dopiero co dobrze wykonali swoją pracę i zasłużyli na solidną porcję rozrywki. Żeby wyjaśnić – jak najbardziej uważam, że wszystko jest dla ludzi, a zawodnik to też człowiek. Ale moje podejście do tego zawodu – być może zbyt ideologiczne – jakoś nie godzi się na to, żeby w jednym tygodniu trzykrotnie dać dupy, a potem jak gdyby nigdy nic pokazywać się publicznie i wesoło paradować wśród osób, z których część jest kibicami Lechii i wbrew pozorom niekoniecznie tak łatwo przechodzi do porządku dziennego nad kolejną porażką swojego klubu.

Poniedziałek dniem sądu?

Decyzje, jakie zapadły w miniony poniedziałek, sprawiają wrażenie, jakby osoby zrzeszone pod egidą Lechii tworzyły towarzystwo wzajemnej adoracji. W rezultacie oznaczają właściwie uniknięcie konsekwencji przez kogokolwiek. Nawet nie ma co rozwodzić się nad tą kwestią, bo co do tego nikt trzeźwo myślący nie ma wątpliwości. Zrobienie kozła ofiarnego z Deleu i Poźniaka, to działania pozorowane, w dodatku pozbawione logiki, bo Poźniak ze swoimi 9 minutami gry w lidze z początku sezonu nie mógł być wielce przydatny lub nie dla drużyny. Oczywiście, że obaj to bardzo słabi zawodnicy, ale od razu rodzi się pytanie – dlaczego do rezerw zesłano akurat ich i tylko ich? Jeśli to kara za kompromitujący mecz Pucharu Polski, to przecież Deleu zagrał w nim tylko 8 minut. A pełne, bądź niemal pełne, 90 minut zagrali tacy weterani jak Dawidowski, Surma czy Bąk.

Społeczeństwo fanów Lechii jest obecnie takie, że często wymaga ofiar, aby osiągnąć cel, którym na dziś powinno być zwiększenie klubowego budżetu, co może się stać poprzez regularne zapełnianie stadionu w Letnicy, co z kolei będzie miało miejsce tylko wówczas, gdy Lechia będzie grała efektownie. Pozostawienie trenera Kafarskiego na swoim stanowisku to pierwszy strzał w stopę władz klubu. Bo jakie są argumenty za pozostawieniem Kafarskiego? Czy Lechia w jakimkolwiek elemencie piłkarskiego rzemiosła czyni wymierny i namacalny postęp? Lepiej broni, traci mniej goli? Zdobywa ich więcej? Tworzy więcej akcji? Czy jako zespół przebiega co mecz o powiedzmy 500 metrów więcej? Czy można by narysować jakikolwiek wykres, który wykazałby, że Lechia pod wodzą Kafarskiego notuje postęp? Brak zmiany na stanowisku trenera Lechii może być z punktu widzenia zarządu rodzajem lojalności, a raczej podwójnej lojalności, w stylu: wiemy, ze „Kafar” jest winny, wiemy że to jego koniec, ale także jako zarząd nie jesteśmy bez winy i stąd zostawimy go do końca rundy.

Kto mógłby zastąpić szkoleniowca? W tym momencie ktokolwiek. Tymczasowo, na czas poszukiwania następcy, mógłby nim być jego asystent. Dla kibiców liczy się reakcja, brak bierności, jakiekolwiek próby dokonania zmian w sytuacji, gdy jest źle. Choć jeśli chodzi o asystenta to tu dochodzimy do błędu Kafarskiego, który podobnie jak Smuda w reprezentacji, źle dobrał sobie współpracowników. Mówi się, że mądry szef otacza się lepszymi od siebie fachowcami. Co oczywiście wiążę się z tym, że w przypadku potknięcia pierwszego trenera i nagłego braku lojalności, fachowy asystent może wskoczyć na fotel pierwszego szkoleniowca.

Tymczasem, kim w polskiej piłce jest Jerzy Cyrak? W przypadku zwolnienia z Lechii ten facet wróci do Młodej Ekstraklasy albo jeszcze niżej. Zresztą gdyby losowo przepytywać kibiców Lechii obecnych na ostatnim meczu Biało-Zielonych o nazwisko drugiego szkoleniowca, to zapewne 8 na 10 nie potrafiłoby go nawet wymienić. Filip Surma? Jego osobę można podsumować krótko - jednym donośnym: o co tutaj chodzi?! Czy można się spodziewać, że w następnej kolejności angaż w klubie dostanie stryj będącego w coraz słabszej formie Łukasza Surmy, kapelan Henryk Surma?

Tomasz Kafarski nie jest złym trenerem. Dokonał z Lechią wielkich na daną chwilę rzeczy. Za graniczące z cudem utrzymanie klubu w ekstraklasie, gdy Lechia była beniaminkiem, może liczyć na moją dozgonną wdzięczność i szacunek. Za wygrane w derbach, podwójną wygraną z Legią, pojedyncze ważne zwycięstwa z Lechem i Wisłą, czy emocje w Pucharze Polski - również. O złych meczach czy innych pomyłkach nie ma co wspominać, bo te kibicom zapamiętać najłatwiej i wszyscy zdają sobie sprawę z błędów „Kafara”. Dziś jednak Kafarski kompletnie się pogubił, działa po omacku, jakby stracił wzrok. Piątkowa gra z Bełchatowem była swoistym Harakiri szkoleniowca. Zestawienie w jedenastce takich graczy, jak Dawidowski, Pietrowski, Benson czy Vućko, to pierwszy krok do katastrofy. „Dawid” dawno jest po drugiej stronie rzeki, Pietrowski nigdy na tę właściwą stronę nie przejdzie, Benson nie umie grać w piłkę, co potwierdzają w prywatnych rozmowach inni gracze Lechii, a do tego jest niezdarny, z kolei Vućko w jakimś stopniu sprawdza się jako stoper w polskiej lidze, ale w dzisiejszych czasach środkowy obrońca powinien umieć również grać w piłkę, a nie jedynie być statycznym, drewnianym, wysokim słupem.

Jeśli Pietrowski i Dawidowski grają tylko dlatego, że są wychowankami, a w klubie nie ma lepszych, to niech nie grają żadni wychowankowie. Trudno. Należy przyznać się do tego, że powstała x-letnia dziura w szkoleniu, nie ma napływu świeżej krwi, ale „aktualnie budujemy ośrodek treningowy i za kilka lat skład będzie oparty na naszych wychowankach, którzy będą stanowili o jakości i sile Lechii”. Proste, szczere i prawdziwe.

„Zabrakło ostatniego podania” – zwykł często mawiać Tomasz Kafarski po kolejnych remisach czy porażkach jego zespołu. Pełna zgoda, pod warunkiem, że chodzi tu o ostatnie podanie, a raczej rezygnację - pismo, które powinien złożyć na ręce władz klubu sam szkoleniowiec, a następnie trzeźwo zauważyć, że więcej nie jest w stanie zrobić, aby diametralnie odwrócić sytuację drużyny, za co przeprasza kibiców. I takie zachowanie świadczyłoby, że trener wciąż zachowuje kontakt z rzeczywistością. Takie rozwiązanie nie przekreślałoby faktu, że kiedyś Kafarski znów mógłby wrócić do klubu w roli pierwszego trenera. Tymczasem dziś wygląda to tak, jakby pobierane przez dodatkowe kilka miesięcy po kilkadziesiąt tysięcy zł pensji były w stanie przesłonić trenerowi takie wartości jak honor czy szacunek u kibiców. A zawód tak szeroko komentowany i oceniany, jak trener czy piłkarz, czyli osoby publiczne, wymagają czasem poświęcenia, podziękowania, przyznania się do błędów i chwilowego zniknięcia "ze sceny".

Kontynuując temat braku poniedziałkowych kar, ale kończąc wątek trenera, należy napisać parę słów również o zawodnikach Lechii. Odsunięty od pierwszego zespołu Kamil Poźniak to zawodnik dobry, umiejący grać w piłkę, jednak tylko na treningach. Podobnie jest z Marcinem Pietrowskim. Dla mnie zawodnicy, którzy nie wytrzymują obciążeń psychicznych związanych z grą o stawkę i przed wieloma tysiącami ludzi, nie nadają się do zawodowego uprawiania piłki nożnej. Nawet jeśli na treningach są lepsi od pozostałych, to i tak w meczu nie będą potrafili sprzedać swoich umiejętności. Drugi z odsuniętych – Deleu, to z kolei osobna historia. Ten gracz jest po prostu bardzo słaby i dla niego nie ma żadnej nadziei. Chłopcy z Młodej Ekstraklasy boją się z nim grać, bo jest tak surowy piłkarsko, że osłabia im zespół. Karząc jego, karze się tych młodych graczy.

Być może to zbyt nerwowe postępowanie, może głupie, ale czy lepszą karą po trzech porażkach z rzędu, nie byłoby odsunięcie na mecz z Bełchatowem całego zespołu seniorów i zastąpienie ich młodzieżą? Nawet gdyby, przykładowo, na koniec sezonu Lechii miałoby zabraknąć zdobytego w piątek jednego punktu do europejskich pucharów. Tymczasem ponad 17 tysięcy obecnych na PGE Arenie widzów było świadkami, jak za ich pieniądze, zawodnicy robią sobie z kibiców jaja. Lechii na boisku nie było, a Buzała chyba jeszcze spłacał wobec swojego byłego klubu jakiś dług wdzięczności. Z kolei zmiennik ostatniego – Marcin Żewłakow, był tak zblazowany i niechętny do grania w piłkę, że w konsekwencji Bełchatów na własne życzenie nie został pierwszym zespołem, który wygrał na nowym stadionie Lechii.

Lechia AD 2011

Zanim Biało-Zieloni przenieśli się na nowy stadion, trwałem w przekonaniu, że sam tak nowoczesny obiekt „zrobi widowisko”. W końcu mówi się, że Bundesliga wcale nie stoi na aż tak dużo wyższym poziomie niż polska liga, ale tam największą część show robi cała otoczka, w tym stadiony. Wydawało mi się, że na PGE Arenie nigdy nie obejrzę bardzo słabego meczu, że na takim obiekcie nie da się źle grać i przynajmniej jedna z dwóch występujących na nim w danej chwili jedenastek, będzie potrafiła przykuć wzrok do boiska. Myliłem się. Żaden z czterech dotychczas rozegranych w Gdańsku meczów nie był dobry, wszystkie były gorsze niż nawet cało wiosenna „bryndza z nyndzą” połączona ze zrywami (patrz: Legia, Lech) na Traugutta.

Z Lechii grającej swoim stylem nie pozostało już nic. Coś takiego jak trójkąt w środku pola, którego zawodnicy nieustannie zmieniali między sobą pozycje, czym szachowali rywali i dawali swobodę pozostałym graczom Lechii, kompletnie zniknął, jego nie ma. Widać to doskonale, bo nowy stadion zapewnia możliwość obejrzenia meczu z góry, gdzie doskonale widać, jak zachowują się i prezentują taktycznie oba zespoły. A przypomnę, ze trzy z czterech meczów graliśmy z najsłabszymi w danym momencie zespołami w lidze. I zdobyliśmy w nich trzy punkty. U siebie. Na „starej Lechii” byłoby to nie do pomyślenia. Takie rezultaty były proszeniem się o lincz od swoich kibiców.

Wspomniana wyżej frekwencja 17 tysięcy, o której spiker powiedział: „miejmy nadzieję, że znów będzie to najwyższa frekwencja w lidze”. Jak to najwyższa?! Oby właśnie najniższa! Oby na polska ligę przychodziło średnio po 30 tys. ludzi, oby kluby przestały płacić przeciętniakom, a zatrudniały graczy z zagranicy. Do czasu, aż nasi rodzimi ligowcy zobaczą, że aby znaleźć miejsce pracy, muszą stać się lepszymi zawodnikami, być może więcej trenować. Budżet klubu porównać można do tortu. Lepsi gracze powinni dostawać większe jego kawałki. I gdy co roku budżet zwiększa się na przykład o 10% nie oznacza to, że najsłabsi powinni automatycznie dostać o 10% więcej, a jedynie tyle, że klub ma więcej pieniędzy na zatrudnienie najlepszych i sowite ich za te umiejętności wynagradzanie. Takie są zasady zawodowego sportu: jesteś słaby - zarabiasz kilka procent budżetu na pensję, jesteś gwiazdą - zarabiasz pół klubowego budżetu. Jeśli jakiś zawodnik tego nie rozumie, to nie nadaje się do tego zawodu. Kończąc rozpoczęty wątek - jeśli Lechia ma rywalizować z innymi w lidze na frekwencję, a nie na wyniki sportowe, to nie mamy o czym dyskutować.

Swoją drogą, praktycznie utrzymanie frekwencji z poprzedniego meczu, czy raczej spowolnienie jej spadku, można rozpatrywać w kategoriach sukcesu klubu. Można, ale moim zdaniem bilety za złotówkę akurat w takiej chwili, na akurat taki mecz, to drugi strzał w stopę władz klubu. Bo kiedy należy robić promocję tańszego oglądania meczu? Gdy klub jest na fali, wygrywa, a na mecz wciąż przychodzi jedynie po 20-25 tys. ludzi. Wtedy można zaprosić potencjalnych nowych kibiców za darmo, pokazać się i liczyć, że ludziom to się spodoba i wrócą już za swoje pieniądze.

Tymczasem zapraszanie potencjalnych nowych fanów, gdy Lechia gra beznadziejnie, źle i tragicznie, to mijanie się z celem. Każda dodatkowa osoba, która debiutuje na Lechii przy okazji takiego meczu, prawdopodobnie znajdzie się na PGE Arenie dwa razy – pierwszy i ostatni. Im mniej osób przyjdzie oglądać zespół w takiej dyspozycji, tym mniej ludzi do meczów Lechii się zniechęci. W tym momencie powinno się oczekiwać od klubu dalszych promocji dla wiernych kibiców: już nie tylko przyprowadzenie osoby po raz pierwszy na Lechię z 1 zł, a przyprowadzenie kogokolwiek za 1 zł, w dalszej kolejności – możliwość przyjścia samemu za 1 zł.

A co mają powiedzieć ci, którzy za oglądanie piątkowego spotkania zapłacili po 20, 30, a czasem i więcej złotych? Na ile ciekawszych i bardziej atrakcyjnych rozrywek mogli wydać te pieniądze? Zamiast dać z siebie zakpić zawodnikom, mogli przecież zjeść dobry posiłek, pójść do kina, teatru, na koncert. Cokolwiek, gdzie płaci się za jakość lub przynajmniej emocje. Tymczasem w piątek zaserwowano im oglądanie jakiejś pochodnej do piłki nożnej dyscypliny, względnie para piłki nożnej. Generalnie za każdym razem, gdy opuszczam PGE Arenę, powtarzam sobie, że gorzej zagrać się już nie da, że następnym razem będzie lepiej.

I tak każdorazowo przekonuję się, że Lechia wyznacza nowe standardy w dziedzinie kaleczenia piłki nożnej, a każdy mecz jest gorszy od poprzedniego. Wliczam w to także przypadkowe zwycięstwo z Górnikiem, bo Lechia nie zdobyłaby drugiej bramki, gdyby nie sędzia Marciniak, który nie jest sobą, jeśli w danym meczu nie podyktuje niesłusznie karnego. Spotkania Lechii na nowym stadionie każą zastanawiać się czy przypadkiem nie mamy do czynienia z jakimś publicznym, zorganizowanym na dużą skalę Truman Show? Czy to nie jakiś majstersztyk Kafarskiego, który za chwilę wypowie słowa w stylu: „mamy Cię, jesteś w ukrytej kamerze!”, a wszystko, co do tej pory oglądaliśmy na płycie boiska w Letnicy było jedną wielką wyreżyserowaną mistyfikacją.

Zawodnicy Lechii są zamknięci w złotej klatce – pracują w świetnych warunkach, grają na stadionie, na który nigdy nie zasłużyli, treningi są zamknięte dla dziennikarzy, zresztą pracowników prasy unikają także po meczach, a więc minimalizują szansę na bezpośrednią krytykę. Swoją drogą, dziennikarze to, poza nielicznymi wyjątkami, bezpłciowa masa, która boi się zadać jakiekolwiek trudniejsze pytanie, bo urażony zawodnik więcej z danym delikwentem nie porozmawia. A dziś prasa dostosowuje się pod sportowców, a nie kibiców, dla których przecież powstaje. W rewanżu za takie warunki zawodnicy olewają swoich fanów, a więc bezpośrednich pracodawców. Ciekawe, jak poczuliby się, gdyby np. chcąc coś załatwić na poczcie usłyszeliby od pracownika-kibica: „Przepraszam, ale pan mnie ostatnio olał, przeszedł obok swoich obowiązków, a nie za to zapłaciłem kupując bilet, więc teraz i ja nie mam zamiaru pana obsłużyć”. Choć raczej nie mógłby się tak zachować, bo w żadnym innym zawodzie niż piłkarz nie można obijać się przez co najmniej 6 miesięcy, a czasem i całą karierę, nie ponosząc niemal żadnych konsekwencji.

Spostrzeżenia i uwagi można mnożyć, a na spisanie ich mogłoby w końcu zabraknąć chęci. Dlatego ostatnie kwestie zostaną omówione w możliwie syntetycznej formie:

- Kto zawinił, że zawodnicy tak wolno i bez ikry poruszają się po boisku? Czy nie powinien za to odpowiedzieć trener przygotowania fizycznego Marek Szutowicz? Zwłaszcza, że w poprzednich latach również zdarzało się, że jego juniorskie zespoły były przygaszone, sprawiały wrażenie zajechanych fizycznie.

- Lechia, pomijając Puchar Polski, cały czas w tym sezonie gra system: dwie porażki, dwa remisy, dwa zwycięstwa. Jeśli taka prawidłowość zostanie zachowana Lechia powinna zremisować mecz z Zagłębiem, po czym wygrać z Lechem i Śląskiem.

- Sprawa napastników Lechii. Umówmy się: ktoś, kto nie strzela gola średnio co 4. mecz - nie jest napastnikiem, to tylko zawodnik grający z przodu. Bardzo dobry napastnik strzela średnio co mecz, dobry co drugi mecz, niezły i średni co trzeci-czwarty. Tymczasem przeglądając osiemnastkę Lechii na piątkowe spotkanie (http://lechia.pl/26752), widzimy siedmiu napastników, którzy w tym sezonie zdobyli cztery bramki w dziewięciu meczach. Łącznie.

- Lechia się rozwijała, w opinii kibiców często zbyt wolno, ale progres zawsze był widoczny i namacalny. Jednak od dwóch sezonów drużyna nie wypełniła przedsezonowego sportowego celu (nie wliczam w to ujemnych punktów Jagiellonii, skupiam się na sportowej rywalizacji). W tym sezonie ten cel nie jest nawet już precyzyjnie zadeklarowany, akceptowalne będą właściwie miejsca 1-6 na koniec sezonu, mówi się też o „włączeniu do walki o puchary”. Wszystko to uniemożliwi weryfikację realizacji celu.

- Rozwój Lechii znacząco zwolnił odkąd Lechia, pod pretekstem dalszego rozwoju, musiała nawpuszczać do siebie obcych ludzi – m.in. człowieka Kuchara – Pawła Bartosiewicza, ale także choćby spółkę Sportfive, która załatwiła firmę Adidas jako sponsora technicznego i... to wszystko. Jednak jej obecność przy klubie była niezbędna, aby Lechia mogła grać na PGE Arenie. Można określić, że klub miał w tym momencie związane ręce. Warto przypomnieć, że Sportfive miał załatwiać choćby sparingi ze znanymi zespołami. Niegdyś naiwnie sądziłem, że Lechia będzie na przykład brała udział w transmitowanych przez Eurosport, a rozgrywanych zimą na stadionach tureckich ośrodków treningowych turniejach pomiędzy tureckimi i niemieckimi zespołami. Tymczasem, zaserwowano nam sparingi z... zespołami, których jedyną charakterystyczną cechą było to, że też mają biało-zielone barwy (patrz: zima 2010).

Moja niechęć do Bartosiewicza narodziła się po spotkaniu klubu z kibicami, które miało miejsce 2 września. Nie tylko ja odniosłem wówczas wrażenie, że największą kulą u nogi, blokującą dalszy rozwój klubu jest „człowiek Kuchara” w zarządzie. Jego wypowiedzi brzmiały bardzo nieszczerze, kłamliwie, politycznie, przesadnie broniły interesu Kuchara. Cel ludzi, takich jak Bartosiewicz czy firma Sportfive, nie idzie w linii z tym, co Lechia chciała osiągać, kiedy jeszcze klubem zarządzali "swoi" w mniemaniu kibiców ludzie. Vide: transfery Lechii. Od kilku lat był wiadomo, że klub przeniesie się na nowy stadion. Zamiast zbudowania przez ten czas zespołu gotowego przyciągać na trybuny tłumy, utworzono coś na wzór organizacji charytatywnej, dając tylu niedołężnym graczom szansę prezentowania się na supernowoczesnym stadionie. Kto wie, może właśnie na tym tle - jako organizacja charytatywna spełniająca marzenia - klub powinien starać się o dodatkowe fundusze i dofinansowania?

- Klub posiada coraz więcej pieniędzy (a przynajmniej powinien przy takich możliwościach i potencjale, jaki daje stadion, sprezentowany klubowi przez miasto). Obserwujemy coraz więcej inicjatyw w stylu infolinia kibiców, wyspy Lechii, gazetka klubowa, spotkania zawodników z kibicami, a brakuje pieniędzy na rzecz podstawową - czyli jakość sportową, którą można by promować. Jak to się dzieje, że klub, który ma coraz więcej pieniędzy, ma coraz większe problemy, aby ich wydatkowanie było widoczne dla kibica? Gdzie podziała się tak promowana kiedyś transparentność klubu w dziedzinie transferów i ogólnych klubowych finansów? Czy nie należy się to kibicom, jako dług wdzięczności za odbudowę dzisiejszego miejsca pracy dla często przypadkowych osób pobierających pieniądze z budżetu Lechii?

Właśnie na wspomnianym spotkaniu wielokrotnie padało hasło, że kibice nie mają nie wiadomo jakich wymagań. Zrozumieją i wybaczą niemal wszystko. Natomiast potrzebują ze strony klubu jednego: szczerości, a nie politycznych sloganów, uników, koloryzowania rzeczywistości i przekłamywania.

PS. W całym tekście umyślnie nie użyłem ani razu słowa piłkarz w kontekście zawodników Lechii. Piłkarz, to osoba profesjonalnie uprawiająca piłkę nożną. Profesjonalnie nie w znaczeniu zawodowego kontraktu, ale z jakością profesjonalisty. Dziś w Lechii takich osób nie ma. Są za to zawodnicy, których wykonywany zawód charakteryzuje głównie to, że zawodzą.

PPS. Artykuł odzwierciedla zdanie autora i niekoniecznie musi reprezentować poglądy całej Redakcji. I tak, ten tekst zawiera wiele przypuszczeń, niedomówień, zadaje retoryczne pytania. Ale wydaje mi się, że idealnie wpisuje się jako przeciwwaga dla klubowej oficjalnej witryny czy innych pro klubowych wydawnictw, które uprawiają propagandę na rzecz dobrego imienia Lechii niezależnie od realiów. Choćby po piątkowym meczu, na stronie Lechia.pl nie ukazało się żadne złe słowo na piłkarzy Lechii, może poza paroma próbami krytyki w relacji z meczu, a zamiast tego powstał artykuł chwalący debiut Pawłowskiego i forowanie zdobytego i wybronionego przez niego punktu w kategorii sukcesu.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT