Szał związany z Super Meczem trwał odkąd pojawiła się informacja, że Barcelona przyjedzie do Polski i dla niektórych będzie trwał pewnie jeszcze z miesiąc. Nieważne, że w zespole Katalończyków było tylko kilku ważnych zawodników. Nieważne, że przyjechali bez pierwszego trenera, ani że podeszli do spotkania z Lechią, delikatnie mówiąc, lekceważąco. I tak część polskich kibiców Barcy jeszcze przez kilka tygodni będzie ekscytowała się faktem, że widzieli Messiego na żywo. No cóż, nikt im nie zabroni.
Zacznijmy od kibiców
Mecz Lechii z Barceloną obejrzało na PGE Arenie około 35 tysięcy widzów. To rekordowa (do tej pory) frekwencja na gdańskim stadionie. Patrząc na trybuny można było odnieść wrażenie, że to Katalończycy są gospodarzem spotkania, bowiem przeważali kibice w bordowo-granatowych koszulkach. Co prawda głównie z Polski, pewnie w sporej części nie śledzących na co dzień meczów Dumy Katalonii. Patriotyzm w tym momencie został zastąpiony przez ‘wszystko, co obce - lepsze’. Zatem założymy bordową koszulkę, krzykniemy parę razy „Barca” i dzięki temu będziemy lepsi, fajniejsi. Kibice Lechii zbojkotowali ten mecz, głównie za sprawą cen biletów i nieprofesjonalnego podejścia FC Barcelony. Teraz mogą trochę żałować, ale nie przegapienia Barcy, a widoku dobrze grającej Lechii. Biało-Zieloni dawno nie zagrali takiego meczu. Ciekawi fakt, że zawodnicy, którzy w lidze się nie popisują, potrafili wznieść się na wyżyny i pokazać kawał(ek) niezłego futbolu. Nieliczni Lechiści, którzy pojawili się na stadionie z pewnością nie będą narzekać. Chyba, że wróci ligowa rzeczywistość. Gdańszczanie takim meczem sami sobie podnieśli poprzeczkę. Pokazując, że można zagrać z ambicją, zdeterminowaniem, pełną koncentracją w praktycznie nieistotnym meczu , teraz muszą utrzymać ten poziom w meczach o stawkę.
Lekceważące podejście Katalończyków
Miał być Super Mecz z Super Barceloną, tylko że Hiszpanie zachowali się nie do końca super. Spotkanie z Lechią potraktowali z przymrużeniem oka. Już od początku można było wyczuć ich zlekceważenie. Najpierw odwołali mecz, by ostatecznie go przesunąć (to jesteśmy w stanie zrozumieć), a potem przylecieli do Gdańska składem, w którym oprócz kilku znanych nazwisk byli piłkarze, o których mało kto wcześniej słyszał i będzie pamiętał po tym meczu. Nowy trener też się nie pofatygował na to spotkanie, bo miał ważniejsze sprawy. Po meczu Katalończycy szybko podziękowali kibicom i udali się do szatni. Jak się okazuje zbyt szybko, bowiem w kontrakcie istniał zapis, że w razie remisu ma odbyć się seria rzutów karnych. Niewiadomo czy to gapiostwo ze strony organizatora czy ucieczka Barcelony. Fakt faktem, że karnych nie było, choć Lechiści czekali. Biało-zieloni byli rozczarowani również potem, gdy Hiszpanie nie chcieli się wymienić z nimi koszulkami. Udało się ‘zdobyć’ zaledwie kilka (prawdopodobnie 5) koszulek i to bez nazwisk!
Lepsi od Valerengi
Kilka dni temu Barcelona praktycznie w tym samym składzie pokonała Valerengę 7:0. Lechia nie dość, że nie przegrała to jeszcze strzeliła dwie bramki (jak Bayern), więc jest powód do zadowolenia. Choć ten mecz Biało-zieloni mogli wygrać, to wynik 2:2 spokojnie może być przyjęty za godny. Lechia udowodniła, że jak się chce to można powalczyć z każdym. I nie trzeba być Bayernem, żeby strzelić Katalończykom bramki. Swoją drogą Barca szuka wysokiego obrońcy umiejącego strzelać głową. Czyżby szykował się Jarkowi transfer?
”Barcelona ma wielkich piłkarzy”
Lechiści podziwiają piłkarzy Barcy i cieszyli się, że mogą zagrać naprzeciwko nich, ale czy trochę nie na wyrost? Wiadomo, że w Barcelona nie jest przypadkową drużyną i nie gra tam byle kto, ale.. tak samo jak Biało-zieloni mają dwie ręce, dwie nogi. Tak samo ich boli, tak samo się mylą. Może mają większy talent, może wykonali więcej pracy, może ciężej trenują. Ale na pewno nie kupili umiejętności na bazarze. Są takimi samymi ludźmi jak Wy drodzy Lechiści i tylko codzienną pracą osiągnęli to, co prezentują. Także Panowie nie pozostaje nic innego jak trenować i pozostać przy tym normalnymi (!) ludźmi.