Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 268 (3/2019)

28 lutego 2019

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

WARSZAWIAK, KTÓRY ZOSTAŁ GDAŃSZCZANINEM

Krzysztof Bąk: Lechia to jest kibicowski top

Krzysztof Bąk jest o tyle ciekawą postacią, że jego 5,5-letni pobyt w Lechii praktycznie pokrywa się z czasem, gdy właścicielem klubu był Andrzej Kuchar. Co by nie mówić, klub grając przy Traugutta był bliżej kibiców, a piłkarze bardziej przystępni niż dziś. Zapraszamy do lektury wywiadu z człowiekiem, dla którego Gdańsk stał się drugim domem.

LECHIAHISTORIA.PL

Tradycyjnie zacznijmy od podstawowego pytania: jak to się stało, że w ogóle do Lechii trafiłeś?

- Właściwie od urodzenia związany byłem z Polonią Warszawa. Mój dziadek jako młodzieniaszek biegał na 400 metrów w jej barwach. Tata grał w piłkę dla „Czarnych Koszul” na poziomie 3-4 ligi, szybko zakończył karierę, grał potem w oldboyach. Mnie, jako wychowanka, traktowano na zasadzie: jesteś stąd to dziękuj, że w ogóle cię chcemy. Pół roku przed końcem mojej umowy przy Konwiktorskiej przekazałem menadżerowi, którym był Jarosław Kołakowski, że to dobry moment, by zmienić otoczenie. Zaraz potem przekazał mi, że jest oferta z Gdańska. Pojechałem pociągiem, wszystko wypadło pomyślnie. Podpisałem umowę ważną od lipca.

Polonia nie była z tego powodu przesadnie szczęśliwa.

- Jeśli ktoś mnie nie traktuje poważnie, to nie muszę mówić o wszystkich swoich planach. Były pretensje, że mogłem właściwie powiedzieć, to byśmy się na pewno dogadali. Jeśli chcesz się dogadać, to nie potrzebujesz zewnętrznych pobudek.

To był dla ciebie szczególny czas.

- Dziś wiem, że przenosiny nad morze były decyzją bardzo trafną, ale wtedy miałem duży znak zapytania - dwa tygodnie wcześniej urodził mi się syn. Życia nie wyobrażałem sobie poza Warszawą, w sumie 26 lat się nie ruszałem. Jednak kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - potrzebowałem jakiegoś sportowego bodźca, pojechania w inne miejsce, sprawdzenia się w innym środowisku, poznania innych ludzi. W Polonii znałem już każdą dziurę.

W czasie zimnej wojny na moście w Berlinie wymieniano szpiegów i trochę tak było z tobą.

- W drugą stronę miał pójść Łukasz Trałka. Po podpisaniu umowy z Lechią, zostałem oddelegowany do trenowania z drugą drużyną na sztucznym boisku. Na szczęście kluby doszły do porozumienia. Nasze kontrakty miały obowiązywać od nowego sezonu, ale do wymiany doszło już zimą, ale nie na moście. Była jeszcze jakaś dopłata ze strony Polonii i wszystko dobrze się skończyło.

W Lechii kojarzymy cię jako obrońcę, w Polonii miałeś nieco inne zadania.

- Na 54 mecze które zagrałem w Polonii w Ekstraklasie prawie 50 mam jako…prawy pomocnik. Dziś gdy o tym mówię w szatni to wszyscy za głowę się łapią, niedowierzają. Przed przyjściem do Lechii miałem z 6-7 meczów jako obrońca w całym życiu.

Znałeś któregoś z chłopaków z Lechii?

- Osobiście jedynie Huberta Wołąkiewicza, który kiedyś był na testach w Polonii. Zamieszkaliśmy w jednym budynku, na Obrońców Wybrzeża (Nowe Horyzonty). Potem po roku przeprowadziłem się.

Rodzina od początku była z tobą w Gdańsku?

- Nie, żona z dzieckiem została w Warszawie. Wtedy dużo pomógł mi Paweł Pęczak. Na boisku Paweł jest grającym fair, ale nieprzyjemnym zawodnikiem. Poza nim, mimo że byliśmy rywalami do miejsca w składzie, w ogóle to nie rzutowało na nasze relacje. Mocno też w aklimatyzacji pomógł Jacek Manuszewski, inny z rywali do miejsca w linii obrony. Za to bardzo im dziękuję.

Po debiucie ze Śląskiem Wrocław powiedziałeś, że mamy najlepszych kibiców w Polsce.

- Wtedy stadion na Traugutta był bardzo często wypełniony po brzegi. Była różnica między Polonią Warszawa, gdzie przychodziło po 3-4 tys. widzów. Niestety dla Polonii, kiedy była w niższych ligach, Legia rządziła i z pokolenia na pokolenia zdobywała coraz więcej sympatyków. W Trójmieście jest inaczej, bo jest Lechia i Arka. Lechia to jest kibicowski top, jeśli chodzi o całą Polskę.

W drugim meczu z Ruchem zdobyłeś debiutancką bramkę.

- Pamiętam doskonale, zrobiłem wówczas kołyskę dla Mateusza. Fajnie, że tak wyszło, wygraliśmy 2:0. Żona starała się być na każdym meczu, jeśli zdrowie dopisywało dzieciom. Dlatego ulubionym kolorem Mateusza jest zielony.

Urodziny córki też uczciłeś bramką.

- Tak, na wyjeździe z Zagłębiem Lubin, gdy udało się wyciągnąć na 2:2. Chciałem pokazać Gabrysi bramkę, że dla niej również była kołyska jak dla Mateusza, ale ciężko mi ją znaleźć w sieci. Większość bramek zdobywałem głową, czy to w Ekstraklasie czy II lidze, tylko dwie były nogą.

W tym pierwszym sezonie jako beniaminkowi nie szło wam nadzwyczajnie.

- Chcieliśmy doprowadzić do jak najszybszego utrzymania się. A jak człowiek za bardzo chce, to nie zawsze idzie. To nie było tak, że trener przegrywał, tylko wszyscy przegrywaliśmy. Niestety trener Zieliński odszedł. Wszyscy byliśmy odpowiedzialni za to.

Stało się to po meczu z Odrą w Wodzisławiu, przed którym odwiedziła was na treningu delegacja kibiców.

- Przyszli nas mobilizować, nie było gróźb. Doszli do wniosku, że nam tego trzeba.

Cały wywiad znajdziecie na Lechiahistoria.pl

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.012