Chodzą słuchy, że jesteś jedyną osobą, która grała w Lechii, dobrze wspominającą trenera Thomasa von Heesena. Prawda to?
- Postawił na mnie, dlatego wspominam go dobrze, choć nie był ulubieńcem szatni. Trener w szatni nam mówił, że jest ok, wychodził na konferencje i mówił coś przeciwnego. Jeśli już powinno być na odwrót. W szatni może na nas krzyczeć, ale jak wychodzi na zewnątrz powinien bronić drużyny. Nie było chemii między nami.
Grałeś na różnych pozycjach.
- Byłem ustawiany na „9”, „10”, na skrzydle.
Jak wyglądały treningi u TvH?
- Bardzo ciężkie, zdarzało się, że mieliśmy trzy treningi dziennie, dużo biegania, dużo taktyki. Intensywność i jakość treningu na wysokim poziomie.
Kolega opowiadał, że przed meczem z Cracovią spotkał Cię na mieście i mówi: Maczek daj z siebie wszystko. Oglądam z nim mecz w Scruffy Murphy’s we Wrzeszczu on taki pewny: zobaczysz Michał dzisiaj zagra mecz życia. Oglądamy, a ty wyleciałeś z boiska w szóstej minucie.
- Za bardzo sobie wziąłem do serca te rady (śmiech). Dostałem dwa mecze kary. Nie zdążyłem się z trenerem Thomasem nawet z pożegnać.
Po nim przyszedł trener Nowak. Tu niedaleko w Turcji przestawiał was na grę 3-5-2.
- Od początku przygotowań nie byłem za bardzo brany pod uwagę do tego systemu gry. U trenera z Niemiec miałem mocną pozycję, dlatego nie godziłem się z tym. Pierwsze mecze na ławce. Wyszedłem dopiero na mecz z Piastem Gliwice, który był wtedy liderem. „Kaziu” Janicki wybija piłkę przed siebie, ja dobiegłem do niej na 40 metrze od własnej bramki i już mnie nikt nie dogonił. Piłka dobrze mi się podbiła w kozioł i pokonałem Szmatułę.
W początkowym okresie trenera Nowaka w Lechii. Szliście jak do pożaru, a ty biegłeś najszybciej. W meczu z Legią, w którym złapałeś kontuzję wypadłeś świetnie, byłeś nie do zatrzymania.
- Na tym meczu byli wysłannicy FC Koeln. Mój agent Daniel Weber oglądał go z Dyrektorem Sportowym Kolonii Jörgiem Schmadtke. Wcześniej byłem obserwowany, ale chcieli mnie zobaczyć na żywo. Powiedziałem po meczu do Daniela, że coś niedobrego stało się z kolanem. On mówi: no kurczę, nie w takim momencie, gdy transfer zmierza do finału. Zrobiłem rezonans za dwa dni, okazało się, że uszkodziłem łąkotkę i chrząstkę. Wypadłem na 4-5 miesięcy. Później u trenera Nowaka straciłem pozycję, było mniej minut i zaufania. Punkt przełomowy w Lechii na pewno, a może i w mojej karierze.
Na kolejny sezon zostałeś wypożyczony do Śląska Wrocław.
- Zagrałem tylko siedem meczów. Strzeliłem jednego gola na Jagielloni i w następnym meczu po raz kolejny rozwaliłem kolano. Całe wypożyczenie się leczyłem, operacja potem rehabilitacja w Orto Medzie, razem dziewięć miesięcy. Trener Stokowiec był już w Lechii, zadzwonił że chce zobaczyć jak się prezentuje na obozie. Dobrze wyglądałem. Początek sezonu 2018/19 miałem niezły.
„Puchar jest nasz”. Ile razy to śpiewałeś?
- Nie zliczę, chyba kilka tysięcy.
Podczas fety Neptunem nikt nie zginął, to chyba cud bo atmosfera była iście bałkańska
- Było blisko nieszczęścia, kibice prawie nas wepchnęli na płot otaczający króla mórz i oceanów. Jakby ktoś się nadział, rok z głowy.
Bramka w Pucharze Polski z Górnikiem Zabrze, chciałeś tak uderzyć?
- Chciałem strzelić na bramkę, ale tak nie celowałem nie będę oszukiwał. Jedna z moich piękniejszych bramek w karierze.
Mało brakowało, aby tej bramki nie było. Zimą miałeś odejść.
- Zimą rozmawiałem z trenerem, który mówił: nie chcę cię oddać na wypożyczenie, ale nie wiem czy będziesz u mnie grał. Był w przerwie temat Wisły, zamiast mnie dostali Peszkę. Po golu w Zabrzu liczyłem że moja sytuacja się zmieni. Zaraz potem dostałem „wędkę” w przerwie w Lubinie.
Koniec końców to był dla ciebie udany sezon.
- W lidze 21 meczów zagrałem, przyczyniłem się do najlepszego sezonu w historii Lechii. Końcówkę miałem niezłą, strzeliłem bramkę na Lechu, też dość piękną.
Tak celowałeś?
- Idealnie naszła. Teoretycznie mogliśmy wtedy wygrać tytuł mistrzowski. Piast zremisował na Pogoni, gdybyśmy wygrali w Poznaniu mielibyśmy spore szanse. Cieszę się, że fajnie się pożegnałem z Lechią. Nie ukrywam, że darzę wielką sympatią ten klub, mam piękne wspomnienia, zostawiłem tam wielu przyjaciół.
Była szansa, żebyś został?
- Trener Stokowiec zagrał z nami w otwarte karty. W tygodniu przed końcem sezonu Steven, Joao i ja zostaliśmy poinformowani, że nasze kontrakty nie zostaną przedłużone. Fajnie że wygraliśmy ostatni mecz, super zostaliśmy pożegnani na środku boiska. Dostałem zdjęcia, upominki z klubu.