Historia Lechii na najwyższym poziomie rozgrywkowym zaczyna się w 1949 roku. W lidze było wówczas zaledwie 12 drużyn, a spadały dwie z ostatniego miejsca. Lechia była najgorsza w tym gronie, a taki wynik, jak w ostatnią sobotę - 1:5 - padł aż 4 razy. To jednak nic przy najwyższej porażce w historii Lechii na poziomie Ekstraklasy, do której też doszło w rzeczonym 1949 roku. W ostatniej kolejce sezonu Lechia uległa Polonii Bytom aż 0:8. Porażka ta była o tyle wstydliwa, że Polonia nie była wówczas ligowym potentatem. Ba! Spadła wówczas z ligi razem z Lechią. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że taki wynik mógł dać Polonii utrzymanie. Potrzebowała ona jednak korzystnego dla siebie wyniku w meczu Ruchu Chorzów z Kolejarzem (Lechem) Poznań. Ruch wygrał 2:0, co przypieczętowało spadek bytomskiego klubu.
Tak o tej porażce pisał wówczas Dziennik Bałtycki:
Kompromitująco wypadła gdańska „Lechia“. Pisząc w numerze wczorajszym o teoretycznych możliwościach utrzymania się bytomskiej Polonii w I Lidze, podawaliśmy taką ewentualność: „Lechia“ przegrywa w Bytomiu 0:8, a jednocześnie „Ruch“ ulega co najmniej 1:3 „kolejarzom“ z Poznania. Były to teoretyczne rozważania, zdawałoby się niemożliwe do wykonania. Tymczasem „Lechia” całkowicie skompromitowała się w Bytomiu. Nasz informator ze Śląska podając przebieg meczu, podkreślił w swoim sprawozdaniu, że atak gdańszczan grał w taki sposób, jak gdyby… nie chciał strzelać do bramki przeciwnika.
W relacji ze spotkania można nawet przeczytać, że Lechia nie wykorzystała rzutu karnego w dość interesujących okolicznościach:
W 17 minucie za rękę na polu karnym, sędzia odgwizduje „jedenastkę“ dla „Lechii“. Karny egzekwuje Kokot I, który strzela ostro... na aut. W kilka minut potem Wieczorek zdobywa 6 bramkę dla swych barw.
Lechia wróciła do ówczesnej I Ligi w roku 1952 już jako Budowlani Gdańsk. Biało-Zielonym poszło wówczas trochę lepiej, bo nie spadli z ligi, która była wówczas dzielona na dwie grupy po 6 drużyn. Niemniej jednak do jednej kompromitacji na boisku doszło, gdy w 8. kolejce przegrali z Kolejarzem Poznań 0:6. Gdańszczanie podeszli do tego meczu osłabieni, a na początku spotkania przez kontuzję stracili również pomocnika Czesława Nowickiego.
W kolejnym sezonie liga wróciła do jednogrupowego systemu ligowego. Był to kolejny nieszczęśliwy sezon w Biało-Zielonej historii, gdyż Budowlani znów spadli z ligi. Tym razem niemal obyło się bez wysokich porażek. Wyjątkiem był jeden mecz z OWKS (Wawelem) Kraków. Spotkanie to skończyło się wynikiem 1:5.
Lechia tym razem wróciła do I Ligi po tylko jednym sezonie nieobecności. Ten rok beniaminka był przyzwoity. W lidze Biało-Zieloni zajęli 5. miejsce, a w Pucharze Polski doszli aż do finału. Lechii udało się uniknąć wysokich porażek, poza finałem wspomnianego już Pucharu Polski, gdy przegrała z Legią aż 0:5. Nie ułożył się ten mecz Biało-Zielonym kompletnie, bo pierwszą bramkę stracili już w pierwszej minucie. W relacji Dziennika Bałtyckiego czytamy:
Od tej chwili obrona gości (z wyjątkiem Korynta) robi tyle szkolnych błędów, że następny gol wisi w powietrzu.
Niestety, ale po przerwie nie było poprawy:
W drugiej połowie oczekujemy na zryw i „przebudzenie“ się Lechii. Nie nastąpi to jednak. Wprawdzie prawie cała drużyna zagrała ambitnie, utrzymując przez pełne 90 minut otwartą grę, ale nie starczyło umiejętności dla nadzwyczajnie usposobionych w tym dniu wojskowych, u których przodował wszędobylski Brychczy. Mały łącznik CWKS świetnie wypuszczał swoich partnerów i był głównym współautorem zwycięstwa.
Pewnym pocieszeniem jest fakt, że Lechia w tym wypadku podjęła walkę. Po prostu nie była wystarczająco dobra sportowo.
Rok 1956 przez długie lata był najlepszym w historii Lechii Gdańsk. Brązowi medaliści tamtych rozgrywek doznali tylko jednej bolesnej przegranej, którą było 0:4 z Legią Warszawa.
Sezon 1957 przyniósł kolejną wielką kompromitację. Biało-Zieloni doznali najdotkliwszej porażki od 1949 roku i przegrali aż 1:8 z Legią Warszawa. Lechia skończyła wówczas sezon na przyzwoitej 5. pozycji w tabeli, a ten wynik był niechlubnym wyjątkiem. Znów w rolę nękającego gdańską Lechię wcielił się Lucjan Brychczy, który zdobył w tym meczu 3 bramki.
W rozgrywkach I Ligi w roku 1958 Lechia doznała pierwszej dotkliwej porażki już na samym starcie, gdy przegrała 0:6 z Polonią Bytom. Do tego doszła też przegrana 1:5 z Gwardią Warszawa, czy 0:4 z ŁKS-em i Legią Warszawa. Mimo tych wyników Biało-Zieloni utrzymali się w lidze i zajęli 8. miejsce.
Sezon 1959 okazał się dla Lechii szczęśliwy, gdyż udało się jej uniknąć wysokich porażek, ale już w 1960 ponownie w rolę kata wcielili się piłkarze warszawskiej Legii. W 14. kolejce Lechiści przegrali na wyjeździe aż 0:4. Rokiem prawdziwych blamaży był za to 1961. W 19. kolejce tamtego sezonu Lechia przegrała 2:9 z Odrą Opole, a 3 dni później wyprowadziła dodatkowy cios w serca kibiców, gdy poniosła porażkę 1:6 ze Stalą Mielec. Do obu katastrof doszło na wyjeździe, a tak pisał o pierwszym z nich nasz ulubiony dziennik:
Ostatecznie z wyjątkiem pomocy pozostałe formacje wystąpiły przeciwko Odrze w mocno osłabionym składzie. Wprawdzie teoretycznie najgorzej winien był na tym wyjść atak, gdyż musiano wystawić na lewym skrzydle obrońcę Łukasika, a dopiero po przerwie Bieńkowskiego, okazało się jednak, że jeszcze gorzej osłabiona wyszła obrona, gdzie Korynt miał za towarzyszy młodych zawodników Szrubkę i Kunikowskiego. Na gorącym, obcym terenie nie wytrzymali oni nerwowo silnej odpowiedzialności i bezustannie tworzyli luki, których załatać sam jeden nie był w stanie Korynt. W efekcie niemająca jakoś szczęścia do występów w Opolu Lechia przegrała w rekordowym stosunku 2:9, przy czym w zespole Odry nie grał jej najgroźniejszy napastnik — Jarek.
W kolejnym meczu było niewiele lepiej. Lechia została rozgromiona przez Stal Mielec 1:6, mimo że mielczanie kolejkę wcześniej sami przegrali w tym samym stosunku z Górnikiem Zabrze. Do końca sezonu na szczęście Biało-Zieloni nie ponieśli już żadnej porażki w takich rozmiarach, a nawet trochę odpłacili się kibicom, gdy w przedostatniej kolejce pokonali u siebie Polonię Bydgoszcz 6:1.
Wiosną 1962 piłkarze Lechii znów pokazali, że mecze z Odrą Opole nie należą do jej ulubionych spotkań. Kolejna wysoka porażka, tym razem 0:6, a według prasy Lechiści ustępowali piłkarzom Odry pod każdym względem. W tamtym sezonie Lechia przegrała też 0:4 z Polonią Bytom, co - patrząc na inne wyniki, które opisujemy - nie wydaje się tak złym rezultatem.
Sezon 1962/63 przyniósł gdańskiej Lechii spadek z ligi. Nie ma co się dziwić, że do tego doszło, bo Biało-Zieloni przegrywali wówczas często i wysoko. Aż 7 razy Lechiści przegrywali różnicą 3 bramek. Podchodząc do meczu z Legią Warszawa w 24. kolejce, Lechia miała jeszcze szansę na utrzymanie. Traciła do dwunastego w tabeli ŁKS-u 3 punkty. Piłkarze mogli podejść do tego meczu z myślą, że potencjalna wygrana narzuci dużą presję na łodzian w ich starciu z krakowską Wisłą. Nic jednak z tych planów nie wyszło. Lechia przegrała z Legią aż 1:8, a dzień później straciła szanse na utrzymanie, bo ŁKS pokonał Wisłę 3:0.
Trzeci spadek w historii Lechii przyniósł dłuższy rozbrat z futbolem na najwyższym krajowym poziomie. Lechia wróciła do I Ligi dopiero po 21 latach w sezonie 1984/85. Po powrocie szło Lechii przyzwoicie. Obyło się bez wysokich porażek. W pierwszym sezonie najwyższą z nich było 0:4 z Wisłą Kraków. W kolejnych rozgrywkach Lechia ledwo się utrzymała, ale najwyżej przegrywała trzema bramkami.
Do ciekawej porażki doszło w sezonie 1986/87. Lechia przegrała na wyjeździe 1:5 z… Pogonią Szczecin. Być może piłkarze Lechii byli tym spotkaniem stremowani, bo swój udział w nim zapowiedział selekcjoner Wojciech Łazarek. W zapowiedzi tego spotkania Dziennik Bałtycki zwracał uwagę na to, że Biało-Zieloni będą liczyć na gola Janusza Kupcewicza – do tego zresztą doszło i był to pierwszy gol Lechii w tamtym sezonie, ale pięciu straconych bramek nikt się nie spodziewał. W relacji pomeczowej stwierdzono zresztą, że wynik może być powodem do zadowolenia dla Lechistów, bo Pogoń zmarnowała kilka świetnych okazji – czy nie podobne odczucia mogliśmy mieć po ostatniej sobocie?
W sezonie 1987/88 Lechia doczekała się czwartego spadku z I Ligi w swojej historii. Z jednej strony jest jakieś szczęście w tym, że Biało-Zieloni się dodatkowo nie kompromitowali wysokimi porażkami, bo najwyżej przegrywali różnicą dwóch bramek. Z drugiej strony, wykorzystując tok myślowy Łukasza Zwolińskiego po ostatnim spotkaniu, lepiej byłoby chyba raz przegrać wysoko, a potem wrócić na dobre tory. W tamtych rozgrywkach Lechia cały czas grała w kratkę, co skończyło się 12. miejscem w tabeli i koniecznością gry w barażach o utrzymanie. W nich Lechia niestety przegrała z Olimpią Poznań.
Z Olimpią Poznań losy Lechii splotły się zresztą raz jeszcze w sezonie 1995/96, gdy doszło do fuzji pomiędzy dwoma klubami. Lechia/Olimpia spadła zresztą z I Ligi już w swoim pierwszym sezonie i przestała istnieć tak szybko, jak zaczęła, ale dwie interesujące nas wysokie porażki poniosła. 0:4 z Rakowem Częstochowa, z którym przecież dzisiejsza Lechia zmierzy się w kolejnej kolejce i 1:7 z Widzewem Łódź. Po meczu z Widzewem trener Lechii/Olimpii Hubert Kostka powiedział:
Nie byliśmy w tym meczu faworytami i mówiąc szczerze nie liczyłem na punkty z Widzewem. Nie spodziewałem się jednak absolutnie, że doznamy prawdziwej klęski. Gdybyśmy grali w swoim podstawowym składzie obraz gry byłby zapewne inny. Teraz muszę się zastanowić jak odbudować zespół psychicznie przed kolejnym szalenie trudnym meczem z Legią w Warszawie.
W meczu z Legią Lechia/Olimpia przegrała 0:4.
Inne wysokie porażki Lechii w Ekstraklasie są już historią najnowszą, pisaną po powrocie Biało-Zielonych do najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 2008/09. Nie zdarzają się już Lechii tak wysokie porażki, jak kiedyś, co można łączyć z rozwojem taktycznym piłki nożnej, ale pewnie też z rozwojem polskiego prawodawstwa dotyczącego korupcji w sporcie. Z pierwszym bolesnym blamażem mamy do czynienia dopiero w sezonie 2016/17, gdy Lechii pierwszy raz od lat w oczy zajrzał spadek. Biało-Zieloni przegrali wówczas u siebie 0:5 z Koroną. Kielczanie już do przerwy prowadzili czterema bramkami, a w drugiej połowie zmarnowali nawet rzut karny. Poza tym spotkaniem i ostatnim meczem z Pogonią Szczecin nie zdarzyło się w XXI wieku, żeby Lechia przegrała mecz w Ekstraklasie większą różnicą bramek niż 3. Pocieszeniem dla kibiców może być też fakt, że jak już Lechia przegrywa wysoko, to prawie zawsze robi to na wyjazdach.