Cześć Simeon! W pamięci kibiców Lechii zapisałeś się dobrą grą, do dziś jesteś ciepło wspominany, ale najgłośniej o tobie zrobiło się po meczu derbowym z Arką, gdy kopnąłeś dmuchaną lalkę ubraną w barwy rywala. Potem dodatkowo podgrzałeś atmosferę, gdy wyśmiałeś karę komisji ligi. Żałujesz tego? Czy może derby rządzą się własnymi prawami?
- Cześć! Cieszę się, że się o mnie w Gdańsku pamięta! Czas, który spędziłem w Lechii, był niesamowity i ciągle interesuję się klubem oraz jego wynikami. Najlepsze wspomnienia mam z meczów derbowych i pamiętam sytuację, o której mówisz. W tamtym momencie nie zorientowałem się, że to dmuchana lalka przebrana w barwy naszego rywala. Cieszyłem się po wygranej i chciałem podziękować naszym kibicom, ale nie chciałem obrazić kibiców Arki, szanuję ich. Wszystko, co się stało potem, czyli kara od Komisji Ligi i te zdjęcia, to była zabawa. Niczego nie żałuję, szanuję wszystkich i nigdy nie zamierzałem obrażać Komisji i innego klubu.
Spędziłeś w Gdańsku łącznie dwa sezony na wypożyczeniach. W tym pierwszym byliście o krok od mistrzostwa, ale zabrakło wam wygranej w ostatnim meczu z Legią. Co gorsza, w pucharach europejskich zamiast was zagrała Arka, która wygrała Puchar Polski. Czego według Ciebie wtedy zabrakło w ostatnim meczu, żeby zdobyć to mistrzostwo?
- Pamiętam ten mecz. Wydaje mi się, że niewystarczająco wierzyliśmy w siebie, żeby wygrać. Mieliśmy świetną drużynę, fanów i atmosferę. Mile wspominam swój pobyt w Lechii, ponieważ cieszyłem się wtedy z gry i szło mi naprawdę dobrze. Zawsze będę pamiętał swój czas w tym klubie.
Mimo pobytu w Lechii przez zaledwie dwa sezony, to pracowałeś aż z trzema trenerami. Piotr Nowak, Adam Owen i Piotr Stokowiec. Kibice zdecydowanie najgorzej wspominają Owena, ciepło wspominają ofensywną grę Piotra Nowaka, a z trenerem Stokowcem Lechia odniosła największe sukcesy w swojej historii. Z którym Ci się pracowało najlepiej, a z którym najgorzej?
- Wiele się od nich nauczyłem. Szczególną więź mam z Piotrem Nowakiem. Jest dla mnie jak ojciec i mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Pamiętam piękny futbol, który graliśmy za jego kadencji. Naprawdę lubię tego szkoleniowca. Moim zdaniem za jego kadencji grałem najlepszy futbol i jestem wdzięczny za szansę, którą mi dał.
- Adam Owen był naprawdę inteligentnym facetem i profesjonalistą w każdym calu. Ciągle szukał metod jak poprawić naszą grę i poświęcał nam dużo czasu. Wydaje mi się, że było dla niego za wcześnie na samodzielną pracę trenerską. Miał dobrą wizję gry i metody treningowe.
- Z trenerem Stokowcem pracowałem krótko, ale w moich oczach pokazał się jako naprawdę dobry szkoleniowiec. Żałuję, że nie miałem okazji grać dłużej pod jego rządami. To ile wygrał z Lechią, nie było kwestią szczęścia. Oglądałem wygrany finał Pucharu Polski i wyobrażałem sobie, co się musi dziać w Gdańsku, i jak szczęśliwi muszą być kibice.
Z trenerem Stokowcem ostatecznie udało się wam utrzymać, ale największe sukcesy osiągnął on z Lechią wtedy, gdy ty już odeszłeś z klubu. Dlaczego nie wróciłeś już do Gdańska? Nie wierzyłeś, że klubowi uda się uporządkować sytuację finansową? A może nie mogłeś dogadać się z trenerem Stokowcem? Wielu zawodników, z którymi grałeś wówczas w Lechii ma z nim bardzo chłodne relacje.
- Bardzo się cieszę z sukcesów Lechii i byłoby wspaniale móc się do nich przyczynić, ale w tym czasie miałem umowę ze Sportingiem. Byłoby ciężko wrócić do Lechii, bo w tym czasie Sporting chciał mnie sprzedać za duże pieniądze. Byłem szczęśliwy w Gdańsku. Osobiście nie miałem żadnych problemów z trenerem Stokowcem. Dużo słyszałem od innych zawodników, ale mnie nic złego z jego strony nie spotkało. W moim powrocie nie przeszkodziły problemy finansowe klubu i niepłacenie pensji na czas. Nie jestem takim rodzajem człowieka!
Czy Lechia Gdańsk spłaciła wobec ciebie wszystkie zaległości?
- Otrzymałem wszystko i nigdy nie robiłem z powodu pieniędzy problemów klubowi. To zawsze było kwestią tego, kiedy klub będzie w wystarczająco komfortowej sytuacji, żeby uregulować należności.
W wywiadzie dla Weszło powiedziałeś kiedyś, że chciałbyś powiedzieć, co naprawdę się stało w Sportingu, ale wtedy nie mogłeś. Czy dzisiaj już możesz?
- To, co się stało w Sportingu, jest długą i dla mnie już zamkniętą historią. Chciałem, żeby było inaczej, ale klub i ludzie, którzy tam pracowali, sprawili, że czułem się, jakbym był w jakiejś pułapce. Klub i jego fani są niesamowici, ale w tamtym czasie w klubowych gabinetach panował ogromny bałagan.
Po odejściu z Lechii grałeś w Karabachu. Był to dla ciebie awans sportowy, bo poszedłeś do mistrza kraju, w dodatku zagrałeś w Lidze Europy w 5 z 6 meczów, w tym 90 minut z Arsenalem. Ten przystanek w karierze jednak nie do końca wypalił i chyba jest takim punktem zwrotnym w twojej karierze, bo od tego momentu idzie Ci coraz gorzej. Przez ostatnie 2,5 sezonu zagrałeś łącznie 1500 minut, czyli mniej niż w swoim pierwszym sezonie w Karabachu. Dlaczego nie udało ci się wywalczyć miejsca w składzie w Karabachu? Czy z perspektywy czasu uważasz, że popełniłeś błąd, idąc do Azerbejdżanu?
- W Karabachu wszystko było bardzo profesjonalnie zorganizowane. Byliśmy mistrzami Azerbejdżanu i dwukrotnie graliśmy w europejskich pucharach. To był dobry czas w mojej karierze. Punktem zwrotnym było przejście do Levskiego Sofia, czyli klubu moich dziecięcych marzeń.
Dlaczego ci nie wyszło w Levskim?
- W momencie, w którym podpisywali ze mną kontrakt, wszystko wydawało się w porządku, ale potem się posypało. Pojawiły się problemy finansowe, zmiana właściciela, Covid-19, wszystkie te rzeczy źle wpłynęły na klub i teraz znajduje się on w swoich ciemnych wiekach. Levski walczy o przetrwanie. W tym czasie na mnie też spadły nieszczęścia. Przytrafiły mi się kontuzje i operacje. Przed rozpoczęciem sezonu złamałem palec w stopie, ale nie zgodziłem się od razu na operację, bo chciałem bardzo zagrać w derbach z CSKA. Dopiero po tym meczu poddałem się operacji, ale wtedy pojawiła się pandemia! Później też mi się przytrafiło kilka nieszczęśliwych kontuzji, które nie pozwoliły mi grać.
- W Levskim nie poszło mi tak, jak to sobie wymarzyłem. Miałem nadzieję, że zostanę tam na dłużej i odniosę tam większe sukcesy, ale takie jest życie i taka jest piłka. Życzę im wszystkiego najlepszego i żeby wrócili na szczyt, gdzie jest ich miejsce!
W trwającym obecnie okienku podpisałeś kontrakt z Lokomotivem Sofia do 2023 roku. To beniaminek bułgarskiej Ekstraklasy. Obecnie walczycie o utrzymanie, więc domyślam się, celem drużynowym jest walka o awans do czołowej 10. A jaki jest osobisty cel Simeona Sławczewa? I jak zamierzasz go osiągnąć?
- Chcemy zająć miejsce 6-10, a moim celem osobistym jest cieszyć się futbolem i pokazać się z dobrej strony. Mam również inne cele, ale nie chcę ich teraz ujawniać.
Pierwszy mecz po przerwie śródsezonowej to derby z CSKA. Czy tym razem też kopniesz lalę, jak się nadarzy okazja?
- (śmiech) Nie, nie. To nie jest taki rodzaj derbów i nie zrobię czegoś takiego specjalnie! Mam nadzieję, że zaczniemy ligę od zwycięstwa.
W już wspomnianym wywiadzie dla Weszło, powiedziałeś również, że kiedyś może cię jeszcze w Ekstraklasie zobaczymy. To jak będzie?
- Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jeszcze wrócić do Ekstraklasy. Naprawdę podoba mi się atmosfera polskiej ligi i cała jej otoczka. Chcę, żeby to się stało i będę pracował, by do tego doszło. Było w ostatnich latach jakieś zainteresowanie, ale do niczego konkretnego nie doszło. Łączy mnie z Polską i Ekstraklasą jakaś specjalna więź.