Kałuziński w momencie strzelenia swojej debiutanckiej bramki w Ekstraklasie miał 19 lat, 3 miesiące i 5 dni. Tym samym został 7 najmłodszym strzelcem Lechii w Ekstraklasie w XXI wieku. Nie jest to jednak zawodnik, którego kibice Lechii poznali w sobotni wieczór.
Może doczekamy się kiedyś wychowanka Lechii grającego o najwyższe cele. Wkrótce wracają europejskie puchary, poznaj typy na Ligę Mistrzów
Swoje pierwsze szanse dostał jeszcze od trenera Piotra Stokowca w sezonie 2019/20. Debiutował niedługo po przedłużeniu kontraktu z Lechią do 2023 roku, w wygranym 1:0 meczu z Pogonią, w którym dostał szansę kosztem Jarosława Kubickiego. W tamtym czasie Kałuziński zagrał jeszcze w dwóch spotkaniach. W 35 kolejce przeciwko Lechowi Poznań (2:3) spędził na boisku 65 minut, a w kolejnym meczu zagrał 81 minut z Legią Warszawa (0:0). W swoich pierwszych meczach został wrzucony na głęboką wodę, ale nie pękł. Na pewno nie grał gorzej niż regularnie grający wtedy w Lechii Patryk Lipski. Wydawało się, że kolejne szanse w następnym sezonie są formalnością.
I tak było. Zagrał 23, 31 i 20 minut w trzech pierwszych meczach nowego sezonu. W dodatku wtedy strzelił też swojego pierwszego gola dla Lechii w spotkaniu ze Stalą Stalową Wola w Pucharze Polski. Nie były to wybitne mecze, ale widzieliśmy w Biało-Zielonych barwach gorsze występy. Potem miał 6 meczów przerwy, ale w listopadzie 2020 zaczął się jego najlepszy okres w Lechii, jeżeli chodzi o czas spędzony na boisku. Od meczu ze Śląskiem Wrocław (3:2) do meczu z Cracovią (3:0) zagrał łącznie 347 minut na 540 możliwych. W dwóch spotkaniach zagrał po 90 minut. W tamtym czasie nie zagrał tylko w meczu z Legią. W 4 z 5 meczów, w których zagrał, zaczynał od pierwszej minuty. Ze Śląskiem zagrał bardzo dobrą drugą połowę, z Piastem (0:2) również pokazał się z dobrej strony i oddał dwa groźne strzały z dystansu, z Lechem (0:1) zagrał przeciętnie, ale nie gorzej niż reszta kolegów z drużyny. Z Wisłą Płock (0:1) wszedł z ławki i posłał kilka fajnych piłek. Z dobrej strony pokazał się w meczu z Cracovią (3:0). Można się było spodziewać, że zagra jeszcze kilka spotkań na tym poziomie i Canal+ w końcu przestanie go na grafikach nazywać Jackiem.
Okoliczności ku temu były sprzyjające. Lechia znajdowała się wówczas w dużym kryzysie, kibice głośno domagali się zwolnienia Piotra Stokowca. Taka sytuacja sprzyja jednak szukaniu nowych rozwiązań i Kałuziński w meczach, w których grał, nie zawodził, a przede wszystkim wyglądał lepiej od Tomasza Makowskiego, który był wtedy jego głównym rywalem do wyjściowej jedenastki. Dodatkowo Makowski w meczu z Legią dostał czerwoną kartkę i 3 mecze zawieszenia od Komisji Ligi, co oznaczało, że przygotowania do rundy wiosennej trener Stokowiec zaczął ze świadomością, że Tomek nie będzie mógł zagrać z Jagiellonią. Dlaczego więc Kałuziński nie poszedł za ciosem?
Wyszło wtedy na wierzch niedoświadczenie młodego pomocnika Biało-Zielonych. Pierwszy mecz rundy wiosennej Lechia gra z Jagiellonią. Mimo obiecujących wyników w sparingach (9:1 z Olimpią Grudziądz!) i zapowiedzi ofensywnej gry już w 3 minucie Lechia straciła bramkę. Nie otrząsnęła się z tego do przerwy, a najbardziej wstrząśnięty był Kałuziński, który w 36 minucie dostał żółtą kartkę za uderzenie rywala. Nie mógł się z tym pogodzić i cisnął piłką o murawę, a sędzia Frankowski nie ceregielił się z młodym zawodnikiem i natychmiast wyciągnął drugi żółty kartonik. Lechia przegrała 0:2, a gra w 10 na pewno nie pomogła w próbie odwrócenia losów meczu.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Stokowiec bronił swojego zawodnika: -Jest przepis o wprowadzaniu młodzieżowców do ligi i trzeba do tego cierpliwości oraz dobrej woli. Sędziowie też powinni wziąć pod uwagę, że oni nie mają doświadczenia i można było upomnieć zawodnika. Nie tak powinien się zachować, ale nie w każdej sytuacji są to oczywiste decyzje, tym bardziej że była to druga żółta kartka. Sędziowie też powinni uczestniczyć we wprowadzaniu młodych zawodników i z większym zrozumieniem do nich podchodzić
Kto jednak zdążył poznać metody trenera Stokowca, ten wiedział, że Kałuziński trochę odpocznie od występów w pierwszym składzie. Tak głupim zachowaniem przekreślił swoje szanse na regularną grę. Do składu na dłuższy okres wskoczył Jan Biegański, a Lechia wyszła z kryzysu i w kolejnych 6 meczach zdobyła 14 punktów. Kałuziński musiał zadowolić się siedzeniem na ławce rezerwowych. Do końca sezonu zagrał już tylko 164 minuty.
Trener Stokowiec wprowadził więc Kałuzińskiego do pierwszego zespołu, dał mu pierwszą poważną szansę oraz był jego pierwszym szkoleniowcem w seniorskiej karierze, który wyciągnął wobec niego poważne konsekwencje. Od września trenerem Lechii jest jednak Tomasz Kaczmarek i początkowo nic nie wskazywało, żeby akcje młodzieżowca u nowego szkoleniowca wzrosły. Kałuziński u Kaczmarka grał rzadko i krótko. Dopiero w grudniowym meczu z Jagiellonią (1:2) udało mu się dorównać minutowemu dorobkowi, który w tym sezonie osiągnął jeszcze w dwóch pierwszych meczach, gdy Biało-Zielonych prowadził Piotr Stokowiec. Końcówkę rundy mógł jednak wziąć dla siebie za dobry omen. Zagrał z ławki w 3 meczach z rzędu i choć nie były to jego wielkie spotkania, to pokazał, że nie odstaje. W okresie przygotowawczym Kałuziński najwidoczniej pokazał się z najlepszej strony na tle Sezonienki, Biegańskiego, czy Koperskiego i w meczu ze Śląskiem był pierwszym wyborem do gry na pozycji młodzieżowca.
Kałuziński odwdzięczył się za to zaufanie dobrą grą i swoim pierwszym golem w Ekstraklasie, a my trzymamy kciuki, żeby w kolejnych szansach od trenera Kaczmaraka pokazał się z równie dobrej strony. Jeżeli będzie grał tak, jak ze Śląskiem to na pewno je dostanie.