pytanie do kompetentnych...
strona 3/4
1 września 2006, 13:22 / piątek
Szkoda tylko Piro, że idioci zostali. Ręce opadają ...
1 września 2006, 13:26 / piątek
Do wiadomości organiczonym typom:
Zrównywanie ludzi przeciwnych rasizmowi, ludzi krytycznie odnoszących się do hitlerymu (jego genezy jak i następstw) oraz ludzi nietolerujących jakichkolwiek objaw nazizmu z lewakami to wielkie nieporozumienie i deleko idące, nie mające żadnych podstaw, uogólnienie.
Po pierwsze poza "prawicą" istnieje także "skrajna prawica", po drugie poza "lewicą" jest także coś takiego jak "skrajna lewica". Jakim trzeba być młotem, aby tego nie rozumieć?!
Jeżeli ktoś ma przekonania pawicowe, żyje wg nich, brał czynny udział w obalaniu ustroju komunistycznego to znaczy, że musi także nie tolerować, ba nienawidzieć czarnych, żydów itd?! W przeciwnym razie jest lewakiem?! Przecierz to niedorzeczne!
Zamiast pisać głupoty na tematy, o których nie ma się pojęcia proponuje najpierw poczytać sobie książki poważnie traktujące o nazistach, ich czynach i konsekwencjach ich działalności i nie przytaczać na forum (uwaga trudne słowo) niby autorytatywnych tekstów z cyklu "Sensacje XX Wieku" lub "Strefa 11".
I jeszcze jedno, czytając ten jakże kretyński wątek nie znalazłem odpowiedzi na pytanie. Jak bierny słuchacz (kibic Lechii, dziennikarz, piłkarz, potencjalny sponsor itd.) ma rozróżnić, słysząc odpisywaną wyżej jakże żenującą przyśpiewkę, o którego Hessa chodzi? Wszakże żadna to różnica, ale jak się czyta ten wątek odnosi się inne wrażenie.
1 września 2006, 15:21 / piątek
danzing_r po okrzykach o hessie nie zrozumie sie o kturego hessa chodzi:) teoretycznie kazdy kto krzyczy"naszym wzorem.." wie o kogo chodzi:D:Dale niestety tylko teoretycznie..
1 września 2006, 15:53 / piątek
dawid - z tego co napisałeś można wywnioskować, że każdy ze śpiewających może sobie wybrać, który z nich jest jego "idolem" ;D buuuahahaha
dawid- możesz mi wierzyć znam życiorysy tych dwóch gości dość dobrze, a moje pytanie było retoryczne i do momentu jak Mały85 założył ten wątek myślałem, że każdy inteligentny człowiek będzie znał na nie odpowiedź. Jak widać myliłem się.
Więc reasumując - Mały85 - na zadane przez Ciebie pytanie, dla przypomnienia zacytuję "Rudolf Hess czy Höss? o którego z nich Wam chodzi, bo różnica potężna?" odpowiedź brzmi: WYBIERZ SOBIE! :D
1 września 2006, 15:54 / piątek
1 września 2006, 16:02 / piątek
Brawo Hejnał !!! Ty wybrałeś, a Mały85? :D
1 września 2006, 16:32 / piątek
z przekąsem...
A czy jest różnica między Jarkiem a Lechem? Może bardziej wyrazista różnica jest pomiędzy piciem w szczawnicy a szczaniem w piwnicy? Obaj panowie (bohaterowie wątku) byli w jednej drużynie więc po co wybierać!!! Jeden drugiego śmiało mógłby zastąpić nawet w obliczu zaburzeń dyspeptycznych...
1 września 2006, 16:54 / piątek
Ojjj, old kriss - wszystko psujesz, a zaczął nam się taki fajny quiz :D
Myślę, że używanie w tym wątku tak trudnych słów, wpędza niektórych w zakłopotanie :D
Różnica pomiędzy jednym Rudolfem a drugim jest mniej więcej taka, jak wygląd Juszczenki i naszej Pierwszej Damy ;) tylko nie wiadomo czy tym samym ich truli :D
(prawie robi wielką różnicę)
buahahahaha
1 września 2006, 20:29 / piątek
no to co teraz licytacja?? ktury rudolf jest prawdziwym rudolfem:D:D tym z okrzykuD::Dmoze jakies audiotele??D::D
1 września 2006, 22:05 / piątek
echh, rudolf hess to zlamas jest :)
a czy nasi kochani nazisci slyszeli np. o stanislawie skalskim? 22 zestrzelone maszyny, wlasny, elitarny dywizjon walczacy z osia w afryce (tzw. cyrk skalskiego). po powrocie do polski w 1947 po 2 ws oskarzony o zdrade kraju, skazany na smierc, przesiedzial 8 lat w celi smierci a w 2004 umarl w przytulku dla bezdomnych. tak wlasnie nasz kraj troszczy sie o swoich bohaterow. ludzi, dla ktorych nadrzednym celem byla walka o niepodlegla ojczyzne. ludzi, ktorzy byli sklonni do najwiekszych poswiecen, rzucali na szale swoje zycie walczac w obcych krajach z hitlerowcami o wolna polske, ktorej wizja byla tylko w ich sercach bo nie mogli byc pewni, ze ich wysilek nie pojdzie na marne a tym bardziej mogli nie dozyc tej chwili. to sa ludzie, ktorych pamiec warto czcic. a jacys debile krzycza o hessie :/
„Życie Warszawy”: Generał Stanisław Skalski zmarł w nędzy zaledwie dzień po uroczystych obchodach Święta Niepodległości. Pobity, okradziony, od września mieszkał w przytułku.
„Pod koniec życia już prawie na nikogo nie mógł liczyć” - mówi jeden ze znajomych generała. „Padł ofiarą przestępców” - dodaje. Okradziono mu mieszkanie i oszczędności całego życia. Najwybitniejszy polski pilot myśliwski trafił we wrześniu do zakładu opieki ze śladami pobicia.
1 września 2006, 22:35 / piątek
no no pieknie jacy tu w wiekszosci dobrzy wujkowie!!!!!!!!!!!!
kochja murzinów , zydów, sa tolerancyjni, ciekawe , bardzo ciekawe, a niejeden z was by zyl na codzien np. usa no i ciekawe co by powiedzial , heh !!!
1 września 2006, 22:54 / piątek
kkk : zyje w polsce i sa tu sami biali a tak fantastycznie wcale nie jest. to ludzie sa zli a nie kolor ich skory
20 września 2006, 16:17 / środa
Właśnie , może nie krzyczcie rudolf hess tylko : Naszym wzorem jest PAPA DANCE !!
25 września 2006, 00:09 / poniedziałek
Obserwując totalną niewiedzę, przemieszaną z bezgraniczną głupotą sporej części forumowiczów postanowiłem nie być na to zjawisko obojętny. Temat rasizmu na Lechii przewija się od dawna i niestety coraz częściej do nas powraca. Zwracając szczególnie uwagę na wiek uczestników i poziom merytoryczny tej jakże żenującej dyskusji - niechcąc ograniczyć się do jakże modnego na tym forum wyśmiania, zbluzgania, zaliczenia innych w poczet czarnych pedałów żydo-masonów lewackich faszystów - postanowiłem zrobić coś więcej i uzmysłowić uczestnikom kim byli Rudolf Hess i Rudolf Hoess.
Zdaję sobie sprawę, że ilość tekstu, którą poniżej umieszczę może przytłoczyć niejednego zwolennika Rudolfów i takiej ilości wyrazów na raz jeszcze nigdy w życiu niektórzy nie przeczytali - pomimo to postanowiłem w sposób jak najbardziej obiektywny przedstawić uczestnikom forum o jakich idolach właściwie toczy się dyskusja.
Zacznę celowo o Rudolfie Hoessie - komendancie obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka, gdyż jak większość domniewa to nie on jest tym wspaniałym idolem publiczności. Następnie zostawiając na deser, w sposób w miarę szczegółowy, przedstawie kim był i czego dokonał "jakże wielbiony" przez cześć uczestników dyskusji Rudolf Hess. Celowo jego historia zakończy się na etapie więzienia Spandau, gdyż dalsze jego losy do dzisiejszego dnia budzą wiele kontrowersji. Przedstawiony przeze mnie (udokumentowany przez historyków) fragment jego życia w zupełności wystacza na ocenę tego opiewanego przy Traugutta "idola".
Liczę, że ci którzy przebrną przez tę lekturę na drugi raz w pełni świadomi swoich czynów będą oznajmiać światu - kto jest idolem Lechii Gdańsk.
Rudolf Hoess urodził się 25 listopada 1900 r. w Baden-Baden jako pierworodny syn Franza Xavera Hoessa i Pauliny Speck. Rodzice Rudolfa Hoessa prowadzili wówczas przedsiębiorstwo handlowe odziedziczone przez matkę po jej rodzicach.
Przodkowie Hoessa ze strony ojca wywodzili się z zamożnych chłopów Schwarzwaldu i przez wiele pokoleń służyli w wojsku. Jego dziadek poległ w 1870 r. jako pułkownik. Ojciec był oficerem wojsk kolonialnych w Niemieckiej Afryce Południowo-wschodniej. Z powodu wielokrotnie odniesionych ran wystąpił z wojska (w randze majora) i zajął się handlem. Przedsiębiorstwo prosperowało dobrze i cała rodzina żyła w dostatku. Gdy Rudolf Hoess miał 14 lat, umarł jego ojciec, a gdy miał 17 lat — umarła matka; obie siostry przeżyły swego starszego brata.
Rudolf Hoess uczęszczał przez 4 lata do szkoły podstawowej, a następnie ukończył 5 klas gimnazjum humanistycznego w Mannheim.
Dnia l sierpnia 1916 r. wstąpił jako ochotnik do zapasowego szwadronu 21 pułku dragonów badeńskich. Po krótkim przeszkoleniu wojskowym został wcielony do korpusu azjatyckiego i z samodzielnym oddziałem kawalerii Pascha II został odkomenderowany do Turcji, która w pierwszej wojnie światowej walczyła po stronie Niemiec i Austrii W Turcji na jej froncie azjatyckim i europejskim operowały oddziały niemieckie. Hoess walczył do 1917 r. w Mezopotamii, a następnie do końca wojny na froncie palestyńskim. Był dwukrotnie ranny i został wielokrotnie odznaczony, między innymi żelaznym krzyżem II i I klasy oraz żelaznym półksiężycem. Do Niemiec powrócił w styczniu 1919 r
Zaraz po powrocie zgłosił się do Wschodnio-pruskiego Korpusu Ochotniczego, skąd dostał się do Korpusu Ochotniczego Rossbacha, który walczył w krajach bałtyckich, W styczniu 1920 r. powrócił z tym korpusem do Niemiec na przeszkolenie, po którym został skierowany do zwalczania „czerwonych" w Zagłębiu Ruhry. Gdy następnie Korpus Rossbacha rozpuszczono na leża, Hoess został skierowany do majątku ziemskiego w okolicy Wrocławia i odbywał tam „przeszkolenie rolne". Po wybuchu powstania śląskiego Korpus Rossbacha zmobilizowano ponownie w maju 1921 r i Hoess bił się w jego szeregach z polskimi powstańcami na Śląsku. Z czasów służby w Korpusie Rossbacha pochodzą odznaczenia Hoessa krzyżem bałtyckim i orłem śląskim.
25 września 2006, 00:12 / poniedziałek
Hoess zeznał, że po kolejnym rozpuszczeniu korpusu pracował do 1923 r. jako zarządca w różnych majątkach ziemskich na Śląsku, w Meklemburgii i Szlezwiku-Holsztynie. W rzeczywistości zarówno on jak i pozostali członkowie Korpusu Rossbacha zostali planowo i celowo rozlokowani w wielkich latyfundiach junkierskich. Tworzyli oni zwarte oddziały pozostające na żołdzie junkrów, poza oficjalnym etatem Reichswehry. Była to dla junkrów armia rezerwowa na wypadek wewnętrznych zamieszek rewolucyjnych. Szef tych zakonspirowanych oddziałów wojskowych, major Buchrucker stwierdza, że „finansujący prywatnie te oddziały mieli na celu ich wykorzystanie przede wszystkim w sytuacji wewnętrznej". Według Streita formacje te były „militaryzmem na użytek wewnętrzny", a więc wojskiem w rękach klasy panującej służącym do zdławienia rewolucyjnych ruchów szerokich mas narodu niemieckiego. Tacy „pracownicy rolni" zrzeszali się w różnych wspólnotach, drużynach i grupach pracy (Arbeitsgemeinschaft, Arbeitskommando, Arbeitsgruppe) oraz spółdzielniach rolniczych (Landvolkgenossenschafteri).
W listopadzie 1922 r. członkowie Korpusu Rossbacha urządzili w Monachium zjazd. Zaproszony na zjazd Hitler wygłosił mowę polityczną. Po jej wysłuchaniu Hoess wstąpił do partii hitlerowskiej i otrzymał w niej numer 3240.
Dowodem paramilitarnego charakteru tych wspólnot i zjazdów jest sprawa Hoessa o zabójstwo Kadowa w lesie parchimskim. Wiosną 1923 r. Niemcy prowadzili w Zagłębiu Ruhry pasywny bojkot i aktywny sabotaż zarządzeń władz francuskich. Sabotażem kierował Albert Leo Schlageter. Kandydat nauczycielski (Junglehrer) Walter Kadow, zatrudniony w jednym z majątków w pobliżu Parchim, zarządzanym wówczas przez późniejszego szefa kancelarii NSDAP — Martina Bormanna, miał wydać Schlagetera w ręce Francuzów. Grupa członków Korpusu Rossbacha w skład której wchodził Hoess, porwała Kadowa, uprowadziła go do pobliskiego lasu i tam zastrzeliła. Za udział w tym mordzie Hoess został w czerwcu 1923 r. aresztowany, a w 1924 r. skazany na karę 10 lat więzienia.
Był to epilog jednego z owych 354 mordów kapturowych (Feme-Mord) z lat 1919—1923. Rzeczywistą przyczyną tych mordów była „potrzeba obrony wielkiego kapitału, który czuł się zagrożony w swym władztwie", a po ustaniu tego niebezpieczeństwa stał się „pokojowym" i w imię rzekomej równości w obliczu prawa nie mógł sobie już pozwolić na bezkarność mordów politycznych.
Dalszy bieg sprawy Hoessa wskazuje jednak, że mocodawcy nie pozostawili morderców ich własnemu losowi.
Hoess przebywał w więzieniu w Brandenburgu nad Hawelą w latach 1923—1929, po czym został zwolniony na podstawie amnestii.
Także i teraz nawiązał niezwłocznie kontakt z „grupami służby na roli" (Landdienstgruppen) zrzeszonymi w Związku Artamanów, który kontynuował tradycje „wspólnot" dawnych korpusów ochotniczych. Jedną z kierowniczych osobistości w tym związku był Heinrich Himmler.
25 września 2006, 00:15 / poniedziałek
W 1929 r. Hoess ożenił się z Hedwig Hensel, która również należała do Związku Artamanów. Pracowali następnie wspólnie w różnych grupach służby na roli w Brandenburgii i na Pomorzu do 1934 r. Z małżeństwa tego zrodziło się pięcioro dzieci, które w 1947 r. miały: 16, 14, 13, 9 i 3 lata.
Osadnicy byli wówczas bazą rekrutacyjną bojówek hitlerowskich przede wszystkim SS, podobnie jak w okresie działalności korpusów ochotniczych byli rezerwowymi bojówkami oficjalnej Reichswehry." Na polecenie NSDAP i okolicznych ziemian zorganizował Hoess w 1933 r w dobrach Sallentin na Pomorzu oddział kawalerii SS. Na czele tego oddziału defilował w czerwcu 1934 r. w Szczecinie przed swym znajomym ze Związku Artamanów — Heinrichem Himmlerem. Ten wezwał go do siebie i zaproponował mu przejście do aktywnej służby w SS, która po krwawej rzezi przywódców SA w dniu 30 czerwca 1934 r. uzyskała samodzielność organizacyjną i gwałtownie zmierzała do zagarnięcia pełni władzy w państwie hitlerowskim.
R. Hoess przyjął propozycję Himmlera (otrzymał w SS nr 193616) i został powołany do służby w obozie w Dachau, którą rozpoczął w dniu l grudnia 1934 r. Służbę pełnił na różnych stanowiskach w oddziale wartowniczym i w zarządzie obozu do maja 1938 r. i awansował w tym czasie do stopnia Untersturmfuehrera. Następnie został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie objął funkcję adiutanta komendanta, a później Schutzhaftlagerfuehrera i doszedł na tym stanowisku do stopnia Hauptsturmfuehrera.
W maju 1940 r. przybył Hoess jako komendant do Oświęcimia, gdzie: doszedł do stopnia Obersturmbannfuehrera. Z dniem l grudnia 1943 r został przeniesiony na stanowisko szefa urzędu D I w WVHA i na tym stanowisku pozostał do upadku III Rzeszy w 1945 r. Za zasługi w czasie pracy w obozach koncentracyjnych został odznaczony wojennym krzyżem zasługi II i I klasy z mieczami.
Po upadku III Rzeszy Hoess przybrał imię i nazwisko Franz Lang, pod którym jako bosman został przez Anglików zwolniony z jenieckiego punktu zbornego i skierowany do pracy na roli.
Po 8 miesiącach pracy został aresztowany w dniu 11 marca 1946 r Na podstawie decyzji ekstradycyjnej wydano go władzom polskim i w dniu 25 maja 1946 r. przewieziono do Warszawy, a następnie, w dniu 30 lipca 1946 r. — do Krakowa. Tu przeprowadzono w jego sprawie postępowanie przygotowawcze/ W wyniku rozprawy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Warszawie R. Hoess został w dniu 2 kwietnia 1947 r. skazany na karę śmierci, którą wykonano w Oświęcimiu w dniu 16 kwietnia 1947 r. przez powieszenie.
25 września 2006, 00:17 / poniedziałek
Po aresztowaniu przesłuchiwali Hoessa funkcjonariusze angielskiej żandarmerii Polowej (14 marca 1946 r.). Następnie zeznawał on w dniu 5 kwietnia 1946 r. w charakterze świadka obrony w sprawie Kalten brunnera w procesie przeciwko głównym zbrodniarzom wojennym przed prokuratorem (dokument 3868-PS), a w dniu 15 kwietnia 1946 r. — przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Już podczas pobytu w Polsce został Hoess przesłuchany w charakterze świadka przez funkcjonariusza amerykańskiej prokuratury wojskowej (12 marca 1947 r.) w sprawie przeciwko czołowym funkcjonariuszom I. G. Farbenmdustrie, rozpoznawanej przez Amerykański Trybunał Wojskowy w Norymberdze.
W swej własnej sprawie składał Hoess wyjaśnienia w toku postępowania przygotowawczego w Krakowie, a następnie na rozprawie głównej przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Warszawie.
Postępowanie przygotowawcze w sprawie przeciwko Hoessowi prowadził autor niniejszego wstępu jako sędzia i członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Postępowanie to było prowadzone zgodnie z przepisami obowiązującego wówczas polskiego Kodeksu postępowania karnego, w myśl którego pouczono Hoessa o wszystkich przysługujących mu prawach do obrony oraz o tym, że według art. 73 kodeksu oskarżony może nie odpowiadać na zadawane mu pytania. W tych warunkach Hoess zeznawał chętnie i udzielał wyczerpujących odpowiedzi na wszystkie pytania przesłuchującego. Przesłuchania odbywały się w gabinecie sędziego w przedpołudniowych godzinach urzędowania.
W godzinach i w dniach wolnych od przesłuchań Hoess miał możność i odpowiednie warunki do pisania. Pisał chętnie, cenił sobie tę pracę i zapewniał, że pochłania go ona w całości. W wypowiedziach na piśmie, które osobiście doręczał przesłuchującemu, rozwijał zagadnienia, które byty przedmiotem przesłuchania w danym dniu, potwierdzając i uzupełniając treść ustnych wyjaśnień. Gdy przerwa w przesłuchaniu miała trwać kilka dni, zawiadamiano go o przedmiocie najbliższego przesłuchania, a on przygotowywał na piśmie materiał do swych ustnych wyjaśnień na dany temat. Tak było na przykład z opracowaniami „Ostateczne rozwiązanie (...)" oraz Zatrudnienie więźniów. Pisał również z własnej inicjatywy, gdy zauważył, że jakieś zagadnienie poruszone na marginesie przesłuchań interesuje przesłuchującego. W ten sposób powstały na przykład opracowania o Lebensbornie, o grupach krwi, o rangach w SS i niektóre charakterystyki.
Hoess narysował również schemat przedstawiający wykresowo powiązania i zależności obozu koncentracyjnego w ramach WVHA i RSHA oraz ustalił i zaznaczył na dostarczonych mu mapach sztabowych przeszło 900 miejscowości na terenie Rzeszy i krajów okupowanych, w których istniały obozy podległe WVHA.
25 września 2006, 00:19 / poniedziałek
Wyjaśnienia ustne złożone przez Hoessa w toku postępowania przygotowawczego (pierwsze w dniu 28 września 1946 r., ostatnie w dniu ii stycznia 1947 r.) zajmują łącznie 104 strony maszynopisu. Hoess nie znał języka polskiego, wobec czego przesłuchiwano go w języku niemieckim i protokoły tłumaczono mu na ten język. Hoess stwierdzał, że treść protokołów oddaje wiernie jego wyjaśnienia, na dowód czego podpisywał wszystkie własnoręcznie.
Końcowy ustęp protokołu przesłuchania Hoessa w dniu 11 stycznia 1947 r. ma treść następującą:
„Dzisiaj oceniając swą działalność na podstawie jej wyników oraz na podstawie tych wszystkich faktów i zdarzeń, które przyniósł ze sobą dla Niemiec i dla świata całego narodowy socjalizm, dochodzę do przekonania, że obrałem błędną drogę, a biorąc udział w opisanych przeze mnie akcjach organizacji, do których należałem, stałem się współwinnym tego zła, które organizacje te obciąża. Znalazłszy się w SS i wychowany w dyscyplinie tej organizacji wierzyłem, że wszystko, co nakazuje jej szef oraz Hitler, jest słuszne, i uważałem, że byłoby hańbą i słabością, gdybym od wykonania ich poleceń i rozkazów starał się w jakikolwiek sposób uchylić. Mając takie nastawienie trwałem aż do ostatka na wszystkich stanowiskach, które mi wyznaczono, i wykonywałem gorliwie wszystkie zlecenia, aczkolwiek w czasie mej pracy w obozach koncentracyjnych widziałem, że dzieją się w nich rzeczy nieludzkie. Nieraz w czasie akcji masowego niszczenia Żydów zastanawiałem się, czy istnieje Opatrzność, a jeśli tak, to jak to jest możliwe, że takie rzeczy dziać się mogą. Mimo to byłem wszędzie obecny, zarówno przy odbieraniu nadchodzących transportów, jak przy gazowaniu w komorach gazowych i przy paleniu zwłok, chcąc służyć przykładem mym podwładnym i uniknąć zarzutu, że wymagam od nich tego, od czego sam uciekam. Jak już poprzednio podkreśliłem, obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, tak jak i inne obozy niemieckie, był złem, i to złem chcianym przez naczelne kierownictwo państwa i partii, które przez stworzenie warunków istniejących w obozie przemieniły go w obóz wyniszczenia. Winą moją jest to, że mimo wszystko ze służbistą gorliwością w obozie tym pracowałem, nie znalazłem w ciągu mej służby drogi ludzkiego, a nie służbowego podejścia do ludzi więzionych w obozie. Pozostawiając ocenę mej działalności i mej winy sądowi, który będzie rozpatrywał moją sprawę na podstawie ustalonych faktów i przejawów mej działalności, przyznaję następujące fakty:
25 września 2006, 00:21 / poniedziałek
1. W czasie od listopada 1922 r. aż do upadku Niemiec w 1945 r byłem członkiem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP).
2. Od czerwca 1933 r. aż do upadku III Rzeszy byłem członkiem sztafet ochronnych (SS), w których doszedłem do stopnia SS-Obersturmbannfuehrera.
3. W czasie od maja 1940 r, do końca listopada 1943 r. pełniłem funkcje komendanta obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu oraz szefa garnizonu SS w Oświęcimiu.
4. W czasie od l grudnia 1943 r. do upadku Rzeszy w 1945 r. pełniłem funkcje szefa Urzędu D I w WVHA.
5. Od lata 1941 r. przygotowywałem, a od stycznia 1942 r. kierowałem akcją masowego zabijania Żydów w urządzeniach niszczycielskich obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.
6. W czasie mej działalności w Oświęcimiu zginęły tam miliony ludzi, których dokładnej liczby nie jestem w stanie ustalić.
7. Ofiarom tym zrabowano w Oświęcimiu olbrzymie wartości majątkowe, których wysokości nie potrafię obecnie nawet w przybliżeniu ocenić
8. Według obowiązujących przepisów byłem jako komendant obozu za wszystko to, co w obozie się działo, wyłącznie i w pełni odpowiedzialny.
Wszystkie kwestie nie poruszane w protokole a omówione w sporządzonych przeze mnie pisemnych opracowaniach uważam za istotne uzupełnienie treści tego protokołu i dlatego też proszę o załączenie tych opracowań do protokołów mego przesłuchania."
Ostatnie zdanie dotyczy tych wszystkich opracowań Hoessa zawartych w niniejszej publikacji, które napisał Hoess w Krakowie w czasie postępowania przygotowawczego. Jeżeli chodzi o pozostałe materiały, to autobiografia została napisana w Krakowie po zakończeniu postępowania przygotowawczego, a pożegnalne listy do rodziny i Oświadczenie — po wyroku, gdy Hoess oczekiwał w Wadowicach na jego wykonanie.
Rudolf Hoess przez wiele lat obracał się w kręgu ludzi sobie podobnych, którzy z Hitlerem, Himmlerem, Bormannem, Eickem i innymi awanturnikami nie umiejącymi znaleźć drogi do normalnego, pokojowego życia tworzyli zalążek, a następnie trzon partii hitlerowskiej. Dzięki tym kontaktom należał niewątpliwie do grona wtajemniczonych w poufne sprawy partyjne, a po oddaniu partii władzy w państwie — także i w najtajniejsze sprawy państwowe. Świadczy o tym powierzenie Hoessowi przez Himmlera przeprowadzenia w Oświęcimiu akcji zagłady Żydów, z zastrzeżeniem zachowania najgłębszej tajemnicy nawet w stosunku do przełożonych. Wszystkie wspomnienia Hoessa dowodzą, że znał on wiele faktów, zapamiętał je i ustnie albo pisemnie zrelacjonował, o niektórych faktach wypowiadał się kilkakrotnie bądź w toku różnych przesłuchań, bądź też na piśmie. W pisemnych wypowiedziach sam powracał do niektórych kwestii, np. do kwestii likwidacji Żydów, powtarzając wiernie, ze wszystkimi szczegółami, zapamiętane dokładnie fakty i zdarzenia.
Wszystko to dotyczy faktów znanych Hoessowi z jego osobistych spostrzeżeń. Przy ich opisie wspomina również o swych ówczesnych wewnętrznych przeżyciach. Opisując na przykład przebieg zagazowania 900 radzieckich jeńców wojennych pisze we wspomnieniach: „Otwarcie jednak powiem, że zagazowanie tego transportu podziałało na mnie uspokajająco, wkrótce przecież trzeba było rozpocząć masowe uśmiercanie Żydów, a dotychczas ani ja, ani Eichmann nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, w jaki sposób będzie się odbywać masowe zabijanie".
25 września 2006, 00:23 / poniedziałek
Pewne informacje, które podaje na podstawie wiadomości z innych źródeł, interpretuje i objaśnia Hoess w różnych wypowiedziach odmiennie. Tak jest z informacją Eichmanna o liczbie ofiar zamordowanych w oświęcimskich komorach gazowych. W przesłuchaniach z 5 i 15 kwietnia 1946 r. podał liczbę dwa i pół miliona, w „Ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej (...)" uważa, że liczba dwa i pół miliona ofiar jest o wiele za wysoka, ponieważ możliwości zagłady miały i w Oświęcimiu swoje granice. Na rozprawie głównej przed Najwyższym Trybunałem Narodowym wyjaśnił, że liczba ofiar nie przekroczyła półtora miliona, jakkolwiek w „Ostatecznym rozwiązaniu (...)" przyznaje, że liczba dwa i pół miliona została istotnie podana przez najlepiej w tych sprawach zorientowanego Eichmanna, oraz że on sam nie znał ogólnej liczby, nie rozporządzał też żadnymi danymi, na podstawie których mógłby ją ustalić.
Niedbalstwo przy niszczeniu dokumentów, o którym wspomina Hoess w „Ostatecznym rozwiązaniu (...)" i w charakterystyce Baera, zwłaszcza zaś fakt, że upadek III Rzeszy nastąpił mimo wszystko zbyt nieoczekiwanie dla hitlerowców, sprawiły, że fakty podane przez Hoessa mogły zostać sprawdzone, przede wszystkim na podstawie znalezionych autentycznych dokumentów. Akta w sprawie Hoessa oraz w sprawie przeciwko członkom załogi obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka obejmują około 12 000 kart dokumentarnych materiałów dowodowych. Potwierdzają one, nieraz w najdrobniejszych szczegółach, fakty podane przez Hoessa oraz uzupełniają je i pogłębiają wielostronnie. Przy konfrontacji z tymi materiałami okazuje się, że Hoess był doskonale zorientowany w wielu sprawach i że mając dobrą pamięć relacjonował je w zasadzie zgodnie z prawdą. Prof. dr Stanisław Batawia, który przeprowadził badanie psychologiczne i lekarskie Hoessa, pisze we wstępie do publikacji części wspomnień Hoessa wydanej w 1951 r., że „postawa Rudolfa Hoessa podczas tych badań i rozmów ułatwiała pracę badającego" oraz że „zarówno badający, jak i ci wszyscy, którzy bliżej zetknęli się z Rudolfem Hoessem, uważali jego wypowiedzi z reguły za wiarygodne (...)". Robert Merle na publikacji z 1951 r. oparł swą powieść „Śmierć jest moim rzemiosłem" i przedstawił w niej Hoessa pod jego pierwszym imieniem i przybranym przed aresztowaniem nazwiskiem — jako Rudolfa Langa. Ukazał w niej Hoessa jako człowieka, który największą zbrodnię świata załatwia „rzetelnie". Słusznie podkreśla Paweł Jasienica, że przekraczająca granicę ludzkiej wyobraźni treść książki Roberta Merle ściśle odpowiada prawdzie historycznej.10 Jan Paweł Gawlik pisząc o publikacji z 1951 r. wskazuje, że: „Pozbawiony pogoni za sensacją, chłodno na ogół pisany, bardzo rzeczowy pamiętnik Hoessa tłumaczy wiele niejasności hitlerowskiego systemu terroru, pozwala na precyzyjną analizę jego metod, przedstawia narastanie zbrodni w szeregach wykonawczej kadry hitleryzmu. Hoess jako współuczestnik wielu kluczowych akcji w eksterminacyjnej polityce najeźdźcy autorytatywnie ustala daty, motywy, kolejność i przebieg wypadków (...)." Dalej Gawlik stwierdza: „Czytając relacje Hoessa uzyskujemy plastyczny obraz życia obozów koncentracyjnych, metod ludobójstwa, poznajemy sposób myślenia jednego z kierowników tej akcji".
Sporządzony przez Hoessa schemat organizacyjny ukazuje funkcje obozu koncentracyjnego w aparacie państwowym hitlerowskiej Rzeszy. Według tego wykresu „działalność" obozu regulował WVHA w trybie kierownictwa i nadzoru służbowego, personalnego, administracyjnego i finansowo-gospodarczego, a RSHA — przez dostarczanie kontyngentów więźniów i decydowanie o ich losie. Funkcja niszczycielska obozów koncentracyjnych była wypadkową dyrektyw obu tych urzędów centralnego sztabu organizacyjnego Heinricha Himmlera.
Hoess wyraźnie rozróżniał dwie funkcje tego strasznego tworu straszliwej ideologii, jakim był obóz oświęcimski. Jedną z nich określa jako „normalną" funkcję obozu koncentracyjnego w hitlerowskiej Rzeszy i przyznawał, że istniejące warunki obozowe sprawiały, iż obóz oświęcimski był dla więźniów obozem powolnej zagłady (Vernichtungslager), na którą skazani byli wszyscy „wrogowie państwa" zamknięci za drutami obozu. Trzymano tam przy życiu tych więźniów, których natychmiastowej zamordowanie byłoby rzeczą nierentowną. Byli oni po prostu „nieboszczykami na urlopie". Druga funkcja obozu polegała na ludobójczej akcji bezpośredniego zabijania ofiar natychmiast po ich przywiezieniu do obozu. Odnosiło się to do masowej akcji zagłady milionów ofiar w komorach gazowych Oświęcimia, przeprowadzonej pod kierunkiem Hoessa i nazwanej od niego mianem Aktion Hoess. Obóz w tej funkcji nazwał Hoess „przedsiębiorstwem zagłady" (Vemichtungsanstalt).
25 września 2006, 00:23 / poniedziałek
Do danzig_r
Jesteś śmieszny.
Cytujesz ideologów faszyzmu/hitleryzmu.
To są ludzie, którzyzabili/spalili twoją babcię.
Schowaj pejsy pod jarmułką.
25 września 2006, 00:25 / poniedziałek
Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze stwierdził w swym wyroku, że jedną z najbardziej osławionych metod terroru w stosunku do ludności cywilnej krajów okupowanych były hitlerowskie obozy koncentracyjne. Metoda ta była przy pomocy tajnej policji stosowana bardzo szeroko i z czasem obozy koncentracyjne stały się miejscami, w których miliony ludności cywilnej uległy zagładzie przez stosowanie zorganizowanego i systematycznego zabijania.
Rudolf Hoess był założycielem, organizatorem i komendantem obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka, w którym jego podwładny, lekarz SS dr Kremer widział — jak pisze w swym dzienniku obozowym — sceny i „najstraszliwsze ze strasznych", w porównaniu z którymi „piekło Dantego wydaje się prawie komedią".
Hoess uznał swoją odpowiedzialność za wszystko, co się stało w obozie oświęcimskim, przy czym za podstawę tego uznania przyjął przede wszystkim regulamin obozowy. W swej autobiografii powołuje się wyraźniej na przepis regulaminu stwierdzający: „Komendant obozu ponosi całkowitą odpowiedzialność za wszystko, co się dzieje na terenie obozu", a w liście do żony pisze: „Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu, byłem całkowicie i w pełni odpowiedzialny za wszystko, co się tam stało, niezależnie od tego, czy o tym wiedziałem, czy nie." Także w przedśmiertnym Oświadczeniu nawiązuje Hoess do swej odpowiedzialności jako komendanta, za którą płaci życiem.
Zawarte w Oświadczeniu przyznanie się do zbrodni i okropności wyraża się tylko prostym ich nazwaniem zbrodniami i okropnościami. Na skutek „regulaminowego" pojmowania odpowiedzialności osobistej takie wyznania brzmią deklaratywnie. Podkreślono już słusznie, że we wspomnieniach Hoessa „granica zapoznania i świadomości przestępstwa jest (...) zatarta. Hoess, zdaje się, zupełnie nie dostrzegł linii demarkacyjnej między obowiązkiem a przestępstwem. Pisze o nadużyciach w sensie uchylenia przepisom (...)."
We wszystkich wypowiedziach Hoessa brak jest wyrazu poczucia jego osobistej winy, przy czym zarówno we wspomnieniach, jak i w liście do żony daje Hoess wyraz niemożności i niecelowości dokonywania oceny własnego postępowania na płaszczyźnie kryteriów dobra i zła, zredukowanych w jego ujęciu do alternatywy falsch-richtig, przy czym nad tym, co jest słuszne, a co błędne, stawia znak zapytania.
Błędy, których dopatruje się u siebie, dotyczą tylko spraw osobistych rodzinnych. Tak pisze w autobiografii: „Dziś głęboko żałuję, że opuściłem ówczesną drogę. Moje życie i mojej rodziny biegłoby inaczej (...)" I później: „Dziś gorzko żałuję, że nie poświęciłem więcej czasu mojej rodzinie, ale zawsze uważałem, że muszę być stale na służbie."
O wszystkim, co poza sferą tych spraw było błędne, relacjonuje Hoess po kronikarsku, bez względu na swój osobisty udział w opisywanych zdarzeniach i na stosunki, jakie łączyły go z charakteryzowanymi przez niego osobami. Przedstawiony przez niego stan faktyczny powstał w Oświęcimiu-Brzezince wprawdzie w czasie, gdy Hoess był komendantem obozu, ale z przyczyn obiektywnych natury rzeczowej i osobowej, rzekomo od niego niezależnych. Fakty — stwierdzone także i przez Hoessa toku przesłuchań — dowodzą jednak, że to on właśnie uznał Oświęcim za odpowiedni do założenia obozu koncentracyjnego, wbrew zdaniu poprzedniej komisji, która propozycję taką ze względów rzeczowych odrzuciła, oraz że krytykowani przez niego jego następcy usunęli z Oświęcimia Aumeiera, Grabnera, Palitzscha i innych, którym Hoess przypisu; tak wiele złego.
Zarzuca zaś im właściwie to, że w oparach potwornej zbrodniczości Oświęcimia nie dorośli do jego modelu absurdalnie zdyscyplinowanego SS-mana. Nie rozumie przy tym, że do tego brak im było takiego przygotowania, jakie on sam wyniósł z domu swego ojca, żołnierza-kolonizatora, dewota otaczającego się wojującymi misjonarzami i kupca w jednej osobie, oraz ze służby w szeregach Korpusu Rossbacha na żołdzie baronów bałtyckich i junkrów pruskich.
Osoby przesłuchujące Rudolfa Hoessa jako świadka czy oskarżone; w różnych sprawach interesowały się przede wszystkim faktami istotnymi dla wyjaśnienia tych spraw. Chodziło bowiem zawsze o ustalenie jakiegoś stanu faktycznego, a nie o ocenę przez Hoessa zdarzeń i ludzi tworzących ten stan. Dlatego w wypowiedziach na piśmie uzupełnia on ten brak i wypowiada stosunkowo dużo sądów oceniających i wartościujących. Treść ich potwierdza to, co Hoess deklaruje w autobiografii: „Jeżeli chodzi pojmowanie życia, to jestem nadal narodowym socjalistą. Idei i poglądów, które się wyznawało przez blisko 25 lat, z którymi się wzrósł i z którymi było się związanym duszą i ciałem, nie porzuca się tak łatwo (...)." Nie na darmo Eicke przez tyle lat wpajał w SS-manów „Wierzymy w naszego wodza i w wielkość naszej ojczyzny. Wolni żyliśmy, wolni chcemy odejść. Nasze ostatnie tchnienie: Adolf Hitler."
25 września 2006, 00:28 / poniedziałek
Dlatego, gdy Hoess pisze następnie w autobiografii: „Ja tego nie trafię (...). Napisałem tak, jaki byłem, jaki jestem" — brzmi to jak deklaracja gotowości do jakiejś następnej akcji (Einsatz) w imię tych samych idei i poglądów.
Kładzie temu kres wyrok Najwyższego Trybunału Narodowego, który stwierdza w zakończeniu uzasadnienia: ,,Po ciężkich zmaganiach wojennych, latach ucisku i męki, zatriumfowała wraz z restytuowaną godnością ludzką — sprawiedliwość ludzka, w imię której Najwyższy Trybunał Narodowy czyniąc odpowiedzialnym oskarżonego Rudolfa Hoessa wszystko zło, jakie tejże ludzkości wyrządził i wraz z uczestnikami tego zbrodniczego zespołu, do którego przynależał, przeciw niej knuł i planował — wymierza mu w oparciu o powołane w sentencji wyroku prawa Rzeczypospolitej oraz w oparciu o nakazy sumienia świata, jako karę jedyną przewidzianą w przepisach prawnych (art. l, 2 i 4 dekretu) — karę śmierci."
Pisząc o publikacji z 1951 r. słusznie wskazał Adolf Rudnicki, że rangi i wagi tekstu wspomnień R. Hoessa nie da się wymierzyć w kategoriach sztuki, że książka ta nie jest ani dobra, ani zła, lecz przede wszystkim — obowiązująca. Opisane w niej zbrodnie przeciw ludzkości są bowiem nie tylko hańbą dla ich sprawców i policzkiem wymierzonym całemu rodzajowi ludzkiemu, ale przede wszystkim ostrzeżeniem, do czego ludzkości w jej przyszłych dziejach poniżyć się nie wolno.
Rudolf Hess
Uczeń, żołnierz i lotnik
Pierwsze miesiące 1941 roku Hess poświęcił na przygotowania do misji swojego życia. Przeniósł się w świat techniki lotniczej, map synoptycznych i topografii południowej Szkocji. Był dumny, że posiadł umiejętności mające zapewnić mu możliwość wypełnienia szczytnego zadania.
U schyłku życia, kiedy po czterdziestu sześciu latach spędzonych w berlińskim więzieniu Spandau zdecydował się na krok ostateczny, nadal był dumny ze swojego czynu - wyraził to w zdaniu, wyrytym później na jego kamieniu nagrobnym: Ich Hab's Gewagt - „Miałem dość odwagi".
Rudolf Walter Richard Hess urodził się 26 kwietnia 1894 roku w Ibrahimieh, wschodnim przedmieściu Aleksandrii w Egipcie. Willa rodziny Hessów znajdowała się niedaleko Aboukiru, sceny zwycięstwa Nelsona nad flotą francuską l sierpnia 1798 roku, które zdecydowało o dominacji Królewskiej Floty na Morzu Śródziemnym. Ojcem Rudolfa był Fritz Hess, zamożny kupiec, właściciel firmy handlowej Hess i S-ka. Spółkę tę założył dziadek Rudolfa, Christian Hess, który poślubiwszy pannę Margarete Buhler, wyemigrował w roku 1865 do Egiptu wraz z synem i dwoma córkami1. Rodzina Hessów pochodziła z Wunsiedel, położonego około 95 kilometrów na północny zachód od Norymbergi, w Fichtelgebirge. Fritz był również właścicielem domu w Reicholdsgrün, miejscowości leżącej około 10 kilometrów na północny zachód od Wunsiedel. Ożenił się z Klarą Munch, córką fabrykanta tekstylnego. Rudolf, najstarszy z trojga dzieci Fritza i Klary, miał brata Alfreda, urodzonego w roku 1897 i siostrę Margarete, która przyszła na świat w roku 1982.
Rodzina mieszkała w obszernej i eleganckiej trzypiętrowej willi, otoczonej pięknie utrzymanym ogrodem. Na wschód od muru posiadłości ciągnęła się pustynia, na zachód leżało bajkowe miasto Aleksandria z portem, piękną zabudową i egzotycznymi bazarami, a na północ złocista plaża wcinała się w turkusowe wody Morza Śródziemnego. Życie rodziny upływało w komforcie, a pod wieloma względami przypominało praw
dziwa idyllę. W przeważającej części życie prywatne koncentrowało się na wychowywaniu dzieci; od czasu do czasu Hessowie wydawali przyjęcia dla gości z niemieckiej kolonii w Aleksandrii.
Chłopcy uczęszczali do Niemieckiej Szkoły Protestanckiej w Aleksandrii, Rudolf spędził w niej lata od 1900 do 1906. Od roku 1900 rodzina każdego lata wyjeżdżała na wakacje do Niemiec i spędzała kilka tygodni w swoim domu w Reicholdsgrün. Po pierwszym okresie nauki w szkole dla braci Hess sprowadzono nauczyciela prywatnego, egipskiego guwernera, mistrza (effendt) Abdula Aziza, ale nigdy nie nauczyli się oni mówić po arabsku. Ku wielkiemu rozczarowaniu ojca, żaden z chłopców nie przejawiał zainteresowania sprawami rodzinnej firmy, ani też nie zdradzał najmniejszej chęci przejęcia jej w swoje ręce. W roku 1908 Rudolfa wysłano do Niemiec, gdzie od 15 września rozpoczął naukę w Szkole Ewangelickiej w Bad Godesberg. Jego ojciec nie tracił nadziei, że pierworodny przejmie rodzinny interes, chociaż syna bardziej interesowały matematyka i nauki przyrodnicze. Nie powstrzymało to Fritza Hessa od wysłania go w roku 1911 do Wyższej Szkoły Handlowej (Ecole Superieure de Commerce) w Neuchatel w Szwajcarii. Rudolf opuścił tę szkołę po roku i rozpoczął praktykę zawodową w firmie kupieckiej w Hamburgu.
25 września 2006, 00:30 / poniedziałek
Do roku 1914 populacja Rzeszy Niemieckiej wynosiła 68 milionów ludzi, blisko 60 procent więcej niż w momencie jej powstania - 9 grudnia 1870 roku. Bezrobocie było niskie, społeczeństwo nie wysuwało nadmiernych roszczeń, a rozwinięty już przemysł prosperował. Niemcy stawali się narodem bardzo zasobnym, a w kategoriach militarnych wręcz najpotężniejszym w świecie, z wielką i dobrze wyposażoną armią, jak również nowoczesną marynarką wojenną, której rosnącą potęgę z obawą obserwowały i Wielka Brytania, i Francja, gdyż Niemcy najwyraźniej ostrzyły sobie zęby na ich światowe imperia. Z dnia na dzień Europa zmierzała do konfrontacji trójprzymierza (Niemcy, Austro-Węgry i Włochy) z ententą (Wielka Brytania, Francja i Rosja). Groźba wybuchu wojny wisiała w powietrzu.
Iskrą, która wznieciła pożogę wojenną, było zamordowanie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga-Este, dziedzica tronu austro-węgierskiego, oraz jego małżonki Zofii Chotek, księżnej Hohenburg, co stało się w Sarajewie rankiem 28 czerwca 1914 roku. Zastrzelił ich z rewolweru niejaki Gawryło Princip, dwudziestoletni członek tajnego stowarzyszenia serbskiego znanego pod nazwą Bractwa Czarnej Ręki, ostro sprzeciwiającego się planowanemu wcieleniu Serbii do Cesarstwa Austro-Węgierskiego. 28 lipca Austro-Węgry wypowiedział)' wojnę Serbii, a jej sojusznik - Rosja -ogłosił mobilizację, l sierpnia Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji. Wojska niemieckie następnego dnia wkroczyły do Luksemburga, aby zająć tam dwie linie kolejowe potrzebne do transportu oddziałów wojskowych, które miały wkroczyć do Belgii. 3 sierpnia Niemcy wypowiedziały wojnę Francji, a dzień później Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom. 6 sierpnia Austro-Węgry miały już konflikt zbrojny z Rosją. Wybuchła pierwsza wojna światowa. Włochy początkowo pozostały neutralne, dopiero 23 maja 1915 roku zdecydowały się przystąpić do wojny po stronie ententy. Sierpień roku 1914 rodzina Hessów jak zwykle spędzała w swoim niemieckim domu w Reicholdsgrün, brakowało tylko liczącego sobie dwadzieścia lat Rudolfa, który ciągle jeszcze odbywał praktyki zawodowe w Hamburgu. Parę dni po wybuchu wojny dołączył do rodziny. Wbrew życzeniu ojca, pojechał wkrótce do Monachium, wstąpił w szeregi armii jako ochotnik i 20 sierpnia 1914 roku znalazł się na liście poborowych do 7. Bawarskiego Pułku Artylerii Polowej. 18 września po wstępnej musztrze Infantierist (szeregowiec piechoty) Rudolf Hess został skierowany do 3. Kompanii Pomocniczej 1. Batalionu Pomocniczego, 1. Pułku Piechoty4. Pułk ten stacjonował na froncie zachodnim, naprzeciw brytyjskich wojsk ekspedycyjnych nad Sommą.
W końcu października 1914 roku Belgom udało się zatopić rozległe tereny po obu stronach rzeki Izery, pomiędzy Nie-uwpoort i Bikschote. Zastosowanie tego środka obrony zmusiło Niemców do wycofania się z regionu, i walki na pewien czas ustały. Jednak zaatakowali ponownie 30 października, na wąskim odcinku frontu między Wzgórzem Messyny i Gheluveltem, 5 mil na wschód od Ypres. To tutaj Rudolf odbył swój chrzest bojowy w walce przeciw zaprawionym w bojach żołnierzom brytyjskiego I Korpusu.
Niemiecka piechota składała się głównie z młodych rekrutów - kwiatu narodu - głównie studentów oddanych ojczyźnie i palących się do walki. Rzucano tych niedoświadczonych zapaleńców w ciężkie boje z regularnym wojskiem brytyjskim, przeciw świetnie wyszkolonym, zaprawionym w strzelaniu z używanych na polach bitew karabinów ryglowych. W bitewnej wrzawie, wśród świstu kuł z karabinów, karabinów maszynowych i dział, niosły się słowa patriotycznych pieśni, które cichły w miarę, jak tysiące dzielnych młodych ochotników padary bez życia w rozmiękłą ziemię. Kiedy Niemcom udało się nawet przedrzeć w rejonie Gheluvelt, mieszane bataliony wojsk ententy szybko odparły ich w zaciekłym kontrataku. Potem tu i ówdzie nieskutecznie naruszali linie nieprzyjaciela, i taka chaotyczna przepychanka trwała kilka dni bez wyraźnej przewagi którejś ze stron, aż w końcu atakujący wycofali się z powodu wyczerpania i nadmiernych strat. Brytyjczycy stracili wtedy blisko 50 tysięcy żołnierzy, w większości armii regularnej, zabitych, rannych lub zaginionych w bitwach. Walczący na południe od miejsca ich zmagań Francuzi mieli podobne straty. Strat niemieckich nigdy nie podano, ale musiały być o wiele większe. O tym etapie wojny na froncie zachodnim mówi się, jako o Der Kindermord von Ypern - rzezi niewiniątek pod Ypres.
25 września 2006, 00:32 / poniedziałek
Rudolf Hess wyszedł cało z tej jatki, choć z pewnością nie bez trwałych śladów w młodzieńczej psychice. Uczestnikiem bitwy pod Ypres był również Adolf Hitler, który ochotniczo zaciągnął się do 16. Bawarskiego Pułku Piechoty, ale ci dwaj wtedy jeszcze się ze sobą nie zetknęli. Jednostka Hitlera również została zdziesiątkowana, a przyszłego kanclerza Rzeszy uhonorowano zgłoszeniem do odznaczenia Krzyżem Żelaznym Drugiej Klasy, który wręczono mu 2 listopada 1914 roku, jeszcze w trakcie bitwy. Pierwsza bitwa o Ypres zakończyła okres wojny otwartej i obie strony zapadły w okopane pozycje aż do ostatniego, również bezskutecznego natarcia Niemców w roku 1918.
9 listopada 1914 roku przeniesiono Hessa do 1. Kompanii 1. Pułku Piechoty, stacjonującego w pobliżu Arras we francuskiej prowincji Artois5. Tam też 21 kwietnia 1915 roku otrzymał on awans na kaprala (Gefreiter), a sześć dni później - Krzyż Żelazny Drugiej Klasy za odwagę na polu bitwy W końcu sierpnia 1915 roku wziął udział w sześciotygodniowym kursie podoficerskim w Ośrodku Szkolenia Wojskowego w Munsterlager, gdzie dosłużył się stopnia starszego sierżanta (Vizefeldwebel).
22 października dostał M.V.K. (Militarisches Yerdienst Kreuz - Wojskowy Krzyż Zasługi) przyznawany w Królestwie Bawarii. Świeżo awansowany i dodatkowo odznaczony, 20 listopada wrócił do macierzystej jednostki frontowej, która wzięła udział w kilku akcjach zbrojnych w rejonie Artois. Na początku 1916 roku walczył w bitwach o Neuville St Vaast, które obróciły miasto w kompletną ruinę. Na skutek infekcji gardła 20 lutego odesłano go na tyły, gdzie spędził ponad dwa miesiące, ale l maja wrócił do jednostki, która walczyła w straszliwej bitwie pod Verdun.
W tym rejonie 21 lutego 1916 roku Niemcy podjęli natarcie na linie francuskie. Początkowo odnosili znaczne sukcesy, szczególnie na obszarze na wschód od rzeki Maas, ale opór francuski stopniowo rósł i bitwa przerodziła się w walkę obliczoną na wyczerpanie przeciwnika, powodując ogromne straty po obu stronach. Pod koniec miesiąca Niemcy zajęli fort Douaumont, który - widziany z powietrza - przypominał gigantyczne ruiny. Generał von Falkenhayn już w kwietniu przyznał, że niemiecki atak na Verdun był błędem, ale wbrew własnemu przekonaniu kontynuował te bezsensowne ataki.
12 czerwca jednostka Hessa operowała w okolicach wioski Thiaumont na obrzeżach Douaumont. Hessa ugodziły tam w lewe ramię i rękę odłamki eksplodującego pocisku i jako rannego wysłano go do szpitala polowego (Reserve Lazaretf) w Bad Homburg, a następnie - 28 czerwca - do podobnego szpitala w Ilsenburgu, gdzie pozostał do 13 lipca, by ponownie wrócić do swojej jednostki6. W tym czasie von Falkenhayn odwołał przewidzianą na połowę lipca ofensywę, do którego to czasu straty w szeregach walczących stron wzrosły do 362 tysięcy Niemców i 336 tysięcy Francuzów.
25 grudnia 1916 roku Hessa skierowano do 18. Bawarskiego Zapasowego Pułku Piechoty i wyznaczono na dowódcę plutonu w 10. Kompanii. Jednostka ta stacjonowała w Rumunii, która wypowiedziała wojnę państwom Centralnym 27 sierpnia 1916 roku w nadziei na zdobycze terytorialne w Siedmiogrodzie. Ta decyzja okazała się niezbyt mądra, ponieważ słabo obsadzone przez kadrę oficerską wojska rumuńskie znalazły się w matni, gdy siły niemieckie, bułgarskie i tureckie zaatakowały z południa, zdobywając kontrolę nad większością obszaru kraju, włącznie ze stołecznym Bukaresztem. Hess brał udział w bitwie o Rimnicu Sarat, miasteczko leżące o jakieś 120 kilometrów na północ-północny wschód od Bukaresztu. 23 lipca 1917 roku na przełęczy Oituz odłamek pocisku znów zranił go w lewą rękę7. Rany tej nie uznano za wartą leczenia szpitalnego i po opatrzeniu ręki na miejscu, w polowym punkcie opatrunkowym, Hess pozostał w jednostce. Jednak kolejna rana, którą otrzymał 8 sierpnia 1917 roku, była o wiele poważniejsza, a nawet zagrażająca życiu. W natarciu na Ungureana, małe wzgórze w Karpatach w pobliżu Focsani, 150 kilometrów na północ-północny wschód od Bukaresztu, rumuński żołnierz postrzelił Hessa tak, że kula przeszyła go na wylot.
25 września 2006, 00:34 / poniedziałek
Następnego dnia Hess znalazł się w szpitalu wojskowym (Krźegslazaretf) 21C w Bezdivasarhely na Węgrzech. W jego karcie z 11 sierpnia znajduje się zapis o tym, że kula weszła przez klatkę piersiową koło lewej pachy, pozostawiając dziurę wielkości „ziarnka grochu" otoczoną pomarszczoną skórą, przebiła płuco i wyszła w pobliżu kręgosłupa przez czwarte żebro, poniżej łopatki, pozostawiając otwór wielkości „pestki wiśni". Pacjent broczył krwią i miał pewne kłopoty z oddychaniem, ale rana wyglądała na czystą. Wszystko wskazuje na to, że Hess padł ofiarą postrzału z małokalibrowej strzelby, najprawdopodobniej kiedy posuwał się do przodu w zgiętej pozycji. Miał szczęście, że kula przeszła przez ciało na wylot bez naruszenia mięśnia sercowego czy skruszenia kości w klatce piersiowej lub uszkodzenia kręgosłupa. 20 sierpnia w szpitalu odnotowano, że jego stan ogólny jest raczej dobry. Cztery dni później spadła gorączka, ustała nadmierna potliwość i pacjent zaczął odzyskiwać siły. Stwierdzono wtedy, że można go odesłać do kraju, ale 26 sierpnia został przeniesiony na dalsze leczenie do Kriegslazarett 21B w Sepsiszentgyórgy, również na Węgrzech. Jego stan zdrowia z dnia na dzień się poprawiał, ustąpił dokuczliwy kaszel i ślinotok, serce pracowało bez zarzutu, jedynie oddychanie sprawiało mu trudności. W tym szpitalu zalecono odesłanie pacjenta do kraju, gdyż okres jego rekonwalescencji przewidziano na ponad sześć tygodni. 11 września Hess znalazł się w Pociągu Szpitalnym numer 9 w drodze do Niemiec. Od 17 września do 23 października leżał w Reserve Lazarett w Miśni, miejscowości leżącej około 20 kilometrów na północny zachód od Drezna. W tym czasie - dokładnie 8 października - promowano go na stopień Leutnant derReserve (podporucznik rezerwy), co oficjalnie potwierdzono dwa tygodnie później. Rekomendowano go również do odznaczenia Krzyżem Żelaznym Pierwszej Klasy, ale w końcu nigdy nie otrzymał tego odznaczenia. Tymczasem jego ojciec, Fritz Hess, 30 września napisał list do szpitala w Miśni z prośbą o przeniesienie syna do szpitala w Alexandersbad, gdzie miałby bliżej do rodzinnego domu w Reicholdsgrün. Prośbie tej zadośćuczyniono i 25 października przywieziono Hessa do szpitala w Alexandersbad, 48 kilometrów na północ od Bayreuth, gdzie ponownie zbadano go i uznano jego stan za ogólnie dobry - stwierdzono prawidłowy puls i poprawę w oddychaniu. Jednak pacjent ciągle się skarżył na jakieś dolegliwości, przypisano mu więc skłonności do hipochondrii.
Lekarze wojskowi zdecydowali, że można go wypisać ze szpitala, jako Kriegsverwendungfähige (zdolnego do czynnej służby) w 1. Pułku Pomocniczym Piechoty w Monachium. Jeszcze w trakcie rekonwalescencji, 29 listopada, Hess złożył oficjalny wniosek o zmianę przydziału służbowego, w którym pisał:
Zwracam się z prośbą, aby po zakończeniu leczenia skierowano mnie na szkolenie lotnicze, które zaczyna się 15 grudnia 1917 roku. Już w sierpniu tego roku miałem być przeniesiony do lotnictwa, w czym przeszkodziła mi odniesiona rana. Zgodnie z opinią mojego lekarza, jest ona już na tyle zaleczona, że w pełni nadaję się do służby w lotnictwie, zgodnie zaś z załączonym oświadczeniem dowódcy kompanii, stan moich nerwów też nie budzi zastrzeżeń. Jestem obeznany z silnikami motocyklowymi i samochodowymi. Przygotowałem się również do tej służby samodzielnie, na ile jest to możliwe dzięki lekturze książek poświęconych sztuce pilotażu.
Nieznane są motywy decyzji Hessa o wstąpieniu do wojsk lotniczych, ale pewnych wskazówek w tej mierze może dostarczyć bliższe przyjrzenie się doświadczeniom życiowym tego młodego człowieka. Trzy lata spędził w piechocie, przeważnie na linii frontu, gdzie musiał znosić upodlenie, odór śmierci, podłe jedzenie i wytrzymywać pod nieustającym ogniem nieprzyjaciela, który chciał go zabić i zabił wielu bliskich mu towarzyszy broni, a jego samego trzykrotnie zranił. Szansę na pozostanie przy życiu w lotnictwie były jeszcze mniejsze, zważywszy na liczbę strąconych maszyn i zestrzelonych pilotów, ale sam fakt bycia pilotem stanowił pewną rekompensatę. Ludzie z podniebnej służby stacjonowali poza liniami frontu we względnie komfortowych warunkach. Przede wszystkim jednak lotnictwo wojskowe, chociaż liczyło sobie zaledwie parę lat, obrosło już legendą, fascynowało nowoczesną techniką i ryzykiem latania. Wszyscy piloci cieszyli się szacunkiem opinii publicznej, a asów myśliwskich uważano za bohaterów. W ich akcjach bojowych wciąż występował element rycerskości. Chodziło wprawdzie o to, by strącić nieprzyjaciela, atakując od tyłu, ale walcząc wysoko w powietrzu; piloci darzyli się wzajemnym szacunkiem. Do częstych praktyk należało zrzucanie na płyty lotnisk nieprzyjaciela wiadomości o samolotach strąconych za frontem i z prośbami o informacje na temat własnych zaginionych pilotów.
25 września 2006, 00:37 / poniedziałek
Przyznany mu 11 grudnia urlop zdrowotny w końcu roku 1917 spędził Hess w domu rodzinnym w Reicholdsgrün. W styczniu 1918 roku, według wspomnień kobiety, którą później poślubił, w jego życiu miał miejsce dziwny zbieg okoliczności. Jako ktoś, kto dopiero wrócił z urlopu zdrowotnego, otrzymał nietrudne zadanie eskortowania na front zachodni pułku rekrutów. Na miejscu zameldował się u Antona Freiherra von Tuboeuf (Oberstleutnant). W pamięci utkwił mu towarzyszący mu Gefreiter. Hess co prawda nie zamienił z nim ani słowa i nie poznał nazwiska owego kaprala, ale parę lat później uświadomił sobie, że człowiekiem tym był Adolf Hitler.
Tymczasem 6 kwietnia 1917 roku wojnę Niemcom wypowiedziały Stany Zjednoczone, chociaż jeszcze przez ponad rok żaden amerykański kontyngent nie dotarł do linii frontu we Francji. Z kolei w październiku 1917 roku wybuchła rewolucja bolszewicka w Rosji, co doprowadziło do niemiecko-rosyjskiego zawieszenia broni 15 grudnia i - w końcu - do zawarcia traktatu pokojowego, ratyfikowanego 29 marca 1918 roku. Dziesięć dni później pozbawiona sojusznika Rumunia musiała zawrzeć pokój z siłami państw centralnych.
W styczniu 1918 roku Hess udał się do Monachium, gdzie przeszedł badania praktyczne i zdrowotne na licencję pilota wojskowego. 22 stycznia pojechał na dwutygodniowy urlop do domu. 15 marca rozpoczął trzymiesięczny kurs, na którym najpierw miał zajęcia z instruktażu naziemnego w Fliegerschule l (Szkoła Pilotażu 1) w Schleissheim, 12 kilometrów na północ od centrum Monachium. Instruktaż taki zazwyczaj obejmował teorię lotu, silnik spalania wewnętrznego, nawigację lotniczą, uzbrojenie lotnicze, procedury bombardowania i meteorologię. Po kilku miesiącach rozpoczął wstępne szkolenie pilotażowe w Fliegerschule 4, z bazą w obozie Lechfeld, na południe od Augsburga. Nie wiadomo, na jakim typie samolotu szkolnego odbył pierwsze samodzielne loty, ale wiadomo, że był to samolot dwumiejscowy i że Hess rozbił się w czasie swego pierwszego samodzielnego przelotu, na łące koło Riedam am Ammersee, 35 kilometrów na zachód-południowy zachód od Monachium. Dużo później, podczas odsiadywania wyroku w więzieniu Spandau, napisał datowany na 20 września 1953 roku list do swego syna Wolfa Rüdigera, w którym wyznał:
„Na szczęście w takim samolocie szkolnym fotel pilota umieszczony jest z tyłu. Gdybym siedział na przednim fotelu, moja kariera by się skończyła, ponieważ przedni fotel wbił się w ziemię podczas upadku". Samolot został całkowicie zniszczony, ale Hess wyszedł z wypadku bez szwanku.
Po zakończeniu szkolenia wstępnego l października skierowano Hessa do Parku Lotniczego (Luftpark), a następnie na kurs zaawansowany w Jagdstaffekchule l (Szkoła Eskadr Myśliwskich nr l) w Valenciennes we Francji. W tym czasie Brytyjczycy i Francuzi z wydatną pomocą Amerykanów odparli zmasowaną ofensywę niemiecką na froncie zachodnim, przypuszczoną 21 marca 1918 roku po powrocie oddziałów zwolnionych z frontu wschodniego. Niemcy ponieśli klęskę na wszystkich liniach, a lotnictwo alianckie panowało na europejskim niebie.
14 października 1918 roku Hess dołączył do bawarskiej eskadry myśliwskiej Jagdstaffel 35bu. Bazowała ona w Givry, na północny wschód od belgijskiego Mons, lecz 29 października przeniosła się do Gosselies, na wschód od Charleroi. Eskadra latała na Fokkerach D .VII, samolotach wprowadzonych do użytku w kwietniu 1918 roku i powszechnie uznawanych za najdoskonalsze niemieckie myśliwce tej wojny. Istnieją fotografie ukazujące Hessa w kabinie jednej z takich maszyn. Na innym zdjęciu pozuje w mundurze z dystynkcjami porucznika na kołnierzyku na tle trójpłatowca Fokker Dr.I.
Jednakże świeżo upieczony pilot nie zdążył sprawdzić swoich umiejętności w powietrznych bitwach, bo wojna osiągnęła już swój nieunikniony kres. W jej ostatnim półroczu Niemcy stracili 80 tysięcy zabitych, 350 tysięcy zaginionych w akcji i 360 tysięcy rannych. Nawet wobec potwornych „norm" tej wojny, strat takich dłużej już nie dało się ponosić. Niemiecka machina wojenna uległa rozpadowi, a kraj ogarnęła klęska głodu wskutek zablokowania handlu morskiego przez aliantów. Negocjacje pokojowe pomiędzy delegatami aliantów i Niemców rozpoczęły się 8 listopada. Podpisano traktat o zawieszeniu broni i 11 listopada 1918 roku o godzinie jedenastej pierwsza wojna światowa ostatecznie dobiegła końca.
25 września 2006, 00:40 / poniedziałek
Polityk i lotnik
Po wojnie eskadra myśliwców Hessa została rozwiązana, podobnie jak większość innych należących do lotnictwa Niemiec. Alianci nakazali tym jednostkom przekazanie samolotów oraz ich wyposażenia do wyznaczonych punktów zbiorczych. Niektóre z maszyn rozebrano na części zapasowe („skanibalizowano"), lecz większość niszczała, stojąc na świeżym powietrzu.
27 listopada 1918 roku Hess udał się na urlop do Reicholdsgrün, a wraz ze zwolnieniem z wojska, co nastąpiło 13 grudnia 1918 roku, jego kariera wojskowa dobiegła końca.
Można sobie wyobrazić, w jaką depresję i w jakie kłopoty wpadł Hess. Brytyjczycy przejęli rodzinną firmę w Aleksandrii, pozostawiając jego rodziców bez środków do życia. On sam miał dwadzieścia cztery lata i brakowało mu wyuczonego zawodu, a także doświadczenia w zarobkowaniu na życie w cywilnym świecie. Nie umiał się pogodzić z warunkami traktatu o zawieszeniu broni. Długie lata wojaczki, pełne okropieństw czasu wojny i żalu po utracie niezliczonych towarzyszy niedoli pozostawiają niezatarte piętno na psychice wszystkich ludzi, zarówno żołnierzy, jak i cywilów, zwycięzców oraz pokonanych. Tego się nie zapomina. Gorycz zwycięzców oczywiście nie jest tak dotkliwa, jak tych, którzy wojnę przegrali, ci bowiem odczuwają głęboką frustrację, którą muszą na kimś wyładować i szukają winnych swojego wewnętrznego zagubienia. Charakter Hessa - żołnierza i pilota - ukształtowała wojna i walka. W lutym 1919 roku wstąpił do Towarzystwa Thule, założonego rok wcześniej przez Freiherr (barona) Rudolfa von Sebottendorffa. Była to zbieranina rozgorączkowanych nacjonalistów oraz ugrupowań antysemickich zamierzających obalić Raterepublik - Bawarską Republikę Rad - utworzoną w tej części Niemiec przez Spartakusbund, (Związek Spartakusa), paramilitarną organizację komunistyczną zaangażowaną w próby przejęcia władzy w całych Niemczech.
Podczas brutalnych starć między spartakusowcami a członkami Towarzystwa Thule siedmiu spośród tych ostatnich zostało ujętych i, wraz z niewinnym gapiem, żydowskim profesorem Bergerem, uwięzionych jako zakładnicy. 30 kwietnia 1919 roku wszystkich, to znaczy osiem osób, pospiesznie stracono. Po tym krwawym incydencie na początku maja do Monachium wkroczyły naprędce pozbierane oddziały zbrojne z zadaniem wyrwania miasta ze szponów tej „czerwonej gwardii". W czasie gwałtownych walk ulicznych Hess ponownie został ranny, tym razem w nogę. 7 maja wstąpił do Freikorps dowodzonego przez generała Franza Xavera Rlttera von Eppa, kontynuując w tej jednostce walkę przeciwko spartakusowcom, aż do rezygnacji z funkcji w końcu kwietnia 1920 roku.
Hess zdecydował się także na dalszą edukację na Uniwersytecie Monachijskim. Wejście w poczet studentów było prostą formalnością, jako że byłych żołnierzy zwolniono z obowiązku składania egzaminów wstępnych. Nie było jego ambicją przystąpienie do Abitur (egzaminy końcowe), ale solidnie zaznajamiał się z ekonomią i historią, przy czym znalazł się pod wpływem generała majora profesora Karla Haushofera, wykładowcy geopolityki, głoszącego ideę niemieckiej ekspansji terytorialnej1. Z Haushoferem spotkał się już wcześniej, gdy latem 1919 roku jeden z przyjaciół Hessa zabrał go na obiad do domu profesora. Hess serdecznie się zaprzyjaźnił z Haushoferem, a także z jednym z jego synów, Albrechtem, który później został wykładowcą uniwersyteckim oraz wysoko cenionym interpretatorem teorii społecznych.
W kwietniu 1920 roku pociągiem z Berlina przybyła do Monachium panna Ilse Pröhl, córka lekarza wojskowego (Ober-stabsarztd) w stopniu majora doktora Friedricha Pröhla. Po śmierci ojca, jej matka oraz ojczym - CarI Horn - przeprowadzili się nad jezioro Ammer w pobliżu Monachium. Zamierzała zdać egzaminy końcowe na uniwersytecie, mieszkając w niewielkim pensjonacie prowadzonym przez pannę von Schild-berg w studenckiej dzielnicy Monachium zwanej Schwabing. Pokój nie był jeszcze gotowy na jej przyjazd, toteż przysiadła na chwilę na ciasnym półpiętrze, zmęczona po długiej podróży. Tam też zaskoczył ją widok młodego mężczyzny w szarym mundurze polowym z brązowym lwem Freikorps Epp na lewym ramieniu, który nagle wpadł do domu i zbliżał się do niej szybko, pokonując po trzy stopnie na raz. Spostrzegłszy ją, zatrzymał się jak wryty, stuknął obcasami, ukłonił się i popędził wyżej. Ilse zauważyła, że był całkiem rosły (w rzeczywistości miał 177 centymetrów wzrostu), dobrze zbudowany, o kwadratowej twarzy z głęboko osadzonymi oczyma pod krzaczastymi brwiami.
25 września 2006, 00:42 / poniedziałek
Okazało się, że Rudolf i Ilse zajmowali sąsiednie pokoje. Z początku młody człowiek trzymał się na uboczu, pełen rezerwy i niechętny sąsiedzkim znajomościom. Jednak pewnego dnia znienacka zapukał do jej drzwi i w stanie wielkiego podniecenia poprosił, by za dwa dni zechciała mu towarzyszyć do pewnej piwiarni pod szyldem Sterneckerbrdu, gdzie w pomieszczeniu wypełnionym dymem papierosowym wysłuchał kiedyś przemowy kogoś, kogo nazwisko wyleciało mu z głowy. Ilse podobały się wygląd i maniery tego przystojnego młodego człowieka, toteż zaproszenie przyjęła. Okazało się, ze spotkanie zorganizowane zostało przez Deutsche Arbeiter Partei (Niemiecka Partia Robotnicza, DAP), zaś mówcą był niejaki Adolf Hitler. Dla Hessa wszystko, co ten człowiek mówił, było logiczne, przejrzyste i bezspornie słuszne, natomiast Ilse odniosła się do tego z lekkim sceptycyzmem.
Do tego czasu Hitler również opuścił armię, jakimś cudem przeżywszy cztery lata walk na linii frontu, za co został odznaczony Krzyżem Żelaznym Pierwszej Klasy. Przed sierpniem 1914 roku wiódł życie człowieka dojrzałego, lecz niezaradnego i pozbawionego wigoru. Służba wojenna ożywiła go i urobiła jego charakter, Podniosły nastrój z pól bitewnych zamienił się w czarną rozpacz po zawieszeniu broni, o czym wiadomość dotarła do niego, kiedy w szpitalu wojskowym leczył się z czasowej ślepoty spowodowanej brytyjskim atakiem gazowym. Wyszedł z szoku psychicznego z irracjonalnym przeświadczeniem, iż porażka Niemiec była winą Żydów i bolszewików, oraz że jest nowym Zygfrydem, który powiedzie swój naród do zemsty na tych wrogach ojczyzny.
Z natury bezbarwny i towarzysko nieogładzony, Hitler odkrył w sobie talent do wyrażania własnych poglądów z platformy politycznej, co czynił, wykorzystując efekt mocnych słów i stwierdzeń. W dzisiejszych czasach jego przemowy brzmią jak - nie przymierzając - wrzaskliwe bredzenie histeryka, lecz nie ma wątpliwości, że w tamtych dniach trafiały do przekonania szerokiemu i głębokiemu nurtowi opinii publicznej, szerzącemu się zwłaszcza w szeregach byłych frontowców płonących żądzą odwetu za porażkę i reparacje, które Niemcy, jak się spodziewano, będą musiały płacić aliantom w myśl negocjowanego wtedy traktatu wersalskiego. Jeśli dodać do tego straty terytorialne na rzecz Francji, Polski i Belgii, utratę kolonii afrykańskich, rozwiązanie floty dalekomorskiej i całego lotnictwa, ograniczenie liczebności armii do 100 tysięcy żołnierzy oraz płatności potężnych sum w złocie i dobrach materialnych dla zwycięzców, to powodów do frustracji w narodzie nie brakowało. Ponadto alianci kontynuowali blokadę gospodarczą w celu wymuszenia na Niemcach bezwzględnej akceptacji warunków traktatu. Hitlera, Hessa oraz większość uczestników zebrań w piwiarniach łączyła przynależność do tzw. Frontschweine (świnie frontowe), jak przezywano niedobitki „biednej cholernej piechoty", ludzi doświadczonych okropnościami wojny, a teraz tworzących bractwo rodem z okopów. Ludzie ci czuli, że ich poświęcenie i śmierć ich towarzyszy były daremne, że ich zdradzono. Ich kraj, tak dumny i pewien swej siły przed wojną, teraz dogorywał w upodleniu i rozdarciu konfliktami ideologicznymi.
Hess całym sercem uległ magicznemu wpływowi Hitlera i w czerwcu 1920 roku, rok po zawarciu traktatu wersalskiego, wstąpił do Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei (Narodowosocjalistyczna Robotnicza Partia Niemiec - NSDAP), w jaką przekształciła się DAP. Tym samym coraz więcej czasu spędzał z Hitlerem, aż został jego najwierniejszym akolitą. W miarę jak ruch zdobywał popularność, spotkania NSDAP odbywały się w „Hofbrauhaus" w Monachium, gdzie mogła się pomieścić liczna publiczność. Na arenie politycznej Hess był mówcą niezdecydowanym i mało porywającym. Znalazł więc sobie pole do popisu w zbieraniu funduszy dla partii oraz w przemowach do studentów, gdzie pokazywał się ze swojej najlepszej strony, wychwalając osiągnięcia niemieckich bohaterów. Po mowie wygłoszonej przez Hitlera do studentów w lutym 1921 roku Hess sformował pierwszą na Uniwersytecie Monachijskim studencką grupę nazistowską. 4 listopada 1921 roku dostał ciężki cios w głowę, osłaniając Hitlera podczas próby wysadzenia „Hofbrauhaus" przez ugrupowanie marksistowskie. To przy tej okazji Hitler nadał nazwę Sturmabteilung (Oddziały Szturmowe, czyli SA) swojej przybocznej grupie nazistowskich rzezimieszków, znanej później jako „brunatne koszule".
W roku 1922 Hess wstąpił do SA, której bojówki powstawały w całych Niemczech w miarę rosnącej popularności nazistów. W listopadzie tego samego roku założył jedenastą nazistowską Student-Hundertschaft (Sotnia Studentów). Pod koniec roku liczebność SA wzrosła do 2 tysięcy członków i Hitler zaczął tracić nad nią kontrolę, jako że coraz bardziej nabierała charakteru samozwańczej milicji, zamiast wiernie mu służyć jako polityczna gwardia przyboczna.
25 września 2006, 00:45 / poniedziałek
11 stycznia 1923 roku wojska francuskie i belgijskie pod pretekstem niewypełnienia przez Niemców zobowiązań dotyczących reparacji wojennych zajęły Zagłębie Ruhry. Utrata serca krajowego przemysłu była wielkim ciosem dla niemieckiej gospodarki, powodującym hiperinflację i ogromne bezrobocie. Wynikłe na tym gruncie niepokoje napędzały wiatru w żagle Hitlera. 28 stycznia, wbrew zakazowi szefa policji bawarskiej, po raz pierwszy obchodzono Dzień Partii Nazistowskiej. SA dumnie defilowała tego dnia, jawnie lekceważąc oficjalny zakaz. Cztery miesiące później wybuchły zamieszki na wieść o aresztowaniu przez Francuzów Alberta Leo Schlagetera, członka Freikorps. Został on oskarżony o szpiegostwo i sabotaż kolejowy w pobliżu Duisburga, a następnie stracony 26 maja 1923 roku na wrzosowisku Golzheimer koło Düsseldorfu; stracił życie, ale zyskał miano bohatera narodowego.
W końcu 1923 roku marka niemiecka stała się bezwartościowa i gospodarka sięgała dna. Hitler uznał, że oto wybiła jego godzina i poważył się na dokonanie zamachu stanu w Monachium (tzw. pucz monachijski) w nadziei przejęcia władzy w Berlinie. 8 listopada wraz ze swymi zwolennikami z SA otoczył zebranych w piwiarni „Burgerbraukeller" miejscowych dygnitarzy, między innymi komisarza landu, dowódcę sił zbrojnych i szefa bawarskiej policji wraz z około trzema tysiącami ludzi postronnych, pochłoniętych popijaniem piwa z glinianych kufli. Na dany sygnał Hitler z Hessem i szturmowcami wtargnęli do sali. Hitler wskoczył na krzesło, wypalił z rewolweru w sufit i ogłosił wybuch narodowej rewolucji. Następnie zachęcił oniemiałych słuchaczy do wspólnego utworzenia nowego rządu, z nim i generałem Erichem Ludendorffem na czele, po czym zaczął zabiegać o przychylność obecnych na sali oficjeli, w tym komisarza landu. Jednocześnie Hess z kilkoma szturmowcami otoczyli paru notabli, nazywając ich wrogami ludu, i od razu wywieźli ich samochodem do upatrzonego domu w pobliżu jeziora Tegern, około 50 km na południowy wschód od Monachium.
Następny dzień przyniósł nazistom fiasko puczu. Przemarsz kilku tysięcy ludzi ulicami Monachium skończył się zbrojną interwencją bawarskiej policji, posypały się strzały, szesnaście osób poniosło śmierć na miejscu, a reszta się rozbiegła. Misja Hessa przerodziła się w farsę, gdy po jego wyjściu w celu przeprowadzenia rozmowy telefonicznej, porwani przezeń zakładnicy zwyczajnie nakłonili kierowcę, aby odwiózł ich do Monachium, co ten uczynił, pozostawiając Hessa własnemu losowi. Udało mu się jakoś skontaktować z Ilse Pröhl, która dostarczyła mu pomocy w postaci roweru, i Hess uciekł z Monachium wraz z Haushoferami. Hitlera następnego dnia aresztowano w domu przyjaciela i osadzono w więzieniu w Landsberg am Lech, około 50 km na południowy zachód od Monachium. SA i NSDAP zdelegalizowano.
Proces Hitlera rozpoczął się w Monachium 24 lutego 1924 roku; l kwietnia zapadł wyrok pięciu lat więzienia, jednak z zaleceniem ewentualnego wcześniejszego zwolnienia po sześciu miesiącach odbywania kary. Hess, który zbiegł do Austrii, gdzie się ukrywał, za radą Karla Haushofera ujawnił się i został skazany na 18 miesięcy więzienia, również z obietnicą wcześniejszego zwolnienia. Dołączył do Hitlera i kilku innych w Landsbergu, w miejscu narodzin większości pomysłów związanych z pracą nad wiekopomnym dziełem pod tytułem Mein Kampf. Hitler dyktował treść książki Hessowi, a ten zapisywał, czynił stosowne poprawki i bez wątpienia dodawał własne uwagi.
Zwolniony z więzienia 20 grudnia 1924 roku Hitler energicznie zabrał się do rekonstrukcji i rozbudowy swojej organizacji. Hess po wyjściu na wolność dziesięć dni później natychmiast odnowił przyjaźń z Karlem Haushoferem. 26 lutego 1925 roku Hitler zapowiedział, że SA ma być reaktywowana, a nazajutrz oznajmił uradowanej monachijskiej publiczności zgromadzonej w piwiarni „Burgerbraukeller", że NSDAP wznowi działalność. Tego samego dnia powierzył Hessowi stanowisko swojego prywatnego sekretarza.
25 września 2006, 00:47 / poniedziałek
Mein Kampf opublikowano w dwóch częściach: pierwszą w lipcu 1925 roku i drugą - w grudniu 1926. Kilka lat później obie części zostały wydane w jednym tomie i sprzedane w nakładzie blisko 1,5 miliona egzemplarzy, głównie po dojściu nazistów do władzy. Hitler nareszcie miał godziwe dochody z tantiem za tę pełną zła książkę; inne partyjne środki finansowe pochodziły od członków NSDAP, przemysłowców i bankierów. Hess towarzyszył swojemu wodzowi w wielu wyprawach po całych Niemczech, stając się jego najbliższym powiernikiem oraz wykonawcą ulotek i plakatów. W tym czasie Hitler sformował Schutzstaffel (Sztafety Ochronne, czyli SS), którego członkowie przyodziani w czarne koszule składali przysięgę lojalności samemu wodzowi i stanowili jego ochronę osobistą. Dla Hessa nastały czasy, kiedy znowu mógł się oddać swojej nie zaspokojonej lotniczej pasji. 20 i 21 maja 1927 roku amerykański lotnik Charles Lindberg dokonał pierwszego samotnego przelotu przez Atlantyk, lecąc bez międzylądowania jednosilnikowym samolotem Ryan NYP z lotniska im. Roose-yelta na Long Island aż do Le Bourget pod Paryżem, gdzie wylądował po trwającym 33 godziny locie. W tym czasie podobne wyczyny spotykały się z powszechnym i gorącym uznaniem, toteż i Hess zapragnął dokonać przelotu w odwrotnym kierunku, stawiając czoło przeciwnym wiatrom. Przeprowadził rozległe, trwające prawie rok przygotowania, między innymi w poszukiwaniu sponsorów wśród potentatów przemysłowych, lecz jego plany osobiste w tej mierze legły w gruzach z powodu problemów finansowych. W końcu jednak przelot taki odbył się 12-13 kwietnia 1928 roku, kiedy to Junkers W33L Bremen o numerze rejestracyjnym D-1167 przeleciał z Baldonnel w Irlandii na wyspę Greenly (Labrador), gdzie musiał awaryjnie lądować. Jego załogę stanowili: Ehrenfried Freiherr von Hünefeld, Hermann W. Köhl oraz Irlandczyk James C. Fitzmaurice; w ten sposób wzrósł międzynarodowy prestiż Niemiec.
Ślub Hessa z Ilse Pröhl odbył się 20 grudnia 1927 roku, przypuszczalnie za radą Hitlera, który wraz z Karlem Haushoferem wystąpił w roli świadka; dużo później, 18 listopada 1937 roku, urodził się syn Hessów - Wolf Rüdiger Adolf Karl. W lecie 1928 roku Hess spędził trochę czasu z Hitlerem w jego wynajętej willi. Wprawdzie polityka pochłaniała go niemal całkowicie, ale jego młodzieńcza fascynacja lataniem nigdy nie wygasła. 4 kwietnia 1929 roku uzyskał licencję pilota cywilnego w Fliegershule (szkoła lotnicza) w Furth nieopodal Norymbergi. Jego instruktorem był Theo Croneiss, późniejszy bliski współpracownik Willy'ego Messerschmitta, utalentowanego konstruktora i producenta samolotów.
W lipcu następnego roku Hess został dumnym właścicielem dwu miejscowego jednopłatowca BFW (Bayerische Flugzeugwerke AG) M23b o numerze rejestracyjnym D-1920 (nr fabryczny 497), zarejestrowanego na jego nazwisko. Ten lekki samolot był prezentem od partyjnej gazety „Völkischer Beobachter", która w zamian życzyła sobie jedynie, by wymalować wielkimi literami jej nazwę po obu stronach kadłuba. Hess miał ogromną satysfakcję z latania tą maszyną tuż ponad głowami uczestników konkurencyjnych mityngów politycznych. Na przykład 10 sierpnia przez blisko dwie godziny krążył nad zgromadzonymi republikanami, ku oburzeniu lewicowców zagłuszając przemowę goszczącego tam deputowanego z Reichstagu i uniemożliwiając odśpiewanie partyjnych pieśni. Skutkiem tej swoistej zabawy były skargi odnotowane przez policję monachijską 23 września. Hess otrzymał także kolejnego BFW M23b, o rejestracji D-2043, w maju 1931 roku, oraz BFW M23c (D-1890), w sierpniu tegoż roku. Znajdował czas, by powiększać liczbę wylatanych godzin, i stał się bardzo sprawnym pilotem lekkich samolotów jednosilnikowych.
Tymczasem po wyborach 1930 roku NSDAP została drugą pod względem siły partią w Reichstagu. Hitler, Austriak z urodzenia, 24 lutego 1932 roku otrzymał obywatelstwo niemieckie, a NSDAP czyniła wielkie postępy na arenie politycznej. Hess wiernie uczestniczył we wszystkich fazach rozwoju partii; w grudniu 1932 roku Hitler uczynił go głównym komisarzem politycznym NSDAP i wyznaczył na delegata do Reichstagu.
30 stycznia 1933 roku prezydent Niemiec, Feldmarschal (marszałek polny) Paul von Hindenburg mianował Hitlera kanclerzem. Wierność i oddanie Hessa zostało nagrodzone 21 kwietnia - Hitler mianował go swoim zastępcą. Oto treść dekretu:
Mianuję członka partii Rudolfa Hessa moim zastępcą, upoważniając go do podejmowania decyzji w moim imieniu we wszystkich sprawach dotyczących przewodzenia partii.
25 września 2006, 00:50 / poniedziałek
Następnie otrzymał nominację na stanowisko ministra bez teki. Jego kontroli podlegało odtąd wiele resortów, w tym spraw zagranicznych (któremu przewodził Joachim von Ribbentrop), prasy, przebudowy, finansów, prawa, niemieckiej diaspory (kierowanego przez Ernsta W. Bohle'a), edukacji, budownictwa, techniki (z Fritzem Todtem na czele), zdrowia, kwestii rasowych, sztuki i literatury (Philipp Bouhler). Szefem jego personelu był osławiony Martin Bormann, Reichsleiter (przywódca) partii nazistowskiej; po niefortunnym locie Hessa do Szkocji Bormann zastąpił go na stanowisku dyrektora nowo utworzonej kancelarii partii.
Oficjalnie biuro Hessa mieściło się w kwaterze głównej nazistów w Brunatnym Domu w Monachium, lecz miał on jeszcze jedno biuro - w Berlinie, znane jako Verbindungstab (Sztab Łączności). To stamtąd koordynował działalność innych ministerstw i berlińskie biuro stanowiło główny kanał łączności pomiędzy partią a dość luźną zbiorowością republikańskich landów i prowincji składających się na państwo niemieckie. Długoterminowa strategia Hitlera miała na celu zjednoczenie ich w jedną ojczyznę zdolną do zdobycia supremacji wśród światowych mocarstw i stworzenie podwalin Trzeciej Rzeszy, która przetrwa tysiąc lat.
Prześladowanie Żydów zapoczątkował w kwietniu 1933 roku bojkot przedsiębiorstw żydowskich i Żydów zajmujących stanowiska zawodowe. Hess był częściowo odpowiedzialny za wprowadzenie tej polityki, ale jego stosunek do Żydów nie był tak złośliwy, jak Hitlera. W jednym przypadku udało mu się ominąć nowe prawo. Jego przyjaciel, Karl Haushofer, poślubił Marthę Mayor-Doss, pół-Żydówkę, toteż ich synowie Albrecht i Heinz byli w jednej czwartej Żydami. Hess cenił sobie przyjaźń z tą rodziną i w czerwcu dał im listy żelazne, potwierdzające, że obaj synowie państwa Haushoferów znajdują się pod jego osobistą ochroną. W efekcie zostali uznani za „honorowych aryjczyków" wartościowych dla państwa niemieckiego. Można się spierać o to, czy Hess uczynił ten akt miłosierdzia z pobudek wynikających z jakichś ukrytych celów, ale chyba - co bardziej prawdopodobne - był jednym z tych niewielu pośród zbieraniny nie przystosowanych do życia paranoików wewnątrz hierarchii nazistowskiej, którzy odczuwali skrępowanie z powodu ekstremalnej polityki Hitlera wobec Żydów.
W rezultacie Albrecht został cenionym doradcą Hessa, zwłaszcza w sprawach dotyczących Wielkiej Brytanii. Urodzony w Monachium 7 stycznia 1903 roku, w wieku siedemnastu lat wstąpił na miejscowy uniwersytet, by studiować historię oraz geografię. Cztery lata później otrzymał stopień doktora summa cum laude, zaś w roku następnym został sekretarzem generalnym renomowanego Towarzystwa Geograficznego w Berlinie. W swoich podróżach zwiedził wszystkie kraje w Europie, Związek Radziecki, Amerykę Północną i Południową, Bliski i Daleki Wschód. Politycznie plasował się pomiędzy liberalizmem a konserwatyzmem, z ciągotami ku monarchii konstytucyjnej oraz zdecydowaną niechęcią do ruchów o podłożu rewolucyjnym. Nazizmem się brzydził i nigdy nie wstąpił do NSDAP, toteż niektórzy członkowie tego ruchu patrzyli na niego z nieufnością, a nawet z wrogością.
2 sierpnia 1934 roku w wieku prawie 87 lat zmarł Hindenburg, który w testamencie wyznaczył Hitlera na swojego następcę. W plebiscycie przeprowadzonym 19 sierpnia tegoż roku 90 procent niemieckich wyborców poparło Hitlera. Kraj zaczął szybko zmierzać w kierunku pełnej dyktatury. W ostatnim dniu zjazdu w Norymberdze - 10 września 1934 roku -Hess krzyczał do nieprzebranych tłumów: Partia to Hitler! Ale Hitler to Niemcy, a Niemcy to Hitler! Heil Hitler! Sieg Heil! Nasze jest zwycięstwo!
Zahipnotyzowany tłum odkrzyknął jednogłośnie i z przejęciem: Sieg Heil! Dla ludzi postronnych ten pokaz masowej histerii był przeżyciem tyleż wstrząsającym, co strasznym.
Działalność polityczna Hessa nie ograniczyła jego postępów w sztuce pilotażu. Kiedy na 18 lutego 1934 roku zaplanowano urządzenie pierwszego krajowego rajdu lotniczego wokół góry Zugspitze, Hess był zdecydowany w nim uczestniczyć. Konkurs dwukrotnie odkładano z powodu złej pogody. W drugim przypadku, 10 marca, pogoda trochę się poprawiła, lecz warunki nadal były zmienne. Rajd rozpoczął się w końcu o 13-30 startem dwunastu lekkich samolotów z lotniska Monachium-Oberwiesenfeld. Następnie maszyny skierowały się ku odległej o 95 kilometrów górze. Hess na BFW M35 pierwszy obleciał jej szczyt i po 29-minutowym locie jako pierwszy wylądował na lotnisku. Zwycięstwo to przysporzyło mu popularności, a gdy 24 kwietnia w trakcie oficjalnej uroczystości Reichsluftsportfuhrer Bruno Loerzer wręczył mu Zugspitz-Wanderpokal (puchar zawodów), był ogromnie dumny.
25 września 2006, 00:52 / poniedziałek
Drugi rajd Zugspitze odbył się w następnym roku, i znowu trzeba było przełożyć wcześniej ustalony termin - z 17 na 18 lutego - z powodu nie sprzyjających warunków atmosferycznych. Tego dnia niebo było kryształowo przejrzyste. Jako jeden z zawodników, Hess używał mało oryginalnego pseudonimu „Müller" i pilotował samolot BFW M35b. Jego nawigatorem był Georg von Wumb, instruktor latania w Deutsche Verkehrsfliegerschule GmBH (Niemiecka Szkoła Pilotów Komunikacyjnych), który był niegdyś adiutantem Jagdstaffel 12 podczas pierwszej wojny światowej. Tym razem Hessa nie było pośród zwycięzców, choć zajął niezłe, szóste, miejsce wśród 29 zawodników. Otrzymał nagrodę od producenta BFW za najlepszy wynik uzyskany na maszynie tej firmy.
Pewnego razu Hess w 1936 roku wystartował z berlińskiego lotniska Staaken za sterami nowego turystycznego Messerschmitta Bf 108 Taifun, po raz pierwszy pokazanego w roku 1934. Hess wykonywał manewr za manewrem, nie wiedząc o tym, że wykonywanie akrobacji tym samolotem było czasowo zakazane ze względu na pewne osłabienie konstrukcji w dolnej części kadłuba, które wykryto w czasie oblotu maszyny. O tej wadzie konstrukcyjnej poinformowano go dopiero po wylądowaniu na lotnisku, lecz jego reakcji nie odnotowano.
Świat zaczął się niepokoić w roku 1934 agresywną polityką Hitlera. Okręg Saary, utracony po traktacie wersalskim, ponownie przyłączono do Niemiec w styczniu 1935 roku, w wyniku przeprowadzonego plebiscytu. Wydział Hessa zajmował się między innymi podburzaniem nastrojów niezadowolenia wśród Niemców żyjących poza krajem. Dla narodu niemieckiego były to ciemne lata - skrajny nacjonalizm i fałszywa retoryka triumfowały nad umiarkowaniem i racjonalizmem, a naziści nie wahali się posuwać do mordów i zastraszania, jako głównego oręża walki politycznej, Hess zaś propagował ślepe oddanie fuhrerowi. Przywódców SA, od dłuższego już czasu postrzeganych jako zagrożenie dla władzy Hitlera, otoczono i wymordowano. Działalność tej formacji całkowicie stłumiono, a jej pierwotne funkcje przejęła SS, na której czele stanął Hess jako Obergruppenfuhrer (odpowiednik generała w SS).
Niemcy kroczyły prostą drogą prowadzącą do kolejnego, nieuchronnego konfliktu światowego. 16 marca 1935 roku przywrócono powszechny pobór do wojska. Na mocy ustaw, które weszły w życie we wrześniu następnego roku, pozbawiono Żydów praw obywatelskich. W marcu 1936 roku armia niemiecka wkroczyła do zdemilitaryzowanej Nadrenii. Październik tegoż roku był miesiącem kreowania sojuszniczej osi z Włochami i tym samym zadzierzgnięcia owocnej współpracy z dyktatorem Benito Mussolinim. Hitler zrekonstruował też organizację polityczną i militarną państwa, formując Geheimer Kabinettstrat (Tajna Rada Gabinetowa), której Hess został członkiem. Notabene w trakcie procesu norymberskiego Göring kategorycznie zaprzeczył, jakoby taka rada istniała, ustalono jednak ponad wszelką wątpliwość, że - na polecenie Hitlera -Hess kierował w niej sprawami zagranicznymi.
Przyłączenie Austrii (Anschluss) doszło do skutku w marcu 1938 roku. Zgodnie z warunkami podpisanego przez Hitlera, Mussoliniego oraz premierów Wielkiej Brytanii i Francji traktatu monachijskiego, we wrześniu przyznano Niemcom prawa do tzw. Sudetenlandu. W tym samym roku przez Niemcy przetoczyła się wyjątkowo bezwzględna fala antysemityzmu. 7 listopada młody polski Żyd, Herszel Grynszpan, wszedł do ambasady niemieckiej w Paryżu z zamiarem zabicia ambasadora, hrabiego von Welckzek, w akcie zemsty za deportację jego rodziny z domu w Hanowerze. Dopuszczono go jedynie do biura trzeciego sekretarza ambasady, Ernsta vom Ratha, którego śmiertelnie postrzelił z rewolweru. Vom Rath, który jak na ironię był przeciwnikiem antysemityzmu, zmarł dwa dni później. Na wieść o tym incydencie Hitler natychmiast zarządził przeprowadzenie antyżydowskich „demonstracji".
Noc z 9 na 10 listopada dla niemieckich Żydów była koszmarem. Na oczach biernej policji rozszalała się orgia destrukcji i gwałtu. Pijane żądzą niszczenia hordy nacjonalistów mordowały albo katowały i zatrzymywały wszystkich Żydów, ich domy podpalały, a szyby sklepów rozbijały pałkami i wyrzucały ich zawartość na bruk. Tę straszną noc nazwano kryształową, gdyż ulice zasłane były szklanym gruzem. Hess, z natury wcale nie tak krwiożerczy w kwestii żydowskiej, był przerażony. Nie akceptował gwałtów i rabowania dobytku żydowskiego. Zareagował na skandal oficjalną notą, wysłaną z kierowanego przezeń urzędu, a skierowaną do wszystkich gubernatorów prowincji (Gauleiter) i żądającą od nich natychmiastowego zaprzestania procederu „palenia żydowskiego mienia i tym podobnych ekscesów [patrz: Dodatek A – Irving Dawid, Rudolf Hess – ein gescheiterter Friedenbote? s.51]. Oczywiście świat uznał państwo niemieckie za barbarzyńskie. Część Niemców także wyraziła oburzenie, zaś Hess, mocno przygnębiony, poprosił Hitlera o zaprzestanie pogromów.
25 września 2006, 00:55 / poniedziałek
Wbrew postanowieniom traktatu monachijskiego w marcu 1939 roku Niemcy zbrojnie wkroczyli do Czechosłowacji i w tym samym miesiącu zajęli litewską Kłajpedę. W końcu marca brytyjski premier Neville Chamberlain ogłosił gwarancje brytyjsko-francuskie dla granic Polski na wypadek niemieckiej inwazji; ta daremna próba poskromienia dalszych ambicji Hitlera dramatycznie przybliżyła widmo wojny. Ponadto ku wielkiemu zaskoczeniu mocarstw zachodnichw sierpniu 1939 roku Niemcy podpisały pakt o nieagresji z Rosją. r.
Hess uczestniczył we wszystkich tych wydarzeniach, choć trzymał się raczej na uboczu głównej sceny rozgrywek politycznych. Za plecami nazywano go brunatną myszą. W oczach opinii publicznej cieszył się jednak popularnością i uznaniem, częściowo za dokonania wojenne, lecz przede wszystkim za niekwestionowaną lojalność wobec Hitlera. Był wzorem do naśladowania dla każdego obywatela. Hess pławił się w swojej popularności, lecz jego świat szybko miał się rozpaść.
W czwartek 31 sierpnia 1939 roku o godzinie 20.00 Sturmbannführer SS (major) Alfred Helmut Naujocks spojrzał na zapięty na przegubie dłoni zegarek, czekając na właściwy moment. On i jego ludzie czaili się w pobliżu niemieckiej stacji radiowej w Gliwicach na Górnym Śląsku, około 135 km na wschód-południowy wschód od Wrocławia. Przebrani w polskie mundury członkowie SD-Sonderkommando (SD - Oddziały Specjalne) wdarli się do wnętrza stacji, strzelając w powietrze. Obsługę stacji zamknięto poci kluczem, a pod drzwiami postawiono jednego strażnika. Uczestniczący w akcji niemiecki tłumacz złapał mikrofon i krzyczał po polsku:
Uwaga! Uwaga! Tu Polski Komitet Wyzwoleńczy. Stacja radiowa w Gliwicach jest w naszych rękach. Godzina wolności nadeszła... Gdańsk i Wrocław znów będą polskie!
Parę minut później grupa napastników opuściła budynek i gdzieś zniknęła. l września 1939 roku o 4.45 Niemcy napadli na Polskę. Dwa dni później Wielka Brytania i Francja były w stanie wojny z Niemcami.
Przygotowania do lotu
Wkrótce po inwazji na Polskę Hess poprosił Hitlera o pozwolenie na wstąpienie do Luftwaffe i uczestniczenie w operacjach powietrznych. Hitler oczywiście odmówił i zabronił Hessowi latania na jakimkolwiek samolocie, przynajmniej w czasie trwania działań wojennych. Hess odebrał to jako niezasłużoną wielką przykrość i poprosił o skrócenie zakazu do jednego roku i - ku jego zaskoczeniu - Hitler się zgodził, zapewne w duchu zakładając, iż po upływie roku albo Hessa opuści pasja latania, albo wojna dobiegnie końca. Jakże się mylił...
W hierarchii nazistowskiej Hessa zdegradowano jeszcze przed złożeniem wniosku o wstąpienie do sił powietrznych. Zaczęło się od tego, że w dniu inwazji na Polskę Hitler z trybuny Reichstagu przemówił do narodu. Jego orędzie nie różniło się od innych tego rodzaju tyrad, pełnych demagogii, nadużyć i kłamstw, lecz zawierało jedno znaczące oświadczenie, a mianowicie to, że marszałka polnego Hermanna Göringa, głównodowodzącego Luftwaffe i byłego bohatera wojennego mianował następcą na wypadek swojej śmierci, co znaczyło, że Hess spadł na drugą pozycję. Dodatkowo zachwiało ją wyznaczenie Martina Bormanna na prywatnego sekretarza Hitlera. Tak się jakoś składało, że w miarę postępów wojny - podboju Polski, „dziwnej wojny", czyli okresu praktycznej bezczynności w stanie wojny z Wielką Brytanią i Francją (od 3 września 1939 do kwietnia 1940 roku), podboju Danii i Norwegii (od 9 kwietnia 1940 roku) oraz skutecznego Blitzkriegu na Zachodzie, uwieńczonego kapitulacją Francji 25 czerwca 1940 roku - konsekwentnie usuwany w cień Hess stopniowo wypadał z gry.
To wtedy zaczął poważnie myśleć o dokonaniu czegoś spektakularnego i wtedy dojrzała w nim myśl o samorzutnym podjęciu się roli parlamentariusza pokoju z Anglią. Co ciekawe, a rzadko przywoływane, nie on jeden spośród przywódców nazistowskich Niemiec wpadł na taki pomysł. W A Record of Eventsbeforethe War, 1939 („Zapis wydarzeń przedwojennych, 1939"), kronikarskim dzienniku lorda Halifaxa, brytyjskiego ministra spraw zagranicznych w okresie od lutego 1938 do grudnia 1940 roku, pod datą 21 sierpnia 1939 roku znaleźć można następującą notatkę:
25 września 2006, 00:57 / poniedziałek
«C» [admirał sir Hugh Quex Sinclair, szef MI6] mówi o otrzymaniu wiadomości sugerującej, jakoby Göring był skłonny przybyć do Londynu pod warunkiem zagwarantowania mu osobistego spotkania z premierem. Zdecydowano się wysłać pozytywną odpowiedź na tę kuriozalną propozycję, przekazując na ręce Göringa szczegóły organizacyjne wyznaczonej na 23 sierpnia tajnej wizyty. Miałby on wylądować na jakimś opuszczonym lotnisku [według jednego ze źródeł, w Bovington w Hertfordshire], wsiąść do samochodu i pojechać bezpośrednio do Chequers [wiejskiego domku premiera w Buckinghamshire]. Tam służba miała być przejściowo odprawiona, a telefon odłączony. Po tych dramatycznych posunięciach wstępnych i zaplanowaniu następnych czekamy na ruch ze strony Niemców.
Nazajutrz jednak żadna wiadomość o rzekomej wizycie Göringa nie dotarła, a po dwunastu dniach ciszy w sprawie lord Halifax zanotował w dzienniku: „Nie sądziłem, by z wizyty Göringa miało wyniknąć coś dobrego".
We wrześniu 1940 roku Hess - podobno za wiedzą Hitlera - rozmyślał nad wysunięciem pod adresem Wielkiej Brytanii propozycji pokojowych, szukając u Albrechta Haushofera rady na temat dogodnych kontaktów we wrogim kraju. Po rozważeniu wielu nazwisk wybrał nic nie podejrzewającego księcia Hamiltona, człowieka, który utrzymywał przyjazne stosunki z Albrechtem podczas jego przedwojennych wizyt w Wielkiej Brytanii. Pierwszy par Szkocji, Hamilton, miał trzydzieści osiem lat i odziedziczył tytuł książęcy po śmierci swego ojca w marcu 1940 roku. Jako markiz Clydesdale był wcześniej posłem do parlamentu reprezentującym okręg Renfrewshire East przez dziesięć lat. Był także lotnikiem służącym wAuxiliaryAir Force (Lotnictwo Pomocnicze RAP), w których od 1927 do 1937 roku był dowódcą 602. Squadron (City of Glasgow). Był pierwszym pilotem zmodyfikowanej wersji samolotu Westland PV3, który dokonał pierwszego udanego przelotu nad Everestem w roku 1933, za co otrzymał Air Force Cross (Krzyż Lotniczy). W oficerskim gronie nazywany Douglo, cieszył się Hamilton opinią człowieka o wysokiej kulturze osobistej i zarazem skromnego, mimo swojej znaczącej pozycji towarzyskiej i kunsztu lotniczego.
Hamilton i Hess nigdy się nie spotkali ani nie utrzymywali ze sobą kontaktów, choć obaj wzięli udział w bankiecie podczas Igrzysk Olimpijskich w Berlinie w sierpniu 1936 roku, gdzie siedzieli przy osobnych stołach. Hess sądził, mylnie zresztą, że znajdzie w Hamiltonie sojusznika w poszukiwaniu dróg do zawarcia pokoju pomiędzy oboma krajami. Oparł swoje przekonanie na fakcie przynależności Hamiltona do partii opozycyjnej wobec rządu Winstona Churchilla, a także na pogłoskach o jego podobno dużym autorytecie u króla. Wierzył także w zaistnienie szczególnej nici porozumienia z Hamiltonem, jako że obaj byli znakomitymi pilotami światowej sławy.
23 września 1940 roku - za zgodą Hessa - Albrecht napisał do Hamiltona list, wysłany drogą przez Lizbonę, z propozycją naznaczenia spotkania obu panów w tym mieście. List ten został przechwycony przez MI5, a Hamiltonowi pokazano go dopiero w marcu 1941 roku. Przed niespodziewanym lotem Hessa do Szkocji nie poczyniono w tej sprawie żadnych stosownych kroków.
Jednocześnie Hess zaczął ze zdwojoną energią szukać sposobności przeszkolenia się w pilotażu nowych niemieckich samolotów bojowych. W połowie września pojechał na lotnisko Berlin-Tempelhof, w odwiedziny do znanego pilota - był nim Generaloberst (generał pułkownik) Ernst Udet - ówczesny Generalluftzeugmeister (szef zaopatrzenia lotnictwa). Gdy poprosił generała o udostępnienie mu w celach treningowych dwusilnikowego samolotu Messerschmitt Bf 110 Zerstörer (niszczyciel) - Udet przypomniał mu o zakazie Hitlera, a na żachnięcie się Hessa, że upłynął właśnie roczny termin zakazu, zażądał pisemnej zgody Hitlera. Hess wiedział, iż takowej nie otrzyma, i wycofał prośbę.
Parę dni po tym niepowodzeniu Hess odwiedził kilka fabryk, gdzie montowano jednosilnikowe myśliwce Messerschmitt Bf 109. Ich zasięg był za krótki, by mogły dolecieć do Szkocji, lecz Hess rozważał wprowadzenie odpowiednich modyfikacji. Niemcy byli w owym czasie pod wrażeniem dalekosiężnych Spitfire'ów, które - po wymontowaniu uzbrojenia i zainstalowaniu dodatkowych wewnętrznych zbiorników paliwa - używane były przez RAF do rozpoznania fotograficznego. Jeden egzemplarz maszyny Niemcy zdobyli, nietknięty, w Coulommiers we Francji podczas Blitzkriegu, inne zestrzelono nad Niemcami i krajami Beneluksu. Ostatnia wersja, wprowadzona w październiku 1940 roku, znana pod nazwą Spitfire PR ID lub „latająca cysterna z benzyną" miała zasięg 2815 km. Połowa tego dystansu w zmodyfikowanym Bf 109 wystarczyłaby Hessowi na przelot do Szkocji.
25 września 2006, 00:59 / poniedziałek
Jednakże Knut - szef pilotów oblatywaczy firmy Wiener-Neustadter-Flugzeugwerke - stanowczo odrzucił prośbę Hessa o udział w treningu na takiej maszynie. Jednym z możliwych powodów tej odmowy mogła być obawa, że Bf 109 w rękach nowicjusza mógł się przemienić w maszynę bardzo niebezpieczną, a to z uwagi na słabą konstrukcję podwozia o wąskim rozstawie kół, co czyniło ją skłonną do wykonywania piruetów podczas kołowania, startu, a zwłaszcza w momencie lądowania. W związku z tym we wczesnej fazie wojny poważny odsetek Bf 109 uległ zniszczeniu, w samym roku 1939 doszło do 255 spowodowanych tym wypadków. Najwięcej jednak kłopotów sprawiało tylne koło samonastawne, co później wyeliminowano przez zastosowanie blokady. W każdym Rudolf Hess w dniach swojej świetności, jako zastępca wodza Niemiec razie Hess miał kłopot ze znalezieniem kogokolwiek, kto chciałby przyjąć odpowiedzialność za życie samego zastępcy (Stellvertreter) Hitlera. Próbował jeszcze załatwić sobie kurs pilotażu w fabryce Arado w Warnemunde, ale i tam spotkał się z odmową szefa pilotów oblatywaczy - Schniringa. Również Gerhard Fieseler, właściciel fabryki w Kassel, odrzucił prośbę Hessa.
Niemal zupełnie już zrezygnowany, lecz gnany resztką nadziei, Hess pojechał do Augsburga, by spotkać się ze swym starym przyjacielem Willim Messerschmittem. W tamtejszej fabryce montowano samoloty: turystyczny Bf 108 i myśliwiec Bf 109, przy czym latem tegoż roku produkcję tych jednosilnikowców przeniesiono do innej fabryki Messerschmitta w Ratyzbonie. Na miejscu zaś kontynuowano produkcję dwusilnikowych Bf 110, na zasadzie licencji wytwarzanych również w innych zakładach. Oblatywanie tego typu samolotów odbywało się na lotnisku Augsburg-Haunstetten. Hess wiedział już, że nikt mu nie pozwoli latać na Bf 109, więc nieśmiało zagadnął przyjaciela, czy zgodzi się, by usiadł za sterami Bf 110. Ku jego wielkiej radości Willy nie zgłosił żadnych obiekcji, co zapewne wynikało z kilku powodów. Po pierwsze, miał wobec Hessa dług wdzięczności, bo gdy w roku 1932 miasto Augsburg obwieściło zamiar przejęcia fabryki Messerschmitta i urządzenia w niej zajezdni tramwajowej, podobno to właśnie Hess użył swoich wpływów, aby wniosek ten odrzucono. Po drugie, Willy znal Hessa jako kompetentnego i doświadczonego pilota maszyn jednosilnikowych, toteż uważał, że jego przesiadka na cięższy dwu silnikowiec nie powinna być dla niego trudna. Po trzecie, od kiedy produkowano Bf 110 w wersji dwumiejscowej, w pierwszych startach i lotach mógł Hessowi towarzyszyć instruktor, który wpierw wprowadziłby go w zawiłości układu sterowania na ziemi. Później Hess mógłby rozpocząć samodzielne loty.
W październiku 1940 roku Hess rozpoczął szkolenie na Bf 110 pod kierunkiem szefa oblatywaczy fabryki Messerschmitta, Willego Stoera. Ten były pilot Deutsche Verkehrsfliegerschule dwukrotnie (w 1935 i 1936 roku) wygrał niemieckie mistrzostwa akrobacji powietrznych, siedząc za sterami BFW M35. Stoer najpierw pokazał Hessowi Bf 110, siedząc w fotelu pilota, podczas gdy Hess zajmował za nim miejsce obserwatora/operatora radiowego/strzelca pokładowego. Innym oblatywaczem był Helmut Kaden, który zajął miejsce Stoera po wysłaniu go do Japonii 4 maja 1941 roku. Przed swoją śmiercią 26 lutego 1992 roku kapitan Kaden wymienił rozległą korespondencję z autorami tej książki, dostarczając im rozlicznych szczegółów oraz kopii wybranych kart dziennika lotów związanych z Hessem. Według relacji Kadena, Stoer pięciokrotnie latał z Hessem, zanim zmienił go Kaden; kolejne pięć lotów dowiodło, że jego uczeń jest już gotów do samodzielnego pilotowania. Z innych źródeł wiadomo, że Stoer towarzyszył Hessowi w dziesięciu lotach instruktażowych, zanim pozwolił mu na samodzielny start. Dokładnej liczby lotów treningowych nie da się ustalić, ponieważ 25 lutego i 13 kwietnia 1944 roku na fabrykę Messerschmitta w Augsburgu spadł grad bomb z amerykańskich B-17 z 8th Air Force USAAP. Kaden stwierdził, że większość z dzienników wieży kontrolnej została podczas tych bombardowań zniszczona. W każdym razie wszystkie loty Hessa przebiegły pomyślnie, i bywał on regularnym gościem na lotnisku, zwłaszcza w sobotnie poranki.
4 listopada 1940 roku Hess napisał krótki i enigmatyczny list z Berlina do swojej żony Ilse. Oto jego treść:
Mocno wierzę, że powrócę z tego lotu, który zamierzam odbyć w najbliższych dniach, i że lot ten zostanie uwieńczony sukcesem. Jednakże gdyby tak się nie stało, chcę zapewnić, że cel, który przed sobą postawiłem, jest wart najwyższego wysiłku. Wiem, że wszyscy mnie rozumiecie - uznacie, że nie mogłem postąpić inaczej.
Z listu tego wynika, że, nie otrzymawszy odpowiedzi na wysłany 23 września list Albrechta Haushofera do Hamiltona, Hess podjął nieodwołalną decyzję samotnego lotu do Wielkiej Brytanii.
25 września 2006, 01:01 / poniedziałek
Wiedział, że Hamilton mieszka w Dungavel House, w pobliżu Glasgow, i to miejsce stało się jego celem, bez względu na odległość z Augsburga. Jednakże na tym etapie musiał nabyć więcej doświadczenia na Bf 110. Po okresie ćwiczeń startów, lotu po kręgu i lądowań, rozpoczął loty na nawigację. Latałna kilku Bf 110, po ich zejściu z taśmy produkcyjnej i przetestowaniu przez pilotów Messerschmitta. Testowanie tych maszyn trwało zwykle dwa tygodnie i dopiero po zakończeniu pełnego programu prób umieszczano je na zatwierdzanej przez Bauaufsicht-Luft (Inspektorat Budownictwa Lotniczego, BAL) liście „zdatnych do użytku” i składowano w parku lotniczym (Luftpark). Jeden z nich znajdował się w Lechfeld, na południe od Augsburga, i wiadomo, że Hess wielokrotnie składał tam krótkie wizyty, co mogłoby świadczyć o tym, że miał możliwość wyboru odpowiadającej mu maszyny.
Dokładne szczegóły przelotów Hessa nie są dostępne, chociaż próbowano odtworzyć listę późniejszych z nich. Spośród rozmaitych źródeł informacji na ten temat najbardziej wiarygodnym wydaje się Helmut Kaden, osobiście biorący w nich udział, a ponadto odpowiedzialny także za przygotowanie sąmolotów Hessa. Kaden, pilot o wielkim doświadczeniu, domyślał się, że niektóre z lotów Hessa były prawdziwymi, choć z jakichś powodów przerwanymi, próbami dostania się do Szkocji. Sam Hess później potwierdził jego domysły, gdy po wylądowaniu w Wielkiej Brytanii oświadczył, iż była to jego trzecia próba lotu do Szkocji, by potem znów przyznać, że pierwszą prawdziwą próbą był jednak historyczny lot 10 maja 1941 roku. W przekonaniu autorów tej książki, wcześniejsze loty były zaledwie „łatwymi przebieżkami", dającymi szansę przetestowania przyrządów, sprawdzenia zdolności do spokojnego lotu przez długi czas oraz zaznajomienia się z krajobrazem pierwszej części podróży. Każdy szanujący się pilot uznałby takie loty za niezbędne przed podjęciem prawdziwej próby.
Wiadomo także, przede wszystkim od Helmuta Kadena, że po powrocie z każdego lotu Hess wielokrotnie ucinał sobie na lotnisku przyjacielskie pogawędki z oblatywaczami. Oczywiście ludzie ci byli pod wrażeniem tego, że zwrócił na nich uwagę ktoś tak znaczący, jak zastępca führera, toteż chętnie odpowiadali na jego pytania. Z początku te rozmowy były najzupełniej niewinne, lecz po paru miesiącach pytania Hessa stały się bardziej dociekliwe w kwestiach technicznych: „Czy byłoby możliwe zainstalowanie automatycznego pilota?", „Czy aparaturę radiową umieszczoną w tylnej części kabiny dla obserwatora / radiooperatora / strzelca można przenieść do kabiny pilota?". Nie byłoby kłopotu z zamontowaniem automatycznego pilota, natomiast gorzej sprawa wyglądała z radiem, choć można było obmyślić modyfikację, umożliwiającą operowanie nim z kabiny pilota.
Innym znów razem Hess narzekał, że w maszynie, którą leciał, zamontowano ogrzewanie starego typu bez zaworu odcinającego od chłodnicy.
Wedle słów Kadena, pewnego dnia Hess po wylądowaniu oświadczył, że pilotowana tym razem maszyna bardzo mu odpowiada. Wśród zaprawionych w bojach lotników utrwaliło się uzasadnione przeświadczenie, że poszczególne egzemplarze samolotów mają zupełnie różne właściwości, choć schodziły z tej samej linii produkcyjnej. Jedne odznaczały się jakimiś nietypowymi kaprysami, a inne chodziły jak w zegarku. Otóż Hess upatrzył sobie Bf 110E-1/N, kod radiowy VJ+OQ, numer fabryczny 3869. Zszedł on z taśmy 21 listopada 1940 roku i był oblatywany przez pilotów, których nazwisk nie można ustalić z powodu zniszczenia danych podczas amerykańskich rajdów bombowych. Wiadomo jednak, że przed końcem grudnia trzymano go jakiś czas w parku lotniczym16. Hess zapytał, czy mógłby zarezerwować tę maszynę do wyłącznego użytku. Nie było z tym problemu i od tego czasu nie latał już na innych Bf 110.
Podczas kolejnej wizyty na lotnisku Hess zauważył, że Kaden startuje właśnie na Bf 110 wyposażonym w dwa wielkie, 900-litrowe zbiorniki paliwa, większe od tych, które już znał. Musiał zdać sobie sprawę, że dodatkowe zbiorniki wydłużą zasięg wystarczająco, by dolecieć do Dungavel House; spytał więc, czy taki zestaw paliwowy można zamontować w jego samolocie. Znowu nie było żadnych przeciwwskazań, i za każdym razem, gdy Hess chciał wykonać lot dalekodystansowy, zbiorniki natychmiast znajdowały się w jego maszynie. Chętnie na przykład latał z Augsburga do Kilonii i ponad Lasem Turyńskim - górzystym regionem w środkowych Niemczech, gdzie wzniesienia osiągały od 600 do 982 metrów. Latanie nad takim terenem dało mu potrzebne doświadczenie przed lotem nad podobnie ukształtowanymi rejonami pogranicza Northumberland i Szkocji.
Ważnym urządzeniem w jego samolocie był radiokompas; Hess - o czym wiadomo - niepokoił się, czy aby na pewno może on namierzyć stację nadawczą w pobliżu Kalundborg w Danii, która leżała na tej samej długości geograficznej, co Dungavel House w Szkocji.
25 września 2006, 01:03 / poniedziałek
Starszym adiutantem Hessa był trzydziestojednoletni porucznik Karlheinz Pintsch, który nieodmiennie towarzyszył mu w Augsburgu przy startach i za każdym razem cierpliwie czekał na powrót szefa. W wywiadzie udzielonym Jamesowi Leasorowi, autorowi opublikowanej w roku 1962 książki o Hessie, Pintsch stwierdził, że w styczniu 1941 roku przed startem do kolejnego lotu na Bf 110 Hess wręczył mu dwie zaklejone koperty. Na jednej widniało nazwisko führera, druga była zaadresowana właśnie do niego. Hess polecił mu otworzyć swój list, w razie gdyby nie wrócił przez cztery godziny, zaś pierwszy przekazać Hitlerowi. Gdy ten czas minął, Pintsch przeczytał list i dowiedział się o zamiarach Hessa dotyczących lotu do Szkocji i próby zawarcia pokoju z Wielką Brytanią. Jeśli tak rzeczywiście było, co zdaje się prawdopodobne, zgodnie z późniejszym oświadczeniem niemieckim, to Pintsch dotrzymał tajemnicy aż do ostatniego lotu Hessa.
29 marca 1941 roku Helmut Kaden rozpoczął serię prób osobistego samolotu Hessa, który przy tej okazji zgłaszał wciąż nowe życzenia, oczywiście zawsze respektowane. Poprosił na przykład o przełączenie czterech butli tlenowych ze stanowiska obserwatora, tak by pilot mógł z nich korzystać - dało się to zrobić - po prostu pilot miał teraz dwie maski tlenowe w kabinie. Zażyczył sobie jeszcze wielu drobnych przeróbek technicznych. Testy Kadena - łącznie pięć - trwały średnio po piętnaście minut, a ostatni miał miejsce 6 maja i odbył z udziałem operatora radiowego Josefa Blumela. Kaden nie miał pojęcia, że przygotowuje Bf 110 do długiego lotu w kierunku Szkocji.
Przez te kilka ostatnich miesięcy uwagę Hessa zajmowała też pogoda. Od jesieni 1940 roku jego sekretarka - Hildegard Fath - regularnie odbierała telefoniczne informacje dotyczące warunków pogody w trzech miejscach, określanych jako X, Y i Z. Hess nigdy nie ujawnił położenia geograficznego tych symboli, a jest raczej mało prawdopodobne, by znała je Hildegard Fath. Sprawa ta intrygowała wielu innych autorów, którzy wysuwali przeróżne przypuszczenia i wyciągali rozmaite wnioski. W roku 1993 współautor tej książki drogą oficjalną nawiązał kontakt z jednym z dziewięciu meteorologów, niegdyś pracujących w Zentrale Wetterdienst Gruppe (ZWG, Centrum Służby Meteorologicznej) w Poczdamie-Wildparku, a odpowiedzialnych za dostarczanie codziennych prognoz pogody Hessowi aż do czasu jego rejsu do Szkocji. Był to doktor „F.S.", wybitny meteorolog, który w 1993 roku w wieku 85 lat napisał do nas list z prośbą o nieujawnianie jego tożsamości, by móc uniknąć zarzutów, gdyby sprawa w Niemczech została uznana za polityczną. A oto fragment tłumaczenia jego listu:
Każdego dnia około dziesiątej rano odbieraliśmy [w ZWG] telefon od sekretarki Rudolfa Hessa z pytaniem o prognozę pogody dla trójkąta, którego wierzchołki stanowiły miasta Oslo-Kilonia-Edynburg (Oslo oznaczone było X, Kilonia - Y i Edynburg - Z).
Dyżurny meteorolog przygotowywał sprawozdanie z objaśnieniami dla osoby po drugiej stronie telefonu. Trwało to kilka miesięcy, aż głos w słuchawce oznajmił: „Dziękuję panom bardzo, od jutra mój szef nie będzie już potrzebował waszych informacji!". Nie obchodziło nas, z jakiego powodu Rudolf Hess tak bardzo interesował się pogodą nad Morzem Północnym. Ucieszyliśmy się po prostu, że spadł nam z głowy ten dodatkowy poranny obowiązek. Następnego dnia, około południa, usłyszeliśmy, że Hess poleciał do Szkocji, co nam od razu uświadomiło, do czego były mu potrzebne dostarczane przez kilka ostatnich miesięcy raporty z naszej stacji.
Normalnie było w zwyczaju, że pilot pytał meteorologów o prognozę pogody na jego trasie bezpośrednio przed startem, lecz gdyby Hess też tak uczynił, to my, meteorolodzy, od razu poznalibyśmy jego zamiary, a w tej sytuacji wyszły one na jaw dopiero wtedy, kiedy doszło do naszej wiadomości, że wystartował z lotniska Augsburg-Haunstetten i nie wrócił.
W opinii doktora „F.S.", dzięki jego raportom Hess przewidział pogodę nad Morzem Północnym na dzień przelotu. Oczywiście jako jednemu z najwyższych członków hierarchii nazistowskiej żądane informacje były mu przekazywane bezzwłocznie i bez zadawania zbędnych pytań. Podczas wojny prognozy pogody były w Niemczech sprawą Streng Geheim (ściśle tajne), podobnie zresztą jak w innych walczących krajach, i nie udostępniano ich opinii publicznej, miały bowiem kapitalne znaczenie dla operacji wojskowych. Wszystkie kraje sformowały specjalne jednostki zbierające informacje o pogodzie; w Niemczech powołano w tym celu tak zwane Wettererkundungsstaffeln - eskadry zwiadu meteorologicznego. Ponieważ przeważające fronty atmosferyczne nadciągały z zachodu, codzienne loty tych niemieckich samolotów bywały niebezpieczne, wymagając lotu w stronę nieprzyjaciela, by przywieźć informacje dla jednostek bombowych.
25 września 2006, 01:05 / poniedziałek
Nasz informator, doktor „F.S.", służył w Legionie Kondor w Hiszpanii, później zaś - od września 1940 do kwietnia 1941 roku - w Wekusta 26, stacjonującej w Grimbergen w pobliżu Brukseli. Pamięta wiele wypadów nad Wielką Brytanię i przesłał nam barwny obraz swoich doświadczeń. Jesteśmy mu wdzięczni za wyjaśnienie tajemnicy, która przez tyle lat wprawiała badaczy, nie pomijając nas, w wielkie zakłopotanie.
Oprócz kompletu raportów pogody, Hess zebrał sporo rzeczy osobistych. Zabrał ze sobą banknoty dziesięciomarkowe, a także karty wizytowe dr. Albrechta Haushofera i dr. Karla Haushofera w celu złożenia ich księciu Hamiltonowi. Ponadto wziął w podróż aparat fotograficzny Leica, małą latarkę elektryczną, maszynkę do golenia oraz wysterylizowaną w alkoholu strzykawkę do zastrzyków podskórnych. Miał też przy sobie dwadzieścia osiem medykamentów, zapakowanych w małe blaszane pojemniczki, pudełka, tubki i fiolki. Znajdowały się tam metylobenzedryna przeciw senności, nasenne barbiturany, opioidy uśmierzające ból oraz tabletki atropinowe prawdopodobnie zapobiegające chorobie lokomocyjnej, a także redukujące skutki zmęczenia pigułki, zawierające takie składniki, jak dekstroza, kofeina i lecytyna. Były tam również leki homeopatyczne. Zbieranina ta została później przebadana przez Brytyjskie Medyczne Centrum Badawcze, które uznało, że w tej ilości leki te były raczej nieszkodliwe. Ich skład natomiast mógł wskazywać na wcześniej już niejednokrotnie zauważaną hipochondrię ich posiadacza, najwidoczniej trawiącą Hessa mimo krzepkiej budowy fizycznej, łatwości wychodzenia z niebagatelnych obrażeń i - w końcu - osiągnięcia sędziwego wieku. Zastanawiające natomiast, że nie zabrał zmiany bielizny, być może przewidywał, że pobyt w Wielkiej Brytanii będzie krótki, albo też że gospodarze dostarczą mu tego typu rzeczy.
Ostatnie publiczne wystąpienie Hessa miało miejsce l maja 1941 roku podczas Państwowego Święta Pracy, kiedy to w zastępstwie Hitlera wygłosił przemówienie w fabryce Messerschmitta w Augsburgu, na cześć „modelowych fabryk" kraju i zwrócił się do trzech ludzi, którym przyznano tytuł Przodowników Pracy. Byli to Max Amman - Reichsleiter (najwyższy funkcjonariusz) ds. prasy, doktor Ohnesorge - minister poczty oraz doktor Willy Messerschmitt.
Wyglądało na to, że sobota 10 maja 1941 roku będzie w Monachium pięknym dniem - rankiem było 5-6 stopni Celsjusza ze zmiennymi wiatrami. Około południa miało być słonecznie i ciepło, lecz później spodziewano się zachmurzenia. Rodzina Hessa żyła dostatnio w ładnej i obszernej willi przy Harthauser Strasse 48, w dzielnicy Monachium - Harlaching. Ilse zastanowiło, że tego dnia Rudolf spędza więcej czasu niż zwykle z ich synkiem - Wolfem Rüdigerem. Wtedy tylko się dziwiła, lecz później zrozumiała jego zachowanie: nurtowała go myśl, że być może nigdy już nie ujrzy trzyipółletniego chłopca, którego pieszczotliwie nazywał Buz. Rankiem zabrał synka na przechadzkę po prawym brzegu Izary, a potem odwiedzili pobliski ogród zoologiczny w Hellabrun. Oczywiście chłopiec nie mógł wiedzieć, że już nigdy więcej nie będzie beztrosko spacerował z ojcem. Zobaczył go dopiero 24 grudnia 1969 roku w więzieniu Spandau.
Wrócili do domu przed południem, ponieważ Hess oczekiwał gościa w porze lunchu. Był nim ideolog partyjny Alfred Rosenberg, 17 lipca 1941 roku mianowany przez Hitlera ministrem Rzeszy ds. Wschodnich Terytoriów Okupowanych. Gość przybył punktualnie i został wprowadzony do salonu przez głównego lokaja. Hess powitał go i zaprosił do jadalni, gdzie czekał na nich złożony z zimnych mięs lunch. Ilse nie czuła się dobrze i została w swoim pokoju, a Hess poinstruował domowy personel, by pod żadnym pozorem nie przeszkodzono im w rozmowie. Nie ma zapisu rozmowy i jej treść do dziś pozostaje tajemnicą. Wiadomo jednak, że po paru godzinach Rosenberg wyszedł i udał się prosto do „Berghofu", gdzie w tym czasie przebywał Hitler. Niektórzy autorzy przypuszczają, że poinformował on Hitlera o rychłej realizacji planu Hessa i że w związku z tym Hitler znał i akceptował zamiary swego zastępcy. Jednakże nie ma dowodów na poparcie takiej hipotezy. Na przykład całkiem możliwym tematem ich rozmowy mógł być zbliżający się termin ataku Niemiec na Rosję. Jak obecnie wiadomo, już w lipcu 1940 roku Hitler polecił swoim dowódcom wojskowym przygotowanie planu tej gigantycznej napaści z terminem na maj 1941 roku. W maju Hess wykonał swoją misję, zaś wywiad brytyjski wiedział już, dzięki odszyfrowaniu telegramów kodowanych za pomocą Enigmy, jak i ze źródeł podziemnych i neutralnych, o wielkiej koncentracji Wehrmachtu na granicach terytoriów będących w rękach Rosjan. Później okazało się, że atak nie mógł dojść do skutku przed 15 czerwca, a ostatecznie operacja Barbarossa ruszyła 22 czerwca.
25 września 2006, 01:07 / poniedziałek
Po wyjściu gościa Hess zrobił sobie krótki odpoczynek i po południu poszedł do pokoju Ilse, aby wypić z nią herbatę. Zaskoczył ją swoim nadzwyczaj eleganckim strojem - miał na sobie niebieskoszary mundur lotniczy z dystynkcjami kapitana Luftwaffe, wysokie buty oficerskie oraz ciemnoniebieski krawat i białą koszulę. Przez wiele lat odmawiał stanowczo, gdy nalegała, by zechciał nosić taki właśnie krawat i koszulę, więc zapytała go o powód tak nagłej przemiany. Uśmiechnął się i odpowiedział: „Aby cię uszczęśliwić!". Była zachwycona.
Wcześniej Hess uprzedził Ilse, że wezwano go telefonicznie do Berlina, dokąd się właśnie udaje, choć najpierw musi zawadzić o Augsburg. Nie ma żadnych podstaw, potwierdzających ten fakt, lecz - co bardziej prawdopodobne - Hess pod tym pozorem sam zadzwonił na lotnisko Haunstetten z rozkazem przygotowania swojego osobistego samolotu, który zresztą pod stałą strażą stał zawsze w jednym z hangarów, gotów do użycia. Po czternastu latach małżeństwa i obserwacji nastrojów męża Ilse prawdopodobnie intuicyjnie wyczuwała, że dzieje się coś dziwnego. Niezwyczajne zainteresowanie synem, telefony z raportami meteorologicznymi, porozwieszane na ścianie sypialni mapy, nowiutkie radio nastrojone wyłącznie na stację Kalundborg w Danii oraz częste wizyty w Augsburgu musiały jej dawać do myślenia. Zapytała:
- Kiedy wracasz?
- Nie wiem dokładnie - brzmiała odpowiedź. - Może jutro, a najpóźniej w poniedziałek wieczorem.
- Jutro? W poniedziałek wieczorem? Nie wierzę, byś wrócił tak szybko.
Zanim mogła zadać mu więcej pytań, Hess pożegnał się i pośpiesznie wyszedł. Było około 15.30. Duży służbowy samochód już czekał (prawdopodobnie był to Mercedes-Benz typ 770KW150, lecz trudno to ustalić z całkowitą pewnością) z osobistym szoferem Rudolfem Lippertem za kierownicą. Hessowi towarzyszył jego adiutant porucznik Karlheinz Pintsch, osobisty służący Józef Platzer oraz ochroniarz Franz Lutz. Jazda przedmieściami Monachium, a następnie autostradą w kierunku lotniska trwała około godziny.
Zgodnie z jednym ze źródeł, Hess wyruszył nieco wcześniej, niż by wypadało z obliczenia czasu dojazdu do lotniska i zdążenia na zaplanowaną godzinę startu, gdyż zatrzymał się na pół godziny przed dojazdem do Haunstetten; wspólnie z Pintschem poszli na przechadzkę wśród bawarskich krokusów górskich. W końcu przyjechali na lotnisko, gdzie warta oddała Hessowi honory i otworzyła bramy. W przeciwieństwie do twierdzeń zawartych w innych książkach, w tym czasie lotnisko wcale nie było wyludnione. Codziennie, przez okrągły tydzień, łącznie z sobotami i niedzielami, od wczesnego ranka aż do zmierzchu (w tym czasie o godzinie 18.30) odbywary się obloty. Hess i jego obstawa skierowali się do hangaru, gdzie stał Bf 110, którego wewnętrzne, jak i wielkie zewnętrzne zbiorniki odrzucane były całkowicie napełnione paliwem. Na zbliżającą się grupę czekali już kierownik lotniska Piel, szef oblatywaczy Kaden oraz paru mechaników.
Z Pintschem u boku Hess wkroczył do biura Kadena - tu przeprowadził ostatnią rozmowę telefoniczną, prawdopodobnie z biurem meteorologicznym w Hamburgu. Następnie obaj mężczyźni weszli do przebieralni, gdzie Hess założył czarny skórzany kombinezon lotniczy należący do Kadena oraz parę ocieplanych wełnianym runem butów lotniczych. Pojawił się, niosąc swoją maskę tlenową i ciemnobrązowy, również wyłożony wełną skórzany hełm lotniczy, a Pintsch niósł jego spadochron siedzeniowy. Po udzieleniu mu pomocy w zapięciu uprzęży spadochronu Hess założył hełm i uścisnął ręce wszystkim obecnym. Wspiął się na drabinkę, stanął na nasadzie skrzydła i wgramolił się do kabiny samolotu. Kaden zapiął mu pasy, a Hess sam już przypiął maskę tlenową do hełmu. Przed zamknięciem bocznych szybek i dachu kokpitu Kaden klepnął go lekko w głowę i powiedział: Hals - und Beinbruch! (Złam kark i nogę!).
Jak w przypadku każdego innego samolotu wojskowego, dla Bf 110 przewidziano standardowe procedury startowe. Pilot najpierw włączał instalację elektryczną i upewniał się, czy przełącznik podwozia jest ustawiony na „wypuszczony" i zablokowany. Potem sprawdzał, czy wszystkie przyrządy pilotażowe działają poprawnie, ustawiał wysokościomierz na wysokość nad poziomem morza i upewniał się, czy wszystkie stery są sprawne. Następnie włączał kurki paliwowe, skok śmigła ustawiał na mały i otwierał przepustnice na trzy czwarte. Skończywszy rutynowy przegląd, Hess nacisnął starter lewego silnika, który obudził się do życia z głośnym rykiem, wypuszczając z rur wydechowych kłęby błękitnobiałego dymu. Po wciśnięciu startera prawego silnika w powietrze poszło jeszcze więcej wyziewów. Oba silniki rozgrzewały się na wolnych obrotach przez około sześćdziesięciu sekund, potem weszły na 1000 obrotów na minutę, by sprawdzić iskrowniki na okoliczność jakiegokolwiek spadku obrotów, wreszcie oba silniki zostały przydławione i padł rozkaz „Wyjąć klocki!".
25 września 2006, 01:09 / poniedziałek
Mechanicy pociągnęli za liny i ciężkie klocki wyskoczyły sprzed kół. Z gwałtownym przyrostem mocy z dwóch silników Daimler-Benz DB601N, Bf 110 wytoczył się ze stanowiska postojowego. Hamulce zapiszczały, gdy ciężka maszyna zakręciła, by pokołować do krańca trawiastego pasa startowego, który na lotnisku Augsburg-Haunstetten miał długość 1100 m i szerokość 50 m. Na końcu pasa hamulce zapiszczały ponownie, gdy pilot zatrzymał maszynę i sprawdził jeszcze raz przyrządy. Klapy ustawione były na 20 stopni. W tej fazie startu paliwo było zawsze przełączone na główne zbiorniki.
Hess wezwał przez radiotelefon wieżę kontrolną i natychmiast dostał zgodę na start. Na krótką chwilę maszyna jakby się zawahała, gdy pilot otwierał przepustnice na pełny ciąg. Ze śmigłem ustawionym na mały skok, silniki wydały z siebie raniący uszy ryk, który przebił się do wnętrza samolotu i do słuchawek w hełmie pilota. Maszyna zawibrowała, a gwałtowne przyśpieszenie wcisnęło pilota w fotel. Podniósł ogon samolotu całkiem szybko i korygował sterem kierunku każdy przejaw tendencji do zbaczania. Rozbieg był dość długi, lecz w końcu pilot ściągnął drążek sterowy na siebie i maszyna lekko oderwała się od pasa. W celu uzyskania większej prędkości ponownie odepchnął drążek do przodu. Klapy zostały schowane, golenie podwozia złożyły się, chowając we wnękach, a ich pokrywy powoli się zamknęły. Zaraz potem pilot rozpoczął przelewanie paliwa ze zbiorników zewnętrznych do głównych.
Hess wspiął się na odpowiednią wysokość, wykonał szeroki skręt na wschód od rzeki Lech, skierował się na północny zachód i w końcu zniknął z zasięgu wzroku. Wystartował dokładnie o 17.45 niemieckiego czasu letniego.
Lot
Kilka miesięcy Hess prześlęczał nad mapami Europy Północno-Zachodniej - studiował locję wybrzeży Morza Północnego i topografię północnego sektora Northumberland i południa Szkocji. Żył w świecie przyrządów lotniczych, ciśnień sprężania, temperatur wody w chłodnicy, instalacji tlenowych, odrzucanych zbiorników paliwa, pomocniczych pomp olejowych, osiągów samolotów, namiarów radiowych, map synoptycznych i wszystkich innych szczegółów studiowanych przez załogi latające przed lotem dalekodystansowym. W tym przypadku jednak był zmuszony zbierać informacje zupełnie sam i w tajemnicy przed innymi, podczas gdy lotnicy operacyjni uzyskiwali te informacje na odprawie od wielu specjalistów. Teraz w końcu był już w drodze, przekonany, że najważniejsza misja jego życia zostanie uwieńczona pełnym sukcesem. Niemiecka prognoza pogody była obiecująca, przewidywała bowiem nadejście rozległego frontu wysokiego ciśnienia zmierzającego ku zachodowi Wysp Brytyjskich, z lekkimi wiatrami zachodnimi nad Niemcami, Holandią i Belgią, przechodzącymi stopniowo w północne nad Morzem Północnym. Rozproszone po niebie chmury nie ograniczały widoczności. Hess nie wiedział, że brytyjska mapa synoptyczna o godzinie 14.00 czasu lokalnego była całkiem podobna, chociaż zapewne dokładniejsza na zachód od Wielkiej Brytanii, gdzie wskazywała silny prąd cyrkulacyjny nad Północnym Atlantykiem, poprzedzony słabym chłodnym frontem. Prognozy brytyjskie mówiły o lekkich wiatrach zmiennych nad północno-wschodnią Anglią i południowo-zachodnią Szkocją, gdzie przewidywano przeważnie silne zachmurzenie z niewielkimi opadami deszczu, być może zapowiadającymi burzę. Hess wybrał sobie wspaniały dzień.
25 września 2006, 01:11 / poniedziałek
Wczesną fazę lotu można zrekonstruować na podstawie źródeł zgromadzonych przez RAF, ale chyba najbardziej wiernie opisał ją sam Hess w długim liście, wysłanym do swojego syna któregoś dnia między 10 a 15 lipca 1941 roku z więzienia. Nic też dziwnego, że przepełniała go uzasadniona duma, zarówno z powodu decyzji podjęcia historycznego, bo samotnego, lotu z Bawarii do Szkocji, jak i z tego, że posiadł umiejętności pozwalające na podobny wyczyn. Parę tygodni później, w brytyjskim areszcie, napisał długi list do swego syna, wiedząc, że jego żona Ilse będzie musiała przeczytać go chłopcu na głos, a może nawet - co wielce prawdopodobne - przekaże treść listu osobom dość kompetentnym, by mogły w pełni ocenić jego fachowość i z podziwem odnieść się do tak niebywałego osiągnięcia. Nawet gdyby Ilse z jakichś powodów zachowała wiadomość o wyczynie męża dla siebie, Hess dokładnie opisywał każdy krok swojej misji dla pamięci potomnych.
Wspomniał o bezproblemowym starcie i zatoczeniu szerokiego łuku na wschód od rzeki Lech, odnotował ustalenie kursu na 320 stopni w odniesieniu do Bonn. Z początku nie mógł zidentyfikować na ziemi niczego, co pozwoliłoby mu określić pozycję, ale w końcu wpadł mu w oko pewien węzeł kolejowy i z ulgą stwierdził, że przyjął właściwy kurs. Później po prawej mignęło mu Darmstadt, następny punkt orientacyjny. Potem wypatrzył miejsce, gdzie rzeka Men uchodzi do Renu. Znaczyło to, że zniosło go o parę stopni z kursu, więc dokonał jego korekty na automatycznym pilocie. Ren gdzieś mu uciekł w lewo, ale wkrótce znów się pojawił. Wtedy to zobaczył Siebengebirge (Siedem Wzgórz) i leżące w pobliżu uzdrowisko Bad Godesberg w Westfalii, na północny wschód od Bonn. Widok ten przywołał w jego pamięci obraz dzieciństwa, jak również tamże spędzone chwile z führerem oraz wizytację miejsca, gdy upadek Francji był już nieunikniony.
Za Bonn zmienił kurs na 335 stopni. Manewr ten skierował go w pobliże miasteczka Haldern, jakieś 30 kilometrów od granicy niemiecko-holenderskiej, skąd Ren zaczyna kreślić łuk ku zachodowi i tym samym przestał być dogodnym przewodnikiem dla Hessa. Leciał tym samym kursem, obok Arnhem i następnie nad Ijsselmeer (powszechnie znanym poza Holandią jako Zuider Zee). Kurs ten zaprowadził go między holenderskie Wyspy Fryzyjskie Vlieland i Terschelling, które stanowiły kolejny punkt zwrotny. Tu zauważył, że wbrew niemieckim prognozom pogoda mu sprzyjała i niebo było bezchmurne.
Następnie skręcił i przez 23 minuty leciał w kierunku mniej więcej wschodnim. W liście do syna twierdził, że w tym czasie leciał pod wiatr, a niemiecka mapa pogody dla tego regionu mówiła o lekkim wietrze północno-zachodnim. Celem tej zmiany kursu było zapewne utrzymanie się poza zasięgiem brytyjskiego systemu radarowego, tak skutecznego w czasie bitwy o Anglię. Następnie skierował się wedle kursu 335 stopni na długi przelot nad Morzem Północnym. O 20.10 niemieckiego czasu letniego, kiedy pokonał już część trasy, przeleciał nad dwoma niemieckimi U-Bootami, które najpierw się spłoszyły i chciały dać nura w głębiny, ale potem ich załogi rozpoznały swojego. U-Booty prawdopodobnie były w drodze na wody północnego Atlantyku, lub też stamtąd wracały, gdyż w tym czasie zazwyczaj towarzyszyły akcjom bombowców dalekiego zasięgu typu Focke-Wulf Fw 200 Kondor. Hess musiał wtedy lecieć dość nisko, skoro i on, i obserwatorzy z kiosków napotkanych łodzi podwodnych mogli się bez trudu rozpoznać jako jednostki przyjazne. Jednak wkrótce wspiął się na wysokość 5 tysięcy metrów, gdzie temperatura zewnętrzna wynosiła minus 26 stopni Celsjusza. Ciągłe jeszcze był poza zasięgiem brytyjskich stacji radarowych, prawdopodobnie tylko niemieckie radary rozmieszczone w Danii mogły go namierzyć.
Mniej więcej w tym czasie w Niemczech zaczęły rozbrzmiewać dzwonki alarmowe. W swojej autobiografii okryty sławą pilot myśliwski, as pilotażu Adolf Galland, który wtedy jako Oberstleutnant (podpułkownik) dowodził jednostką myśliwską na wybrzeżu kanału La Manche, wspomina, jak to wczesnym wieczorem 10 maja 1941 roku otrzymał wielce alarmujący telefon od Göringa (Reichmarschall) z rozkazem wystartowania w pełnym składzie jednostki. Kiedy Galland napomknął, że przecież nie było żadnych doniesień o nieprzyjacielskim samolocie zbliżającym się do Niemiec i że robi się ciemno, usłyszał, że chodzi o zastępcę führera, który w pomieszaniu zmysłów poleciał do Wielkiej Brytanii w Bf 110, i że trzeba go zestrzelić.
25 września 2006, 01:13 / poniedziałek
Galland zapytał o przypuszczalne namiary maszyny i odłożył słuchawkę, zachodząc w głowę, kto właściwie stracił zmysły - Hess, Göring, czy może on sam. Nie mając żadnych informacji na temat samolotu Hessa, uważał za mało prawdopodobne, żeby mógł on dolecieć do miejsca przeznaczenia, a nawet gdyby dotarł do Szkocji, to Spitfire'y szybko by się z nim rozprawiły. Wiedział też, że jego myśliwcy napotkają w powietrzu wiele innych Bf 110, wykonujących loty ćwiczebne lub trenujących szyk przed akcjami bojowymi. A poza tym, jakim cudem jego piloci mogliby namierzyć maszynę Hessa? Na odczepnego więc, by nie rozsierdzić Göringa, kazał każdemu z dowódców eskadry wysłać po kilka myśliwców, by pokręciły się tu i ówdzie, przy czym nawet ich nie poinformował, w jakim celu ich wysyła, gdyż zapewne słusznie obawiał się, że gdyby im powiedział, o co chodzi, wzięliby go za wariata. Oczywiście Göringowi zameldował po prostu o niepowodzeniu akcji.
Nie wiadomo, skąd i jak Reichsmarschall dowiedział się o celu misji Hessa. Co prawda Hess pozostawił swojemu adiutantowi, Karlheinzowi Pintschowi, zaadresowany do Hitlera list, donoszący o jego zamiarze lotu do Wielkiej Brytanii. Hitler przebywał wtedy w „Berghofie", swojej bawarskiej rezydencji w Berchtesgaden, ale list Hessa nie dotarł do niego przed rankiem następnego dnia. Wydaje się, że Pintsch został poinstrusowany przez Hessa, aby zapewnił mu dopływ radiowych sygnałów naprowadzających, wspomagających nawigację do Szkocji i stąd Göring zdobył tę informację.
Tymczasem Hess, ignorując fakt, że rozpętał za sobą burzę domysłów i bezsilnej wściekłości, leciał obranym kursem do celu podróży. Wydaje się możliwe, że w pewnym momencie mógł sprawdzić swoje położenie i skorygować kurs, nastawiając kompas radiowy na sygnały dochodzące z niemieckiej stacji nadawczej Kastanie Y, usytuowanej w pobliżu Kalundborga w Danii, ponieważ wiadomo, że w ciągu paru ostatnich miesięcy interesował się nią, studiując jej położenie i zakresy zarówno w domu, jak i na lotnisku w Augsburgu. W każdym razie leciał nieprzerwanie aż do chwili, gdy - jak sam opowiadał - dotarł do Nordpunkt (Punkt Północny), to jest do godziny mniej więcej 20.58. Stamtąd obrał już kurs 245 stopni na Punkt B, znajdujący się opodal nadbrzeżnego miasteczka Bamburgh w hrabstwie Northumberland.
Jeszcze przed startem na dwóch ze swoich map zaznaczył chińskimi grafionami tory kolejowe i inne widoczne z powietrza punkty orientacyjne w krajobrazie, a samą siedzibę księcia Hamiltona, Dungavel House, niedaleko Glasgow, wyróżnił czerwoną strzałką wskazującą na niewielki staw w pobliżu domu. Napisał również ołówkiem słowa Küste zu Küste (od brzegu do brzegu) oraz słowa Peilung (położenie) i Inseln (wyspy) - Cheviot 255 stopni. Chodziło mu o wyspy Holy i Farne, a kurs odnosił się chyba do rozmieszczonych w północnej Danii stacji nadawczych Luftwaffe, takich jak Schakal (Szakal) na Skagenie, Jaśmin-Y (Jaśmin Y) na Tornby Hjörring i Hyäne (Hiena) w Lingby.
Z punktu widzenia nawigacji skorzystanie z którejś z tych stacji w celu określenia punktu, w którym powinien był skręcić, byłoby jak najbardziej sensowne. Przy jakiejś okazji Hess tłumaczył później żonie, że nie udało mu się złapać tych namiarów, ale raczej należy sądzić, że chciał zmylić Brytyjczyków i wmówić im, że jego radiokompas nie działał.
Dwie z map Hessa, sklejone razem, można obejrzeć wystawione w szklanej gablocie w Lennoxlove, w pobliżu Haddington w East Lothian, domu obecnego księcia Hamiltona. Są to mapy topograficzne w skali l:250 000 obejmujące obszar północnej Anglii i południowej Szkocji, o wymiarach 126x79 cm. Trzecia mapa terenów położonych bardziej na północ nie jest eksponowana. Wszystkie wydają się być częścią jakiejś serii map sporządzonych dla brytyjskiego sztabu generalnego, z nazwami geograficznymi w języku angielskim, ale z legendą po niemiecku. Sprezentowało je ojcu obecnego księcia Hamiltona Ministerstwo Lotnictwa, razem z aparatem fotograficznym Hessa i jego kompasem naręcznym. Aparat zwrócono pani Hess wiele lat temu, ale kompas pozostał eksponatem specjalnej wystawy urządzonej w rezydencji księcia.
Hess leciał kursem 245 stopni przez 20 minut. Jednak, chociaż słońce opadło już nad horyzont, ciągle jeszcze było zbyt jasno, by mógł się czuć bezpiecznie. Wydaje się prawdopodobne, że źle obliczył porę zachodu słońca nad tą północną krainą i że nie dopisało zachmurzenie obiecywane w niemieckich prognozach. Zawrócił i poleciał w przeciwnym kierunku, zmieniając kurs o 065 do 245 stopni i krążył tak około 40 minut w oczekiwaniu na zapadnięcie ciemności. W końcu powrócił na kurs zachodni. W pewnej fazie tych manewrów paliwo w dodatkowych zbiornikach musiało być już na wyczerpaniu, jako że przepompowywał je do zbiorników głównych przez wiele godzin. Odrzucił więc zbyteczne zbiorniki, aby zredukować opór samolotu, przed którym stało teraz zadanie lotu ze sporą prędkością.
25 września 2006, 01:16 / poniedziałek
Mniej więcej w tym samym czasie Fighter Command RAF (Lotnictwo Myśliwskie RAF) uświadomiło sobie obecność intruza. Wzdłuż brytyjskiej linii brzegowej działał łańcuch dwudziestu dwóch naprowadzających stacji radarowych (Chain Home - CH i Chain Home Low - CHL) i ich meldunki na temat nieprzyjacielskiego samolotu przekazano natychmiast do dowództwa Fighter Command w Bentley Priory w Middlesex. Echo nieprzyjacielskiego samolotu można było odróżnić na katodowych ekranach od samolotów RAF, gdyż nie był on wyposażony w przyrząd zwany IFF (Identification Friend or Foe - identyfikacja swój-obcy) stosowany na każdym samolocie RAF. Jednak system ten bywał zawodny, tak więc do obowiązków personelu Stanowiska Nasłuchów w Bentley Priory należało upewnienie się, czy chodzi o maszynę przyjazną czy wrogą. Pierwszy meldunek o zbliżaniu się nieprzyjaciela nadszedł o 22.08, tuż po zachodzie słońca, ze stacji CH w Ottercops Moss, na północny zachód od Newcastle-upon-Tyne: „ponad trzy samoloty posuwające się niemal dokładnie na zachód z prędkością w przybliżeniu 300 mil/h" . Jeśli wspomnienia Hessa o tym momencie są dokładne, jego samolot zidentyfikowano na radarze 16 minut po tym, jak przestał latać w tę i z powrotem i rozpoczął ostatni odcinek lotu do brzegów Northumberland.
Obok wyspy Holy na stołowej mapie w Stanowisku Nasłuchów wyrósł natychmiast jedyny pośród czarnych (własnych) czerwony pionek, oznaczający wrogą maszynę. Strzałka na pionku wskazywała kierunek lotu, a liczby - wysokość i prędkość. Trzy młode kobiety ze służby pomocniczej RAF, zwane spikerkami, z napiętą uwagą śledzące rozwój sytuacji na makiecie meldowały o wszystkim oficerowi z sąsiedniego Stanowiska Dowodzenia, a ten z kolei wydawał rozkazy stanowiskom myśliwskim RAF. Spikerką przypisaną do tego „nalotu" była plutonowa Felicity Ashbee, później awansowana do stopnia oficerskiego. Pamięta ona żywo to wydarzenie. Trzy dziewczęta najpierw potraktowały meldunek z Ottercorps Moss z lekkim przymrużeniem oka, jako że stacja ta była usytuowana w odległym i górzystym terenie utrudniającym odczyt radaru i jego operatorzy mieli reputację takich, którym na ekranie radaru burze z piorunami mieszają się z sygnałem samolotu. Jednak wkrótce nadeszły kolejne meldunki - z Danby Beacon, Bamburgha i Creswell - prawidłowo określając siłę jako pojedynczy samolot. Nadano mu kryptonim Nalot 42 i Felicity Ashbee przekazała pewną już informację stanowiskom nadbrzeżnym, gdzie obowiązki stacji radarowych przejęły ciągnące się w głąb lądu sieci stanowisk Royal Observer Corps (Królewski Korpus Obserwacyjny).
Dla dowództwa Fighter Command i brytyjskich sił obronnych noc z 10 na 11 maja 1941 roku była bardzo pracowita - miał wtedy miejsce jeden z najcięższych ataków bombowych na Londyn. Wśród poważnie zniszczonych budynków w tym nalocie znalazł się gmach Izby Gmin, w którym od bomb zapalających zawalił się dach i spłonęło jej wnętrze. Nie był to dobry omen dla misji Hessa. Jednak najgorszą część nalotów londyńczycy mieli już za sobą, jako że Luftwaffe zaczęła się przenosić, w związku z mającym niedługo powstać frontem rosyjskim. A jeśli chodzi o Felicity Ashbee, to dopiero po paru dniach uświadomiła sobie, że właśnie w czasie tego ostatniego nalotu na Londyn, jako spikerka na Stanowisku Nasłuchów, meldowała o zbliżającym się do Northumberland samolocie Hessa.
Parę minut po nadaniu pierwszego sygnału radarowego o samolocie Hessa dowództwo 13. (Fighter) Group w Ouston, koło Newcastle-upon-Tyne, otrzymało rozkaz atakowania intruza. Z kolei rozkaz ten przekazano do dyżurnego kontrolera sektora Ouston, jednego z trzech składających się na tę grupę, ale tylko jeden Squadron mógł przechwycić wroga w tym słabo strzeżonym terenie. Był to 72. Squadron stacjonujący w Acklington w Northumberland, wyposażony w samoloty typu Spitfire II. Para Spitfire'ów patrolująca nad wyspami Farne została skierowana na wroga, ale manewry Hessa zmyliły operatorów, którzy w końcu machnęli ręką i zawrócili swoje maszyny na ich zwykłą trasę (Spitfire'y nie były wyposażone w urządzenia radarowe i piloci całkowicie musieli polegać na radiowym naprowadzaniu przez kontrolę naziemną aż do momentu pojawienia się wroga w ich polu widzenia).
O godzinie 22.20 z Acklington wystartował jeszcze jeden Spitfire IIA, numer ewidencyjny P804212, pilotowany przez Sgt Maurice'a A. Pococka, doświadczonego pilota z bitwy o Anglię. Pocock, który zakończył wojnę w stopniu Flight Lieutenant (kapitan), wyraźnie pamięta incydent. Wspiął się na wysokość około pięciu tysięcy metrów, gdzie miał się znajdować obcy samolot, ale niczego nie wypatrzył. Skierował się wówczas ku lądowi, lecz na tle ciemniejących wzgórz Northumberland niczego nie wypatrzył. Niezadowolony, że nie powiększył swego konta powietrznych zwycięstw, wrócił do bazy po 35 minutach od startu.
25 września 2006, 01:18 / poniedziałek
Tymczasem Hess szczęśliwie uniknął konfrontacji z tymi trzema Spitfire'ami, nawet ich nie widząc. Gdy zbliżał się do brzegu, tuż po zachodzie słońca, w oddali zamajaczył mu wierzchołek wysokiego na 816 m n.p.m. Cheviotu. W swoim liście do syna opisał linię brzegową jako „niebiański, polarny krajobraz". Z pewnością należy mu się uznanie za znakomitą nawigację, zważywszy trzygodzinne krążenie nad morzem bez żadnego punktu orientacyjnego. W tym wczesnym zmroku, gdy mijał wyspę Holy, zauważył dwa brytyjskie niszczyciele, łagodnym łukiem przecinające trasę jego lotu z lekka na północny zachód od Bramburgha, jak również parę małych łodzi. Skierował się na Cheviot, aby uniknąć ognia baterii przeciwlotniczych. Od góry przed atakiem myśliwców RAF zasłaniała go niezbyt gęsta mgiełka, która w tym rejonie zasnuła brzegi Anglii i w blasku księżyca tworzyła coś w rodzaju połyskliwego ekranu, czyniąc samolot niewidocznym z większej wysokości. Pchnął drążek do przodu i wszedł w łagodne nurkowanie z 5000 metrów, zwiększając prędkość i schodząc na bardzo małą wysokość. Musiał to być ten manewr, dzięki któremu nie wypatrzyły go najpierw dwa wysłane Spitfire'y a następnie -Maurice Pocock w trzecim. Hess napisał w swoim liście: „Wydaje mi się, że jakieś 5 km za mną był jakiś Spitfire".
O 22.23 jego samolot był słyszany i namierzony przez stanowisko A2. Royal Observer Corps (Królewski Korpus Obserwacyjny) w Emblentan, tuż przy brzegu, około 24 kilometrów na południowy wschód od wyspy Holy. Sieć stanowisk obserwacyjnych z wieloma regionalnymi dowództwami zorganizowana została przed wojną i pokryto nią cały kraj. Stanowiska obserwacyjne ROC (Royal Observer Corps) byty obsługiwane przez blisko 10 tysięcy cywilnych ochotników, spośród których wielu służyło w pierwszej wojnie światowej i przekroczyło już wiek poborowy, a inni znów byli za młodzi na wcielenie do regularnej armii. ROC podlegał bezpośrednio Fighter Command RAF. Na wyposażenie każdego ze stanowisk składały się jedynie prosty teodolit, lornetka wojskowa i telefon, ale wkład tych skromnych ludzi w zwycięstwo w bitwie o Anglię okazał się tak duży, że król Jerzy VI przyznał korpusowi tytuł Royal - Królewski.
10 maja 1941 roku ze stanowisk obserwacyjnych do dowództwa Fighter Command RAF kierowano precyzyjne meldunki o przesuwaniu się intruza po niebie nad Anglią i Szkocją, aż do momentu, gdy maszyna spadła na ziemię.
Stanowisko A.2 podlegało No. 30 (ROC) Group (Grupa nr 30 Królewskiego Korpusu Obserwacyjnego), która działała z poczty w Durham. Dwie minuty po pierwszym meldunku przyszedł drugi - od głównego obserwatora stanowiska A.3 w Chatton w Northumberland, George'a W. Greena. Znalazło się w nim pierwsze poprawne rozpoznanie typu samolotu, ponieważ Green uznał niewyraźną w gasnącym świetle dnia sylwetkę za „Me 110 na 15 metrach". Me 110 było brytyjskim oznaczeniem Messerschmitta Bf 110. Grupa nr 30 przekazała tę informację natychmiast do 73 - Group (13- Grupa Myśliwska), ale kontroler uznał ją za mylną, sądząc, że samolot musiał być bombowcem Dornier Do 17. Dla jakiego bowiem powodu myśliwiec Bf 110 miałby lecieć na tej wysokości nad ziemią? Założono, że formacja Nalot 42 uległa rozproszeniu, i dziwnie się zachowujący samotnik otrzymał kryptonim Nalot 42J.
Dla Hessa wybiła teraz godzina wymarzonej próby - miał się sprawdzić jako brawurowy i zręczny pilot. Wspiął się po linii zbocza wzgórz Cheviot i ześliznął się po drugiej stronie grani na szkocką stronę. Następnie skręcił kursem 280 stopni, kierując się ku St Mary's Loch w pobliżu Broad Law na południowej wyżynie. Dostrzegł pracujących jeszcze na polu ludzi i radośnie im pomachał sponad wierzchołków drzew. Nie wiedział, że jak po sznurku prowadzą go obserwatorzy ze stanowisk ROC, zgodnie już nadający, że jest to Me 110. Prędkość ponad 300 mil na godzinę (ok. 480 km/h) powodowała znaczne zużycie paliwa. Hess poczynił jeszcze drobne zmiany kursu i około godziny 22.45 przeleciał bardzo blisko Dungavel House, około 26 km na południe-południowy wschód od centrum Glasgow.
Na terenie posiadłości Dungavel House znajdowało się niewielkie i pochyłe trawiaste lądowisko, stanowiące własność prywatną i od początku wojny nie używane. Zresztą zawsze nadawało się tylko dla lekkich dwupłatów lub niektórych górnopłatów i w żadnym razie nie mogły na nim siadać samoloty ciężkie, takie jak Messerschmitt Bf 110. Nie jest jasne, czy Hess przewidział ryzykowne lądowanie w tej okolicy, czy też zamierzał wyskoczyć z samolotu nad morzem. W każdym razie w gęstniejącym zmroku nie rozpoznał Dungavel House, ani też nie spostrzegł małego lotniska, więc uznał, że musi się wspiąć i polecieć dalej ku zachodniemu wybrzeżu, gdzie mógłby sprawdzić swoją pozycję.
25 września 2006, 01:20 / poniedziałek
O 22.34, jakieś dziewięć minut przed minięciem Dungavel House, Hess wszedł w Sektor Ayr 13. (Fighter) Group, którego dowództwo mieściło się w Homemount, koło wioski Monkton, przy lotnisku Prestwick. Sektor był obsługiwany przez No. 31 (ROC) Group z siedzibą dowództwa w Galashiels. Kontrolerem pełniącym w nocy z 10 na 11 maja 1941 roku służbę w Monkton był Sąuadron Leader (major) Hector Maclean, który został poważnie ranny 26 sierpnia 1940 roku w czasie bitwy o Anglię. Leciał wtedy Spitfire'em I nr X4l87 z 601. Squadron z Westhampnett w Susses i został ranny w nogę podczas walki nad Selsey Bili z Bf 109E-4 pilotowanym przez podporucznika Zeissa z 1. Jadgeschwader 53. Cierpiał katusze z powodu nieznośnego bólu, ale zdołał wrócić do bazy w Westhampnett i szczęśliwie wylądować ze schowanym podwoziem. Stracił jednak stopę w wyniku odniesionych obrażeń. Po długim leczeniu w szpitalu i okresie rekonwalescencji wrócił do służby naziemnej RAF.
Kiedy z Galashiels zameldowano, że jakiś Me 110 wtargnął na jego obszar, Maclean osłupiał i pomyślał, że ktoś tu zwariował, albo - jak do dziś pamięta - że śni mu się jakaś wierutna bzdura. Podobnie jak inni kontrolerzy na służbie, wiedział, że taki samolot normalnie nie zabierze dość benzyny, by jej starczyło na lot powrotny. Dla pewności poprosił obserwatorów ROC, żeby jeszcze raz sprawdzili wiadomość, a na wszelki wypadek wysłał w powietrze nocnego myśliwca.
Minutę później, o 22.35, Pilot Oficer (podporucznik) William A. Cuddie - 141. Squadron stacjonujący w Ayr – wytartował w samolocie Boulton Paul Defiant (numer ewidencyjny T4040), z sierżantem Hodgem w wieżyczce strzeleckiej, aby przechwycić wrogi samolot. Dwumiejscowych Defiantów używano do zadań nocnych, albowiem operacje dzienne - jak się okazało podczas bitwy o Anglię w starciach z Messerschmittami Bf 109 - były dla nich katastrofalne. Pozostawiono je przejściowo, gdyż jednostka czekała na dostawę wyposażonych w radar Beaufighterów, a tymczasem Defianty nadspodziewanie dobrze sprawdzały się w roli myśliwców nocnych, nawet bez radaru. Były świetne w lataniu na małych wysokościach, gdy ich piloci i strzelcy wypatrywali na tle nocnego nieba, sylwetek wrogich bombowców. Cztery karabiny maszynowe typu Browning kalibru 7,7 mm, zainstalowane w wieżyczce, krótko się rozprawiały z każdym samolotem, który miał nieszczęście znaleźć się nad nimi i wystawić bezbronne podbrzusze na ogień ze wszystkich luf. W ciągu jednego tygodnia 141. Squadron zaliczył trzy Heinkle He 111 w poniedziałek, kolejne trzy we wtorek i jeszcze jednego Junkersa Ju 88 w środę. Większość z tych bombowców spadła na ziemię, co zostało udokumentowane. Natomiast dla Hessa był to najgroźniejszy odcinek na całej trasie, ponieważ byt zupełnie bezradny, nie lecąc już tuż nad ziemią. Nie przeszkodziło mu to zachwycać się pięknymi widokami - opisał wrażenia z przelotu nad zachodnim wybrzeżem Anglii - o godzinie 22.55 ujrzał tam „bajkową krainę górzystych wysp ze stromymi graniami skał, wyławianymi blaskiem księżyca z gęstniejącego mroku nocy". Musiała to być jedna z Wysp Kumbryjskich, bo meldowana trasa jego przelotu wiodła w pobliżu tych właśnie charakterystycznych punktów orientacyjnych.
Potem Hess skręcił w stronę lądu, podążając zygzakiem, a jednocześnie próbując trzymać się wiodących do Kilmarnock torów kolejowych, które mogły go doprowadzić do Dungavel, ale ziemia pod nim była już zbyt ciemna. Cuddie przez cały czas podążał za nim. Hess powiedział później księciu Hamiltonowi, że widział ten nocny myśliwiec, ale myślał, że jest to Hurricane. Paliwo już się kończyło - był już najwyższy czas na skok ze spadochronem. Hess wspiął się na wysokość około 1800 metrów, zgasił silniki i ustawił śmigła w chorągiewkę, chociaż lewy silnik ciągle jeszcze pracował i zamilkł dopiero po przymknięciu przepustnicy. Następnie otworzył nie odrzucaną osłonę kabiny, trzymającą się na zawiasach i opierającą o maszt antenowy, trzymaną tak w pozycji otwartej przez pęd powietrza. Zwolnił także mocowania dwóch bocznych szyb, tak że zawisły po obu bokach kadłuba pod kątem blisko 20 stopni. Tylko osłona stanowiska strzelca/nawigatora była odrzucana, ale Hess nie mógł sam dosięgnąć uchwytów znajdujących się w tylnej kabinie. Była godzina 23:06, upłynęło ponad pięć godzin od startu z Augsburga.
25 września 2006, 01:22 / poniedziałek
Hess próbował wygramolić się z kabiny, ale maszyna ciągle jeszcze pędziła za szybko i pęd powietrza wepchnął go z powrotem, ku jego zdziwieniu i niezadowoleniu. Znalazł się oto w wielkim niebezpieczeństwie, samolot zaczął szybko nurkować w kierunku ziemi. W tym momencie przypomniał sobie, że z nowoczesnego samolotu wyskakuje się, obracając go na plecy. W chwilowej panice ściągnął stery na siebie, robiąc pół-pętlę zamiast półbeczki, ale siła odśrodkowa spowodowała odpłynięcie krwi z mózgu, powodując chwilową utratę przytomności. Ale szczęście mu dopisywało, bo kiedy się ocknął, maszyna stała na ogonie, prawie przeciągnięta. Odepchnął się energicznie nogami i wypadł z samolotu. Gdy tylko to uczynił, maszyna w końcu przeciągnęła i widział, jak spadła ku ziemi. Pociągnął za uchwyt linki wyzwalającej i spadochron otworzył się w momencie, gdy Messerschmitt z hukiem rozbił się i stanął w płomieniach. Była godzina 23:09. Parę sekund później Hess ciężko uderzył o ziemię, a spadochron powlókł go jeszcze kawałek dalej. Wtedy po raz drugi stracił przytomność.
Dziesieć dni po przylocie
Wrażenia Hessa bezpośrednio po wylądowaniu w Szkocji najlepiej opisał on sam w liście z czerwca, adresowanym do syna: „Ocknąłem się na jakiejś niczym się nie różniącej od niemieckich łące, nie wiedząc, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Dopiero na widok rozpostartego za mną spadochronu uświadomiłem sobie, że jestem już w Szkocji, zgodnie z moim planem. Okazało się, że spadłem chyba z dziesięć metrów od drzwi wejściowych domu należącego do jakiegoś szkockiego koźlarza. Po chwili wokół mnie zgromadził się tłumek ludzi, którzy zbiegli się zewsząd zaalarmowani płomieniami buchającymi z samolotu. Gapili się na mnie ze współczuciem.
Miejscem szczęśliwego lądowania było gospodarstwo Floors Farm, położone na zachód od Eaglesham w Renfrewshire, 19 km na zachód od posesji księcia Hamiltona - Dungavel House, gdzie Hess zgodnie z planem zamierzał dotrzeć. Dom był w rzeczywistości chałupą Davida McLeana, który nie był hodowcą kóz, lecz starszym oraczem, czterdziestopięcioletnim kawalerem, mieszkającym tam ze swoją matką. Kładł się akurat spać, kiedy usłyszał warkot silnika samolotu. Po chwili zapadła dziwna cisza i McLean usłyszał głośny wybuch. Wyjrzał przez okno, spostrzegł opadający na ziemię spadochron i pospiesznie wybiegł na zewnątrz. Skoczek w tym momencie uderzył o ziemię, a wzdęta płachta spadochronu powlokła go jeszcze parę metrów dalej.
McLean pomógł mu dźwignąć się na nogi i wtedy zobaczył, że pod ubraniem pilota człowiek ten ma na sobie obcy mundur. Zapytany, czy jest Niemcem, Hess odpowiedział poprawną angielszczyzną: „Tak jest, jestem Hauptmann (kapitan) Alfred Horn. Mam ważną wiadomość dla księcia Hamiltona". (Powód, dla którego użył fałszywego nazwiska nie jest jasny, ale warto przypomnieć, że imię Alfred nosił jego brat, a Horn to nazwisko Carla Horna - ojczyma jego żony, zaś inicjały A.H. miał również Adolf Hitler).
Tymczasem mieszkaniec pobliskiej farmy, sześćdziesięcioośmioletni wówczas William Craig, pobiegł zameldować gdzie trzeba o wypadku i ściągnąć pomoc. Hess był lekko ranny i potłuczony, bolały go plecy i prawa kostka. Ten ostatni uraz przypisywał uwięzieniu stopy w uprzęży spadochronu podczas skoku, ale chyba raczej zawadził nogą o ogon nurkującego za jego plecami samolotu, co zdarzało się dość często w podobnych okolicznościach.
McLean najpierw obszukał Niemca, sprawdzając, czy nie ma broni, a następnie zabrał się do zwijania spadochronu. Potem, choć dużo drobniejszy od Hessa, dowlókł go do chaty, gdzie jego matka typowo po brytyjsku gasiła nieoczekiwane podniecenie, zajmując się przygotowywaniem dzbanka herbaty. Hess odmówił wypicia herbaty, ale poprosił o szklankę wody Gospodarze byli pod wrażeniem jego nienagannych manier, świetnie skrojonego munduru, robionego na miarę obuwia i złotego zegarka.
25 września 2006, 01:24 / poniedziałek
Wiadomość o niemieckim skoczku rozniosła się szybko. W ciągu dwóch minut od jego znalezienia z posterunku policji w Giffnock ktoś zadzwonił do dowództwa 3. batalionu Home Guard hrabstwa Renfrewshire w Clarkston. Tamci z kolei zawiadomili dyżurnych usytuowanego najbliżej Floors Farm posterunku w Picket Law. Zupełnie niezależnie dwóch oficerów Home Guard zmierzało akurat na inspekcję tego posterunku i widziało nisko lecącego Messerschmitta, wydostającego się z samolotu pilota i katastrofę maszyny. Zapamiętali też, że lotnik wyskoczył na bardzo małej wysokości. Zabrawszy ze sobą dwóch strażników z posterunku, pospieszyli w kierunku Floors Farm. Po drodze spotkali jeszcze jednego oficera Home Guard, który też wszystko widział, bo mieszkał w pobliżu i właśnie jechał na miejsce wypadku wraz z dwoma żołnierzami Królewskiej Artylerii, których zabrał z obozu wojskowego na Bonnyton Moor. Postanowili dostać się do Floors Farm różnymi drogami.
Pierwszy dotarł na miejsce oficer Home Guard z dwoma kanonierami. Hess potem twierdził, że oficer ten zjawił się na farmie w cywilnym ubraniu i - kompletnie pijany - szturchał go nieustannie w plecy rewolwerem, ponaglając do szybszego marszu na posterunek policji. Wtedy ponoć jakiś inny oficer zasugerował, że przecież powinni iść gdzie indziej, ale ten pierwszy kategorycznie zaprotestował i dźgnął Hessa rewolwerem w żołądek. W końcu uzgodnili, że pójdą do „drugiego domu"; tam jeden z Tommies dał Hessowi przyjętą przez niego z wdzięcznością butelkę mleka.
Prawda jest taka, że Hessa zabrano samochodem do siedziby Home Guard w Busby koło Glasgow, gdzie znalazł się o godzinie 0.14, już 11 maja. Nikt nie wiedział, co z nim zrobić i czy wypada go zamknąć w celi posterunku policji w Giffnock, ale po kilku telefonach wyjaśniło się, że istotnie jest ważną osobistością, poza tym odniósł obrażenia i zdradza oznaki skrajnego wyczerpania. W tej sytuacji postanowiono przewieźć go do koszar Maryhill Barracks w Glasgow. Zanim jednak przybyła stamtąd eskorta z 11. Pułku Cameronians (Strzelcy Szkoccy), Hessowi nie było dane odsapnąć ani chwili - najpierw dwaj policyjni detektywi obszukali go na okoliczność posiadania jakichś narkotyków, broni i dokumentów. Wszystkie znalezione przedmioty zabrano i dokładnie spisano. Do pomocy w przesłuchaniu ściągnięto mówiącego biegle po niemiecku urzędnika konsulatu polskiego w Glasgow, Romana Battaglię. Następnie zjawił się komendant szkockiego okręgu KOC, major Graham Donald, wraz z jednym z oficerów RAF. Ci dwaj zdążyli już obejrzeć i zbadać wrak niemieckiego samolotu oraz ustalić, że jest to „pozbawiony wyposażenia Me 110", fabrycznie nowy i bez paliwa.
Hess powiedział Donaldowi, że przybywa ze specjalną misją przekazania księciu Hamiltonowi najwyższej wagi tajnej informacji. Dodał, że przyleciał prosto z Monachium i przyznał, że zabrakło mu paliwa na powrót. Im bardziej Donald wpatrywał się w twarz dziwnego gościa, tym wyraźniej uświadamiał sobie, że ma oto do czynienia z samym Rudolfem Hessem, choć więzień z uporem twierdził, że nazywa się Alfred Horn. W swoim raporcie Donald zaznaczył: Jest on, jeśli można użyć takiego terminu w przypadku nazisty, w każdym calu dżentelmenem... Uznałem go za interesującego i całkiem sympatycznego faceta, w żadnym razie nie kojarzącego się z młodym i butnym nazistą, a wręcz przeciwnie - wygląda na oficera zajmującego wyższy szczebel w kręgach władz nazistowskich". Dopiero po tym przesłuchaniu więźnia zabrano do Maryhill Barracks i umieszczono pod zbrojną strażą w izbie chorych, gdzie w końcu doczekał się pomocy medycznej.
Trzeba przyznać, że do tego momentu Hess wypełniał swoją misję całkiem poprawnie i dopiero w obliczu piętrzących się przed nim trudności zaczął objawiać dziwne zachowanie. Być może miał zupełnie odmienną wizję sceny powitania na ziemi brytyjskiej - wyobrażał sobie bowiem, że zastuka do wrót Dungavel House i - z atencją wprowadzony przez kamerdynera - zasiądzie do rozmowy z księciem. Jednak gdyby nawet wylądował ze swoim spadochronem u samych podwoi książęcego domu, to szybko by odkrył, że gospodarza nie ma w domu, ponieważ Wing Commander (podpułkownik) - książę Hamilton i Brandon, jak i jego trzej bracia, służył czynnie w RAF i w domu bywał rzadkim gościem. Przed wojną był członkiem Directorate of Flying Training (Wydział Szkolenia Lotniczego), lecz od 30 lipca 1940 roku przejął dowództwo bazy RAF w Turnhouse (koło Edynburga), w której przebywał co najmniej od dwunastu dni.
25 września 2006, 01:26 / poniedziałek
Baza w Turnhouse mieściła dowództwo jednego z trzech sektorów 13. Grupy Myśliwskiej. Pozostałe dwa to Ouston na południu i Ayr na zachodzie. Przez ostatnie trzy dni i noce książę Hamilton nie zaznał zbyt wiele snu. Tak jak inni śledził trasę lotu Messerschmitta Hessa i zakładał, że pośród innych samolotów polujących na Hessa musiały znajdować się trzy Hurricane'y z bazy w Ouston. Były to samoloty ze świeżo sformowanego polskiego 317. Squadron, który przechodził jeszcze szkolenie w lotach nocnych i procedurach radiowych RAF, wobec czego w ogóle ich nie wysłano w kierunku intruza. Hamilton obserwował również Defianta z bazy w Ayr, który co prawda zbliżył się do wrogiej maszyny, ale nie zdołał go zestrzelić. Kiedy więc było po wszystkim, książę poszedł spać, czując ogromne zmęczenie.
Wkrótce obudzono go i wezwano do odebrania pilnego telefonu od dyżurnego kontrolera z sektora Ayr, Sąuadron Leader Hectora MacLeana, zaalarmowanego przez policję. Ci dwaj mężczyźni byli starymi przyjaciółmi, MacLean przez pewien czas służył w 602. Squadron, dowodzonym wtedy przez ówczesnego markiza Clydesdale, czyli obecnego księcia Hamiltona. MacLean dokładnie zapamiętał tę rozmowę:
- Co się tam dzieje, Hector?
- Jakiś niemiecki kapitan wyskoczył ze spadochronem z Me 110 i chce się z tobą spotkać.
- Na litość boską, czego on może ode mnie chcieć?
- Nie wiem, a mnie nie chce powiedzieć.
- Jak myślisz, co mam w związku z tym zrobić?
- Chyba powinieneś się z nim zobaczyć.
- Chyba tak zrobię.
MacLean wobec tego zameldował personelowi swojego Stanowiska Operacyjnego, że książę spotka się z więźniem, co nastąpiło dopiero 11 maja o godzinie 10.00. Książę po paru zaledwie godzinach snu przyjechał do Maryhill Barracks samochodem z Turnhouse w towarzystwie jednego z oficerów wywiadu. W King's Regulation (Królewski Regulamin) nie znalazł przepisów omawiających podobne przypadki, ale w końcu zdecydował się pójść za radą MacLeana. Po wejściu do pokoju Hessa panowie przejrzeli dokładnie jego rzeczy, w tym aparat fotograficzny Leica, zdjęcia jego samego i z synem, lekarstwa i karty wizytowe Karla i Albrechta Haushoferów. Więzień poprosił o rozmowę z księciem w cztery oczy, i jego życzeniu stało się zadość.
Hess przedstawił się prawdziwym imieniem i nazwiskiem i wyjaśnił, że miał przyjemność widzieć księcia w czasie Igrzysk Olimpijskich 1936 roku w Berlinie. Oznajmił następnie, że przybywa z misją dobrej woli o ogromnym znaczeniu dla dobra ludzkości. Hitler - stwierdził - nie chce klęski Wielkiej Brytanii, lecz przeciwnie, ma nadzieję na rychłe zakończenie zbrojnego konfliktu. Dodał też, że bezskutecznie próbował zaaranżować spotkanie z księciem w Lizbonie, za pośrednictwem Albrechta Haushofera, a także trzykrotnie już podejmował próby przedarcia się do Wielkiej Brytanii. Uważa, że książę zrozumie jego punkt widzenia, toteż pozwala sobie zasugerować mu, by „zwołał członków swojej partii w celu omówienia sprawy ze specjalnym uwzględnieniem ustalenia warunków zawarcia pokoju". Tymczasem zaś byłby wdzięczny za przybliżenie królowi sprawy jego „zwolnienia", bo przecież przybył tu nie uzbrojony i z własnej woli.
Rozmawiali głównie po angielsku, Hess zupełnie nieźle mówił w tym języku, miał tylko niejakie kłopoty ze zrozumieniem wypowiedzi rozmówcy, a Hamilton prawie wcale nie znał niemieckiego. Jedno nie ulegało wątpliwości - Hess miał bardzo małe pojęcie o funkcjonowaniu brytyjskiego systemu rządzenia krajem, zwłaszcza w czasie wojny. Wydawał się kompletnie nieświadomy tak podstawowego faktu, że w momencie wybuchu wojny powstał rząd koalicyjny, a książę Hamilton należy do tej samej partii politycznej, co Winston Churchill w okresie swojej kadencji posła w brytyjskim parlamencie. A już szczytem ignorancji było założenie, że człowiek pokroju księcia Hamiltona zechce podjąć jakąkolwiek akcję, która mogłaby przeszkodzić wysiłkowi wojennemu Wielkiej Brytanii. Książę wyjaśnił więc krótko, że nawet gdyby w tej chwili Wielka Brytania zawarła pokój z Niemcami, to nie minęłyby dwa lata i oba kraje znowu znalazłyby się w stanie wojny. Dał wyraz przekonaniu, że ma przed sobą prawdziwego Rudolfa Hessa i zaproponował, że wróci do celi z tłumaczem.
25 września 2006, 01:28 / poniedziałek
Zbulwersowany dziwaczną rozmową, książę wyruszył do Eaglesham, by w obecności towarzyszącego mu oficera wywiadu zbadać wrak samolotu Hessa, zabrał stamtąd kilka części i przyrządów, po czym obaj wrócili do Turnhouse, gdzie Hamilton zameldował się u wicemarszałka lotnictwa Johna O. Andrewsa, dowodzącego 13- Grupą Myśliwską, z oficjalną prośbą o udzielenie zgody na przekazanie ważnej informacji Ministerstwu Spraw Zagranicznych. Uzyskawszy takową, próbował następnie połączyć się ze stałym sekretarzem ministerstwa, sir Alexandrem Cadoganem, aby poprosić go o pilne spotkanie. Natknął się na jakiegoś służbistę, któremu ani w głowie było łączyć go z szefem, ale na szczęście w tym momencie do sekretariatu lorda Cadogana wszedł prywatny sekretarz premiera, Jack Colville, i bez słowa przejął od urzędnika słuchawkę.
Zgodnie z raportem Hamiltona, Colville powiedział: „Pan premier właśnie przysłał mnie do ministerstwa, gdyż wie już, że ma pan dla niego jakąś ważną informację. W tej chwili wszedłem i chciałbym usłyszeć, co pan proponuje".
Dziwnym zbiegiem okoliczności, Colville właśnie czytał popularną w tym czasie książkę Petera Fleminga pod tytułem The Flying Visit. Była to powieść sensacyjno-fantastyczna o Hitlerze lądującym ze spadochronem w Anglii w zamiarze zawarcia pokoju. Traf też chciał, że szerzyły się podówczas tajemnicze pogłoski o możliwości porwania samolotu z Hitlerem i przywiezienia go do bazy RAF w Lympne w hrabstwie Kent, czego miał dokonać jego osobisty pilot, Hans Bauer, a to z powodu rozczarowania niepowodzeniem niemieckich działań wojennych. Informacja ta nadeszła od brytyjskiego attache lotniczego w Bułgarii i wydawała się na tyle wiarygodna, że Air Vice-Marshal Artur T. Harris, który pracował w Ministerstwie Lotnictwa przed objęciem dowództwa Bomber Command (lotnictwo bombowe RAF), zaaranżował spotkanie z Traffordem Leigh-Mallorym, również wicemarszałkiem lotnictwa, dowodzącym 11. Grupą Myśliwską. Zakładano, że prywatny samolot Hitlera, Focke-Wulf Fw 200 Condor zbliży się do lotniska z wypuszczonym podwoziem. W Lympne zainstalowano dwa plutony żołnierzy jako ochronę i planowano kolejne posunięcia. Datę prawdopodobnego przylotu ustalono na 25 marca 1941 roku, a kiedy samolot nie nadleciał, przedłużono stan pogotowia do końca maja, kiedy to plan zarzucono. Colville zapewne wiedział także o tym, że i Göring nosił się z zamiarem złożenia wizyty w Anglii w końcu sierpnia 1939 roku, jak również o niemieckich próbach wszczęcia rokowań z Wielką Brytanią po upadku Francji. W swojej biografii napisał on: „Byłem pewien, że przybył albo Hitler, albo Göring". Intuicja nie zawiodła Colvilla, tylko źle mu podpowiedziała, która to osobistość nazistowskich Niemiec zagościła na ziemi brytyjskiej.
Na prośbę Hamiltona Colville zarządził niezwłoczne przydzielenie mu samochodu, który za pół godziny miał na niego czekać w bazie RAF Northolt. Hamilton wskoczył do Hurricane'a z 213. Squadron (który w tym czasie nie wykonywał zadań operacyjnych z Turnhouse, oczekując na wysłanie na pokładzie lotniskowca HMS Furious na Maltę, a stamtąd dalej do Western Desert Air Force {Lotnictwa Pustyni Zachodniej RAF} w Egipcie) i poleciał do Northolt w hrabstwie Middlesex. Jak tylko wkołował na miejsce, miejscowy pilot poinformował go, że ma lecieć dalej - do bazy RAF Kidlington w Oxfordshire. W tej sytuacji Hamilton wyłączył silnik i wyszedł, by przestudiować mapę, a tymczasem jakiś mechanik zalał silnik. Jak pisze Hamilton - „...jeśli się to zrobi, gdy silnik jeszcze jest rozgrzany, to za nic nie zapali do czasu ponownego ostygnięcia".
Hamilton musiał być wściekły z powodu tej idiotycznej zwłoki i kazał oficerowi dyżurnemu lotniska wyszukać inny samolot. Akurat był dostępny treningowy Miles Magister, i nim to poleciał do Kidlington. Wylądował tam już po zapadnięciu ciemności. Na lotnisku czekał na Hamiltona samochód, który zabrał go do Ditchley Hali, gdzie w szesnastowiecznej baronówskiej siedzibie rodowej prywatnego sekretarza parlamentarnego Ministerstwa Informacji, Ronalda Tree, Churchill spędzał weekend. Wprowadzony przez „pompatycznego i w każdym calu doskonałego" lokaja, Hamilton poczuł się, jak ostatnia łazęga, ale na szczęście pozwolono mu się odświeżyć przed dołączeniem do bawiącego w jadalni towarzystwa.