Pana kampania wyborcza to też był show i nie brakowało w nim elementów "zaczepnych", choćby pod adresem jednego z rywali - Leszka Millera.
- Było też wiele elementów merytorycznych, ale żebyście państwo o mnie usłyszeli, musiał też powstać interesujący przekaz. Zrobiłem dwadzieścia kilka konferencji prasowych, część z nich była happeningowa, a część dotyczyła poważnych problemów. I co zauważyłem? Gdy kruszyliśmy beton, czy wysyłaliśmy polityków w kosmos były tłumy dziennikarzy. A kiedy robiliśmy konferencję o osobach niepełnosprawnych czy kobietach, to nie przyszedł nikt. Przepraszam, na tę o kobietach przyszedł tylko dziennikarz Radia Gdańsk. Gdy zaprosiłem ojca trójki niepełnosprawnych dzieci, żeby porozmawiać o prawdziwych problemach, też nikt się nie pojawił. To znak, że dzieje się coś złego.
Tuż po wyborach Janusz Palikot zdradził, że Wanda Nowicka i pan otrzymaliście propozycje wejścia do rządu. To prawda?
- W obecności żony nie pyta się o kochankę, więc proszę nie tego nie robić.
Nieoficjalne informacje mówiły, że może pan zostać ministrem ds. mniejszości seksualnych.
- To plotka, bo takiego urzędu nie ma. Jest natomiast minister ds. równouprawnienia. Na pewno minister Radziszewska nie sprawowała tego urzędu najlepiej i warto się zastanowić, czy nie należy powołać osoby kompetentnej, ale to wcale to nie muszę być ja. Pracy w Sejmie mam aż nadto.
O Ryszardzie Kaliszu mówi pan, że to lewica kawiorowa, która przyjeżdża na manifestacje jaguarem. Z Januszem Palikotem nie jadł pan kawioru, czy choćby sushi?
- Ryszard Kalisz woli być na garden party w ambasadzie brytyjskiej, niż jechać w teren na spotkanie z aktywem, na które, jak twierdzi Czarzasty, trzeba zabrać wątrobę. Uważam, że szkoda czasu na SLD i warto budować szeroką formację wokół Ruchu Palikota. A sam Palikot jest osobą, która ma gest i dużo inwestuje w państwo. I najchętniej jadłby z nami kanapki w Sejmie.
Palikot ogłosił, że żałuje, iż przed laty na okładce wydawanego przez niego "Ozonu" znalazło się hasło "zakaz pedałowania". Przyjmuje pan te słowa?
- To był fatalny błąd wydawcy i całe szczęście, że Janusz Palikot tego żałuje. Jego przykład pokazuje, że z homofoba można stać się osobą tolerancyjną.
Pana okręg to dość konserwatywny teren - poza Gdynią i Słupskiem to Kaszuby, gdzie ludzie są silnie związani z tradycyjnym modelem rodziny i Kościołem. Jaką ma pan dla nich ofertę?
- Wybranie mnie do Sejmu i tak duże poparcie dla Ruchu Palikota pokazuje, że jednak to nie jest taki konserwatywny okręg. On się jednak modernizuje i myśli o nowoczesnym, różnorodnym społeczeństwie. Jestem posłem całego okręgu i zamierzam pracować dla wszystkich mieszkańców. Najbardziej przerażającą rzeczą, jaką tu napotkałem, było bezrobocie, głównie wśród ludzi młodych. Oni często nie mają pieniędzy, żeby dojeżdżać lub przenieść się do większego miasta, gdzie o pracę łatwiej. To trzeba zmienić i stworzyć mieszkańcom mniejszych miejscowości podobne warunki, jak w dużych miastach. Żeby nie było tak, że młodzi ludzie po szkole z Miastka, Człuchowa, czy Bytowa są automatycznie skazani na bezrobocie. Złożyłem przysięgę, że 9 października każdego roku będę przedstawiał raport z mojej pracy i prezentował pomysły na kolejne 12 miesięcy. Słowa dotrzymam.
odnośnik