R. Gilewicz: Najgorsze boisko od powrotu do Polski
30 marca 2008
- Gdańsk to trudny teren, ale klasowe drużyny prowadząc 1:0 powinny dowozić zwycięstwo do końca - powiedział po porażce z Lechią Radosław Gilewicz, napastnik Polonii.
- Popełniliśmy błąd, zbyt daleko cofnęliśmy się do tyłu i "zaprosiliśmy" rywala, który grał długie piłki do przodu. Po dwóch naszych błędach, strzelili dwie bramki.
- Asystę przy moim golu zaliczył Grzegorz Wędzyński, który wbrew pozorom nie strzelał, a podawał piłkę do mnie. Obaj na siebie spojrzeliśmy, a dodatkowo piłkę lekko musnął któryś z zawodników gospodarzy. To, że piłka do mnie trafiła, nie było dziełem przypadku. Co innego gdyby Grzesiek uderzał, ale podanie zawsze jest zamierzone.
- Nie będę się tłumaczył, że brakowało nam tego, bądź tego zawodnika. Mówiłem już przed meczem, że wydaje mi się, że mamy na tyle klasową drużynę, że prowadząc 1:0 powinniśmy dowieźć zwycięstwo do końca meczu. Poza błędami, o których mówiłem wcześniej, nie umieliśmy także utrzymać się przy piłce, w nasze poczynania wkradła się nerwowość. To jest jeden z głównych powodów porażki.
- Strzelona przeze mnie bramka, to był nasz pierwszy celny strzał na bramkę Lechii, ale gra się efektywnie. Jest mnóstwo przykładów ekip, które próbują grać z kontry, mają jedną sytuację i ją wykorzystują. To jest indywidualna klasa drużyny, w tym wypadku naszej, i należy to docenić, a nie mówić o przypadku.
- Faktem jest, że zrobiliśmy zbyt mało, by wygrać i zostaliśmy za to ukarani. Trzeba jednak obiektywnie powiedzieć, że Lechia zasłużyła na zwycięstwo, bo myśmy zaprosili ją do ataków. Jeśli gramy o najwyższe cele, o awans, to nie mamy prawa robić takich rzeczy.
- Takie mecze jak ten w Gdańsku, to moim zdaniem najlepsze mecze. Fajna publiczność, dziesięć tysięcy widzów, szkoda, że sami nie stanęliśmy na wysokości zadania i przegraliśmy go.
- Podejmując jeszcze temat korupcji. Z mojego punktu widzenia, cieszę się, że nie było mnie w kraju przez 14 lat. Wszystkie tytuły i inne sprawy mnie nie dotyczyły, bo nie miałem z nimi nic wspólnego. Poznaję to będąc z boku. Jest to przerażające, ale co zrobić...
Gilewicz odniósł się także do swoich słów, które kilka miesięcy temu wypowiedział udzialając wywiadu Gazecie Wyborczej, że po paru meczach w polskiej II lidze był pokopany bardziej niż przez cały sezon ligi austriackiej. - Powiem tak: nie szukam usprawiedliwienia, ale boisko było w katastrofalnym stanie. Murawa do grania w piłkę była w tym meczu największym przeciwnikiem obu drużyn.
- Odkąd wróciłem do Polski, to było najgorsze II-ligowe boisko na jakim grałem. Mam nadzieję, że Lechia zrobi z nim porządek, bo wstydem byłoby grać w ekstraklasie na tej płycie. W niedzielę kopaniny nie było, bo w takich meczach jeden drugiego szanuje. Było kilka brutalnych fauli, ale bez tego się nie obejdzie. To jest druga liga - zakończył jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy II ligi.
REKLAMA