Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024
AKTUALNOŚCI

M. Bąk: Niegrzeczne dzieciaki na stadionie Bałtyku

5 października 2008

W piątkowych derbach w barwach Lechii zagrał jeden piłkarz, który broni barw gdańskiego klubu od czasów, gdy ten występował jeszcze w A-klasie. To Mateusz Bąk.

Mateusz, piątkowy mecz był chyba dla ciebie wyjątkowy? Co czujesz po zwycięstwie w Gdyni?

- Chyba dla wszystkich ten mecz był wyjątkowy. Na zwycięstwo w Gdyni czekaliśmy 11 lat. Poza tym były to pierwsze derby na poziomie ekstraklasy. Dodatkowo było to pierwsze nasze zwycięstwo na wyjeździe w tym sezonie i to jeszcze na gdyńskim stadionie. Te okoliczności zwiększają wagę tego zwycięstwa i cieszą wszystkich piłkarzy. Ja nie rozpatruję meczów w kategoriach jednostkowych, indywidualnych. Że ktoś podał lepiej, a ktoś gorzej, ktoś złapał, ktoś strzelił... Ja bym chciał, żebyśmy cieszyli się z tego zwycięstwa wszyscy razem. Piłkarze, kibice, cała biało-zielona rodzina. Bo to jest powód do dumy i chwały przynajmniej do momentu następnych derbów.

Zdążycie ochłonąć po tym zwycięstwie do wtorkowego meczu z Jagiellonią w Pucharze Polski?

- Dobrze, że najbliższy mecz jest we wtorek. Szkoda, że nie ma ligi za tydzień, bo jest przerwa reprezentacyjna, bo na takiej fali uniesień można by było zagrać kolejne mecze.

Piątkowy mecz z jednej strony był wyjątkowy - były to w końcu pierwsze derby Trójmiasta w ekstraklasie. Z drugiej strony oglądało je najmniej kibiców w historii, w tym żadnego fana Lechii. Czy dało się w pełni odczuć atmosferę derbów w tych okolicznościach?

- Kiedy wychodzimy na boisko, to jesteśmy skupieni tylko na meczu. Każdy jest skoncentrowany na piłce. Głośno na stadionie było, poza tym wielki balon atmosfery był pompowany sporo przed meczem. Po meczu z kolei, już w godzinach nocnych była wielka radość nasza i kibiców pod szatniami na Traugutta. To było coś niesamowitego, byliśmy zaskoczeni. Mimo tak ograniczonej liczby widzów na stadionie dało się odczuć atmosferę derbów. Zwłaszcza przed północą, kiedy zobaczyliśmy fetujące to zwycięstwo tłumy kibiców pod naszymi szatniami, odczuliśmy, ze dokonaliśmy czegoś wyjątkowego.

Spodziewaliście się, że tylu fanów przyszykuje wam takie przywitanie w godzinach nocnych?

- Będąc w szatni w Gdyni dostałem już telefon, że kibice zaczynają się zjeżdżać. Przekazałem tą informację chłopakom, byliśmy więc na to już trochę przygotowani przed przyjazdem na Traugutta. Naprawdę fajna inicjatywa. W sytuacji, kiedy nie mogli być z nami, a niektórzy może w ogóle nie mieli okazji obejrzeć meczu, bo wiadomo, że transmitowany był na paśmie kodowanym, to super, że przyszli z nami świętować zwycięstwo.

Jak odbierasz zachowanie kibiców Arki? Czy ich wyzwiska i przekleństwa dodatkowo was mobilizowały?

- To było normalne. Tego trzeba było się spodziewać, że nasłuchamy się wielu ciekawych epitetów z ich strony przed, czy w trakcie meczu. Było też kilka nieładnych zachowań. Bodajże Andrzej Rybski dostał jabłkiem w głowę. oprócz tego gdzieś obok rozgrzewających się rezerwowych wybuchła petarda...

Nie wiesz, czy obserwator meczu odnotował te zdarzenia?

- Nie wiem, dlatego mówię to teraz, żeby zostało to gdzieś odnotowane. Żenujące też było, że około 11-letnie dziecko kiwa się z Andrzejem, nie chce oddać mu piłki. Jeśli od tak młodego wieku uczy się tam takich rzeczy na stadionie Bałtyku w Gdyni, to można się spodziewać i wysnuć łatwe wnioski, co będzie się działo z takimi dzieciakami później. No nieładne rzeczy. Dzieciaki nie powinny takich rzeczy robić. Takie zachowania trochę nas jednak zmobilizowały, bo chcieliśmy oddać im za to takiego prztyczka w nos. Zresztą w 96 minucie, kiedy rozległ się końcowy gwizdek, puściły nam nerwy, wyszły emocje i w efekcie wielkiej radości odwróciliśmy się do kibiców i pokazaliśmy herb Lechii Gdańsk na sercu. Pokazaliśmy im, kto jest górą w Trójmieście. To był właśnie ten prztyczek w nos.

Co sądzisz o koszulkach z napisem "TRZYSTU", jakie założyliście przed meczem?

- To było związane z tym bojkotem, który wystosowali kibice. Podejrzewam, że wiele zespołów w Polsce, przyjęłoby tyle wejściówek, pojechałoby w trzystu. Nasi kibice pokazali wielki charakter, pokazali jakąś jedność decyzji. Jeśli umawiamy się na sześćset wejściówek, to obie strony powinny dotrzymać obietnicy. A jeśli jedna strona nie dotrzymuje słowa, to my nie będziemy się godzić na ich warunki i nie pojedziemy w ogóle. Słowa uznania dla kibiców Lechii.
(mik / lechia.gda.pl) 5 października 2008, 12:36
REKLAMA
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.031