Lechio – nie tak to miało wyglądać
20 lipca 2015
Czyli kilka wniosków po inauguracji sezonu ligowego.
Ariel Borysiuk nie jest stoperem, a Daniel Łukasik nie jest Arielem Borysiukiem
Ariel Borysiuk nie popełniał większych błędów, ale ewidentnie marnował się na pozycji stopera. Nie mógł napierać na przeciwników i odbierać im piłkę od razu po stracie któregoś z kolegów. Gdyby spróbował – powstałaby dziura z tyłu, a nikt by go nie zaasekurował. Nie mógł tak grać, gdyż został wystawiony w obronie, a tam jest się bardzo przywiązanym do pozycji. Nie mógł prezentować swoich firmowych dalekich podań tak często jak zwykle, gdyż grając w obronie był ustawiony głębiej. Ewidentnie dusił się grając na środku obrony. Mamy nadzieję, że już w kolejnym meczu wróci na swoją nominalna pozycję. To właśnie dzięki grze w środku pomocy został powołany do reprezentacji.
Daniel Łukasik kompletnie zawiódł w tym meczu. Wyglądał na zaspanego i nie czytał gry. Nie umiał tak jak Borysiuk przewidywać gry, dobrze się ustawiać i odbierać piłkę. Jego dalekie podania odbiegały jakościowo od tych, z których słynie Ariel. Po raz kolejny irytował kibiców jedną rzeczą – 3/4 jego zagrań skierowanych było do tyłu. Tak nie można grać. W taki sposób nie da się gonić wyniku. Chyba możemy wymagać od środkowego pomocnika na poziomie Ekstraklasy, a Daniel przecież jeszcze niedawno mówił, że wciąż marzy o reprezentacji, aby ten umiał przyspieszyć grę zespołu. Przykro nam to stwierdzić, ale w piątek Daniel był wręcz hamulcowym.
Za podsumowanie gry Borysiuka i Łukasika niech posłuży następujące stwierdzenie, z którym się w stu procentach zgadzamy – „Borysiuk lepiej rozgrywał ze środka obrony niż Łukasik ze środka pomocy”.
Adam Buksa – to ma być to objawienie?
Przez cały okres przygotowawczy słyszeliśmy, że Adam Buksa ma być objawieniem tego sezonu ligowego, że nastrzela mnóstwo bramek i będzie gwiazdą. Od razu na wstępie zaznaczymy – nie skreślamy go po jednym meczu, bo to byłoby skrajną głupotą, ale mamy swoje zdanie na jego temat. Adam na pewno dostanie jeszcze sporo szans na zaprezentowanie się, wszak cały sezon przed nami. Zgadzamy się, że to on, jako jedyny był w stanie oddać celny strzał, lecz swoimi próbami nie zagroził poważnie bramce Cracovii. Poza tym miał problemy z przyjęciem piłki, nie wspominając już o walce fizycznej z przeciwnikami. Na tym polu był jak nastolatek posłany do walki w wadze ciężkiej. Powiemy krótko – w poważnej zachodniej lidze, młody piłkarz, który wychodzi na mecz w pierwszym składzie i notuje taki występ ląduje na ławce rezerwowych w kolejnym spotkaniu.
Jakub Wawrzyniak
Postanowiliśmy poświęcić mu oddzielny akapit, gdyż zmartwiła i zaszokowała nas jego postawa. Przykro nam to przyznać, ale w piątek zaprezentował się, jak ten Wawrzyniak z internetowych memów, z którego wszyscy sobie żartują. Wyglądał jakby kompletnie nie dojechał na mecz. W obronie był zaspany, zagubiony i popełniał błędy. Wystarczy spojrzeć na sytuację bramkową Cracovii. To właśnie Kuba zgubił krycie, a Polczak to wykorzystał. W innej sytuacji chciał spokojnie się zastawić i wybić piłkę a oddał ją przeciwnikowi pod własnym polem karnym. W ataku nie było go w ogóle. Nawet nie starał się pomóc kolegom w ofensywie. Mamy nadzieję, że to tylko jednorazowy tak słaby mecz, gdyż nie chcielibyśmy, aby cytowana była znana fraza – „Grajcie na Wawrzyniaka…”
Kilka słów do trenera Jerzego Brzęczka
Niestety, ale na nim też spoczywa część winy za porażkę. Postaramy się krótko przedstawić nasze obserwacje.
Ławka rezerwowych: Przed meczem niemal nas zamurowało, gdy spojrzeliśmy na ławkę rezerwowych. Znaleźli się na niej: Budziłek, Maloca, Leković, Dźwigała, Stolarski, Wiśniewski i Makuszewski. Zaledwie dwóch zawodników ofensywnych! Nasunęło nam się pytanie – gdzie są: Pawłowski, Kazlauskas, czy Haraslin. Gdyby Lechia wygrała zapewne w ogóle byśmy się na ten temat nie rozwodzili, ale niestety Biało-Zieloni polegli. W końcowych fragmentach meczu, gdy normalnie rozpaczliwie goni się wynik na boisku zameldował się Nikola Leković – obrońca! Dlaczego? Ponieważ trener nie miał już nikogo z ofensywnych piłkarzy na ławce. W takim razie nasze pytanie – po co w okresie przygotowawczym tyle szans dostawali Pawłowski, czy Kazlauskas? Dlaczego Lechia pozbyła się Grzelczaka, a zakontraktowała Haraslina? Czy naprawdę, nikt z tej trójki nie mógł znaleźć się na ławce rezerwowych, aby wejść na boisko przy tym niekorzystnym wyniku? Grzelczak, o którym wspomnieliśmy w niedzielę strzelił bramkę dla Jagiellonii. Trener sam siebie pozbawił pola manewru.
Gra ofensywna: Nie da się powiedzieć nic pozytywnego o tej formacji Lechii. Zacznijmy od najgłębiej ustawionego jej członka. Stojan Vranjes przypominał siebie sprzed roku, zaspany, źle ustawiający się, mało aktywny – to nie był Stojan z wiosny. Stojan z wiosny często podchodził pod własne pole karne po piłkę, potrafił dobrze ją rozegrać, wygrać pojedynek, dośrodkować, czy oddać groźny strzał. W piątek nie zaobserwowaliśmy żadnego elementu. Sebastian Mila też sprawiał wrażenie nieobecnego. Jego dośrodkowania ze stałych fragmentów były katastrofalne. Przeciętny kibic mógłby dać radę tak samo kopnąć. Nie brał na siebie gry, nawet nie próbował posyłać prostopadłych podań. W końcówce meczu oddychał już rękawami, lecz jak wcześniej wspomnieliśmy brakowało alternatywy na ławce rezerwowych. Wszyscy skrzydłowi (Mak i Nazario, a potem Makuszewski) sprawiali wrażenie, jakby na niczym im nie zależało. W ataku wybierali najprostsze środki, a do obrony nie chciało im się wracać. O Adamie Buksie już pisaliśmy, więc nie będziemy się powtarzać. Nasze pytanie do trenera jest następujące – co drużyna robiła w okresie przygotowawczym? Jaka gra była ćwiczona? Jakie schematy rozegrania były wdrażane? Czy trenowane były w ogóle stałe fragmenty gry? W meczu z Cracovią nic nie funkcjonowało prawidłowo.
Gra defensywna: Wiosną było o tym głośno. Wszyscy mówili o znaczącej poprawie w tym aspekcie gry. Sami również chwaliliśmy tą formację. Pod koniec sezonu kontuzji doznał Gerson i wróci do gry dopiero we wrześniu. Niewytłumaczalne jest to, jak brak jednego zawodnika może wpłynąć na całą formację. Wszyscy obrońcy byli zagubieni, źle się ustawiali, a Cracovia dochodziła do sytuacji. W okresie przygotowawczym z drużyna było dwóch stoperów: Damian Garbacik i Tiago Valente. Potem dołączył także Mario Maloca. Ten pierwszy został wypożyczony do Chojniczanki, ale reszta została, a na środku obrony grał Borysiuk! Gdzie w tym logika? Czy nie można było przez miesiąc lepiej przygotować formację defensywną? Naszym zdaniem można było.
Kilka słów do drużyny
„Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw, czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od Was ambitnej i nieustępliwej walki” – tak kiedyś powiedział legendarny zawodnik Wisły Kraków, Henryk Reymann. Dlaczego umieszczamy tu ten cytat? Dlatego, ze po meczu wśród kibiców dało się usłyszeć głosy o braku ambicji, o odpuszczeniu meczu. Nam też brakowało w piątek walki i sportowej złości po straconej bramce. Przez większość meczu piłkarzom się nie spieszyło, grali spokojnie, jakby prowadzili. A tymczasem na tablicy widniał wynik: Lechia Cracovia 0:1. Kilkukrotnie rzucało nam się w oczy jak wolno zawodnicy reagowali po stracie piłki. W ogóle im się ni spieszyło, aby wrócić i o nią powalczyć. W końcówce meczu zamiast rozpaczliwie walczyć, chociaż o jeden punkt w ataku brakowało alternatyw do gry. Co z tego, że skrzydłowy miał piłkę skoro nie miał, co z nią zrobić, bo nikt nie przyszedł mu pomóc? Pod koniec meczu w jedną i drugą stronę biegał jeden piłkarz – Piotr Wiśniewski, lecz nic z tego nie wynikło, bo nie miał wsparcia.
Na sam koniec podkreślamy – w żadnym wypadku nie oceniamy i nie podsumowujemy letnich przygotowań, jakości piłkarskiej drużyny, czy trenerskich umiejętności Jerzego Brzęczka na podstawie jednego meczu. Byłoby to szczytem głupoty. Dostrzegamy jednak niepokojące sygnały i wolimy od razu je nagłośnić. Po to, aby od razu była możliwość poprawy. Najbliższa okazja już w sobotę w Poznaniu.
REKLAMA