Wydawało się, że zatrudnienie trenera Thomasa von Heesena to dobre dla pana rozwiązanie.
A ja uznałem, że wręcz rewelacyjne, skoro wracam z Niemiec i zastanę w nowym klubie niemieckiego trenera. Wiedziałem, że nie będę miał problemów, by się z nim porozumieć, pomyślałem, że grę oprze na mnie...
I co się stało?
Nie wiem, nie chcę go krytykować. Ale odstawianie od składu mnie, Wawrzyniaka czy Mili to nie były trafione decyzje. Powiedział w jakimś wywiadzie, że w Lechii to on jako pierwszy pokazał, co to jest pressing.
Jakby miał do czynienia z dziećmi.
Raczej z debilami.
„Rozczarował mnie Peszko. Spodziewałem się po nim więcej”. „Reprezentantowi nie przystoi tak grać, nie wiem, co się z nim dzieje” – mówił na konferencjach prasowych. Czemu wziął sobie pana na cel?
Nie wiem. Pytanie, co mu to dało? Dla mnie prawdziwy trener przychodzi do piłkarza po meczu i mówi, co było źle i co należy poprawić, a dziennikarzom opowiada, że zawodnik może i miał słabszy dzień, ale wciąż w niego wierzy. Byłem zdziwiony tym, co się działo, bo poznałem niemiecką szkołę. W Bundeslidze jak mnie trener skrytykował to w szatni, przy drużynie.
Cały artykuł